07 października 2024

♡ 10 Urodziny Marysi ♡

Nie mogę uwierzyć, że minęła dekada odkąd zostałam po raz pierwszy Mamą. W miniony weekend nasza Marysia zdmuchnęła świeczki już z dwoma cyframi, a ja nie mogę się nadziwić, że ten czas tak szybko minął. Z drugiej strony pamiętam każdy moment naszej relacji. Tak, to prawda, że upływający czas widać najbardziej po dzieciach, jednak nie ma co się dziwić skoro ich rozwój w pierwszych latach jest tak dynamiczny. Pierwszy rok z życia dziecka to przecież wyjątkowe widowisko, gdy z bezbronnej małej istotki wyrasta chodzący bobas. My dorośli ledwo odliczamy miesiące, a w tym czasie ciało i mózg małego człowieka wkłada ogrom pracy by rosnąć i się rozwijać. 

I chociaż naturalnie tęsknie za tym czasem, który już za nami i bywa, że chciałabym chociaż na chwilkę przenieść do różnych etapów z życia naszych dzieci, to jednocześnie nie zgadzam się na demonizowanie upływu lat. Nie przeszkadza mi to, że się starzejemy, a nasze dzieci rosną. To naturalny cykl życia i nie warto skupiać się tylko na młodości. Chciałabym odczarować dzieciństwo, które mam wrażenie, że w mediach jest pokazywane i "uznawane" co najwyżej do wieku przedszkolnego. Czy nastolatkowie nie potrzebują czułości i uwagi równie, a czasami nawet mocniej niż maluchy? To prawda, że noga nie mieści się już w dłoni, a dziecko w słodkim wózeczku oraz w tych wszystkich uroczych "ramach", które są zarezerwowanie dla niemowlaków. Jednak w późniejszych latach przebywanie z dzieckiem to spektakl ich rozwijającej się dynamicznie osobowości. To już nie słodka powierzchowność, ale niezwykła przygoda poznawania drugiego człowieka oraz ogromna odpowiedzialność za jego wychowanie. Na początku zapewniamy maluchowi bezpieczeństwo i komfort w sferze cielesnej. Ta pielęgnacja niemowlaka wiąże się z pewnością ze zmęczeniem i dużym nakładem sił fizycznych, jednak wraz z upływem czasu to wychowanie staje się coraz większym wyzwaniem. 

W naszej rodzinie to Marysia przeciera szlaki, a każdy kolejny etap jest dla nas nowością. Wraz z upływem lat, zawsze ten moment który jest TERAZ lubię najbardziej. Oznacza to tylko to, że bycie rodzicem to niekończąca się przygoda i warto czerpać radość z każdej chwili bycia razem. Tyle jeszcze pięknych chwil i doświadczeń przed nami. Cokolwiek będzie się działo, będę zawsze blisko z otwartym sercem.

Urodziny naszych dzieci to zawsze dobry pretekst by zebrać całą rodzinę w jednym miejscu. Zapraszam Was na małą retrospekcję z minionego weekendu.

Chociaż bardzo lubię ładnie przybrany stół oraz urodzinowe dekoracje, to wraz z doświadczeniem wiem, że nie musi oznaczać to przesadnego przepychu. Czasami nakład finansowy nie przekłada się na wizualny efekt, dlatego też od jakiego czasu nie kupujemy balonów z helem, a stawiamy za dobraną kolorystycznie girlandę z balonów za grosze. Jak tylko mogę sięgam po kwiaty z naszego ogrodu (dlatego myślę, już o tym by zasadzić kilka nowości na wiosnę) i korzystam z zastawy i ozdób, które mam już w kolekcji. Dzięki temu uwierzcie mi, że szykowanie stołu jest już czystą przyjemnością.



Klasycznie i bez zadęcia, stół ma być pięknym tłem do podanych na przyjęciu potraw. 


Lubię też boczne światła oraz świece, które tworzą miłą atmosferę w pomieszczeniu.





Gdy mam już ubrany stół i zrobiony tort urodzinowy, który czeka w lodówce, to mogę już być spokojna, że przyjęcie się odbędzie. Dzięki temu dalsze przygotowania nie stresują mnie aż tak bardzo. :)


W tym roku tort wyszedł mi naprawdę pysznie! Zawsze robię jakąś wariację tego samego przepisu. Był biszkopt z dodatkiem kako przełożony kremem z mascarpone, brzoskwiniami oraz konfiturą ze śliwek. 
Wraz z upływem lat lubię, gdy po torcie widać, że jest domowej roboty, wiec nie wygładzam go przesadnie.

Motyw przewodni wiadomo - nasz nowy członek rodziny, którego namalowałam akwarelami.




Tradycyjnie dla najmłodszych gości czekały upominki. Piękne torebki udało mi się kupić w TKMaxx. Zazwyczaj takie rzeczy jak serwetki czy karty na życzenia zbieram przez cały rok.



Jeśli chodzi o menu, to za każdym razem staramy się przygotować coś innego. Marysia zażyczyła sobie sałatki, wiec na przystawkę była: brokułowa z fetą, guacamole oraz z sałatka liśćmi szpinaku i batatem.
Na główne dane było żółte curry z ryżem jaśminowym. Curry robiłam już nie raz, wiec była to moja wersja z kurczakiem, porem, zieloną papryką i zielonym groszkiem. Oczywiście masa przypraw i mleczko kokosowe. Wyszło przepyszne!

Wszystkie przepisy znajdziecie w Internecie. Ja zazwyczaj wpadam na pomysł dania (sugerując się tym na co ogólnie rodzina ma tym razem ochotę), szukam przepisu w książce kucharskiej lub Internecie głownie by nie pominąć żadnego składnika podczas zakupów i potem robię swoją wariację (lubię coś pozmieniać). Traktujcie nasze wpisy jak inspirację do dalszych kulinarnych poszukiwań. 
W kolejnym wpisie z cyklu "Myśli przeplecione książką i przepisem" postaram się podać dokładny przepis właśnie na to curry, bo jest świetnym rozgrzewającym daniem na jesień.







Chociaż chciałabym pomieścić całą rodzinę i najbliższych przyjaciół, to ze względu na małego szczeniaczka, na przyjęciu pojawiła się najbliższa rodzina. Vincent był jednak bardzo dzielny. Chyba lubi takie małe zamieszanie. :)

Marysia za rok wejdzie w etap nastoletni i kto wie, może wtedy zorganizujemy jej jakieś dziewczęce urodziny w gronie najbliższych koleżanek. Póki co, gdy pytam na jakie urodziny ma ochotę, odpowiada, że takie jak zawsze - domowe, w gronie naszej rodziny. :)





To był cudowny czas! Filmik z urodzinowego przyjęcia znajdziecie na Instagramie Magiczny Domek.

Na 10 te urodziny Marysia zdecydowała się przebić uszy, wiec tydzień wcześniej w ramach prezentu udałyśmy się do salonu kosmetycznego i wybrałyśmy pierwsze kolczyki. Uroczy piesek dodawał otuchy.



A z przepięknych prezentów Marysia dostała  uroczą bluzę z jamniczkiem. :)


Różności dla małej artystki oraz zeszyt w jamniczki.


Coś dla młodej damy.


Różne kolczyki do kolekcji. A te z jamniczkami... 😍 tak to był temat przewodni. :)



Latarenkę do złożenia (Puzzle 3D) oraz taśmy do przyklejania zdjęć.


Książka pachnąca mandarynkami. Prezent od cioci Zosi, która jeszcze za czasów mojego dzieciństwa zawsze dołączała je do prezentów. 


Dziękuje kochani, za poświęcony czas. :*

P.S Mam w gronie czytelników osobę, która notorycznie upomina mnie i zmusza do natychmiastowego odpisywania na komentarze.. dlatego pomyślałam, że napiszę dokładnie jak to z mojej strony wygląda.

Po umieszczeniu posta, któremu poświęcam sporo czasu na pisanie, zamykam komputer i na jakiś czas wracam do swojego świata i zajmuje się no cóż... życiem. 
Nie będę ubarwiała rzeczywistości, więc napiszę, że tak jak większość ludzi zmagam się z przykrym doświadczeniem dorosłości, które powoduje, że przy natłoku obowiązków, spraw i codziennych trosk - wolnego czasu mam w limitowanych ilościach. :) Pisanie niekomercyjnego bloga i odpisywanie na komentarze musi zmieścić się w ramach mojego wolnego czasu (w który siłą rzeczy wplecione są też inne życiowe aktywności). Wiem, że nie muszę Wam tego tłumaczyć, bo każda osoba żyjąca aktywnie doskonale sobie zdaje z tego sprawę, ale najwidoczniej są tacy, którzy żyją w innym świecie, a może po prostu są na zupełnie na innym etapie i zrozumienie tego prostego faktu jest poza ich zasięgiem.
Uwielbiam Wasze komentarze. Motywują mnie do dalszego działania, dają poczucie, że jest ktoś po drugiej stronie, pozwalają Was trochę bliżej poznać. Zazwyczaj akceptuję je na bieżąco na telefonie, natomiast by na nie odpowiedzieć muszę zorganizować sobie czas i zasiadam do swojego stacjonarnego komputera. Robię sobie kawę i w skupieniu, z wolną głową oraz z przyjemnością odpisuję. Niestety nie jestem w stanie robić tego każdego dnia. Gdybym tylko mogła automatycznie "wysłać" nagranie mojej reakcji, gdy uśmiecham się, czy wzruszam czytając Wasze komentarze, o ile byłoby łatwiej. 
Dlatego warto się zastanowić czy pisząc komentarze piszemy je dla siebie czy do autora? 
Ja piszę do Was regularnie wpisy na bloga, mając nadzieję, że chociaż na chwilę zapomnicie o codziennych troskach i znajdziecie tu inspirację czy chwilę spokoju. 
Za wszystkie komentarze do mnie z góry ogromnie dziękuję i sukcesywnie będę odpisywać. Chcąc, by moi czytelnicy odnaleźli tu wytchnienie, a nie powody do denerwowania się, nie będę publikować zaczepnych komentarzy (najczęściej nietrafionych i nie na temat😅). Wiem, że Internet rządzi się swoimi prawami, ale tu, nasza mała społeczność ma prawo do własnych zasad.

Ściskam mocno. Do następnego!
SHARE:

01 października 2024

Migawki Września '24

Czasami zadziwia mnie fakt ileż jeden miesiąc potrafi w sobie pomieścić. Wrzesień, by szalony. Pełen nowych wrażeń, emocji, zwrotów akcji, ale ostatecznie wchodzę w październik z wewnętrznym spokojem, gdzie jesienne nuty przygrywają nam do codzienności.

Zapraszam Was na kolejne podsumowanie miesiąca w Magicznym Domku.

Rozpoczynamy nowy rok szkolny już z dwiema panienkami! Na szczęście adaptacja w pierwszej i czwartej klasie przeszła bez przeszkód chociaż dla obu dziewczynek to jednak spora zmiana.


Ja zabiegana latam to tu to tam. Praca, logistyka szkolna, wywiadówki, zakupy, zajęcia pozalekcyjne. Wrzesień to zawsze zimny kubeł na głowę po wakacyjnym luzie. Jednym z moich sposobów na zapanowanie nad tym chaosem, to przewidywanie i załatwianie spraw wcześniej, tak przy okazji. Mam już papiery na prezenty, na cały nadchodzący sezon.


Mieliśmy towarzyskie spotkanie u naszych przyjaciół. 8 dorosłych i 9 dzieci. Było przecudnie! Wieczór cieplutki, jedzenie przepyszne, no i dawno niewidziane towarzystwo nareszcie razem. 
Bardzo cenię sobie spotkania u kogoś w domu, gdzie panuje osobliwa atmosfera, posiłki są przygotowanie od serca we własnej kuchni i jest to przemiłe uczucie być zaproszonym do czyjegoś świata (domu). Mam wrażenie, że po pandemii takich spotkań organizuje się coraz mniej, a dla mnie żadna najlepsza restauracja nie odda tej intymności z drugą osobą co bycie u kogoś gościem.



Gospodarze zadbali o najmłodszych i przygotowali dla nich seans filmowy pod chmurką!


Ogrodowy kącik. Nieustannie cieszę się z tej ścieżki prowadzącej z domu na taras.


W końcu udało mi się ustalić podział na dni spędzane stacjonarnie w pracy, a te w których tworzę przy biurku w domu.


Pierwsza połowa września była piękną końcówką lata.


Jak to jest, że w wakacje wstawali o 6.30 a teraz nie można dobudzić ich do szkoły i przedszkola po godzinie 7.00?


Na Marysie zawsze można polegać. A to zszyje bratu pluszaka, a to pomoże Tacie w porządkach w szafie.


Moja przerwa na drugie śniadanie w towarzystwie uroczej myszki i pieska, które wylicytowałam na zlocie Adopciaków (zlot właścicieli przygarniętych psów ze schronisk, które organizują nasi znajomi).


Wzruszyły mnie te dzielne słodziaki na wózeczkach.


Jeden z moich stosików kalendarzy i notesów z piórnikiem z uroczym królikiem, który kupiłam sobie przy okazji kompletowania szkolnej wyprawki dziewczynom.


Kwiaty z ogrodu do wazonu. Najlepsze.


Pamiętam tego dnia, po ciężkim całym tygodniu, postanowiłam doładować się wczesnym położeniem się do łóżka z herbatką i pysznościami oglądając Emily in Rome...yyy in Paris. :) 
Uwierzcie, podziałało!


W sobotnie deszczowe popołudnie ruszyliśmy do stolicy na piękne przyjęcie z okazji urodzin Natalii i Ze. Idąc z parasolem na miejsce spotkania minęliśmy kawiarnię Vincent. :)


Jubileuszowa para prezentowała się ZJAWISKOWO. Urocze towarzystwo, miejsce i pyszne jedzenie.


Bardzo klimatyczne miejsce (Pod Gigantami) na mapie Warszawy.



My późnym wieczorem wracaliśmy do Łodzi, bo następnego dnia, z samego rana odbieraliśmy naszego nowego członka rodziny.



Na początku większość zdjęć z ogrodowych spacerów wyglądała tak. ;)


Dawno temu kupiłam bilety na koncert, więc siłą rzeczy trafiła nam się prawdziwa randka!


Dobra kolacja i koncert Anny Marii Jopek, gdzie wielokrotnie odpłynęłam wsłuchując się w melodie i aranżacje muzyczne z płyty Sobremesa. Marzą mi się częściej takie kulturalne wieczory jesienią.



A w domu szkolne projekty. Marysia z przyjaciółką Mają przygotowują plakat.



Zdarzała się kąpiel z wózkiem z niemowlakami, teraz czas na śpiącego szczeniaczka. :)


Zasnęły te nasze chłopaki.


Okazało się że Vincent to dobry kompan w czasie drzemek.


Naszło nas na słodkie, więc czas na domowe cynamonowe bułeczki.




Jesienne, kuchenne atrybuty. Fartuszek, rękawice i dania z dyni. :)




Jesiennie w Layette. Bardzo lubię te dni, gdy zmieniamy aranżacje w sklepie.



Zbliżają się 10 te urodziny Marysi i zamarzyła sobie pójście do sklepu na zakupy ubraniowe. Z wielu rzeczy na sezon jesień-zima już wyrosła, więc była to pozycja obowiązkowa, ale tym razem ani ja nie wybierałam sama rzeczy, ani nie wybierałyśmy wspólnie online jak ostatnio, a właśnie udałyśmy się tylko we dwie do sklepu, by wszystko poprzymierzać w przymierzalni i dopasować kolorystycznie do siebie.


Jestem już taka dorosła!


Kolejny kanapowiec w rodzinie. ;)


Urocza to istotka. Najlepszy promyczek na wszelkie jesienne smutki.


No dobrze na świetnym antidotum na smutki są również knedle ze śliwkami. 


Szczęście wypisane na ich twarzach.



Ogrodowe zabawy z Vincentem.


Magiczny Domek gotowy na jesień.



To był naprawdę szalony miesiąc, chociaż zdaje sobie sprawę, że na zdjęciach tego absolutnie nie widać. Pierwsza połowa września była szalona, ale wiadomo, że w pędzie nie robi się wielu zdjęć. Cieszę się, jednak, że odkąd mamy Vincenta siłą rzeczy zwolniliśmy. Jesteśmy częściej w domu i ogrodzie nastrajając się jesiennie. Myślę, że dobrze jest żyć w zgodzie z porami roku. Mam nadzieję, że październik da nam trochę wytchnienia.

Trzymajcie się cieplutko!

Do napisania,
Wasza G.
SHARE:
© Magiczny Domek. All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig