Chociaż wcześniej ten cykl pojawiał się pod nazwą "Wszystko co lubię" postanowiłam delikatnie zmienić jego formę. Ostatni tego typu wpis pojawił się w grudniu (zobaczcie - klik)! Teraz wraca pod inną nazwą, gdyż będzie pojawiał się regularnie na zakończenie danego sezonu. Sezonowość to jeden z moich sprawdzonych sposobów "na życie". :) To wspaniałe, że możemy w tej części świata doznawać zmienności pór roku. Cieszmy się atrybutami każdej z nich i wyciskajmy z nich wszystko wszystko co najlepsze! Oczywiście najważniejsze są rzeczy często niematerialne, które nie zawsze da się uwiecznić na zdjęciach, ale przedmioty codziennego użytku mogą nam uprzyjemnić każdą porę roku.
Zaczynamy od wspaniałości lata, czyli rzeczy, które zachwyciły mnie w ostatnich miesiącach. Od drobnych przyjemności, po filmy czy książki, które chcę zapamiętać na dłużej, by do nich kiedyś powrócić.
Zaczniemy od pielęgnacji ciała, którą zazwyczaj latem odkładam gdzieś na bok, ponieważ upały nie sprzyjają użytkowaniu balsamów i maseł do ciała. A jednak, zupełnie przypadkiem trafiłam na produkt idealny, który z przyjemnością zużyłam do samiutkiego końca właśnie latem. Balsam do ciała Ginger Souffle marki Origins sprawdził się znakomicie za sprawą delikatnej jak chmurka konsystencji, która świetnie się wchłania, ale zostawia skórę niezwykle nawilżoną. Bardzo często dodawałam do niego zbyt ciemny podkład DD marki Nuxe i tworzyłam idealny krem tonujący i wyrównujący koloryt nóg. Zapach przepiękny! Bardzo świeży i orzeźwiający, który niezmiernie kojarzy mi się z tym latem, ponieważ miałam również delikatną wodę toaletową z tej serii. Bardzo polecam i wrócę do niego w przyszłym roku na bank!
Chociaż udało mi się przeczytać parę książek tego lata, to w tym poście chcę zwrócić uwagę na książki przedstawiające historie ludzi, którzy przeprowadzili się z miasta na wieś. Bardzo fascynuje mnie ludzka chęć powrotu do natury i ucieczka od cywilizacji, więc intuicyjnie sięgnęłam po tą lekturę, ponieważ od lat jestem mieszczuchem, który marzy o życiu na wsi. Może właśnie dlatego jest mi w Magicznym Domku tak dobrze, ponieważ mieści się gdzieś pomiędzy tymi dwoma światami. ;) Nie mniej jednak jeśli chcecie mieć dom, a zwłaszcza gdzieś daleko od miasta, to warto sięgnąć po książkę "Cisza i spokój", gdzie przedstawione są różne historie ludzi, którzy rzucili wszystko (bardzo często pracę w korporacjach) kupili stary dom na wisi, by zacząć tam nowe życie. I chociaż większość z nich odnalazła tam szczęście, to jednak życie w zgodzie z naturą ma swoją cenę. To ciężka praca każdego dnia, o której większość z nas nie ma pojęcia. Książka zawiera naprawdę przydatne wskazówki i szczerze, bez idealizowania przedstawia jakie są plusy i minusy życia na wsi i blisko natury. W swoim otoczeniu mam takie osoby, które też w imię cudownej idei przeprowadzają się na wieś, by... nadal prowadzić miejskie życie. Potem sfrustrowani są tym, że muszą odwozić dzieci codziennie do szkoły i na zajęcia pozalekcyjne, a im do kina tak daleko. Jednak jeżeli się człowiek decyduje na taką przeprowadzkę, to musi ta potrzeba wynikać z głębi serca, z pasji. Takie osoby wtedy nie muszą posyłać dzieci na kolejne zajęcia do odległego miasta, tylko dają im wolność w poznawaniu natury. Na wsi jest tyle do zrobienia!
Książka "Odetchnij od miasta" jest prezentacją właśnie takich miejsc, które można odwiedzić i osobiście poznać historie ich mieszkańców, którzy postanowili nie biec za pieniądzem, przeprowadzili się na wieś i otworzyli cudowne agroturystyczne miejsca. Już od jakiegoś czasu zdecydowanie wolę jeździć w takie urokliwe zakątki na mapie Polski, niż do ciepłych krajów w turystyczne skupiska.
Lektura tych książek sprawiła, że poczułam się bezpiecznie w miejscu, w którym jestem. Nie wyrzeknę się swoich miejskich korzeni i przodków, którzy wręcz przyczynili się do rozbudowy miasta, w którym żyję, jednak z drugiej strony moje korzenie dotykają gdzieś polskich wsi i moją tęsknotę do natury czuję każdego dnia. Dlatego bardzo cieszę się z kawałka ogrodu i lasu za oknem , a czytając takie książki, mam jeszcze większą ochotę, by dbać o swój dom i ogród, tak byśmy zawsze byli blisko zielonego świata. Znalazłam też wiele wskazówek jak prowadzić swój przydomowy ogródek (który mam zamiar rozbudować wiosną), jak również wybiłam sobie z głowy chęć posiadania kurnika lub kózek, o których gdzieś tam zawsze marzyłam. ;)
Kolejnym nietypowym ulubieńcem lata będzie herbata! Zazwyczaj latem sięgamy po zimne napoje, ale ja lubię napić się dobrej herbaty niezależnie od pory roku. Ostatnio odkryłam naprawdę wiele ciekawych smaków i marek organicznych herbat, ale dziś przedstawiam mojego ulubieńca, na którego trafiłam zupełnie przypadkiem w sklepie Ikea. Buszując między półkami poczułam cudowny zapach i mój nos zaprowadził mnie prędko na półkę, gdzie ktoś chyba specjalnie lekko otworzył torebkę z herbatą. Matko jaki zapach! Herbata trafiła do koszyka i polubiłam ją od pierwszej filiżanki. Idealna na lato ponieważ ma w sobie orzeźwiającą miętę, ale połączona jest z nietypową nutą kako. Urocze opakowanie zdecydowanie na plus.
Myślę, że o herbatach pojawi się jeszcze jakiś jesienny wpis, bo domyślam się, że jest wiele czytelników, którzy są takimi samymi smakoszami herbat jak ja, prawda?
Intuicja i przypadek, to chyba motto mijającego lata, bo tu kolejna perełka, która trafiła do mnie przypadkiem, a zostanie ze mną na długo.
Latem miewam dość mocno wysuszone włosy, a jakieś 2 miesiące temu były do tego jakieś takie matowe i zniszczone. Być może to wina moich eksperymentów z rozjaśnianiem, ale jak to typowa kobieta musiałam przekonać się na własnej skórze (a raczej włosach), że zdecydowanie czuję się lepiej w ciemniejszych włosach (a raczej takich nie za ciemnych i nie za jasnych - wreszcie u fryzjera mam dobrany swój idealny kolor). :)
Mam włosy, które raczej nie ma obaw, że będą przeciążone, dlatego używam szamponu i masek do włosów a omijam zakup odżywek, bo są dla mnie niewystarczające. Myje włosy co 3 dzień, i właśnie mniej więcej wtedy używam również masek, zazwyczaj naturalnych, lub profesjonalnych kupionych u swojego fryzjera. Jakże było moje zaskoczenie, gdy bodajże w Rossmanie zobaczyłam tą maseczkę marki Garnier. Ma 98% naturalnych składników i przyzwoitą cenę jak na tą pojemność. Włosy po użyciu boskie! Miękkie, nawilżone. A do tego maski mają przecudowne zapachy (mam z serii banan oraz papaje)! Naprawdę polecam!
Ulubieńcem, który z pewnością pojawił się w dziejach bloga to krem z filtrem 50 SPF marki NUXE. To najlepszy krem, który stosowałam do tej pory i już kolejny raz do niego powracam. Nie bieli skóry, pięknie ją nawilża, bardzo ładnie się wchłania, a cera jest taka rozpromieniona i gładka. Właściwie to ten kosmetyk zastępuje mi krem na dzień w sezonie letnim. Nawilżenie i ochrona przeciwsłoneczna za jednym razem.
Gadżetem, który uprzyjemnił mi letnią pielęgnację jest roller do masażu twarzy z kamienia jadeitowego, który nazywany jest w Azji „kamieniem młodości”. Najczęściej wieczorem nakładam na twarz olejek i masuję twarz rollerem, który schładzam w lodówce. Masaż ma poprawić krążenie krwi, koi i łagodzi podrażnienia, zamyka pory skóry, zmniejsza opuchliznę twarzy i pod oczami, wygładza i napina skórę. Sekret tkwi w regularności stosowania, o który nie trudno, zwłaszcza, gdy panowały upały i masaż dawał ogromna ulgę. Idealny również do masażu oczu po nieprzespanej nocy.
No a ten produkt... to dla mnie odkrycie roku! Jestem tym produktem po prostu zachwycona! Puder mineralny marki Laura Mercier ma bogate stężenie minerałów, które pielęgnują cerę, skóra oddycha, jest promienna. Z jednej strony matowi błyszczące się partie twarzy, ale ogólnie wykończenie jest takie satynowe. Minimalizuje widoczność porów i pięknie kryje, a efekt jest bardzo naturalny. Jednym słowem produkt naprawdę wart swojej ceny! Bardzo ważne przy użyciu pudów mineralnych jest jego aplikacja, do której trzeba dostosować odpowiedni pędzel i opanować technikę nakładania. Ale to wszystko można znaleźć na youtubie lub popytać doświadczonych pań w drogeriach. One również pomogą dobrać odpowiedni odcień, bo to sprawa kluczowa! Cera po jego użyciu wygląda na młodszą i bardziej promienną! Cudowny!
Kolejny kosmetyk, który kojarzy mi się z latem, bo sięgam po niego już 3 czy 4 raz to woda piekności marki Caudalie. Działanie mgiełki przypomina sole trzeźwiące dla zmysłów oraz naszej cery. Działa pobudzająco, doskonale sprawdza się też do utrwalenia makijażu. Jest bardzo intensywna i wydajna, bo ma doskonałe rozproszenie (dosłownie najdelikatniejsza mgiełka). Cera jest promienna i świeża. Oczywiście nie jest to rzecz niezbędna w naszej kosmetyczce, ale naprawdę dawno kosmetyk nie dostarczył mi tylu zmysłowych przyjemności. :)
Pomyśleć, że kiedyś niemalże codziennie oglądałam jakiś film, a z nowinkami byłam na bieżąco, tak teraz musi mnie coś naprawdę zainteresować, bym była gotowa poświęcić czas na dobry film. W ostatnich miesiącach spodobały mi się filmy "Sędzia" (z cudownym Robertem Downey Jr.), "Stowarzyszenie miłośników literatury" (w pięknym retro klimacie), ale takim filmem, przez który aż serce mi szybciej bije to są "Małe Kobietki". To właściwie mini seria składający się z 3 części, który jest kolejną odsłoną książki pod tym samym tytułem. I chociaż bardzo lubiłam wersje z 1994 roku, która już wtedy zapadła mi w młodzieńczą pamięć, to jednak ta wersja zachwyciła mnie na nowo. Nie wiem czy to kwestia moich wewnętrznych przemian, czy różnych przeżyć w życiu, ale ten seans był dla mnie terapeutyczny. Przepłakałam prawie wszystkie odcinki. Ze szczęścia, euforii po smutek i rozpacz. Cała paleta uczuć. Najdziwniejsze było to, że wcielałam się po trochu w każdego z bohaterów i przeżywałam na nowo, rzeczy, które działy się w moim życiu. Złamane serce, choroba bliskiej osoby, miłość do córek, troska o najbliższych. Przepiękne zdjęcia, a uroda czterech sióstr zjawiskowa, taka naturalna, niewymuszona. Polecam, polecam, polecam!
A na koniec, coś co ogromnie kojarzy mi się z tegorocznym latem... to ażurowe, skórzane buty! :)
Zaczęło się od butów marki Jonak, które kupiłam w zeszłym roku jesienią na przecenie i jak zaczęłam nosić je tej wiosny, to nie mogłam ich zdjąć z nóg! Są tak wygodne, tak dziewczęce, że pasują mi do 99% stylizacji. Do tego noga się nie poci, a ponieważ buty są ze skóry, nie obcierają i idealnie dopasowują się do kształtu stopy. Mają przepiękny karmelowy kolor, który idealnie pasuje do mojej ulubionej torebki (również ulubieniec lata, bo noszę ją non stop). Dokupiłam sobie jeszcze parę jaśniejszych sandałków (marka Dorothy Perkins), bo bałam się, że wykończe swoje Jonak na amen, ale jak w sklepie Ryłko zobaczyłam identyczne w kolorze czarnym, to nie wahałam się ani przez moment! To są naprawdę najlepsze buty na lato, które nosze cały czas!
Chociaż teoretycznie lato kończy się pod koniec września, to dla mnie zawsze koniec wakacji jest symbolem mijającego lata. Wrzesień zaczyna nową erę i dla mnie jest to początek "nowego roku". Bardzo lubię jesień, więc z utęsknieniem czekam na jej smaczki, ale to lato było dla nas naprawdę wyjątkowe.
Całuję Was mocno i do zobaczenia w migawkach sierpnia.