30 czerwca 2011

Zamieszanie!

Witajcie moi mili! Wreszcie jestem! Co to był za tydzień!
Jestem padnięta, wykończona, ledwo żywa, a tu... końca nie widać.
Pewnie pomyślicie, że to niemożliwe, skoro jeszcze w tym miesiącu wiodłam spokojne życie we Francji. Otóż w moim odczuciu było to miesiące temu! 
Mam teraz taki okres, że życie pędzi w niewyobrażalnym tempie. Nie przepadam za tym, ale czasami tak musi być i nic nie możemy na to poradzić.
Na głowie mam masę spraw, jeżdżę i załatwiam tysiące rzeczy na mieście, mam dużo spotkań i bieganiny.
Do tego, w między czasie, dwa śluby i wesela moich najbliższych dziewczyn, moje urodziny i malowanie z tej okazji sypialni (takie było moje urodzinowe życzenie i prezent od Pana Narzeczonego). Odświeżenie sypialni planowałam od dłuższego czasu i teraz, w tym całym zamieszaniu, był ostatni dzwonek by to zrobić. 








































W długi weekend nie mieliśmy więc ani chwilki by odpocząć, ale najgorszy stres miał dopiero nadejść.
Kilka dni temu nasza Gapcia zachorowała! Nagle bardzo żle się poczuła, osłabła, miała wysoką temperaturę i wystraszyła mnie strasznie. W drodze do weterynarza, w samochodzie chwilowo straciła przytomność! Nawet nie wyobrażacie sobie co ja przeżyłam i jak bardzo się o nią bałam! Było podejrzenie babeszjozy, ale naszczęście, po badaniach krwi okazało się, że to po prostu infekcja. Gapcioszek nasz czuje się lepiej. Jestem cała szczęśliwa jak biega, psoci i jest sobą. :)
Lunka wobec Gapci zachowuje się bardzo opiekunczo. Jestem zdumiona, że może być aż taka miłość między psem a kotem. :)
















Przez to zamieszanie nie mogłam w pełni świętować swoich urodzin. Zafundowałam sobie jednak chwilkę dla siebie. Na spadek formy i humoru najlepiej, jak wiecie, działa na mnie gorąca kąpiel. Tym razem kąpiel lawendowa z dodatkiem prawdziwych kwiatów przywiezionych z działki. 









































Po kolejnym zapowiadającym się ciężkim weekendzie zamierzam trochę zwolnić, choć nie wiem czy obowiązki na to pozwolą. Nie chcę jednak przegapić lata. Chcę jeść poziomki, tańczyć w deszczu, spacerować w lesie. Mieć czas na leniwe poranki, popołudniowe drzemki i pochłanianie książek.
















Zwariuje jak się nie uda! :) 
Do następnego!
SHARE:

23 czerwca 2011

Szuflandia

To taka kraina gdzie chowa się zapomniane prace autorskie lub naszych bliskich. Laurki od dzieci, zasuszone bukieciki polnych kwiatów, nasze wiersze czy opowiadania. 
Mam kilka takich rzeczy, które darzę wielkim sentymentem. Autorskie piosenki nagrane z zespołem rockowym jeszcze za czasów liceum. Pudło z kolekcją rysunków i prac z przedszkola. Oczywiście masa prac ze studiów. Szklana lampa, futurystyczny latawiec, tekturowe meble, obrazy, rysunki i plakaty.
Niedawno natknęłam się na moje stare zdjęcia, które robiłam 5 lat temu na 3 roku studiów. Na małą chwilę wyjęłam je z Szuflandi by odkurzyć pozytywne wspomnienia.































































Lubiłam portretować ludzi z bliska, w ciasnych kadrach. Zawsze zastanawiałam się czy lepiej tworzyć chwilę czy ją uchwycać. Więc starałam się łączyć to ze sobą prowokując sesje, ale nie ingerując zbyt mocno w swobodę ruchów.
To moje jedno z ulubionych zdjęć z kobietą w roli głównej. 




















Ba! Robiłam nawet odważne autoportrety! :)















































































A Wy co trzymacie w swojej Szuflandi?
SHARE:

19 czerwca 2011

Powroty

Lubię wracać do domu. Jednak po wyjeździe przez kilka dni nie mogę znależć sobie miejsca. Snuję się po domu, rozpakowuję walizkę i przystosowuje się do innej rzeczywistości. Nie wiem za co się zabrać. Z jednej strony mam wiele spraw na głowie, z drugiej ciało i umysł funkcjonuje jeszcze w trybie leniwo-wakacyjnym.

Rozpakowuje i rozkładam zdobycze z Francji. Czekam z niecierpliwością aż odnajdą swoje miejsce w Magicznym Domku.





















Większość rzeczy czeka na odnowienie sypialni. Od czwartku mamy zamiar przemalować ją i wprowadzić małe zmiany. Projekt jest już w głowie. Wymaga to jednak nakładu pracy, mam jednak nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Nie mogę się już doczekać!

Póki co powiesiłam serduszko, które przywiozłam z podróży na drzwiach od łazienki. Lubię takie małe, urocze akcenty.





















W czasie rozpakowywania walizki naszła mnie straszna ochota na zupę. Dziś niedziela więc postanowiłam robić... rosół. Taki polski akcent po powrocie. :)



























Trudno mi jednak tak zupełnie zapomnieć o francuskim jedzeniu. Będąc w Lidlu nie mogłam się powstrzymać i kupiłam parę pyszności. :)






























To mój ostatni leniwy weekend. Do sierpnia mam masę planów, powinności, pracy i spraw do załatwienia. To będą ciężkie tygodnie, dlatego cieszę się, że mogłam odpocząć. 
Tak więc podjadam rosołek, nadrabiam filmowe zaległości i stęskniona bawię z moimi zwierzakami. 



















Miłego końca weekendu życzę! Do zobaczenia jak najszybciej!
SHARE:

16 czerwca 2011

Pożegnanie Francji

To ostatnie  godziny w tym cudownym miejscu. Pożegnalny spacer brzegiem morza.
































































Będę tęsknić za tym miejscem, za rodziną, morzem i... pysznym jedzeniem.




























Trzymajcie kciuki za nasz lot. Nie lubię latać. Ale staram się panować nad moimi lękami. 
Cieszę się jednak, że dziś wieczorem wtulę się w moich najbliższych. Stęskniłam się okrutnie za Panem Narzeczonym i moimi zwierzakami. 
Z nutką smutku, że opuszczam to miejsce, jednocześnie na skrzydłach wracam do domu. Magicznego Domku.




SHARE:

14 czerwca 2011

Z cyklu 'Podglądamy': Dom w Nicei 2

Jakiś czas temu opisywałam Wam wnętrza domu we Francji. Obiecałam, że jeśli będę tu ponownie porobię więcej zdjęć. 
Nie wiem jak Wy, ale ja lubię podpatrywać jak mieszkają inni. To właśnie we wnętrzach można ujrzeć duszę właścicieli. 
Zdjęcia oczywiście nie oddają pełnego uroku. Klimat to nie tylko meble i przedmioty ale przede wszystkim mieszkańcy. Darzę wielką miłością  ten dom i uwielbiam tu być. Jest bardzo inspirujący. Wracając do Magicznego Domku mam pełna głowę pomysłów na zmiany. 

A oto kilka nowych migawek z tego miejsca, które nie znalazły się w poprzednim poście.

WEJŚĆIE





















































Wejście od strony ogrodu. Potężne drewniane drzwi zapraszają do wnętrza.


JADALNIA / SALON












































Z jadalni można podziwiać piękny widok z okna na morze. Łączy salon z kuchnią.


PÓŁPIĘTRO




































Na półpiętro wchodzi się do domu od strony ulicy.


ŁAZIENKA












































































Łazienka jest bardzo klimatyczna. Pełna pięknych przedmiotów. Szklanych i ceramicznych pojemniczków, lampek i przepięknych luster.


TOALETA





















W małym WC na górze urzekły mnie płytki koło zlewu i maleńkie okienko.


SYPIALNIA WŁAŚCICIELI



















SYPIALNIA GOŚCINNA



























Jest to druga gościnna sypialnia w tym domu. Pierwszą (w której zawsze śpię) pokazywałam Wam tu i tu. Wcześniej były to pokoje synów Żanetki i Yves'a. Okna wychodzą na ogród.

Dom klimatem przypomina mi te z filmów 'Wielkie Nadzieje' lub 'Ukryte Pragnienia'. Uwielbiam te filmy, nawet ich tytuły pasują do moich uczuć gdy jestem tutaj. 

To moje ostatnie dni w tym miejscu tego lata. Będę bardzo tęsknić i powracać tu myślami. 
Mam nadzieję, że poczuliście magię i urok tego domu. Cieszę się, że mogłam Was zabrać do Francji widzianej moimi oczami.

Do zobaczenia  w Magicznym Domku!
SHARE:

12 czerwca 2011

Kosmetyki Naturalne cz. 2

Dalsza część recenzji kosmetyków naturalnych, które ostatnio stosuję.

WŁOSY

















Z kosmetykami do włosów trzeba uważać. Do tej pory stosowałam takie, które teoretycznie wygładzały ich strukturę. Okazało się, że przyczyną było oblepianie ich silikonami (wszystkie składniki z końcówka -cone), które są bardzo trudne do zmycia. Trudno nazwać to naturalnym pięknem...
Zamiana pielęgnacji włosów na naturalną była dla mnie priorytetem. Już jakieś ponad pół roku temu zdecydowałam się powrócić do mojego naturalnego koloru włosów i zaprzestać farbowania. Tym bardziej zależy mi na tym by włosy nie gromadziły w sobie żadnej chemii. 
Tak jak przejście na naturalną pielęgnację twarzy nie musi być dla Was trudne, stosowanie szamponów może Was zaskoczyć. 
Po pierwsze pozbawione SLS-ów szampony nie pienią się tak nieprzytomnie jak normalne. Po drugie nie 'ślizgają się' podczas mycia gdyż nie zawierają sztucznych wspomagaczy. Jednak po kilku myciach, można poczuć i usłyszeć charakterystyczne 'piszczenie' wygładzonej naturalnej struktury włosa. Podczas spłukiwania szamponu, włosy powinny wydawać taki dźwięk - jest to dowód, że są odpowiednio spłukane. Miałyście tak wcześniej? Ja nie. Wydawało mi się, że to nawilżenie a to były po prostu oblepione włosy...
Mam dwa szampony firmy LOGONA do włosów normalnych i suchych (mała buteleczka na wyjazd). Mocno polecam!

Po umyciu nakładam przepięknie pachnącą odżywkę do włosów firmy LAVERA. A następnie po wysuszeniu ręcznikiem niedbale spryskuje włosy mgiełką nabłyszczającą firmy LOGONA.

Moje włosy po pierwsze w ogóle się nie przetłuszczają (mam włosy raczej suche ale po używaniu obciążających odzywek w szybkim tempie traciły swoja świeżość). Częstotliwość mycia uzależniam raczej potrzebą ułożenia ich. 
Zazwyczaj dzieci mają włosy suche* i puszyste jednocześnie nawilżone od wewnątrz. Ostatnio podciełam końcówki, staram się teraz nie używać za często suszarki i prostownicy. Moje włosy zaczynają przypominać te z dzieciństwa!

*  jednocześnie niezniszczone i nieprzesuszone

MYCIE CIAŁA



















Jeśli szampon to również produkty do mycia ciała musiały zostać zmienione. Ja zdecydowałam się na płyn do kąpieli (ponieważ często kąpię się w wannie) firmy FLORAME i żel pod prysznic SANOFLORE, który bardzo delikatnie i pięknie pachnie. Skóra po użyciu tych produktów nie potrzebuje dodatkowego nawilżania jednoczenie nie pozostawiają na niej tłustej warstwy.

PIELĘGNACJA CIAŁA

















Nie jestem wzorowym użytkownikiem balsamów do ciała. Tak jak w imię pięknej cery mogę na twarzy przeprowadzać kilka etapów pielęgnacji, tak w temacie ciała jestem strasznie leniwa. Nie lubię smarować. Właściwie robię to tylko po długich kąpielach w wannie. Jednak chciałam to zmienić. Początkowo wybrałam ujędrniający olejek do ciała Dr. Hauschka. Z myślą o odchudzaniu chciałam się ubezpieczyć przed rozstępami. Olejek jest naprawdę świetny. W ogóle nie tłuści skóry. Bardzo ją ujędrnia, zbija i wygładza. Stosowałam go na całe ciało. Niestety ma sporą wadę - jest bardzo niewydajny. Stosując regularnie (raz dziennie) można zużyć go w ciągu 2 tygodni!
Przerażona zostawiłam końcówkę tylko na problematyczne miejsca i dokupiłam masło do ciała firmy LOGONA, które dla kontrastu jest bardzo wydajne. Ma miły, orientalny zapach. Zmiękcza i wygładza skórę.


ANTYPERSPIRANTY



















Nie zastanawiało Was nigdy dlaczego po użyciu najmocniejszego antyperspirantu (np. blokera) w upalny dzień całe jesteście mokre a pod pachami suchutkie? Pocenie się jest naturalną funkcją organizmu i zapewnia jego termiczną równowagę. Gdzie zatem te blokowane z potem toksyny się magazynują?
Druga sprawa to skład. Typowe blokujące antyperspiranty i blokery typu Etiaxil mają przerażające składniki. Alcohol Denat, Aluminium Chloride, Aluminium Lactate, Propylene Glycol - Sama chemia. Rak piersi u kobiet w 95% lokuje się na zewnętrznej części. Są przypuszczenia, że może mieć to związek z rakotwórczym alumminium. Warto o tym poczytać.

Ja zdecydowałam się na dwa rodzaje antyperspirantów naturalnych. W spraju o zapachu granatu z firmy Crystal Essence oraz w kulce z firmy SANOFLORE. Trzeba przyznać, że jest to trudna zmiana. Jesteśmy przyzwyczajeni do zerowego pocenia się i zapachu. Tu działanie wzmacnia się wraz z systematycznym używaniem. Po miesiącu, jestem ze zmiany bardzo zadowolona. Skóra pod pachami jest znacznie delikatniejsza. Oba zapachy bardzo mi się podobają.

PIELĘGNACJA RĄK I UST



















Dłonie smaruje kremem odżywczym do rąk firmy SANOFLORE. Po użyciu skóra się nie lepi i jest ładnie nawilżona.

Usta smaruje koloryzującą pomadką do ust z ekstraktem z lotosu z firmy SYSTEM PLANETE. Głównym składnikiem naturalnych sztyftów do ust jest wosk, nie woda. Koniec z popękanymi ustami i pierzchnięciu na wietrze i zimnie przez wodę zawarta w pomadkach. Minus jest taki że wosk w sztyfcie musi się trochę podgrzać by można smarować usta. Dostępne są jednak też naturalne błyszczyki, które znacznie  łatwiej się rozprowadzają.

PODSUMOWANIE



















Na samym początku bałam się, że zmieniając ideologię pielęgnacji ciała, włosów i twarzy będę skazana na minimalna ilość produktów. Nie jestem za magazynowaniem niezliczonej ilości i posiadaniem 10 kremów do twarzy czy ciała o podobnym działaniu (a tak zdarzało mi się wczęśniej). Jednak lubię próbować, mieć wybór i lubię zmiany. W aptekach naturalnych oraz stronach internetowych wybór firm i produktów jest naprawdę imponujący. Opakowania bardzo ładne, estetyczne i eleganckie.

Jeśli chodzi o ceny to nie widzę bardzo wielkiej różnicy między kosmetykami naturalnymi a dermokosmetykami w aptekach. Wiele produktów kupiłam taniej niż np. seria kosmetyków La Roche-Posay którą stosowałam wcześniej. Sporo kosmetyków zaczyna być dostępnych w drogeriach. Niestety tu trzeba uważać. Kosmetyki naturalne są teraz trendy - co czasami może być złudne. Nacięłam się na kilka razy np. kupując kosmetyki z serii NIVEA Pure&Naturals. 
Jednak wchodzą serie, naprawdę niedrogie i dostępne nie tylko w specjalistycznych sklepach. W Rosmanie pojawiła się seria naturalnych kosmetyków Alterra. Całkiem niezły skład posiadają kosmetyki dla dzieci firmy BABYDREAM i HIPP. W normalnych aptekach ukazała się nowa seria AA ECO
Trzeba popróbować i wybrać dla siebie najlepsze produkty - odpowiednie dla cery i dla naszego portfela. Da się zrobić!

Zauważyłam jeszcze jedna zmianę. Z lepszą cerą czuję się młodziej, zdrowiej, mam mniejszą potrzebę malowania się (maluje się znacznie delikatniej) i mam lepsze samopoczucie. Jestem ze zmiany bardzo zadowolona. Już myślę co by jeszcze wypróbować. Marzy mi się woda różana, naturalny tonik micelarny (nawet Bioderma ma w sobie chemię), naturalny samoopalacz do twarzy i ciała oraz chciałabym przerzucić się na naturalne kosmetyki kolorowe.

Jeśli jesteście zainteresowani tym tematem - dajcie znać i za jakiś czas znów napiszę o moich spostrzeżeniach. 

Moc uścisków dla czytelników!
SHARE:

Kosmetyki Naturalne cz. 1

Pamiętacie moją  rewolucję w kosmetykach?
Obiecałam, że zrobię recenzję kosmetyków naturalnych i opiszę stan mojej cery po miesiącu ich stosowania. Przyznam szczerze, że miałam ochotę już pisać po tygodniu! Zmiana już wtedy była widoczna gołym okiem. Przeczekałam jednak miesiąc ponieważ komórki naskórka regenerują się w ciągu ok. 28 dni  (z wiekiem proces ten wydłuża się i może trwać nawet 60 dni, co zdecydowanie przyspiesza starzenie się naszej skóry). Dodatkowo stres, zmęczenie, zanieczyszczenia, promieniowanie UV oraz niewłaściwa pielęgnacja cery - potęgują straty. Jednak przeciętnie w ciągu ok. miesiąca, w trakcie naturalnego procesu regeneracji skóry, nowe komórki powstają, stare obumierają. Myślę, że jestem już w stanie ocenić działanie naturalnych kosmetyków, równocześnie jestem przekonana, że z każdym miesiącem będzie jeszcze lepiej.

Do tej pory moja cera była dosyć problematyczna. Problem polegał zwłaszcza na jej określeniu. Była to cera mieszana lecz w stronę suchą, z małymi niespodziankami, z miejscowo rozszerzonymi porami, zaczerwionymi policzkami i łuszczącą się skórą. Z uporem maniaka wybierałam produkty do cery mieszanej, które powodowały u mnie mocne wysuszenie.
Obecnie jestem bardzo zadowolona z mojej rewolucji kosmetycznej. Teraz mogę określić moją cerę jako... normalną. O ile ogólnie stwierdzenie, że coś jest 'zaledwie' normalne nie jest wielkim komplementem, to jeśli wypowiadamy się na temat typu cery, brzmi bardzo dumnie. 

Nie jestem ekspertem oraz znawcą w tej dziedzinie i nie wiem czy zmiana kosmetyków drogeryjnych na naturalne będzie zbawienna dla każdego jak dla mnie. Jednak w moim przypadku wykluczenie substancji zapychających pory (typu parafina, gliceryna, talk oraz szereg toksycznych składników, o których możecie przeczytać - tu) znacznie poprawiło stan mojej cery.
Obecnie moja cera jest bardzo przyjemna w dotyku, pory są niewidoczne, nic nowego nie wyskakuje mi na twarzy (a dawne rewolucje zniknęły mi w szybkim tempie), skóra ani nie jest sucha ani się nie przetłuszcza. Koloryt wyrównał się.

Jestem bardzo zadowolona z efektów i pozytywnie zaskoczona. Nie wyobrażam sobie powrócenia do typowych kosmetyków a nawet dermokosmetyków z apteki (które niestety, ku mojemu zaskoczeniu, też zawierają niepożądane substancje). 
Jednak gdy zamierzacie przerzucić się na naturalne kosmetyki należy to zrobić całościowo. Co z tego, że będziecie używały całej gamy kosmetyków 'bio' do twarzy, podczas gdy spływający 'normalny' szampon z SLS-em będzie niweczył wasze starania. Wiem, to dosyć duża i szokująca zmiana. Jednak, przynajmniej z mojego doświadczenia wiem, że naprawdę warto.

Do tej pory wypróbowałam kilka kosmetyków i podzielę się z Wami moją opinią na ich temat.

MYCIE TWARZY




















Używam dwóch produktów do mycia twarzy - rano i wieczorem.

Rano jest to pianka do mycia twarzy z bio - miętą i bio - oczarem wirginijskim z firmy LOGONA. Niesamowicie budzi skórę ze snu. Ma bardzo orzeźwiający, delikatny zapach. Obkurcza pory i odświeża. Pianka jest bardzo wydajna i aksamitna. Bardzo ją lubię. Z pewnością kupię ją ponownie.

Wieczorem używam żelu oczyszczającego z nagietkiem firmy LAVERA. Zależało mi na kosmetyku, który będzie idealny do demakijażu twarzy i oczu. Zmywa zanieczyszczenia i pozostałości makijażu idealnie. Można z powodzeniem zmywać też tusz do rzęs. Niestety zapach jest tak wyrazisty, że muszę myć twarz na wstrzymanym oddechu. Zapach nie jest brzydki ale niewyobrażalnie intensywny, że aż dusi. W przyszłości być może wybiorę coś z delikatniejszym aromatem.

KREMY DO TWARZY



















Bardzo polubiłam firmę LOGONA. Jest stosunkowo niedroga a zadowolona jestem ze wszystkich produktów. Do pielęgnacji twarzy używam kremów z tej firmy.

Rano nakładam lekki żel zwężający pory. Po pierwsze doskonale matuje i nawet troszeczkę nie wysusza. To jest jedna z gównych zalet kosmetyków naturalnych - one nie działają na zasadzie kontrastów. Jeśli chcemy buzię zmatowić nie oznacza to, że chcemy ja wysuszyć - a tak niestety działa większość kosmetyków. Ten żel jest dla mnie idealny ponieważ normalizuje skórę, lekko napina ale nie wysusza (!) skóry. Po nałożeniu nie jest ani tłusta ani przesuszona. Dla mnie sprawdza się idealnie ponieważ na ten żel nakładam dodatkowo krem z filtrem. Bardzo wydajny!

Wieczorem pragnę skórę mocniej odżywić i nawilzyć. Nie lubię jednak gdy niewchłonięta warstwa świeci mi się na skórze i wciera w poduszkę. Krem na noc z bio-oczarem wirginijskim sprawdza się doskonale. Mam wrażenie, że z każdym rankiem pory są mniej widocznie, skóra nawilżona (ale od wewnątrz bez tłustej warstwy na zewnątrz) i z pewnością kupię kolejną tubkę. Bardzo ładnie i delikatnie pachnie.

KREM Z FILTREM I KREM POD OCZY



















Od tej wiosny obiecałam sobie, że przez cały rok czy zimą czy latem będę używała filtrów do twarzy. Foto-starzenie jest głównym powodem powstawania zmarszczek. Uważam, że lepiej stosować zawczasu kremy z mocnym filtrem (50!) niż kremy przeciwzmarszczkowe, które tak naprawdę mają wątpliwą skuteczność. Ponieważ kremy z filtrami zazwyczaj bielą skórę, wybrałam krem tonujący firmy La Roche-Posay. Nie jest to kosmetyk naturalny (szukam odpowiednika) jednak jest niezwykle chwalony i polecany. Nie jest to również podkład, ani typowy fluid - producentowi chodziło o to by uniknąć bielenia twarzy. Jednak przy okazji, zwłaszcza w okresie wiosenno-letnim doskonale wyrównuję koloryt. Z pewnością przyczyniła się do tego moja nowa pielęgnacja, która sama w sobie uspokoiła moją cerę. Obecnie nie nakładam niczego więcej, oprócz rozjaśniającego korektora pod oczy. Po nałożeniu kremu tonującego buzia jest lekko świecąca ale mi to zupełnie nie przeszkadza ponieważ od razu przyprószam ją transparentnym pudrem bambusowym (bez talku) z Biochemii Urody, w którym jestem zakochana. Cera jest jednolita z satynowym wykończeniem.

Pod oczy używam kremu z firmy BioSecure. Nie mam jeszcze widocznych zmarszczek, jednak przez odwodnienie skóry tworzyły mi się suche rowki w okolicach oczu. Krem bardzo przypadł mi do gustu. Nie jest zbyt treściwy ani nie ma, nielubianej przeze mnie konsystencji żelowej (które wg mnie jeszcze bardziej wysusza). Skóra jest nawilżona i napięta. Widzę też lekką poprawę moich cieni pod oczami ale tu nie liczę na cuda ponieważ mam z natury głęboko osadzone oczy. Krem jest bardzo wydajny.

TONIKI I OLEJKI



















Tonik Dr.Hauschka kupiłam znacznie wcześniej wraz z kremem do twarzy i kremem do mycia. Byłam zadowolona, jednak z perspektywy czasu wiem, że widać dopiero poprawę gdy stosuje się kosmetyki naturalne całościowo. Od tego czasu został mi tonik, który w zastosowaniu tak naprawdę przypomina mgiełkę do twarzy. Myjemy twarz, następnie spryskujemy tonikiem, czekamy aż się wchłonie i nakładamy krem. Filozofia Dr. Hauschki jest taka by wieczorem, po umyciu twarzy i spryskaniu jej tonikiem nie stosować żadnych kremów. Ja używam kremu na noc z Logoni ale są dni, gdy wracam późnym wieczorem do domu i naprawdę nie mam na nic siły. Pamiętam chociaż o porządnym demakijażu i o spryskaniu się tym tonikiem. Skóra wtedy sama wie czego potrzebuje. Lekko się napina gdy jest przetłuszczona albo lekko nawilża gdy jest przesuszona - naprawdę to działa!
Pamiętam gdy na początku (był to mój pierwszy naturalny kosmetyk) byłam lekko zaskoczona zapachem. Ogólnie kosmetyki naturalne mają inne zapachy od tych oklepanych na półkach w sklepach. Je się kocha lub nienawidzi. Ale mogą wręcz pozytywnie uzależniać! :)

Olejek Nuxe dostałam do testowania w malutkim flakoniku. Jest to sucha oliwka (olej z ogórecznika i słodkich migdałów), bogata w witaminę E  do stosowania na ciało, twarz i włosy. Ja stosuje ją czasami gdy przesuszy mi się skóra na policzkach i czole. Ten olejek to coś wspaniałego. Zapach uzależniający! Wystarczą dosłownie dwie kropelki mi ukoić skórę twarzy. Do tego nie pozostawia tłustej warstwy ani nie zatyka porów. Z pewnością kupię duże opakowanie (z myślą o bezludnej wyspie bo zastosowanie ma uniwersalne ;)  ) niestety jest dość drogi.
W przyszłości zastanawiam się nad olejkiem do twarzy (zamiast kremu). Słyszałam, że jeśli ktoś się  przełamie i zarzuci stereotyp 'kremu' do twarzy - nigdy już do niego nie wróci. Taka jest ponoć magia i działanie olejków. Na pewno wypróbuję.
SHARE:

11 czerwca 2011

Francuskie Życie 3

Dziś sobota. W naszym miasteczku odbywa się targ i znów w koszyku lądują same pyszności.
































































Stragany uginają się pod ciężarem rozmaitości. A w co drugim, pod ladą, śpią w cieniu psiaki. Pilnują interesu. ;)



























Jedzenie, jedzenie, jedzenie. Bagietki tu są obłędne. Czasami z Mamą potrafiłyśmy całe dnie jeść tylko bagietkę z dodatkami. 
Odpoczywamy od typowego gotowania i stania przy garnkach. Tylko od czasu do czasu robimy sobie na szybko kluseczki lub pieczemy w piekarniku bataty.








































Obżarstwo trwało nieprzerwanie do wczoraj. Do czasu kiedy przypomniałam sobie, że po powrocie, równo za tydzień, umówiłam się z krawcową! 
Jestem przerażona. Popłynęłam zmysłem smaku na całego! Boję się centymetra, który będzie mnie mierzył we wszystkie strony więc od dziś czas na lekkie jedzenie. Maślane ciasteczka? Basta. Dwie bagietki dziennie? Basta. Wino? Basta. Paszteciki i kiełbaski? Basta. Lody karmelowe? la fin!
Już po jednym dni odpoczynku od mięsa, pieczywa, słodyczy i wina czujemy się lżejsze. Francja bywa niebezpieczna. :)




















































Jadłam pierwsze truskawki w tym roku. Były pyszne ale czekam na nasze polskie po powrocie. 
Miłego wieczoru kochani!
SHARE:
© Magiczny Domek. All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig