Zwolnij i wyluzuj. To już nasze trzecie święta, gdy te stwierdzenia są ich mottem przewodnim. Zbieg różnych niezależnych od nas sytuacji z pandemią na czele, przyczynił się do tego, że święta spędziliśmy w mniejszym gronie, a przez co siłą rzeczy trochę uciekliśmy od typowego przedświątecznego zamieszania.
Ostatnie tempo w pracy, wiosenne przesilenie, choroby najbliższych dały mi naprawdę w kość, że gdy nadeszły święta jedynie o czym marzyłam to odpoczynek. Cieszyłam się na samą myśl o przedłużonym weekendzie, rodzinnym czasie, chodzeniu w domu w piżamach. Kiedyś stresowałabym się czy ze wszystkim zdążę, czy uda się ładnie przybrać świąteczny stół, czy ktoś się znów spóźni i nie doceni moich wysiłków (oj nie cierpię tego, gdy ktoś przychodzi mocno spóźniony a panuje już bałagan na stole, bo wszyscy już dawno przystąpili do biesiady). Zdałam sobie sprawę, że tak bardzo starałam się by wszystko było idealnie, że trochę w tym wszystkim zapominałam o sobie. I nagle okazało się, że się da. Że może być ładnie, miło i przyjemnie, ale to nie oznacza, że bogato, nad wyraz i przesadnie. Że wszystko co mam w domu w zupełności nada się na udekorowanie stołu (dotyczy to zarówno Wigilii), że jednak wole mniej ozdób porozstawianych po domu, niż więcej. Że potraw może być tyle, że spokojnie bez opychania się można je zjeść w ciągu max. 2 dni (oj nie cierpię tygodniowego dojadania świątecznych potraw - i tak zawsze staramy się, by nie było wszystkiego za dużo, to w przypadku goszczenia 20 osób trudniej nad tym zapanować). I, że gdy naprawdę mam spadek formy i brak czasu, to nie muszę pakować tych prezentów w ozdobny papier, ale ten jeden raz po prostu wrzucić wszystko do torebki. Gdy nie za bardzo nam się w tym roku udały pisanki ( malowanie jajek farbami plakatowymi zdecydowanie odradzam ;P ) to gdy podam obrane jajeczka od razu na stół, to naprawdę nikt tego nie zauważy. Skromnie, prosto, minimalistycznie. I chociaż uwielbiam całą tą otoczkę dekorowania stołów, organizowania przyjęć na mnóstwo osób i często wracam z zachwytem do Wielkanocy tu (klik) lub tu (klik), to już wiem, że umiem ale...nie zawsze przecież muszę! Biorę przykład z Picassa, który miał solidne podstawy i potrafił realistycznie malować (warto zapoznać się z jego wczesnymi pracami!), by potem po prostu nonszalancko przyczynić się do rozwoju kubizmu. :)
Nie mniej jednak, zgodnie z tradycją wrzucam migawki z naszych tegorocznych świąt, bo bardzo lubię do nich wracać. A na tych zdjęciach zachować uśmiechnięte buzie naszych dzieci i przypominać sobie atmosferę zupełnie pozbawioną stresów i presji czasu.
W tym roku (chociaż przyznaje, że mam lekkie wyrzuty sumienia, czy aby nie rozpieszczamy naszych pociech) postawiliśmy na zajączkowe prezenty. Mimo wszystko staramy się unikać słodkości i chociaż nie jestem jakąś maniakalną przeciwniczką i dzieci znają smak słodkości (z mojej obserwacji otoczenia wynika, że te dzieci które miały słodycze absolutnie zakazane, teraz mają do nich jeszcze większą słabość!), to jednak po zeszłych świętach Bożego Narodzenia, gdy naszą sekretną szafeczkę zapełniła tona słodyczy, to widziałam ich zły wpływ na dziewczynki.
Tym razem pojawia się wielkanocna chwalipięta, chociaż (winny się tłumaczy) wyszła z tego mała Wigilia! A to dlatego, że Pan poślubiony kupił swoje prezenty dla dzieci (chciał zrobić niespodziankę) a ja swoje prezenty dla dzieci (chciałam zrobić niespodziankę) ;) i wyszło tego sporo. Do tego w pewnym momencie dziewczynki powiedziały o jednej rzeczy, którą marzą by dostać i okazało się, że i tą dokupiliśmy. ;) Fartnęło się im nie lada co! Ale prawda jest też taka, że po prostu dziewczynki rosną, drewniane zabawki pomału przejmuje Miłoszek, dziewczynki mają różne zainteresowania (nie wszystkim zabawkami muszą przecież bawić się razem), a do tego lockdown, który trochę wpłyną na moje myślenie "biedne dzieci, trzeba im to jakoś wynagrodzić" i tak nie tłumacząc się dłużej zostawiam na pamiątkę prezenty naszej trójeczki.
Marysia
Marysia uwielbia zestawy artystyczne i zdarza się, że dostaje je również bez okazji (np. na wakacje, bo wtedy dziewczyny spędzają je w domu). Teraz ze względu na lockdown, również zrobiłam zapas i podarowałam Marysi pod pretekstem zajączka.
Marzeniem Marysi był Magiczny Pamiętnik. Oczywiście dojrzała do gdzieś w reklamie u dziadków, a potem u koleżanki Ali. No tak, nadchodzi ten nieuchronny moment, gdy rodzice nie mogą narzucać wszystkich prezentów i musimy to uszanować. :)
Sam pamiętnik nie jest zły, ma się do niego sekretne hasło, ma tajne skrytki, można nagrywać swój głos i odtwarzać melodyjki. Tylko czemu to wszystko takie różowe! ;P
Marysia w tym roku kończy 7 lat, wiec już nieuchronnie zaczynają ją interesować elektroniczne rzeczy. Tłumaczymy jej ze na telefon, laptopa jeszcze zupełnie nie jest czas, ale Pan Poślubiony kupił Marysi konsolę do gry. Gry to dość wrażliwy dla mnie temat, bo z jednej strony wiem jak dzieci mogą się uzależnić, z drugiej strony ja w dzieciństwie grałam w różne gry i wyszłam na ludzi, więc nie można tego aż tak demonizować. Ostatecznie gry są zręcznościowe, uczą logicznego myślenia i jak we wszystkim po prostu potrzeba umiaru i ustalenia jasnych reguł z korzystania z takiego sprzętu.
Gabrysia miała jedno marzenie! Kierowany pilotem samochód rekin! :)
Bardzo lubię w dziewczynach to, że nie patrzą na zabawki stereotypowo. Chociaż Marysia teraz bardziej jest na etapie odkrywania swojej dziewczęcości, to wcześniej też lubiła bawić się wszystkim, nie koniecznie tym co lubią tylko dziewczynki. :)
Chyba zaczniemy zbierać rodzinkę Sylvanian Families. Chciałam sprawdzić czy jej się spodobają, bo niedługo ma urodziny i może coś dokupimy.
Chociaż Gabrysia to taki strzelipitok, to potrafi się skupić na danej czynności, zwłaszcza gdy są to takie rzeczy typu wyszywanki i nawlekajki.
Miłoszek
Choć przytulanek mamy już sporo i raczej unikam ich kupowania (tzn. staram się!) to z dwiema na zajączka dla Miłoszka jest pewna historia. Po pierwsze bardzo lubi byczki. Ma już figurkę, którą uwielbia, a zaczęło się od tego, że jedyną bajkę jaką mu puszczam, gdy już na prawdę nie mam wyjścia jest Podwórkowa Symfonia Disneya, gdzie jest krótka scenka o różnych zwierzątkach na farmie. Najbardziej lubi tam byczka, więc pomyślałam, że ten będzie strzałem w dziesiątkę. Do niego dokupiłam uroczą książkę z byczkiem w roli głównej oczywiście z przepięknymi ilustracjami.
Drugi pluszak to kotek, ponieważ Miłoszek był zawsze mocno zainteresowany pluszowymi kotkami dziewczynek. One je na chwilę pożyczały, ale tez nie chce zmuszać Marysi i Gabrysi dzielenia się ulubionymi pluszakami, bo niech mają coś swojego i nie muszą dawać czegoś co nie służy do wspólnej zabawy a do "osobistego" przytulania. Nie mniej jednak było mi tak żal Miłoszka, gdy potulnie oddawał dziewczynkom ich własność i widziałam, że chciałby mieć swojego przyjaciela mruczka.
Zabawki do kąpieli. Szkoda, że nie mogę Wam pokazać jak cudnie wygląda cała trójka w kąpieli w wannie! Mamy specjalne siedzisko do wanny dla Miłoszka dzięki któremu sobie bezpiecznie siedzi w wodzie, a ja nie muszę go cały czas asekurować.
Oraz uroczą retro katarynkę. Zbieram pomału rzeczy do osobnego pokoika Miłoszka, ale jednak zdecydujemy się na przeprowadzkę najwcześniej jesienią. Teraz mamy najbliższych w planach zabrać się za pokoik dziewczyn.
Bardzo lubię wrzucać tu chwalipiętę dziecięcą, ponieważ....sama z niej korzystam! Naprawdę wracam czasami do tych wpisów kiedy mam problem z wyborem. Oczywiście każde dziecko jest indywidualnością i juz widzę, że ma różne zainteresowania, ale wiadomo są pewne uniwersalne zabawki, którymi staram się również Was zainspirować. Powiem tylko, że im dalej w las, tym trudniej kupuje mi się prezenty. Na samym początku dziecko w 100% polega na Twoim lub otoczenia guście, potem ma swoje pomysły, które też trzeba uwzględnić. Dlatego ważne jest dla mnie rozmawianie na temat róznych przedmiotów, pragnień i list marzeń. Wtedy rozmawiam z nimi co jest naprawdę potrzebne, o sile działania reklamy, o tym, że warto kształtować swój gust i wybierać rzeczy lepszej jakości. Jednocześnie staram się nie narzucać, niech uczą się też na własnych błędach. ;)
Ściskam Was mocno i oby jak najszybciej do pełnowymiarowej wiosny!
Wasza G.
U nas też święta w klimacie relaksacyjnym:) Dzięki za podpowiedź z prezentami - moja czterolatka też by już chciała się malować:)
OdpowiedzUsuńDzieci rodziców, które same się zdrową odżywiają i pilnują,aby ich dzieci nie jadły słodyczy i innych świństw nie mają żadnych słabości. Niestety na to jest już za późno. Zdrowe nawyki żywieniowe kształtuje się dziecku od maleńkości.
OdpowiedzUsuńGenialna atmosfera, bardzo mi się podoba, pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńSuper podejście do prezentów! No i trzeba mieć nadzieję, że magiczny pamiętnik to etap przejściowy.
OdpowiedzUsuńChociaż nieraz się zastanawiam, czy gust jest taki ważny i czy nie ważniejsza jest radość korzystania z rzeczy, które nam się podobają. Pozdrawiam!
Czekałam na ten wpis :) szkoda ze bez zdjęcia z kulinariami, to zawsze mnie inspiruje, ale i tak przyjemnie było dołączyć do Waszych świąt <3
OdpowiedzUsuńLata temu, kiedy prowadzałam syna do szkoły miałam okazje podsłuchać rozmowę dwóch mam. Jedna z maleńkim dzieciątkiem w wózku opowiadała drugiej, jak jej syn wychowany w absolutnej czystości(czyt. wychowany bez cukru), zapisany na stołówkę szkolną oszalał na punkcie makaronu z serem i cukrem. Bunt był tak wielki, że absolutnie odmawiał przyjmowania innych pokarmów. Wszystko dla ludzi, byle z umiarem. Skoro sami uwielbiamy desery, to dlaczego moje dziecko nie ma mieć prawa w swoje urodziny zanurzyć się w cudownym smaku urodzinowego tortu. Moim synom nie zakazywałam właściwie niczego, wychowali się jak "wolne ptaki". Spali, kiedy chcieli, jedli kiedy chcieli i mogli wyrażać swoje zdanie na każdy temat. Absolutnie nie polecam młodym rodzicom, ale dzisiaj to dorośli, wyzwoleni mężczyźni, utalentowani, z najwyższymi wynikami w nauce, stypendiami premierowskimi. Wolni od uprzedzeń i tolerancyjni. Niestety jest i łyżka dziegciu, absolutnie nie sprawdzają się w przypadku tzw. "porządnych rodzin", mówią co myślą i nie dają sobie w kaszę dmuchać.
OdpowiedzUsuńTragedia. Dzieci się jednak wychowuje, co nie oznacza ograniczenia ich myślenia i rozwoju, a co za tym idzie wyrażania siebie w różny sposób, ale daje się dzieciom zasady życia w szerokim znaczeniu.
UsuńDziś widziałam fotografię na blogu makelifeaesier oraz post wyrażający zadowolenie z waszego produktu. Gratulacje, cieszę się, ze tak piękne rzeczy są dostrzegane. Pozdrawiam i dalszych tak wspaniałych produkcji.
OdpowiedzUsuń