25 lipca 2019

Bieliźniarka W Sypialni

O bieliźniarce marzyłam od lat i nie wiem dlaczego dopiero teraz postanowiłam zrealizować swoje, jakże przecież banalne marzenie. Może nie do końca banalne, bo na ładną bieliźniarkę nie jest łatwo trafić. Staram się sukcesywnie zamieniać niektóre meble na tzw. antyki. Bardzo lubię w naszym domu właśnie to połączenie klimatycznych przedmiotów i mebli z historią z nowszymi rzeczami. Jednak w sypialni wiąż brakowało mi tej harmonii. I nie zrozumcie mnie źle, bo absolutnie nie zamieniłabym naszej zwykłej szafy z Ikei, która przez to, że jest taka normalna i nierzucająca się w oczy zajmuje optycznie niewiele miejsca. A pomieści się w niej cała nasza garderoba (oprócz kurtek i butów, które mamy na dole). I chociaż podobają mi się stare szafy, to ich wnętrze nie jest tak elastyczne jak ikeowskie rozwiązania, a i gabaryty mogłyby przytłoczyć całe pomieszczenie. Dlatego też lubię styl eklektyczny, gdzie pięknie można ze sobą mieszać stare z nowym. I właśnie to owo piękne "stare" znalazłam ostatnio na OLX za 250 zł w stanie surowym. Wystarczyło bieliźniarkę tylko pomalować, i gdy wkroczyła do tego wnętrza, od razu wiedziałam, że to jest właśnie to za czym tak tęskniłam. Jestem zachwycona efektem! :) 
Przy okazji zapraszam Was na małe odświeżenie sypialni, które pojawiło się wraz z nowym/starym meblem. 


Bardzo lubię takie stonowane, ale nie nudne kolory, gdzie dużą rolę odgrywają tekstylia i ich rozmaite faktury.


Nasza nowa bohaterka. Bieliźniarka.



Chociaż w sypialni jest dość przytulnie, uwierzcie, że zredukowałam wiele zbędnych ozdób. Zorganizowałam również miejsce na książki czekające w kolejce do czytania, w innej części domu (wcześniej były na komodzie).


I moja słabość poduszki. Oczywiście nie kupuje ich jak kiedyś, ale te po prostu idealnie do nas pasują, nie mogłam przejść obok nich obojętnie, tym bardziej, że są przepięknie wykonane i na dodatek był to zestaw dwóch w cenie zazwyczaj jednej poduszki. Na TKMaxx zawsze można liczyć, bo trafi się tam rzeczy niepowtarzalne, które nie znajdzie się później w co drugim domu.






Kwiaty w sypialni czuja się wspaniale, rosną jak szalone nadając pomieszczeniu życia.


Pojawienie się bieliźniarki trochę przeorganizowało moją szafę, a to dlatego, że w poprzedniej komodzie trzymałam swoją bieliznę. Potrzebowałam zatem 2 oddzielnych szuflad, ale wystarczyło, że dokupiłam takie do wnętrza szafy z Ikea.


Teraz robię stopniowe porządki w rzeczach, które na stałe wylądują w bieliźniarce.


Przez jakiś czas myślałam o tym, by wymienić również nasze łóżko. Na szczęście wciąż prowadzę ze sobą poważny wewnętrzny dialog przypominający mi o tym, żeby nie zmieniać rzeczy na siłę. Dzisiejszy świat właśnie zmierza w tym kierunku, by sięgać wciąż po nowe i nowe. Nie znam wygodniejszego łóżka niż mamy. Jakieś 2 lata temu wymienialiśmy materace na bardzo wygodne i solidne. Ponieważ nasze łóżko jest dość duże jak na nasza sypialnię (160 cm szerokości) ważne jest by było jednocześnie mało widoczne. Dlatego rama łóżka jest zasłonięta grubym płóciennym materiałem, dzięki czemu całość wygląda lekko. Resztę klimatu nadaje pościel, poduszki i narzuta. Dlatego warto jest szukać takich nietypowych rozwiązań oraz nie bać się używanych przedmiotów. W takim duchu zero waste warto zastanowić się czy potrzebujemy nowo wyprodukowanych przedmiotów, jeśli np. na OLX można znaleźć coś naprawdę dobrej jakości co nam się przyda, a nie cieszy już innych. Sama też, w ramach wszelakich domowych porządków, sprzedaje rzeczy z Magicznego Domku. Jak ja się cieszę gdy trafiają do nowych domów. I cieszy mnie to, że coraz częściej ludzie nie kojarzą wtórnego użycia przedmiotów z jakąś ostatecznością czy biedą, a wręcz jako przejaw dojrzałości i świadomości zagrożeń współczesnego świata. Oczywiście to nie oznacza, że absolutnie nie kupuję żadnych nowych rzeczy, ale nie zmienia to faktu, że uwielbiam giełdy staroci, buszowanie na OLX i wymianę ciuchów z Mamą czy z przyjaciółkami. 



Do napisania kochani!
SHARE:

22 lipca 2019

Wspaniałości Wiosny/Lata '19

Kochani, wiem, wiem, dawno mnie tu nie było, piszę coraz mniej, ale zapewniam Was, że to tylko chwilowa przerwa w regularnym pisaniu. Trochę usprawiedliwienia znajdziecie niebawem w migawkach lipca, ale przerwa wiąże się również z moimi przemyśleniami i zastanawianiem się, w którą stronę powinien ewoluować mój blog. Tak już jest, że obecnie (może z racji wielu spraw na głowie) najlepiej pisze mi się o rzeczach pozornie bardzo błahych, niektóre formaty jak migawki, ulubione produkty, wnętrzarskie posty są na blogu już kilka dobrych lat. Zastanawiam się, czy nadal to lubicie, czy nadal jest to dla Was interesujące, chociaż po ilości prywatnych wiadomości wnioskuje, że lubicie taką odskocznię i celebrowanie zwykłej codzienności. Zatem dziś dawno nie widziany cykl z przedmiotami codziennego użytku, które ostatnio bardzo mi służą i zwyczajnie mnie cieszą. :) A zatem zaczynamy!


Zacznę od tego, bez czego nie wyobrażam sobie wiosny ani lata, chociaż od paru lat używam również jesienią i zimą. Mowa o wysokim filtrze do twarzy. Już od paru lat nie opalam w ogóle twarzy, bo jakoś przesadnie nie zależy mi na przedwczesnych zmarszczkach. :) Ale stosowanie filtru powoduje również, że moja cera jest mniej szorstka i podrażniona. Przez dłuższy czas stosowałam krem z filtrem marki Nuxe, ale moja cera się trochę do niego przyzwyczaiła, wiec wypatrzyąm w internecie to cudo. Cell Fusion C z filtrem 50. Według mnie jest fenomenalny. Po pierwsze bardzo lubię tego typu konsystencję kremu. Z jednej strony jest gęsta i zbita, ale idealnie się rozprowadza i wchłania. Ponieważ jest to krem zalecany np. po zabiegach kosmetycznych ma silnie działanie kojące i antybakteryjne. To mieszanka dla mnie idealna! Do tego krem delikatnie rozjaśnia twarz, przez co wygląda na bardziej wypoczętą. Nakładam każdego ranka i praktycznie nie używam innego teraz kremu (czasami nakładam na niego jeszcze krem rozświetlający Resibo).


Latem nie stosuje ciężkich podkładów, wtedy czuje się, że moja cera się dusi. Ostatnio używam naturalnego kremu BB marki Miya. Mam najjaśniejszy kolor, ale według mnie jest on raczej dla skóry lekko muśniętej słońcem. Ponieważ nie opalam twarzy jest dla mnie idealny na tą porę roku, gdyż subtelnie wyrównuje koloryt cery z pozostałymi częściami ciała. Bardzo ładnie pachnie i przyjemnie się rozprowadza. Ma według mnie idealne krycie (lekkie ale wystarczające). Lubie lekkie podkłady czy kremy bb, bo i tak cienie pod oczami czy ewentualne niedoskonałości maskuję korektorem. Do tego polecam rozświetlacz w kremie - jest świetny.


Ponieważ nie planuję w najbliższym czasie postów o kosmetykach, dziś pojawi się spora część ulubionych produktów z mojej codziennej pielęgnacji. Niewątpliwym ulubieńcem, do którego wracam od lat, jest masełko pod oczy dr.Hauschka. O strefę oczu dbam dość szczegółowo, ponieważ wiadomo, że jest najbardziej narażona na czynniki zewnętrzne i starzenie się. Jednak nie mogę trafić na dobry krem, który spełniałby moje oczekiwania. Kremy typowo przeciwzmarszczkowe właściwie tylko napinają skórę, a ja mam wtedy wrażenie, że skóra jest wręcz wysuszona. Krem-żel na opuchnięcia i sińce pod oczami powoduje, że skóra wokół oczu brzydko się świeci, a kremy nawilżające moja skóra połyka. Dlatego takie masełko w formie wosku idealnie utrzymuje nawilżenie pod oczami i wypełnia zmarszczki. W moim wieku zmarszczki powstają głownie z wysuszonej skóry pod oczami. A ten doskonale natłuszcza, ale też wystarczy chwilka, by się wchłoną. 


Ostatnią rzeczą do pielęgnacji twarzy jest maseczka do twarzy Oatifix marki Lush. Produkty niestety nie są dostępne w Polsce, ale teraz większość z Was pewnie wyruszy na wakacje i może akurat tam uda wam się zahaczyć o pachnące sklepy Lush. Ja gdy tylko mam okazję kupuję parę kuli do kąpieli i już drugi raz sięgam po maseczkę. Ta i poprzednia (z borówkami) po prostu mnie zachwyciły. Maseczka, ktorą obecnie używam jest z owsianką i bananem, bardzo smakowicie pachnie i ma ma za zadanie nawilżać, koić i redukować zaczerwienienie. Ukojenie czuć od pierwszych sekund od nałożenia. Właściwie na palcach ręki mogę policzyć ilość razy, kiedy byłam u kosmetyczki, dlatego bardzo lubię regularnie stosować różne maseczki w domu.


W wspaniałościach wiosna/lato chcę wspomnieć o 2 produktach do włosów, które ułatwiły mi życie! Pierwszą rzeczą jest odżywka koloryzująca, którą poleciła mi moja znajoma, która zawsze ma przepiękny kolor włosów! Okazało się, że co jakiś czas (co 3-4 tygodnie) wystarczy na ok. 10 min rozprowadzić równomiernie na lekko zwilżonych włosach ten produkt (dopasowany oczywiście do koloru włosów). Generalnie nie farbowałabym w ogóle włosów, gdyby nie fakt, że dokładnie na moim przedziałku mam kilka siwych włosów, które doprowadzają mnie do szaleństwa. Do tej pory chodziłam regularnie do fryzjera (częściej niż bym tego chciała), ale dzięki tej odżywce zupełnie odchodzę od typowej farby i tylko odświeżam co jakiś czas odrosty. Oszczędność i włosów i pieniędzy na farbowanie u fryzjera. Polecam.


Dla posiadaczek włosów półdługich (od powiedzmy linii żuchwy do ramion) mam nie lada ułatwienie, którego sama poszukiwałam. Mam dość grube włosy, o długości przed ramiona i niestety w moim przypadku pozostawienie ich do wyschnięcia nie wchodzi w grę. Do tej pory musiałam układać najpierw włosy na szczotkę a następnie dość często używałam prostownicy. Zajmowało to wieki. I chociaż myję włosy co 2-3 dni to i tak na samą myśl robiło mi się niedobrze. Na youtube trafiłam na filmik o suszarce ze szczotką i pomyślałam, że to produkt idealny dla mnie! Co więcej do sklepu wybrałam się razem z Mamą i obie zakupiłyśmy takie suszarko-szczotki. Mama jest równie mocno zachwycona efektami. Po pierwsze o wiele szybciej i łatwiej się suszy włosy, a po drugie świetnie się układają i zwiększają swoją objętość. Szczotka ma włosie z dzika, które działa świetnie na moje włosy, bo je wygładza i się nie puszą. Nie wiem jak suszarka sprawdzi się do włosów długich, ale do boba i long-boba będzie idealna.



Ogólnie z moją obecną pielęgnacją (twarzy, ciała i włosów) chodzi głównie o to, by w jak najszybszym czasie osiągnąć maksimum efektów. Lubię też swoje wieczorne rytuały, gdy np. wieczorem kładę się już do łóżka, układam wygodnie poduszki, smaruję kremem dłonie i zabieram się do czytania książki. A jeśli o ulubionym kremie mowa, to obecnie jest nim naturalny krem do rąk Eco Receptura, który bardzo ładnie nawilża, szybko się wchłania i ma taki przyjemny, wręcz luksusowy zapach. Do tego ma piękne, subtelne opakowanie, które dodatkowo zdobi stolik nocny. :)


Wracając do książek ostatnio zapanowało u mnie apogeum i czytam ich kilka na raz. I to nie dwie czy trzy ale...siedem. Wczoraj dwie skończyłam, wiec mam zamiar sukcesywnie je kończyć. Na szczęście każda jest zupełnie z innej parafii i czytanie ich naprzemiennie nie stanowi dla mnie problemu. Jedną z czytanych przeze mnie książek jest biografia Simony Kossak, której osoba bardzo mnie w ostatnim czasie fascynuje. Książka jest ciekawie napisania i nie czyta się jej mozolnie brnąc przez suche fakty. Postać Simony jest niezwykle elektryzująca i myślę, że zaciekawi niejedną osobę, która kocha przyrodę i zwierzęta. Ja mam w sobie taką ciągłą wewnętrzną tęsknotę za taka dziką naturą i chociaż pod naszym płotem można spotkać cały zwierzyniec (dziki, lisy, sarny, wiewiórki, kaczki, czaple i inne ptactwo) to za każdym razem, gdy je widzę ogarnia mnie zachwyt. 
(Jeśli macie ochotę obejrzeć filmiki ze zwierzakami za naszym płotem kliknijcie tu - KLIK)


Bardzo lubię też biografie ze starymi zdjęciami, w których doszukuje się wielu inspirujących rzeczy.


Ostatnim produktem będzie coś co jest tylko pretekstem do głębszej sprawy. Ostatnio coraz mocniej poszukuje nietuzinkowych rzeczy do domu. Zawsze miałam do nich słabość, ale był taki moment, że z własnej wygody sięgałam po coś "normalnego" i ogólnie dostępnego. Po latach stwierdziłam, że to nie ma sensu, bo te rzeczy bardzo szybko się mi nudzą, natomiast wszystkie te niepowtarzalne przedmioty, które zbierałam przez lata, wrosły w nasz Magiczny Domek. Uwielbiam nasze stare meble, sentymentalne ozdoby z historią. Buszuje na OLX, gdzie odszukuje różne perełki. Teraz, gdy bywam dość często na rozmaitych targach, gdzie mogę docenić rękodzieło, jeszcze bardziej zachwycą mnie wyjątkowe produkty, które nie są dostępne wszędzie. Ostatnio zachwycam się świecą sojową z zanurzonymi kwiatami polnymi. Cudowna ozdoba, której aż żal mi palić, bo tak pięknie pasuje do panującego w sypialni klimatu. Świece możecie kupić na stronie massja.pl . Jest przepiękna!



Całuje Was mocno i zapraszam na kolejne wpisy (jeszcze w tym tygodniu)! ;) 

Wasza Gusia.
SHARE:

04 lipca 2019

Migawki Czerwca '19

Witajcie kochani, znów przychodzę z migawkami miesiąca. Zaczynając je pisać nawet nie wiem co w nich się znajdzie, bo mam wrażenie, że w tym miesiącu robiłam niewiele zdjęć. Ale może się mylę? Czasami sama jestem zaskoczona co znajduje się w galerii na telefonie. ;) Ostatnio piszę mniej i sama nie wiem czy w najbliższym czasie się to zmieni. Ostatnio mam pewne na ten temat przemyślenia i chyba napiszę osobno o tym wpis na blogu. Ale nie martwcie się, jakaś regularność będzie zachowana. A zatem zapraszam na migawki minionego miesiąca!

Miesiąc zaczęliśmy ostatnimi w sezonie wiosna-lato targami w Poznaniu. To był Dzień Dziecka, więc dziadkowie zrobili nam niespodziankę i przyjechali do nas w odwiedziny z dziewczynkami!



Targi to ciężka praca, ale bardzo lubię na nie jeździć, bo mozna spotkać się z Wami osobiście. Odwiedziło nas mnóstwo czytelników Magicznego Domku! Dziękuję.


Po takich szalonych tygodniach powroty do codzienności są wręcz cudowne!


Czy w tym niskim lustrze to też ja?


Takie grzeczne dzieci w sklepie obuwniczym. :)


Siostrzana miłość - uwielbiam ją obserwować!


Trochę ogrodowych porządków i nowych kwiatków.


Tu chowamy się bezpiecznie w domu, bo tata idzie zlikwidować gniazdo os (!), które zrobiły w domku dziewczyn! Brrr!


Marysia marzy o długich włosach, więc zapuszczamy, ale póki co przedłużamy sobie takim sposobem. Wy też tak bawiłyście się w dzieciństwie? Bo ja tak!


Buju buju!



Ostatnio chodzę jakaś przemęczona. Więc relaks i książka na hamaku to cudowna rzecz!


Praktycznie nie wychodziliśmy z naszego ogrodu!


Z Mamą na zakupach i obiadku!


I kawie. ;)


Któregoś wieczora nie mogliśmy znaleźć Lunki w ogrodzie, wiec poszłam ją szukać w okolicy. Spotkałam masę jeży!


Domek dla lalek. :)


Niedzielne placuszki bananowe. Zawsze pytacie o przepis, ale ja robię je na oko i z tego co mam. Czyli jajka (ubite osobno), trochę cukru, mascarpone lub twarożek homogenizowany lub mleko lub maślanka (zależy co mam w lodówce) i mąka plus szczypta proszku do pieczenia i oczywiście banany. A to wszystko na oko by była taka kremowa konsystencja (nie za rzadka nie za gęsta). 


Taka chwila dla mnie.


W drodze na babskie spotkanie.


A u Ani, gdzie odbyło się spotkanie przepiękny ogród!


Wszystko tak perfekcyjnie zaprojektowane i przygotowane!




O takim warzywniaku marzę od lat, ale wiadomo zawsze coś innego jest do zrobienia. ;)



Przecudowne spotkanie!


Ktoś tu chyba chce pospać dłużej w dużym łóżku.


Senność zawładnęła rodziną. ;)


Rodzinne spotkania z najmłodszymi!


A ta kawa przejdzie do historii. :)


Ukochane pokoleniowe obiadki z Babi.


Na upały najlepszy chłodnik.


Ogrodowe spotkania z przyjaciółmi.


Po przedszkolu plac zabaw - co najważniejsze - w cieniu. ;)




A potem dziewczyny zostają z babciami, a my siup do Londynu!




Tym razem pojechaliśmy na parę dni z Julą i Tomkiem. Ależ to był intensywny wyjazd! Tysiące kroków, łyków piwa, pięknych widoków i beztroskich chwil. 








Klimatyczne damskie łazienki w pubach!




Będąc przed pałacem załapaliśmy się na zmianę warty.





Street food!


I kolejne puby, a w każdym można zjeść coś dobrego.


Zatrzymaliśmy się w przepięknym starym domu (takim typowym angielskim szeregowcu), który był bardzo klimatycznie urządzony. A do tego mieszkała z nami prawdziwa angielska mysz!








Niesamowity klimat!






Zamarzyła mi się taka tradycyjna angielska herbatka z małymi frykasami...aj to była przygoda! Napaliłam się jak łysy na grzebień (:P) a okazało się, że taka przyjemność kosztuje 35 funtów na osobę! Potem wszyscy ustanowiliśmy inny przelicznik, komentując każdy obiad, rzecz do kupienia, bilety itp. - Oj tam kup, nie wahaj się, to i tak tańsze od herbatki! ;)



To wszystko na dziś, to był fajny intensywny miesiąc. Mam nadzieję, że lubicie nasze comiesięczne migawki - tu staram się być systematyczna!

Do napisania!
SHARE:
© Magiczny Domek. All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig