Kochani, wiem, wiem, dawno mnie tu nie było, piszę coraz mniej, ale zapewniam Was, że to tylko chwilowa przerwa w regularnym pisaniu. Trochę usprawiedliwienia znajdziecie niebawem w migawkach lipca, ale przerwa wiąże się również z moimi przemyśleniami i zastanawianiem się, w którą stronę powinien ewoluować mój blog. Tak już jest, że obecnie (może z racji wielu spraw na głowie) najlepiej pisze mi się o rzeczach pozornie bardzo błahych, niektóre formaty jak migawki, ulubione produkty, wnętrzarskie posty są na blogu już kilka dobrych lat. Zastanawiam się, czy nadal to lubicie, czy nadal jest to dla Was interesujące, chociaż po ilości prywatnych wiadomości wnioskuje, że lubicie taką odskocznię i celebrowanie zwykłej codzienności. Zatem dziś dawno nie widziany cykl z przedmiotami codziennego użytku, które ostatnio bardzo mi służą i zwyczajnie mnie cieszą. :) A zatem zaczynamy!
Zacznę od tego, bez czego nie wyobrażam sobie wiosny ani lata, chociaż od paru lat używam również jesienią i zimą. Mowa o wysokim filtrze do twarzy. Już od paru lat nie opalam w ogóle twarzy, bo jakoś przesadnie nie zależy mi na przedwczesnych zmarszczkach. :) Ale stosowanie filtru powoduje również, że moja cera jest mniej szorstka i podrażniona. Przez dłuższy czas stosowałam krem z filtrem marki Nuxe, ale moja cera się trochę do niego przyzwyczaiła, wiec wypatrzyąm w internecie to cudo. Cell Fusion C z filtrem 50. Według mnie jest fenomenalny. Po pierwsze bardzo lubię tego typu konsystencję kremu. Z jednej strony jest gęsta i zbita, ale idealnie się rozprowadza i wchłania. Ponieważ jest to krem zalecany np. po zabiegach kosmetycznych ma silnie działanie kojące i antybakteryjne. To mieszanka dla mnie idealna! Do tego krem delikatnie rozjaśnia twarz, przez co wygląda na bardziej wypoczętą. Nakładam każdego ranka i praktycznie nie używam innego teraz kremu (czasami nakładam na niego jeszcze krem rozświetlający Resibo).
Latem nie stosuje ciężkich podkładów, wtedy czuje się, że moja cera się dusi. Ostatnio używam naturalnego kremu BB marki Miya. Mam najjaśniejszy kolor, ale według mnie jest on raczej dla skóry lekko muśniętej słońcem. Ponieważ nie opalam twarzy jest dla mnie idealny na tą porę roku, gdyż subtelnie wyrównuje koloryt cery z pozostałymi częściami ciała. Bardzo ładnie pachnie i przyjemnie się rozprowadza. Ma według mnie idealne krycie (lekkie ale wystarczające). Lubie lekkie podkłady czy kremy bb, bo i tak cienie pod oczami czy ewentualne niedoskonałości maskuję korektorem. Do tego polecam rozświetlacz w kremie - jest świetny.
Ponieważ nie planuję w najbliższym czasie postów o kosmetykach, dziś pojawi się spora część ulubionych produktów z mojej codziennej pielęgnacji. Niewątpliwym ulubieńcem, do którego wracam od lat, jest masełko pod oczy dr.Hauschka. O strefę oczu dbam dość szczegółowo, ponieważ wiadomo, że jest najbardziej narażona na czynniki zewnętrzne i starzenie się. Jednak nie mogę trafić na dobry krem, który spełniałby moje oczekiwania. Kremy typowo przeciwzmarszczkowe właściwie tylko napinają skórę, a ja mam wtedy wrażenie, że skóra jest wręcz wysuszona. Krem-żel na opuchnięcia i sińce pod oczami powoduje, że skóra wokół oczu brzydko się świeci, a kremy nawilżające moja skóra połyka. Dlatego takie masełko w formie wosku idealnie utrzymuje nawilżenie pod oczami i wypełnia zmarszczki. W moim wieku zmarszczki powstają głownie z wysuszonej skóry pod oczami. A ten doskonale natłuszcza, ale też wystarczy chwilka, by się wchłoną.
Ostatnią rzeczą do pielęgnacji twarzy jest maseczka do twarzy Oatifix marki Lush. Produkty niestety nie są dostępne w Polsce, ale teraz większość z Was pewnie wyruszy na wakacje i może akurat tam uda wam się zahaczyć o pachnące sklepy Lush. Ja gdy tylko mam okazję kupuję parę kuli do kąpieli i już drugi raz sięgam po maseczkę. Ta i poprzednia (z borówkami) po prostu mnie zachwyciły. Maseczka, ktorą obecnie używam jest z owsianką i bananem, bardzo smakowicie pachnie i ma ma za zadanie nawilżać, koić i redukować zaczerwienienie. Ukojenie czuć od pierwszych sekund od nałożenia. Właściwie na palcach ręki mogę policzyć ilość razy, kiedy byłam u kosmetyczki, dlatego bardzo lubię regularnie stosować różne maseczki w domu.
W wspaniałościach wiosna/lato chcę wspomnieć o 2 produktach do włosów, które ułatwiły mi życie! Pierwszą rzeczą jest odżywka koloryzująca, którą poleciła mi moja znajoma, która zawsze ma przepiękny kolor włosów! Okazało się, że co jakiś czas (co 3-4 tygodnie) wystarczy na ok. 10 min rozprowadzić równomiernie na lekko zwilżonych włosach ten produkt (dopasowany oczywiście do koloru włosów). Generalnie nie farbowałabym w ogóle włosów, gdyby nie fakt, że dokładnie na moim przedziałku mam kilka siwych włosów, które doprowadzają mnie do szaleństwa. Do tej pory chodziłam regularnie do fryzjera (częściej niż bym tego chciała), ale dzięki tej odżywce zupełnie odchodzę od typowej farby i tylko odświeżam co jakiś czas odrosty. Oszczędność i włosów i pieniędzy na farbowanie u fryzjera. Polecam.
Dla posiadaczek włosów półdługich (od powiedzmy linii żuchwy do ramion) mam nie lada ułatwienie, którego sama poszukiwałam. Mam dość grube włosy, o długości przed ramiona i niestety w moim przypadku pozostawienie ich do wyschnięcia nie wchodzi w grę. Do tej pory musiałam układać najpierw włosy na szczotkę a następnie dość często używałam prostownicy. Zajmowało to wieki. I chociaż myję włosy co 2-3 dni to i tak na samą myśl robiło mi się niedobrze. Na youtube trafiłam na filmik o suszarce ze szczotką i pomyślałam, że to produkt idealny dla mnie! Co więcej do sklepu wybrałam się razem z Mamą i obie zakupiłyśmy takie suszarko-szczotki. Mama jest równie mocno zachwycona efektami. Po pierwsze o wiele szybciej i łatwiej się suszy włosy, a po drugie świetnie się układają i zwiększają swoją objętość. Szczotka ma włosie z dzika, które działa świetnie na moje włosy, bo je wygładza i się nie puszą. Nie wiem jak suszarka sprawdzi się do włosów długich, ale do boba i long-boba będzie idealna.
Ogólnie z moją obecną pielęgnacją (twarzy, ciała i włosów) chodzi głównie o to, by w jak najszybszym czasie osiągnąć maksimum efektów. Lubię też swoje wieczorne rytuały, gdy np. wieczorem kładę się już do łóżka, układam wygodnie poduszki, smaruję kremem dłonie i zabieram się do czytania książki. A jeśli o ulubionym kremie mowa, to obecnie jest nim naturalny krem do rąk Eco Receptura, który bardzo ładnie nawilża, szybko się wchłania i ma taki przyjemny, wręcz luksusowy zapach. Do tego ma piękne, subtelne opakowanie, które dodatkowo zdobi stolik nocny. :)
Wracając do książek ostatnio zapanowało u mnie apogeum i czytam ich kilka na raz. I to nie dwie czy trzy ale...siedem. Wczoraj dwie skończyłam, wiec mam zamiar sukcesywnie je kończyć. Na szczęście każda jest zupełnie z innej parafii i czytanie ich naprzemiennie nie stanowi dla mnie problemu. Jedną z czytanych przeze mnie książek jest biografia Simony Kossak, której osoba bardzo mnie w ostatnim czasie fascynuje. Książka jest ciekawie napisania i nie czyta się jej mozolnie brnąc przez suche fakty. Postać Simony jest niezwykle elektryzująca i myślę, że zaciekawi niejedną osobę, która kocha przyrodę i zwierzęta. Ja mam w sobie taką ciągłą wewnętrzną tęsknotę za taka dziką naturą i chociaż pod naszym płotem można spotkać cały zwierzyniec (dziki, lisy, sarny, wiewiórki, kaczki, czaple i inne ptactwo) to za każdym razem, gdy je widzę ogarnia mnie zachwyt.
(Jeśli macie ochotę obejrzeć filmiki ze zwierzakami za naszym płotem kliknijcie tu -
KLIK)
Bardzo lubię też biografie ze starymi zdjęciami, w których doszukuje się wielu inspirujących rzeczy.
Ostatnim produktem będzie coś co jest tylko pretekstem do głębszej sprawy. Ostatnio coraz mocniej poszukuje nietuzinkowych rzeczy do domu. Zawsze miałam do nich słabość, ale był taki moment, że z własnej wygody sięgałam po coś "normalnego" i ogólnie dostępnego. Po latach stwierdziłam, że to nie ma sensu, bo te rzeczy bardzo szybko się mi nudzą, natomiast wszystkie te niepowtarzalne przedmioty, które zbierałam przez lata, wrosły w nasz Magiczny Domek. Uwielbiam nasze stare meble, sentymentalne ozdoby z historią. Buszuje na OLX, gdzie odszukuje różne perełki. Teraz, gdy bywam dość często na rozmaitych targach, gdzie mogę docenić rękodzieło, jeszcze bardziej zachwycą mnie wyjątkowe produkty, które nie są dostępne wszędzie. Ostatnio zachwycam się świecą sojową z zanurzonymi kwiatami polnymi. Cudowna ozdoba, której aż żal mi palić, bo tak pięknie pasuje do panującego w sypialni klimatu. Świece możecie kupić na stronie
massja.pl . Jest przepiękna!
Całuje Was mocno i zapraszam na kolejne wpisy (jeszcze w tym tygodniu)! ;)
Wasza Gusia.