Nowy rok (bo wrzesień jest dla mnie zawsze początkiem czegoś nowego) i już nawet na studiach, gdzie jednak semestr zaczynał się dopiero w październiku, wrześniowa jesienna aura była pewną granicą. Bardzo cieszę się na samą myśl tego powiewu świeżości, bo przyznam, że sierpień był dla mnie miesiącem dość trudnym. Zaczęło się od odejścia Gapci, potem zachorowałam na covid i chociaż przebiegł typowo grypowo, to jednak miałam tydzień wyjęty z życia a choroba odebrała mi siły na następne tygodnie. Dziewczynki były jeszcze na półkoloniach, ale ostatnie dni wakacji spędziły w domu. Wakacje są cudowne, lato doładowujące, ale czuć było, że potrzebujemy już zmiany, bo dzieciaki już wariowały przebywając we własnym sosie. Sierpień minął bezpowrotnie, a ja zapraszam Was do migawek minionego miesiąca.
Śniadanko na słodko, bo odwiedziła nas ciocia Zuzia.
W odwiedzinach. Doceniam fakt, że mamy wokół siebie ludzi, gdzie można wpaść spontanicznie chociażby pod pretekstem świeżo upieczonego ciasta, które mogłam do nich zanieść.
Wieczory bez Gapci... Pierwsze dni były takie ciche, a fotel Gapci (zazwyczaj ten po prawo) okrutnie pusty. Powiedziałam Matyldzie i Lunce, żeby się tam kładły, by wypełnić chociaż częściowo tą lukę. Nie uwierzycie, ale one naprawdę tak zrobiły! Codziennie wieczorem po tym jak im to powiedziałam kładły się tak jak na zdjęciu poniżej. A ja niedowierzając, codziennie robiłam im zdjęcie i wysyłałam rodzinie i znajomym, bo to było aż nieprawdopodobne!
Wiadomo, że mężczyźnie nie trzeba przypominać o pracach domowych co pół roku :), tak więc w końcu doczekałam się powieszenia pozostałych talerzy w kuchni.
(generalnie mogłabym bez problemu wbić gwoździe sama (i tam gdzie się da tak robię), niestety w naszym domu ściany są jak ze stali i potrzeba użycia wiertarki i ogromnej siły, by przebić się przez maleńką dziurkę)
Tradycyjny domowy smak, czyli rosołek na deszczowe dni.
Gdy ubłagają te bajki na telefonie to i Lunka skorzysta. :)
Zawsze coś wymusi z naszego asortymentu!
A w pracy czas urlopowy i zabrakło mojej prawej ręki Andżeliki. Miałam całe ręce roboty. Dostawy, metkowanie, pakowanie, wysyłki do sklepów. Lubię jednak tą różnorodność. :)
No i zaczęły się te dziecięce imprezki, na które my rodzice musimy dzielnie chodzić. :)
Wycieczka rowerowa do lasu.
Ogromnie potrzebuje przebywania na łonie natury i takie wyjścia są dla mnie bardzo ważne. I chociaż mieszkamy obok lasu i zieleń mamy na wyciągnięciu ręki, to dla mnie wciąż to za mało. Mam nadzieję, że uda się wprowadzić więcej jesiennych spacerów w codzienność. Marzy mi się też wypad na grzyby.
Sierpień, środek lata, a ja w skarpetkach i piżamce w bałwanki? To musi oznaczać jedno - covid! I chociaż nie miałam żadnych duszności, utarty węchu czy smaku, to jednak bolała mnie każda kosteczka i wszystkie możliwe mięśnie. Byłam dosłownie wyjęta z życia.
Ale miałam naturalne termoforki, które czuwały przy mnie cały czas.
A tym łobuzom zupełnie nie przeszkadza, że cały czas latają na boso. Trzeba im przyznać, że są naprawdę zahartowani i praktycznie nie chorują przez cały rok. Ja wypadam w tym najgorzej, bo co kilka tygodni słabnę i coś mnie dopada, ale już wiem co mi dolega i co z tym zrobić, więc mam dużo planów prozdrowotnych na jesień.
Bardzo lubię nasz eklektyczny styl z przedmiotami z duszą. Czasami jednak miałabym ochotę zrobić totalny remont i odmianę i pójść w stronę takiego ciepłego minimalizmu. ;) Ciekawe ile bym wytrzymała. :)
Mój malutki kącik do pracy w czeluściach całego domku.
Sierpień to też czas na bardzo ważną rocznicową randkę. 11 lat - szaleństwo!
Odkryliśmy świetny plac zabaw na granicy miasta, blisko natury, gdzie nie ma tłumów.
A jeśli o rocznicy mowa to może zagramy?
Taki paradoks. Nie lubię tych wszędobylskich suszarek latem, ale za to zapach suszonego prania na wietrze jest nie do podrobienia!
Kolejny turnus półkolonii żeglarskich.
Dziewczęcy świat. Bardzo lubię tą półeczkę, która co jakiś czas zmienia swoje oblicze.
Weekendowy wypad pod namiot. Dzieciaki uwielbiają te klimaty!
Najważniejsze - bliskość przyrody.
Mieszkamy w centrum Polski, pomiędzy górami a morzem, ale wokół nas jest masa uroczych zakątków.
Była przecudna pogoda do żeglowania! Miarowy, stały wiaterek (mam patent żeglarza, przepłynęłam Bałtyk w dwie strony na słynnym Jocephie Conradzie, ale nadal za przechyłami nie przepadam) i ogromna satysfakcja, że daliśmy radę we dwójkę z trójką dzieci!
Moje wilczki morskie.
I ognisko na pożegnanie.
Czasami w imię wypitej z Mamą kawy warto wybrać się chociaż tam, gdzie można jednocześnie mieć na oku całe towarzystwo.
No ale trzeba było kupić kapcie do szkoły i przedszkola no i pokazać mamie co ewentualnie chcieliby na... Gwiazdkę.
Gabrysia ma bardzo sprecyzowane preferencje. :P
Mamo, możesz iść, my mamy w planach seans filmowy z Tatą. :)
Spotkanie z dziewczynami w urokliwym miejscu.
Takie spotkania, rozmowy, różne punkty widzenia są dla mnie niezwykle ważne.
Spokojny wieczór rodzicom też się należy. :)
Bardzo ruchliwe dziecko. :)
Nasze żywe sreberko postanowiło obciąć ukradkiem Miłoszka na krótko! Wiem, że to tylko włosy, ale ja uwielbiałam tą bardzo charakterystyczną część Miłoszka. Tarmosić, wąchiwać się w jego blond włoski. Były takie jego. Gabrysia też ciachnęła się w 3 miejscach koślawie (a niedawno robiłam im wszystkim fryzurki i byłam taka dumna) i stwierdziła, że ona chce mieć króciutką grzywkę. Poszliśmy więc pierwszy raz w życiu do dziecięcego fryzjera i mamy teraz małą Amelię w domu.
Bez tego kalendarza rodzinnego chyba bym zginęła. Przez cały miesiąc tylko się zapełnia i zapełnia.
Trzeba jednak przyznać, że potrafią się razem pięknie bawić, aż z rozczuleniem zrobiłam im zdjęcie.
Pożegnania. Tato, wróć szybko z tego drugiego końca świata.
Na pocieszenie w drodze powrotnej lody z McDonaldsa.
Mistrzyni tarmoszenia poduszki głową w ciągu nocy.
Poranne zabawy, gdy mama ścieli łóżka i ogarnia całą górę, by miło było w naszym domku.
Kuchenny stół na wiele wcieleń.
Trochę paryskiego klimatu w uroczych przedmiotach dnia codziennego.
Przygotowania do sesji zdjęciowej nowej kolekcji z Layette.
Zawsze mam tremę czy się i tym razem spodoba. :)
Pięknie ilustrowane, bardzo ciekawe książkowe nowości w leśnych klimatach - dostępne również
TU.
Przymiarki czy zeszłoroczny strój też pasuje. Jeszcze tylko granatowy sweterek sprzed roku i jesteśmy zadowolone, że nie trzeba biegać za nowym strojem na rozpoczęcie roku. Galowo musi być, ale i tak u nas w szkole rozpoczęcie jest na luzie na szkolnym boisku, wiec naprawdę nie ma co przesadzać. Oprócz paru nowych zeszytów nie kupowałyśmy nic nowego i jestem dumna z Marysi, że w ogóle nie miała tego w głowie.
Z wielką ciekawością rozpoczynamy wrzesień i sezon jesienny. To będą bardzo aktywne tygodnie! Trzymajcie się cieplutko i do szybkiego napisania! Mam nadzieję, że w tym miesiącu uda mi się zrealizować aż 3 posty kosmetyczne!
Wasza G.