09 listopada 2020
Migawki Października '20
07 listopada 2020
Salonowa Jesień
Ostatnie miesiące nie były dla naszego Magicznego Domku łaskawe. Było sporo zamieszania, mało czasu oraz wymiana okien na poddaszu i dachu. Łatwo zadbać o swój dom, gdy zaczyna się od nowa, np. malowaniem danego pomieszczenia, zmianą dodatków - wtedy ma się przyjemny powiew świeżości. Nasz salon malowaliśmy w 2012 roku i co sezon planuje jego odświeżenie, jednak domyślacie się, że jest to większe przedsięwzięcie, które na dalszy plan przełożyła chociażby pandemia. Jednak na przestrzeni lat zmienia się moje myślenie, a raczej przystosowanie do panujących warunków. W dbaniu o dom, nie chodzi tylko o to, by cały czas sięgać po nowe! Oczywiście są rzeczy, które trzeba naprawić, ulepszyć, ale nie za wszelką cenę. Warto sprawić, by nasze otoczenie było najlepsze, jakie może być w danej sytuacji. Warto zrobić porządki, oczyścić swoją przestrzeń, usprawnić i dostosować ją to potrzeb rodziny. Gdy tylko skończyło się u nas zamieszanie związane z dachowym remontem, wzięłam się za spore jesienne porządki. Oczywiście jeszcze sporo zakamarków przede mną, ale głównym moim założeniem jest przystosować nasza przestrzeń do zmieniających się potrzeb rodziny.
Ponieważ nie byłam w stanie zrobić wielkich zmian w salonie, na które może jeszcze przyjdzie czas w przyszłym roku, zrobiłam maksymalnie tyle ile było można. Dałam do prania dywany (zmiana była kolosalna - dywany jak nowe!), zrobiłam porządki w kredensie, pozbywając się wszystkiego czego nie używaliśmy. Tego, że ściany wymagają malowania, było widoczne zwłaszcza nad grzejnikiem przy dużym oknie. Postanowiłam po latach powiesić wreszcie zasłony (które miałam wcześniej) i problem nagle zniknął! Zasłony pięknie przysłoniły newralgiczne miejsca. W salonie pojawiła się tylko jedna rzecz - niewielka komoda, która pełni dwie funkcje. Po pierwsze brakowało mi w tej części pokoju światła, a teraz nadchodzi sezon, gdy uwielbiamy palić więcej bocznych lampek. Tak więc na nowym mebelku postawiliśmy przepiękną lampę, której uroda marnowała się w gabinecie Pana Poślubionego. Po drugie w komodzie przechowuję różne pomoce dydaktyczne dla dziewczynek. Chodzą dziarsko od 2 miesięcy do przedszkola, ale wszyscy wiemy, że to może się w każdej chwili zmienić. Jestem na to przygotowana. Potrzebowałam więc takiej przestrzeni, gdzie to wszystko będę mogła schować, tak by było pod ręką, gdy będziemy się uczyć (poprzez zabawę) przy stole w salonie. (Jeśli macie ochotę to mogę napisać osobnego post na temat jakie rzeczy - pomoce dydaktyczne - kolekcjonowałam przez wakacje). Oczywiście z pomocy korzystamy tak czy siak, nie zależnie czy dziewczynki chodzą do przedszkola, ale wiadomo, że nie w takim natężeniu, jak wcześniej (dziewczynki od początku marca do września nie chodziły w ogóle do przedszkola). A teraz zobaczymy jak długo to potrwa.
Wyprzedzając pytania na temat czy się nie boję tego, że dziewczynki chodzą do przedszkola to mówię otwarcie, że po prostu staram się o tym nie myśleć i są trzy główne powody, dla których chcemy by chodziły tak jak najdłużej. Po pierwsze jesteśmy bardzo zadowoleni z naszego przedszkola, bardzo cenię sobie to, że od tego roku dziewczynki chodzą razem do jednej grupy - jest to możliwe dlatego, że chodzą do przedszkola, gdzie nauczanie jest metodą Montessori, którą sobie bardzo cenię. Widzę ogromne rezultaty.
Po drugie po pół roku dystansu społecznego, gdy dziewczynki widziały zaledwie garstkę tych samych osób i w ogóle nie chodziły do przedszkola (zaczęły dopiero we wrześniu) widziałam jak bardzo tego pragnęły. Marysia cały sierpień myślała już o tym, że pójdzie wreszcie do przedszkola. Po 3 roku życia u dzieci zachodzi naprawdę duża potrzeba należenia do jakieś grupy rówieśników i jestem z tych mam, które nie chciałby zabierać tej przestrzeni swoim dzieciom.
Po trzecie ze względu na pracę, którą i tak muszę jakoś godzić zajmując się Miłoszkiem było to po prostu konieczne. W moim przypadku praca zdalna z 3 dzieci jest absolutnie nie do wykonania na dłuższą metę. Przez ostatnie tygodnie starałam się nadrobić jak najwięcej, bo przecież w obecnej sytuacji nigdy nie wiadomo co przyniesie następny tydzień.
Ale wracając do naszych porządków i zmian, które bardziej wynikały z powodów organizacyjnych, spowodowały, że nasz salonik prezentuje się bardzo przytulnie na nadchodzący sezon, gdy za oknem ciemno i zimno. Ogólnie mam chyba naturę zwierzątka, które lubi się na czas zimy zaszyć w domu i wychodzić z niego jak najmniej. ;)
Plusem naszego salonu jest to, że naprawdę bardzo łatwo można w nim utrzymać porządek, ponieważ wszystko ma swoje miejsce. To pomieszczenie (oraz zawsze sprzątnięta sypialnia) daje mi poczucie, że w domu panuje porządek. ;) Mamy w domu takie newralgiczne pomieszczenia, gdy trzeba cały czas sprzątać i jeden dzień odpuszczenia zwiastuje katastrofę (jak domyślacie się jest to np. kuchnia), dlatego ważne, by wygospodarować sobie takie pomieszczenie, że chociażby nie wiem co, zawsze panuje tam porządek. Dziewczynki raczej zabawkami bawią się na górze, Miłoszek kojec i większość zabawek też ma na piętrze, więc salon jest dla nas raczej miejscem, gdzie akcja dzieje się przy stole (gdy przyjmujemy gości) lub na kanapie. :)
I takim wnętrzarskim przerywnikiem pozdrawiam Was serdecznie, dbajcie o siebie i trzymajcie się w zdrówku.
A już niebawem powracam z migawkami października. :)
G.