22 stycznia 2018

Cisza Na Morzu

Każdy z nas ma jakąś wersje samych siebie, którą najbardziej w sobie lubi. Gdy ją w sobie odkryje, stara się do niej cały czas powrócić. Bo do tych momentów, w których w swoim ja czujemy się jak ryba w wodzie, tęsknimy najbardziej. Tęsknimy bo ta nasza wersja, pomimo iż realna i prawdziwa, często przed nami ucieka. Jednak w życiu nie chodzi o to by być doskonałym, a raczej o to, by nie przestawać się starać tą najlepszą wersję siebie dogonić. I chociaż z biegiem lat już wiem, że pewnych rzeczy się nie przeskoczy, pewnych zdarzeń nie cofnie lub nie uniknie, to już z pewnością nikt nie jest w stanie zadowolić wszystkich. Takie przemyślenia nasuwają mi się przez plagę, która nas ogarnęła czyli nieustanne ocenianie innych ludzi. Cokolwiek ktoś mówi, robi to w kontekście drugiej osoby, porównując daną sytuację z samym sobą. Najczęściej ocena pada krytyczna, bo przecież trzeba się jakość podbudować słabością drugiej osoby. A ja sobie myślę, że gdyby tak przestać się nawzajem oceniać oraz przejmować opinią drugiej osoby, tylko starać się żyć po swojemu dążąc do najlepszej wersji siebie, może ten świat trochę by się odmienił. Gdyby tak na chwilę, skupić się na samym sobie i z myślą wielkiego mędrca "zacząć zmianę świata od siebie"?

Wybaczcie kochani za ten dziwny wstęp do dzisiejszego posta ;) ale ostatnio jestem po prostu...zmęczona i robię sobie małe wakacje. Winna jestem Wam wytłumaczenie dlaczego mniej bywam na blogu (oczywiście tylko chwilowo!). 
Za nami bardzo zwariowany okres, który z dnia na dzień zmienił się w miesiące. I chociaż ja ze wszystkich sił staram się żyć spokojniej, to suma różnych zdarzeń (niekoniecznie negatywnych!) wypłukała ze mnie ostatnią energię a wraz z nią wiarę w ludzi i anielską cierpliwość. Było kilka kumulacji zdarzeń, z którymi nie mogłam sobie emocjonalnie poradzić. I chociaż wiem, że hormony i nieprzespane noce robią swoje, to dla mnie nie są absolutnie problemem. Zdałam sobie sprawę, że na tym etapie życia, nadmiar bodźców zewnętrznych działa na mnie destrukcyjnie. Czułam się obciążona natłokiem informacji, ciągłą próbą sprostania wymaganiom innych i robieniem tysiąc rzeczy na raz. Tak bardzo zatęskniłam za spokojem, prostą rozmową, zwykłymi małymi czynnościami jak czytanie książki czy zimowym spacerem. Nie chcę słuchać złych wiadomości w telewizji, negatywnych rozmów czy komentarzy na temat osób trzecich, wolę w tej chwili zajrzeć w głąb siebie i zastanowić się co czyni mnie szczęśliwszą i lepszą dla siebie samej i najbliższych mi osób. Gdy przychodzi we mnie potrzeba wewnętrznego oddechu stosuje najprostsze techniki, które pomagają mi odpocząć i przeprowadzić wewnętrzny dialog.

1. Priorytety

Choć to wydaje się być oczywiste, wiele ludzi ma jednak problem z określeniem swoich prawdziwych priorytetów, a to dlatego, że chcieliby "mieć" kilka rzeczy na raz. Nie da się w równym stopniu oddać w pełni wielu dziedzinom życia. I albo dokonujemy wyboru, albo może się okazać, że przez rozbieżność celów, możemy nie spełniać się w żadnej dziedzinie i w niczym tak naprawdę nie być dobrym.
Na tym etapie mojego życia najważniejsza jest dla mnie rodzina i wychowanie dziewczynek. Tego okresu nikt mi nigdy nie zwróci, więc jest dla mnie na wagę złota. I nie chodzi mi tylko o kwestię zawodową, ale również o dysponowanie czasem wolnym. Nawet najlepsza impreza czy najciekawszy wyjazd nie będzie dla mnie atrakcyjny jeśli będzie bez reszty załogi Magicznego Domku. Często robimy coś co ma uszczęśliwić innych, a przez to nie jesteśmy do końca sobą. Dlatego trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, co akurat teraz jest dla nas najważniejsze oraz liczyć się z tym, że z czegoś będzie trzeba w jakimś stopniu zrezygnować, co nie przez każdego z naszego otoczenia może być zrozumiałe.

2. Ład i porządek

Chociaż porządki to zajęcie fizyczne, uważam, że mają terapeutyczną moc. Ja, gdy potrzebuję dokopać się do swoich najgłębszych myśli skupiam się na porządkach (np. w szafie) lub staram się usprawnić funkcjonowanie domu (np. przez przemeblowanie), tak by przystosować dom do aktualnych potrzeb. W poukładanej przestrzeni lepiej się myśli i wrasta kreatywność. Uwierzycie, gdy zastosujecie tą metodę na swoim biurku. Często już w trakcie porządków można wpaść na genialny pomysł lub rozwiązanie problemu.

3. Zdrowie

O zdrowiu zostało powiedziane chyba już wszystko, a często paradoksalnie dopiero jak chorujemy, to zaczynamy o nim poważniej myśleć. Jeśli chcemy być najlepszą wersją siebie, to musimy o siebie zadbać! Od pewnego czasu zmieniło się we mnie podejście do diet i sportu. Kiedyś była to głównie droga do lepszej sylwetki i szybkiego chudnięcia. Teraz po sposobie odżywiania, widzę zmianę w zachowaniu ludzi. Sama, gdy mam okresy, że jem gorzej, widzę, że jestem wtedy mniej...szczęśliwa. Miewam koszmary, czuję się ociężała i zła na siebie. Dlatego chcę jeść zdrowo, by czuć się dobrze ze sobą. Nie dla mnie więc drastyczne diety, które z kalorycznego banana robią problem, ale zwykła zbilansowana dieta oraz unikanie niezdrowej żywności - dla ogólnego wyglądu, ale przede wszystkim dla lepszego samopoczucia psychicznego.
Kiedyś miewałam również problemy z regularnym sportem, bo bardzo szybko traciłam motywację. Niestety jeśli oparta jest tylko na chęci schudnięcia, u większości osób kończy się niepowodzeniem. Po drugiej ciąży zaczęłam regularnie jeździć konno, ciesząc się, że wróciłam do pasji sprzed lat oraz tym, że na nowo odbudowuje kondycję (która przy dwójce dzieci musi być na przyzwoitym poziomie!). ;) To jaką daje mi to przyjemność jest nie do opisania. I chociaż na tym etapie życia uprawianie sportu wymaga sporej organizacji, to ta godzina tygodniowo czy dwie należą się mojemu zdrowiu jeszcze bardziej niż przedtem, bo muszę być zdrowa dla swoich bliskich.
Warto też wsłuchać się w swój organizm, gdy zdrowie szwankuje po bardzo aktywnym czasie. Często jest to znak, by zwolnić i zmienić coś w swoim życiu.

4. Akceptacja

Jak my mamy mało akceptacji dla siebie! Jak analizuję swoje życie, to niezależnie ile bym ważyła (a i bywały okresy wagi idealnej ;) ) to nigdy nie byłam wystarczająco z siebie zadowolona. W pewnym sensie zmieniło się coś we mnie po urodzeniu dzieci. Mam dla siebie więcej akceptacji, pozwolenia na to, że nie muszę być idealna, a skupianie się tylko na wyglądzie uważam za zbyt płytkie. Nie oznacza to, że nie chce dobrze wyglądać. Staram się dbać o siebie, na tyle ile mogę w tym momencie. Nie będę się katować dietami, ale też nie będę bezczynnie siedzieć na kanapie. Nie będę przejmować się każdą pojawiającą się w przyszłości zmarszczką, ale będę starała się dobierać dobrą pielęgnację pod swoje potrzeby. Nie będę ślepo podążać za panującą modą, ale będę starała się wyglądać schludnie i kobieco. Po prostu już wiem jaką wersję siebie lubię i chociaż daleko jej do ideału, to czy ideały tak naprawdę istnieją? Widzę wiele kobiet, które powinny czuć się cudownie w swoim ciele, bo są piękne, a z jakiś powodów tego nie dostrzegają, jak również i takie, które powinny raczej wziąć się za siebie, niż krytycznie oceniać po wyglądzie ludzi wokół.
Jeśli czuje się gorzej ze sobą, to wiem, że muszę zacząć od swojego środka, a na zewnątrz pomóc sobie tylko delikatnymi sposobami. Czuje się dobrze jak mam zadbane dłonie i nie musi to być od razu perfekcyjny czerwony manicure. Najlepiej czuję się gdy dbam o cerę, gdy mam delikatny mleczny manicure i dobrze ścięte włosy, które szybko mogę ułożyć każdego dnia. Nie bez przyczyny kobiety "zmieniają" swoje życie właśnie zaczynając od salonu fryzjerskiego. ;)

5. Pasje

Bez pasji człowiek więdnie i odbiera sobie spory kawałek emocji i spełnienia w życiu. Lubię w sobie fakt, że zawsze, od najmłodszych lat jestem na etapie jakiś fascynacji, które powodują, że mi się chce! Interesuje mnie tyle rzeczy, że prędzej mam problem ze znalezieniem na to wszystko czasu, niż tego, że mi się nudzi. 
Pasja to wielkie zamiłowanie do czegoś, co sprawia, że poznajemy swoje możliwości, pragnienia i przyczyniamy się do własnego rozwoju. 

6. Cisza

Gdy usypiam Gabrysię siedząc na fotelu w sypialni, przez okno spoglądam na gwieździste niebo lub śniegiem rozbieloną łunę. Siedzimy w kompletnej ciszy i ciemności. Nie śpiewam jej kołysanek, nie puszczam muzyczki tak jak lubiła to kiedyś Marysia, ani nie zapalam żadnej klimatycznej lampki. Siedzimy w kompletnej ciszy, przytulone do siebie, a ja przez okno spoglądam na konary drzew, które bujają się na wietrze. Bardzo lubię ten moment w ciągu dnia i rozkoszuję się błogim spokojem i ciszą.
Współcześni ludzie, żyją w nieustannym pośpiechu, przebodźcowani milionem informacji, zagłuszani telewizją, radiem, muzyką, internetem i telefonem w ręku. Trudno w takich warunkach usłyszeć własne myśli. Cisza pozwala nam na wewnętrzną narrację. Poznajemy siebie i mamy szansę dostrzec, co jest w życiu ważne. I chociaż kocham muzykę, i też ma w moim życiu szczególne miejsce, to znacznie większą przyjemność czerpię z kompletnej ciszy.

7. Kontakt z naturą

Pomimo, iż mieszkamy na obrzeżach miasta, a za naszym domem zaczyna się las, to jednak z roku na rok coraz mocniej widać rękę człowieka w naszej okolicy. Coraz więcej leśnych działek jest zamieszkiwanych. Z oddali, zwłaszcza latem przy otwartym oknie, słychać przejeżdżające obwodnicą samochody i tiry. Wiem, że to nic w porównaniu z życiem w centrum wielkiego miasta, ale i my mamy potrzebę połączenia się z naturą. W tym roku marzę o wycieczkach ku naturze. Mieszkamy w wielkim mieście, więc o wiele mniej ciągnie mnie do drugiego miasta. Jeśli zdarzają się takie wyjazdy to raczej za drugim człowiekiem, niż z chęci samego przebywania z "dorobkiem ludzkości". Jakoś bliżej nam do weekendowych wypadów do środka lasu, czy do malowniczo położonych miejsc na wakacje. Znacznie szybciej się tam regenerujemy.

8.  Relacje

Jedną z najtrudniejszych umiejętności w życiu jest utrzymywanie dobrych relacji z ludźmi. Jesteśmy bardzo towarzyscy oraz rodzinni i drugi człowiek jest dla nas bardzo ważny. Jednak bywają takie momenty w różnych relacjach, gdzie trzeba sobie coś gruntownie wyjaśnić lub zrobić krok do tyłu i dać sobie trochę przestrzeni. Gdy jestem tak bardzo przemęczona psychicznie, mam wtedy ochotę, skupić się tylko na najbliższej rodzinie.
Nie tylko relacje z "realnym" człowiekiem mają na nas wpływ. Ja pomimo, iż czynnie uczestniczę w mediach społecznościowych za sprawą bloga, czasami odczuwam zmęczenie i robię generalne porządki np. w osobach, które obserwuję na Instagramie. Zostawiam tylko te osoby, z którymi w wirtualny sposób się zżyłam. Rozpoznaje ich styl, sposób patrzenia na świat, nawet nie muszę patrzeć na nazwę profilu. Cichutko odchodzę z profili, gdzie autorzy zaczęli pokazywać tylko i wyłącznie przedmioty codziennego użytku w pościeli ;), bo chociaż są to często bardzo ładne zdjęcia, to niestety takich profili jest mnóstwo i nic (oczywiście w moim przypadku) do mojego życia nie wnoszą. Unikam też (lub obserwuje chwilowo) profile danych marek, bo nawet jeśli coś lubię, to wrócę po to i nie muszę codziennie oglądać ich reklamy. Jeśli Was ktoś irytuje swoimi zdjęciami, stylem bycia (widzianego na zdjęciach) to nie ma sensu dalej ich obserwować. Ja też często podkreślam, że chciałbym, by do Magicznego Domku zaglądały osoby, które to lubią. A jeśli nie, to trudno, jest masa fajnych blogów, które mogą obserwować. :)
Ja dzięki temu, że mam w swojej liście osoby, które naprawdę cieszą moje oko i duszę :), zawsze przeglądanie Instagrama traktuje jako relaks i nie zajmuje mi to dużo czasu, bo z około 100 osobami mogę być na bieżąco, nie tracąc na to całego dnia. ;)

9. Dobry plan

W chwilach, gdy jesteśmy zmęczeni psychicznie, musimy mieć dobry plan na wyzdrowienie. :) Warto zaplanować tak czas, by w natłoku zdarzeń i obowiązków mieć chwilę dla siebie. Na refleksje, na książkę, na rozwój swoich pasji. Im lepiej zorganizowany człowiek, tym większe prawdopodobieństwo, że znajdzie czas na to co go cieszy. Jestem w takim okresie życia, że bywa, że czasu mam jak na lekarstwo. Jedynym sposobem jest dobry plan. Jednego wieczora planuję czas z książką, drugiego starczy mi tylko chwila o porządny manicure i pedicure, a trzeciego skupię się na czymś zupełnie innym. Nie da się wszystkiego zrobić w jednym dniu, więc nauczyłam się rozdzielania pewnych rzeczy na dni tygodnia. W tym roku moim marzeniem, jest czytanie dużo książek. Cały stos czeka w kolejce. Uwielbiam czytać, ale w zeszłym roku czytałam bardzo wolno i dopiero dobry plan spowodował, że mam na książki więcej czasu. Czy mam go naprawdę więcej? Nie! Po prostu zrezygnowałam z czasu, który poświęcałam na buszowanie po sieci. Są osoby, które dziwią się, że można mieć czas na jazdę konną, książki, pisanie bloga czy rozwijanie innych pasji, ale ...doskonale znają cały repertuar i program w telewizji. ;) Warto zastanowić się, wręcz przeanalizować co zabiera nam tak naprawdę nasz cenny czas, który możemy spożytkować w przyjemny, rozwijający sposób.

10. Nie przejmuj się tym co myślą inni.

To nie lada sztuka, której uczę się od lat. Nie chodzi o to, by nie zważać na uczucia innych i robić dla własnej uciechy przykrość drugiemu człowiekowi. Niektórzy bowiem, właśnie pod tą przykrywką usprawiedliwiają swoje czyny. Jednak prawda jest taka, że trudno być naprawdę sobą, gdy wciąż oglądamy się na innych. Otaczający nas ludzie są różni i bywa, że ich słowa blokują nasz rozwój. Ich ocena jednak nigdy nie jest obiektywna. Każdy patrzy na drugiego człowiek przez pryzmat własnej osoby lub doświadczeń. Człowiekiem może kierować zazdrość lub niezrozumienie danej sytuacji. Pisząc bloga doświadczam czasami niebywałych skrajności w ocenie. Czasami pod jednym postem opinie są tak różne, że gdybym opierała się tylko na nich, już sama nie wiedziałabym kim jestem. ;) Trzeba zdać się na intuicje i pozwolić sobie na dziwactwa, które nikomu nie robią krzywdy a nas uszczęśliwiają i dać sobie trochę przestrzeni. Jeśli ktoś nas nie akceptuje i czepia się naprawdę nieistotnych spraw, to znaczy, że nie zasługuje na nasze towarzystwo. Co innego jest zwracanie komuś uwagi, gdy krzywdzi drugiego człowieka, albo swoim zachowaniem wpływa destrukcyjnie na samego siebie. Konstruktywna krytyka jest wtedy ważna. Jednak jeżeli ktoś wciąż krytykuje jaki masz sposób na życie i spędzanie wolnego czasu, jak masz w domu i co czyni Cię szczęśliwym, to zupełnie nie zwracaj na takie osoby uwagi i rób dalej swoje. :)
Ostatnio mam taką refleksję, że do tego żeby żyć potrzebujemy nieustannych instrukcji. Oglądamy się na innych, czytamy poradniki, nie wiemy jak wychowywać dzieci, jak zrobić cokolwiek bez specjalisty czy eksperckich porad. A samozwańczych ekspertów, którzy spieszą z "dobrą radą" lub krytyką roi się wokół sporo! A przecież każdy z nas ma w sobie swoją mądrość budowaną latami przez doświadczenie, swoją intuicję, która w trudnych sytuacjach podpowie rozwiązanie i głos sumienia, który zawsze wskaże kierunek i drogę. Wystarczy tylko się wsłuchać w samego siebie.

-----------------------------------------

W najbliższych dniach planuję dalszy odpoczynek od blogowego świata, ale tylko po to, by po powrocie wrócić do Was odświeżona i pełna sił! Powiem Wam, że dawno aż tak nie potrzebowałam wyjazdu i przewietrzenia głowy. Tym bardziej, że wyjazd planujemy iście terapeutyczny. Odłączamy internet, włączamy tryb offline i zabieramy książki. :) A reszta to rozkoszny odpoczynek w cudownym zakątku blisko natury. Jak zwykle nie zdradzam gdzie (gdyż zaburzyłoby to ucieczkę od całego świata ;) ), ale po powrocie obiecuje Wam migawki i polecenie miejsca, jeśli okaże się takie cudowne na jakie się zapowiada. :)

Całuje Wasza G.

P.S By wpis nie był taki smutny bez żadnego zdjęcia, wrzucam cudo, które z racji wyjazdu z lekkim wyprzedzeniem dostałam na imieniny! ;)


Prawdziwy las w słoju!




A w nim zamieszka taki lisek!


P.S 2 Przed wyjazdem wrzucę jeszcze migawki z minionego miesiąca i do napisania w lutym!  
SHARE:

11 stycznia 2018

Ciepłe Kolory w Salonie

Założyłam sobie, że po intensywnym grudniu, odpocznę trochę od blogowego świata w styczniu. Bardzo dobrze mi ta przerwa robi, bo zbieram materiały na kilka nowości, które pojawią się w tym roku na blogu. Jednak nie mogę Was tak zostawić z pustymi rękoma (oczami? ;P ) i dziś, w ramach noworocznych wpisów zapraszam Was do małych zmian w naszym salonie, które lubię uwieczniać na stronach blogowego pamiętnika.


Gdy tylko magia świąt się ulatnia, a wraz z nią wszelkie czerwienie i świąteczne ozdóbki, zawsze kieruje mną ten sam impuls. Potrzeba przestrzeni i oddechu po intensywnym okresie w roku. Wietrze pomieszczenia, redukuje dodatki i stawiam na stonowane, naturalne barwy. Ponoć najmodniejszym kolorem  tym roku ma być fiolet :) a mi tak dobrze jest z wszelakimi urgami i musztardą. :) Przepiękne te kolory komponują się z zielenią za oknem*.

*nie wierzę, że to napisałam w połowie stycznia ;)





Nowością są przede wszystkim dywany, które było trzeba bezzwłocznie kupić, po ostatnim występku Gapci. (Chcąc wskoczyć na kominek po czekoladki After Eight, przewróciła choinkę, pożarła ozdobne jabłuszka, które zafarbowały dywany, a następnie dobiła je doszczętnie wymiotując całą noc miętową czekoladą!). 
Ale z drugiej strony cieszę się, że tak wyszło, pewnie Pan Poślubiony myśli, że ukartowałam to z Gapcią, bo poprzednie dywany już lekko mnie irytowały. (Były oryginalne, ale przez to, że z naturalnego materiału, kompletnie nie odporne gdy coś się wylało i zbyt cienkie, bo się łatwo gniotły. Nowe (Ikea) nadały jakiegoś takiego ładu i czystości. (Nowy pachnący dywan w nowym roku to jest to!) ;)



Stół nadal pozostaje przysunięty do ściany, bo po pierwsze bardzo polubiliśmy tą dodatkową przestrzeń (stół wraca na środek przy okazji różnych imprez) a po drugie w tym miejscu na co dzień stoi wielki drewniany kojec (pojawi się w późniejszych zdjęciach).



Ten przepiękny stolik kawowy, o który dostaje masę pytań to Retrowood.


Resztę tworzą dodatki...


Poduszki to mix H&M Home, TKMaxx i ręcznie robione Lululale, które dostaliśmy na gwiazdkę.








Sporą nowością, która pojawiła się u nas w grudniu to duży kojec o wymiarach 150 na 150 cm. Zamówiłam go na allegro. Jest prosty, drewniany, tak by w miarę możliwości wpasował się w otoczenie.



Gabrysia bardzo go polubiła i tak nie przesadzając kojec jest teraz naszym centrum wszechświata (przynajmniej domowego ;) ). Wszyscy lubimy spędzać tu czas!


Miejsce na piknik. :)


Klinika weterynaryjna. :)


Zagroda dla koni. :)


Plac zabaw.


Taras widokowy.


Domowe kino. :)






Pozdrawiam mocno z Magicznego Domku! :*
SHARE:

05 stycznia 2018

Witaj Nowy Roku

Kochani, witajcie w 2018 roku! 

To dość zabawne, że świętuje nowy rok aż dwa razy. Pierwszy raz zaczynam "od nowa" we wrześniu. Jesień wtedy nadaje takiej świeżości po wakacjach, a wraz ze spadającymi liśćmi ukazuje się nowy sezon pełen zmian. Końcówka roku, to dla nas bardzo aktywny czas, dlatego zwalniam i znów łapię oddech na początku roku.
Czuję, że ten będzie przełomowy. Zwłaszcza we mnie, bo w planach mam kilka spraw bardzo osobistych. To rok nastawiony bardziej do wewnątrz, niż na zewnątrz. I chociaż ostatnio panuje moda na "nie robienie postanowień noworocznych", ja nie mogłabym bez nich żyć. Jednak to takie inne postanowienia niż "schudnąć 20 kg", "wyjechać na wakacje życia" czy inne standardowe postanowienia, które przechodzą na kolejne lata. ;) Moje małe postanowienia są powiązane z podsumowaniem poprzedniego roku i tym co bym chciała (zwłaszcza w sobie) zmienić. 
To spisanie najmniejszych celów, czasami tak drobnych, że inni uznaliby to za śmieszne. Jednak uważam, że zapisane słowo ma w sobie zdwojoną moc. Otoczeni światem, który nieustannie wysyła tysiące bodźców, czasami nie możemy usłyszeć własnych myśli i pragnień. Sam proces wyciszenia się i spisania naszych celi i marzeń działa na nas terapeutycznie. I nie muszą być to wielkie sprawy. Ja spisałam sobie mnóstwo malutkich zmian, które chciałabym wprowadzić i realny czas na ich zrealizowanie. Odkąd jestem mamą jestem bardziej cierpliwa jeśli chodzi o mijający czas. Kiedyś miesiąc wydawał się wiecznością, a teraz każdy kolejny mija tak szybko i niepostrzeżenie. Ale dzięki temu nie jestem już zachłanna na efekty jak kiedyś i wiele planów udaje mi się zrealizować dlatego, że nie czuje żadnego ciśnienia. Uwielbiam tą wolność, gdy nic mnie nie goni, nie pospiesza, a ja mogę uważniej podejść do różnych tematów.



Kalendarze lubiłam od zawsze, ale szczerze mówiąc zawsze miałam problem z jego wyborem, bo musiał spełniać kilka odrębnych funkcji. Dlatego nauczona doświadczeniem mam ich na ten rok aż 3 rodzaje.

Pierwszy (który doskonale sprawdził mi się w zeszłym roku) to kalendarz tygodniowy na biurko. 


Jest idealny do tego, by ogarnąć wzrokiem cały tydzień i móc rozłożyć siły na całe siedem dni. Jednym z moich założeń jest to, by szlifować umiejętność dzielenia czasu na działanie i twórczość oraz odpoczynek i regenerację. Tygodniowy planner ma do tego sporo miejsca na szybkie notowanie telefonów, pomysłów, list itp.

(Kupiłam przez internet ale nie pamiętam gdzie!)


Kolejnym kalendarzem, jest ten do torebki. Tam zapisuje ważne wydarzenia. Spotkania, wizyty u lekarza, wyjazdy, urodziny itp. To z niego przepisuję zaplanowane wydarzenia na planner tygodniowy, ale już nie umieszczam drobnych spraw, które mam w danym dniu zrobić. 

(Kupiony w Empiku)



Trzecim jest mój kalendarz osobisty. Najważniejszy. To takie miejsce, gdzie mieści się naprawdę wszystko. Notatki, pomysły, przemyślenia i cytaty. Plan godzinny na każdy dzień, menu, lista rzeczy do zrobienia oraz miesięczne plany budżetu i cele finansowe.


Jest świetnie zaprojektowany, bo ma tyle ile potrzeba, ani mniej ani więcej. Ma aż trzy zakładki oraz naklejki, dzięki czemu możemy sprawniej się po nim poruszać. Kalendarz skrupulatnie wypełniam każdego dnia i dla mnie jest jednocześnie miejscem gdzie każdy dzień można zaplanować, jak również jednocześnie podsumować. 


Może Was dziwić, dlaczego potrzebne mi są aż trzy kalendarze, jednak każdy z nich pełni inną funkcję. Jestem z tych osób, które lubią pisać - listy, pomysły, plany. Do tego dochodzi bardzo ważny czynnik, który lekko upośledza moje funkcjonowanie w codziennym życiu. ;) To nieprzespane noce. Ostatnio są naprawdę kiepskie, ale prawda jest taka, że od prawie 4 lat nie przespałam ciurkiem ani jednej całej nocy. Ani jednej. Do super udanych uważam takie, w których albo budziłam się tylko gdy Marysia wchodziła do nas do łóżka i trzeba było się tylko do niej przytulić, albo gdy Gabrysia leżąc już w łóżku ze mną, budzi się 2-3 raz na jedzenie i zasypia. Do trudnych zaliczam te, gdy śpię przerywanym snem razem raptem 3 godziny. Jestem taką samą mamą jak każda z Was, więc wiecie o co chodzi. Jak w takim razie dałam radę w grudniu pisać codziennie z 2 dzieci posty na blogu? Gdyby nie dobry plan, kilka szczegółowych list oraz właśnie kalendarz, nie dałabym rady!


(Kalendarz znajdziecie na zaplanujswojsukces.pl )


I chociaż przecież to nie jest tak, że Nowy Rok zmienia wszystko jak za dotknięciem magicznej różdżki. Czasami trudne sprawy przechodzą na kolejny rok. Początek roku też nie był dla nas łatwy, bo u mnie pojawił się ogromny spadek formy przez infekcje, okropne uczulenie (miałam spuchnięte wargi i nos!) i zapalenie ucha w jednym, a do tego nasza Gapcia wreszcie przeszła operacje nosa, po tym jak parę miesięcy temu wykryto u niej guza i przeszła serię chemioterapii. Nasza kochana Gapcia, według nas najpiękniejszy beagle na świecie wygląda jak Frankenstein. :( I te nieprzespane noce, które niestety nie zawsze mogę odespać.
Ale Nowy Rok ma w sobie pokłady jakieś nieopisanej nadziei, która mimo przeciwności losu, pozwala patrzeć na wszystko przez różowe okulary. Cieszymy się z tego, że operacja Gapci po wielu miesiącach niepewności jest już za nami, a ja wzięłam się ostro za swoje zdrowie i planuje kilka kontrolnych wizyt u lekarza. Będę zdrowa jak ryba! ;) 
Moich małych planów na nowy rok jest mnóstwo, z pewnością o kilku z nich dowiecie się gdzieś między słowami czytając bloga. :)


Zaczynamy od nowa. Tak kochani, nieczęsto Nowy Rok przypada dodatkowo w poniedziałek! :)

Samych wspaniałych planów, mądrych celów i szalonych marzeń Wam życzę w 2018 roku. A ich realizacja zależy już tylko od nas! 

Wasza G. :*
SHARE:

01 stycznia 2018

Migawki Grudniowe '17

Jeszcze zanim kolejnym wpisem przywitamy Nowy Rok, chciałabym pożegnać poprzedni i umieścić migawki z ostatniego miesiąca.

Grudzień był bardzo intensywny i magiczny za razem. Zawsze przed migawkami zastanawiam się co pojawi się na naszych zdjęciach z minionych tygodni i czasami sama jestem zaskoczona tym co tu odnajduję. Robienie zdjęć z naszej codzienności uważam za mój najfajniejszy codzienny nawyk! :)

Zapraszam do migawek z grudnia!

Zabawy z babcią Ewą.


Jeśli zastanawiacie się co robi zazwyczaj Pan Poślubiony kiedy piszę do Was posty to właśnie to!


Ubieranie choinki. Uwielbiam te chwile, na które znów będę czekała cały rok!



Sporo trenowałam w tym miesiącu! 
Dracena 


Magiczne wieczory.



Gili gili. :)


Tak pięknie w centrum miasta.


Relaksujące warsztaty robienia wieńców bożonarodzeniowych.


Wesoła produkcja ciasteczek!
(Pytaliście o przepis na lukier - ubite białka jajek z dodanym na oko cukrem pudrem)


Taki gagatek na zakupach.


Doskonalenie umiejętności usypiania 2 dzieci na raz. ;)
(A książka z mojego dzieciństwa)


Pod koniec roku nie ominęła nas choroba. :(


Wielką przyjemność sprawił mi serial The Crown. Czasu miałam jak na lekarstwo, ale udało się obejrzeć w ciągu całego miesiąca.


Pozostała nam domowa szkółka. :)


Nasz nowy kojec ma szerokie zastosowanie. Często jest też zagrodą dla koni. ;)


A tak wyglądają kulisy niektórych postów. To nie lada sztuka, by zapanować nad tym wszystkim. ;)


Marysia też chciała w ulubieńcach pokazać swoją ulubioną czapkę.



Marysiowa choineczka.


Te nasze poranki zapamiętam do końca życia.


Gdy robi się cicho to albo psoci, albo czyta. :)


Zima za oknem, chociaż na chwilkę.


Przygotowania do świąt.


Świąteczny poranek!



Stół czeka na gości.


Szybkie zdjęcie przed Wigilią.


Moja Babi 


Pierwsza Wigilia Gabrysi.


Prezenty!




Niektóre prezenty przerosły Marysię. ;)


Łóżkowe sny i zabawy.









Tuż po świętach musieliśmy kupić nowe dywany! Gdy byliśmy na święta poza domem, Gapcia skakała do czekoladek After Eight zostawionych na kominku, zrzuciła choinkę, pogryzła choinkowe jabłuszka i pobrudziła dywany, a potem jeszcze wymiotując całą noc miętową czekoladą dobiła dywany na amen!


Na pocieszenie mąż zabrał mnie na randkę. :)


One dwie 


Spacer po ogrodzie.




Narwałam takiego pięknego rozmarynu do ususzenia.


Kluseczki?


To niesamowite jak czas zatacza koło - zobaczcie tu (KLIK i KLIK z Marysi był niezły pulpecik)!


Gdy na sylwestra wybierasz się w pospiechu z 2 dzieci, to zdjęcie outfitu wygląda tak!


Sylwester z dzieciakami!






A przed północą byliśmy już w Magicznym Domku i napiliśmy się lampkę szampana (no ja pół). :P


Ależ to był rok! 

Mam nadzieję, że i Wasz był udany! Do napisania już niebawem.

Wasza G.
SHARE:
© Magiczny Domek. All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig