Bardzo potrzebowaliśmy tego wyjazdu. Każda podróż odbywa się w jakimś celu i z jakiegoś powodu. Celem może być poznawanie świata i poszerzanie horyzontów. Czasami człowiek potrzebuje zmiany otoczenia, chwili zapomnienia, wyciszenia i odpoczynku. Moją wyjazdową motywację ujęłabym tak:
"Łokropecnie łobzdobała mi głowa i zdrowie ni takie. Wartko jadymy het do Góroli. Kcem mitrożyć, dychnąć se i krapka mrawić czas. Wezne ostomiłego chłopa i bacioki. Kcem zwyki górolskie poznać i ślyść syćka pyszności." *
I tym oto nastawieniem wyruszyliśmy do Zakopanego. :)
Pisałam Wam o tym, że to właśnie jesień jest moją ulubioną porą roku. W tym roku była naprawdę zjawiskowa. Niestety jej uroki podziwiałam z pozycji leżącej - moja choroba i pobyt w szpitalu przypadły akurat w najpiękniejsze dni! Nie mogłam więc przegapić pięknej, późnej jesieni w Zakopanym.
Nie chodziliśmy typowo po górach, ale robiliśmy sobie leniwe piesze wycieczki.
Wjechaliśmy oczywiście na Gubałówkę, a tam jesień zmagała się z początkami zimy. Zaskoczył nas deszcz z gradem.
Następnego dnia kiedy byliśmy już w Krakowie, Gubałówkę pokryła śnieżna peleryna - uciekliśmy zimie w ostatniej chwili. :)
Jednak nasz wyjazd to nie tylko piękne widoki, lecz przede wszystkim jedzenie...
Jedliśmy na potęgę. Przez cały rok nie byliśmy w tak wielu knajpkach, pubach, herbaciarniach i kawiarniach, jak w ciągu tego tygodnia. Bywały dni gdy tylko jedliśmy. Śniadanie w pensjonacie, następnie kawa i kremówki (nasze ulubione!) na Krupówkach, oscypek i precelek po drodze, następnie obiad, wieczorna rundka po pubach (smakowanie piwa lub grzanego wina) oraz syta kolacja.
Ze śmiechem obserwowaliśmy nasze rosnące brzuchy, a łakomstwo nasze nie miało granic!
Dwa razy jadłam zupę czosnkową i raz cebulową - i od razu wyzdrowiałam! Potrzebowałam takiego konkretnego, kalorycznego jedzenia.
A jeśli chodzi o kalorie... to dużo było słodkości! Głownie kremówki, kremówki i kremówki. :)
Zakopiańskie kremówki zasmakowały nam tak bardzo, że gdy w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na jeden dzień w Krakowie, późnym wieczorem naszła nas niewyobrażalna ochota na kremówkę. W kafejkach i herbaciarniach były tylko ciasta (czekoladowe, szarlotka) i muffinki - ani śladu typowej kremówki. Ruszyliśmy biegiem w poszukiwaniu otwartej jeszcze cukierni. MUSIELIŚMY zjeść kremówkę! :)
Na szczęście kilka przecznic dalej odnaleźliśmy otwartą jeszcze cukiernie i zdążyliśmy zjeść wymarzone ciastko przed zamknięciem. No cóż...można uzależnić się od wszystkiego. :)
C.D.N
Uwielbiam Zakopane :) Nie ważne jaka pora roku.
OdpowiedzUsuńmam niesamowity sentyment do tego miejsca! Lubię tam wracać:)
OdpowiedzUsuńjeżdżę do Zakopca co roku, w tym jeszcze nie byliśmy... Zwłaszcza, że ceny podobno teraz zmalały o połowę! :)
OdpowiedzUsuńa ja właśnie wybieram się do karkowa i zakopanego w długi listopadowy weekend:) pozdrawiam Mag
OdpowiedzUsuńAj pieknie tam. Baaardzo teskie za krajem a jeszcze bardziej jak widze takie piekne zdjecia gor. Ogromnie zazdroszcze. Jak Twoje zdrowie?
OdpowiedzUsuńhej, ale suuuper, strasznie bym chciala tak wyjechac i pojesc sobie i posmakowac czegos pysznego, w austrii jedzenie nas nie rozpieszcza ale jakos sobie cos wymyslamy:) aby bylo smacznie, ciesze sie , ze wyzdrowialas i ze wypoczeliscie ...pozdrawiam ps:. jesien jest takze moja przeukochana pora roku, piekne zdjecia pa
OdpowiedzUsuńniesamowite zdjęcia! ;] dziękuję, że się odezwałaś! nadal nie wierzę, ale strasznie się cieszę! !!! ;]] pozdrowienia dla Was! i zdrówka życzę! Aga
OdpowiedzUsuńKochana a w jaki pensjonacie mieszkaliście??
OdpowiedzUsuńPiękne widoki :)
OdpowiedzUsuńJedzenie też wygląda smakowicie :)
Wczoraj powiedziałam mojemu mężowi, że marzy mi się wyjazd do Zakopanego:) dzięki Tobie poczułam,że tam jestem:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Jak ja kocham gory :)))) nie wspomnę o kremowkach i oscypkach z zurawina ;)
OdpowiedzUsuńJak zdrowko?
Pozdrawiam
Ale obżartuchy!!
OdpowiedzUsuń