Wczesnym rankiem, popijając herbatkę, gdy w Magicznym Domku jest cicho i spokojnie, piszę Wam "Marysiowy" post, czyli o tematyce dziecięcej. Wiem kochani, że część z Was takie posty mogą kompletnie nie interesować, ale faktem jest, że spora cześć czytelników pyta regularnie co u nas słychać. Jak przebiegał poród, jak sobie radzimy, jak Marysię przyjęły nasze zwierzaki itp. Przyznam się Wam, że napisałam już 3 posty na ten temat!
O porodzie po porodzie pisałam jak oszalała niemalże z detalami! :) Tak buzowały we mnie hormony i było to tak niewiarygodne przeżycie, że był to referat niczym praca doktorska! :) Potem zaczęłam pisać o tym jak to jest z miesięcznym noworodkiem i miałam zamiar pisać tak co miesiąc, opisując z niesamowitą dokładnością co nas zaskoczyło i co spotkało na różnych etapach naszej wspólnej przygody. Potem chciałam w jednym poście odpowiedzieć na różne Wasze pytania, które napływają niemalże codziennie. Jednak trzy razy coś mnie powstrzymywało.
I kochani nawet nie była to kwestia intymności (bo zawsze przecież piszę tyle, ile jestem wstanie w zgodzie ze sobą napisać- nie mniej, nie więcej).
Myślę, że dotarło do mnie to, że jestem osobą wszechwiedzącą (no prawie), nieomylną (no prawie), jestem wręcz nadzwyczajnym ekspertem... ale jednego dziecka. :)
Mojej kochanej Marysi.
Nie ma dwóch identycznych dzieci, nie ma dwóch identycznym porodów, nie ma dwój identycznych poglądów na rodzicielstwo. I nawet jeśli jest osoba posiada 5 czy 10 dzieci, to może wypowiedzieć się na temat tych konkretnych 10 dzieciaków. Może mieć pojęcie, może większe doświadczenie, ale nie wie wszystkiego o wszystkich innych dzieciach na całym świcie.
Niestety zauważyłam, że temat dzieci wzbudza bardzo duże emocje w cyberprzestrzeni (i nie tylko) i pseudo ekspertów na temat każdego dziecka jest więcej niż samych dzieci. :) Obiecałam sobie, że nigdy nie będę oceniać innych rodziców oraz radzić, gdy tej rady nie potrzebują.
Oczywiście co innego jest rozmawianie na tematy dziecięce (no i proszę okazało się, że są to tematy niezwykle dla mnie interesujące! :P ), zbieranie różnych doświadczeń i opinii, by potem w zgodzie z własną intuicją przenieść to na własne życie rodzinne.
Myślę jednak, że te lekkie tematy dziecięce będą poruszane, bo przecież nieuchronne jest to, że w Magicznym Domku to temat numer jeden. :) A odpowiedzi na Wasze pytania będą gdzieś się pojawiać miedzy słowami na blogu czy instagramie.
Dziś zupełnie subiektywnie chcę podzielić się z Wami opinią na temat niemowlęcych zabawek w pierwszym okresie życia (0-6 miesięcy).
Odkąd pojawiła się Marysia widzę i jestem zdumiona jak rozwinięty jest przemysł dziecięcy. Ilość zabawek jest zatrważająca!
Jednak obserwując Marysię, mogę powiedzieć Wam jedno, nie przesadzajcie! Dajmy dzieciom przywiązać się do paru zabawek. Jeśli zostaną zarzucone całą stertą, z pewnością wprowadzimy w ich życie chaos i zbyt dużą dawkę bodźców zewnętrznych. Oczywiście to nie jest tak, że my okazaliśmy się wzorowymi minimalistami, bo oczywiście, że kupiliśmy parę zbędnych rzeczy nie mając jeszcze doświadczenia. Ale brnąc w materialny świat maluchów coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że mniej znaczy więcej. Postaram się co jakiś czas napisać posta o tej tematyce.
Myślę, że optymalnym rozwiązaniem jest posiadanie jednej zabawki z jednego gatunku. Zabawki w pierwszym okresie życia niemowlaka mają rozwijać jego zmysły i zdolności ruchowe. Umówmy się, że w 2 pierwszych miesiącach dzidziuś nie potrzebuje niczego oprócz snu, jedzenia i bliskości rodziców. Rozwija się szybciej poprzez zabawy personalne. Więcej pożytku dadzą powtarzające się zabawy a-kuku, zakrywanie pieluszką i odkrywanie, mówienie, śpiewanie, przytulanie. Materialny świat dziecko odkrywa w okolicach 3 miesiąca. I tu podkreślam, dajmy oswajać się z zabawkami stopniowo.
Na samym początku sprawdzają się zabawki, które łatwo można utrzymać w rączkach. Idealne są przytulanki (takie małe, płaskie kawałki materiału) oraz ażurowe kule, które magicznym trafem zawsze zahaczą się o nieskoordynowane jeszcze paluszki dziecka.
Taki maluszek na samym początku widzi kontrasty, tak wiec góra dwie czarno-białe czy czarno-żółte książeczki wystarczą. Jedna zabawka grająca i świecąca - np. grające pianino. Nie mówię o pozytywach czy karuzeli, która w naszym przypadku sprawdziła się (od 3 miesiąca) do wypracowania nawyku zasypiania a teraz jest dla Marysi bardzo lubianą do obserwowania i ciągnięcia atrakcją. :)
Jeden potwór ;) (my mamy ośmiornice) z szeleszczącymi odnogami i różnymi atrakcjami dla zmysłów (różne kolory, faktury, doczepiane elementy). Ukochany Misio do tarmoszenia (polecam póki co z materiału, który można sobie bezkarnie ciućkać, bo na pluszowe przyjdzie jeszcze czas a do gryzienia są takie sobie :P). A jeśli chodzi o gryzaki, to oprócz typowych idealna okazała się żyrafka Sophie. I mimo, że na początku myślałam, że to wiele hałasu o nic, to dzięki temu, że Marysia dostała ją w prezencie, mogę się przekonać jak bardzo się maluchom podoba. Jej zróżnicowana faktura daje ulgę dziąsłom a różne kształty (a to osobno pyszczek, a tu ucho czy kopytko) są idealne do poznawanie świata ustami (paszczurami :P) ).
Od lewej góry: proste, grające (na dotyk lub potrząsanie) pianinko Fisher Price, Pan Mis z materiału z miłym dla ucha dzwoneczkiem Mamas & Papas, miękka książeczka z rożnymi fakturami IKEA, żyrafka gryzak Sophie, książeczki z serii Oczami Maluszka, pszczółka Skip Hop.
trzy gryzaki (nieznana firma), pszczółka grzechotka z dzwoneczkiem Fisher Price, wielofunkcyjna ośmiornica LAMAZE, materiałowy piesek rudasek Peace & Love, piesek materiałowy z metkami TKMaxx, piłeczka Moulin Roty
Póki co taki zestaw nam w zupełności wystarcza. Marysia posiada jeszcze matę edukacyjną i kilka dodatkowych zabawek, które odziedziczyła po Stefci, które przydadzą się w późniejszych miesiącach. I naprawdę nie czujemy potrzeby kupowania nowych rzeczy. Dzięki temu na widok znajomej zabawki, Marysia się ożywia i raduje. :)
Oczywiście każde dziecko jest inne i będzie miało inne preferencje. Ale głównym celem dzisiejszego posta jest przekonanie Was, że nie trzeba wydawać fortuny na zabawki dla niemowlaka. Zbawmy nasze dzieci od tego panującego nadmiaru i nie przygniatajmy ich stertą gadżetów.
Trzeba też brać pod uwagę to, że rodzina i przyjaciele będą rozpieszczać dzieciaki, dlatego też i u nas na regaliku jest parę pluszaków z tej okazji. Nie można popadać w skrajności, ale trzeba się mieć na baczności. :) A jeśli chodzi o umiar, to czasami sprawdza się zasada, że mniej, ale lepszej jakości. Lepiej kupić jedną zabawkę, która się nie zepsuje, niż trzy tańsze w tej samej cenie. Ostatnio ten tok myślenia wdrażam we wszystkie strefy życia.
O tym, że nie wszystko co dostępne na rynku się sprawdza i jest potrzebne przekonałam się na przykładzie kompletowania wyprawki. Ale o tym pewnie innym razem...
Do napisania kochani!