Tak nas rozpieściło tegoroczne lato (mnóstwo słonecznych dni, a nie było tak skrajnie upalnie), że wcale nie czekałam na nadchodzącą jesień jak co roku. Jednak paradoksalnie nie mając żadnych wymagań i oczekiwań weszłam w jesienne klimaty naturalnie oraz z wielką przyjemnością.
Mnóstwo cudownej energii dostarczył nam nowy czworonożny mieszkaniec Magicznego Domku, który jesienną aurę ma wręcz wpisaną w oczach. To jego spojrzenie rozmiękcza nasze serca i wybaczamy mu każdą psotę, którą zdarza mu się wyrządzić, z drugiej strony starając się wprowadzać różne psie zasady pękamy z dumy, że tak łatwo je przyswaja.
W drugiej połowie września w końcu lekko zwolniłam (niebawem migawki miesiąca, wiec zobaczycie, że początek był trochę szalony) i zaczęłam czerpać garściami z dbania o domowe ognisko. Ocieplam wnętrza kolorami tekstyliów, świecami i zapachami z kuchni. Oboje z mężem ciągle coś pichcimy w jesiennym klimacie. Były już bułeczki cynamonowe, zupa dyniowa, knedle ze śliwkami, kasza z duszonym mięsem, kociołek warzywny z domowymi bułeczkami. Mogę śmiało powiedzieć, że jesienne aromaty w kuchni zaliczam do swoich ulubionych, wiec moje ambitne plany by w końcu zrzucić nadprogramowe kilogramy, mogę odłożyć na bardziej sprzyjające czasy. :)
Wraz z latem kończą się wyjazdy oraz aktywności na świeżym powietrzu (nie licząc ogrodowych jesiennych porządków i grabienia liści), wiec automatycznie staję się typową domatorką cieszącą się ze wspólnego rodzinnego czasu. Chociaż coraz chłodniejsze dni na zewnątrz, u nas robi się coraz cieplej, gdy spędzamy ten czas wspólnie w domu. Jak miło usiąść razem w salonie, posłuchać jazzowej muzyczki z gramofonu, cieszyć się chwilą z książką i herbatą przy ciepłym świetle bocznych lampek.
Ogrodowe porządki to też coś na co czekam cały rok. Chociaż przyroda przygotowuje się do zimowego snu, przed zaśnięciem obdarowuje nas przepięknymi kolorami i owocami.
Staram się regularnie zamiatać liście przed wejściem do Magicznego Domku a na stoliku do starej maszyny do szycia przygotowałam klimatyczny kącik.
Trzeba przyznać, że jesień jest naprawdę przepiękna i staramy się jak najwięcej spędzać czas na świeżym powietrzu. Ogrodowe spacery z Vincentem (jesteśmy jeszcze przez ostatnim szczepieniem) czy niedzielne ognisko z kociołkiem na obiad.
Czekając na obiadowe pyszności, czytamy sobie książki przy ognisku. Ostatnio przypomniała mi się książka dla dzieci, którą bardzo lubimy, ale dawno do niej nie zaglądaliśmy. Zamówiłam ją do na nas do sklepu by mieć piękne pozycje na jesień. "Jabłonka Eli" to przepięknie ilustrowana książka z prostą historią pełną ciepła i uroku. Dopiero po czasie dopatrzyłam się, że przecież występuje w niej nasz długowłosy jamniczek! :)
Gra świateł, ciepłe koce, przytulne wnętrza i aromaty zapowiadające pyszny domowy posiłek.
Jesień zapowiada się ciekawie, będzie to jednak ukłon w stronę świata wewnętrznego niż zewnętrznego. Myślę, że naturalną potrzebą jest zwolnienie i dostosowanie się do panującej pory roku. Rok temu pisałam o sposobach na jesienne wyciszenie - w tym roku plany mam bardzo podobne. Dużo kreatywnych działań takich malowanie akwarelami nowych kolekcji (uwielbiam ten proces), prace plastyczne z dziećmi czy nawet drobne robótki: stworzenie jesiennego wieńca przed domem czy wyhaftowanie imienia Vinenta na posłaniu. Mam również w planach dwa filmowe wieczory w tygodniu, gdzie będę nadrabiała stare filmy z lat 80 i 90 tych, które chcę odświeżyć. Mam już kilka za sobą i z racji nabytych latami doświadczeń oglądam je jakby na nowo. To było zupełnie inne kino niż teraz, gdzie nie tyle akcja była najważniejsza, ale przemyślenia, które pojawiały się w nas po seansie. Z pewnością pojawi się o tym jakiś wpis, ale póki co zapisuje w notatniku powiększającą się listę filmowych perełek. W pozostałe wieczory obowiązkowo książka!
Kochani, cudownej niedzieli i nadchodzącego tygodnia Wam życzę i lecę na pyszne bułeczki i leczo z kociołka. Aż ślinka mi cieknie. ;)
Do napisania!