30 maja 2023

Magiczny Domek na Kółkach

Gdy 3 lata temu wybieraliśmy się na pierwszy wyjazd przyczepą kempingową, zastanawiałam się czy taki rodzaj spędzania wakacji przypadnie naszej rodzinie do gustu, przecież nasze dzieciaki były jeszcze wtedy takie malutkie (Miłoszek miał półtora roku, a o tej konkretnej podróży przeczytacie tu). Jednak gdzieś w głębi serca wiedziałam, że to będzie to! 

Już w dzieciństwie spędziłam cudne wakacje na polu namiotowym w Holandii w wypożyczonej przyczepie od znajomych holendrów (moi rodzice poznali tam wiele osób jeżdżąc na saksy czasie wakacji) i mam wiele ciepłych wspomnień z tego okresu. W czasie liceum zdążało mi się jeździć zarówno pod namioty jak i na wakacje Land Rowerem, który w środku miał zarówno umywalkę jak i miejsce do spania. Pan Poślubiony również zwiedzał Europę malutką przyczepką, którą jeździł wraz z rodzicami, starszą siostrą oraz babcią. Zawsze ciągnęło nas bliżej natury niż do typowych głośnych kurortów i nawet z malutkimi dziewczynkami byliśmy na wyjeździe pod namiotem (o tej wyprawie oraz moim podejściu to takich prostych wypraw przeczytacie tu, a o naszym kolejnym wypadzie pod namiot ale już z małym Miłoszkem przeczytacie tu) lub wybieraliśmy agroturystyczne perełki w zakątkach Polski. 

Lubię ten stan wyjścia ze strefy komfortu, chociaż tak na prawdę podróżowanie przyczepą wcale nie musi wiązać się z zupełną rezygnacją z wygód. W końcu przyczepy kempingowe są naprawdę dobrze wyposażone, a i na większości kempingach wszystko to co potrzebne. Wiele osób robi krok dalej i podróżuje zupełnie na dziko - kto wie może i dla nas nadejdzie taki moment jeśli będziemy mieli ochotę na taką przygodę w przyszłości. :) Jednak z pewnością podróże przyczepą (lub kamperem) różnią się od tego co mamy w domu lub czego możemy spodziewać się w hotelu. Ten klimat po prostu trzeba czuć! :)

Do podróżowania przyczepą podeszliśmy bardzo poważnie już 3 lata temu, o czym świadczy sam fakt, że Pan Poślubiony musiał przejść kurs oraz zdać egzamin na prawo jazdy w kategorii B+E , który nie należy do najprostszych. (Ja też zastanawiam się nad rozszerzeniem swojego prawa jazdy, ale... jeszcze muszę do tego dojrzeć ;) ).

Nie od razu planowaliśmy mieć własny domek na kółkach. Przyczepę lub kamper można po prostu wypożyczyć i ten fakt początkowo bardzo mi się podobał. Można przetestować kilka układów, dopasować daną przyczepę pod konkretną podróż (np. pod względem ilości osób czy charakteru wyprawy lub miejsca) i o nic nie martwić się poza sezonem. 

W zeszłym roku przetestowaliśmy kolejny model przyczepy (o tej podróży pisałam tu) ale zaczęły denerwować nas pewne niedogodności. Problem z dostępnością w danym terminie konkretnych przyczep, czy fakt, że traciliśmy dwa dni na samo przywiezienie (i odwiezienie) przyczepy pod dom, by było można ją zapakować naszymi rzeczami. Nie każda wypożyczalnia w danym momencie ma taką przyczepę, która odpowiada Twojej rodzinie i może się okazać, że ta idealna jest do odebrania w zupełnie innej części Polski. Wypożyczoną przyczepą trzeba też wrócić w konkretnym terminie, rozpakować i jeszcze zdążyć ją odwieźć na czas (bo przecież ktoś inny może mieć ją zabukowaną w kolejnych dniach) -  przez co podróż staje się mniej elastyczna. 

Gdy chcesz spróbować kempingowego życia to wynajęcie przyczepy jest rozsądnym rozwiązaniem, gdy masz jednak możliwość i chęć podróżowania dłużej oraz częściej, wypożyczanie przyczepy za każdym razem okazuje się mniej ekonomiczne. 

Kolejną sprawą jest samo pakowanie. Akurat my wypożyczaliśmy przyczepy całkiem nieźle doposażone (czajnik, naczynia, garnki, krzesła), to jednak musieliśmy wszystko sprawnie i szybko zapakować. We własnej przyczepie wiele elementów zostaje w niej na stałe i przy kolejnych wyprawach pakujesz się tylko tak, jak w przypadku wyjazdu do hotelu (ubrania, kosmetyki, drobne rzeczy). 

W okolicy stycznia, gdy zaczynaliśmy pomalutku planować wakacyjne wyjazdy, coś nas tknęło i zaczęliśmy się poważnie zastanawiać nad własną przyczepą. Dodatkowym argumentem do takiego podróżowania jest również sam fakt...posiadania trójki dzieci. Spróbujcie wpisać taką konfigurację przy dorastających maluchach (gdzie powyżej 2 roku życia robi się ciasno w łóżku rodziców) w dowolnym hotelu i nagle się okazuje, że albo nie ma takiej możliwości w wielu miejscach, albo są to już bardzo kosztowne apartamenty. W naszym przypadku sprawdza się wynajęcie po prostu domku, ale koszt nie rozkłada się na ilość osób, lecz na jedną rodzinę. Domki są fajne, gdy można się na nie złożyć ze znajomymi, a nie wtedy, gdy zasila je jeden budżet. :) To oczywiście nie oznacza, że już nigdzie absolutnie nie wyjedziemy, ale z pewnością byłoby trudniej wyjechać w takie miejsca całą rodziną aż na 3 czy 4 tygodnie.

Od razu Wam tylko wspomnę, że gdy wyjeżdżamy na tak długi okres, są dni w których pracujemy po prostu zdalnie (zwłaszcza Pan Poślubiony, bo on pracuje tak na co dzień), wiec to nie jest tak, że na cały miesiąc zapominamy o bożym świecie. Nie mniej jednak znacznie przyjemnie pracuje się w warunkach, gdy podczas chwilowej przerwy masz na wyciągnięcie ręki naturę, możesz nawet wskoczyć do morza czy basenu a potem wrócić na kolejną rozmowę z końcem świata. :) Akurat ten rodzaj pracy Pan Poślubiony miał od samego początku, ale z pewnością wiele zawodów, zwłaszcza po pandemii przeszło na system zdalny czy hybrydowy i może też udałoby się takie dłuższe wyprawy odbyć. Oczywiście znam i takie przypadki rodzin, które decydują się (dzięki możliwościom swojej pracy) na kilkumiesięczne podróże, ale wszystko trzeba oczywiście dostosować do charakteru swojej rodziny. I my mieliśmy takie okresy, gdzie wyjeżdżaliśmy tylko na przedłużone weekendy i o tygodniowym, czy dwutygodniowym wyjeździe mogliśmy tylko pomarzyć z różnych powodów (moi stali czytelnicy pamiętają tamte wakacyjne migawki, bo chociaż były króciutkie, każdy zasługiwał na swój odrębny wpis). Jednak bardzo miło wspominam zarówno tamten okres jak i ten obecny, który dzięki miłości do podróżowania domkiem na kółkach, pokazuje nam zupełnie inne możliwości.

I tak, w pewien zimowy dzień na początku roku, gdy jeszcze panowała szaro-bura aura za oknem, pojechaliśmy obejrzeć przyczepy kampingowe, które pomieściłyby naszą rodzinę. I chociaż teraz jest masa naprawdę fajnie zaprojektowanych przyczep (przeróżne konfiguracje, modele i możliwości) to właśnie ta skradła nam serce od pierwszego wejrzenia. Bazując na wcześniejszych doświadczeniach z wyposażonymi przyczepami oraz tymi należącymi do naszych przyjaciół (uważnie słuchaliśmy ich uwag) poczuliśmy, że ta będzie spełniała nasze wszystkie wymagania i będzie początkiem cudownej, rodzinnej przygody. I stało się! :)

Ostatnio pisałam Wam o naszej pierwszej wyprawie naszym własnym domkiem na kółkach, natomiast dziś umieszczam kadry z samej przyczepy - jak ją urządziliśmy na samym początku. Mamy zamiar zachować ją na lata, więc będzie mi miło wspominać jej początki (a kto wie, może w późniejszym czasie przejdzie jakieś stopniowe metamorfozy, o których napiszę). :)


Przyczepa to marka Dethleffs model c'go up 525 czyli wersja z podnoszonym podwójnym łóżkiem. Zdecydowaliśmy się na model z łóżkiem piętrowym oraz z bocznym rozkładanym łóżkiem dla naszej trójeczki. Po złożeniu łóżka jest stoliczek dla dwóch osób, więc jest to też świetna propozycja dla rodzin z dwójką dzieci, które mogą mieć swój dodatkowy kącik. Można również w przyczepach montować łózka 3 piętrowe, ale z racji, że dzieciaki będą rosły, wiedzieliśmy, że takie rozwiązanie w pewnym momencie będzie zbyt ciasne i klaustrofobiczne. W tym układzie jest część sypialniana dla dzieci oraz osobne podnoszone łóżko z drugiej strony dla nas.

Osoby marzące o podróżach domkiem na kółkach mają jeden podstawowy dylemat. Czy wybrać kamper czy przyczepę kempingową. Każda z tych opcji na swoje wady i zalety. 
Przyczepa kempingowa, tak jak wspomniałam wcześniej, wymaga przystąpienia do rozszerzonego egzaminu na prawo jazdy i jej prowadzenie jest teoretycznie trochę trudniejsze. Plusem zdecydowanie jest to, że w przyczepach kempingowych jest jednak więcej miejsca i przestrzeni oraz fakt, że gdy chcesz w trakcie postoju podróżować lub chcesz chociażby pojechać na większe zakupy do sklepu, zostawiasz cały majdan na swoim miejscu i nie musisz wszystkiego chować i zabierać ze sobą.
Kamper jest też znacznie droższym zakupem, bo jakby na to nie patrzeć kupuje się zarówno kawałek przyczepy jak i część samochodu z wielkim silnikiem i siedzeniami. Często też kamper może mieć przykładowo 6 miejsc do spania, ale osób do przewozu tylko 4 więc nie przekłada się na ilość siedzeń (siedzenia zajmują jednak trochę miejsca i często są odwracane do tyłu i zamieniają się w miejsca do siedzenia przy stoliku, co według mnie przez wygląd siedzeń zabiera trochę uroku całemu wnętrzu). Kamper za to może być wygodniejszy np. przy podróżowaniu we dwójkę przy wyprawach typowo objazdowych. Kamper jest przecież zdecydowanie krótszy niż samochód ciągnący przyczepę. Oczywiście są też takie kampery tak wielkie jak autokary, w których pomieści się dosłownie wszystko! (I kosztują tyle co luksusowe domy bez kółek ;) ) Ale nie zmienia to faktu, że już na urokliwe kampingi takie olbrzymy się nie załapią, bo się najzwyczajniej nie zmieszczą. :) 

Każdy ma swoje preferencje, dlatego na kempingach widać nieustannie oba te warianty, które każdy dostosowuje do własnych potrzeb. :)




Pomiędzy łóżeczkami jest też pojemna szafa oraz górne szafeczki na ubrania. Pod dolnym łóżkiem po prawej stronie jest też pojemnik (tam trzymamy miedzy innymi stół i krzesła), który jest otwierany również od zewnętrznej strony przyczepy.


Tą część można przysłonić zasłonką, która nadaje przytulności i tworzy odrębne pomieszczenie.




W środkowej części znajduje się część kuchenna. Po jednej stronie (środkowe drzwi) lodówka, natomiast po drugiej kuchenka, zlew oraz duża komoda na naczynia i zapasy.


Przyczepa ma też zamontowany piecyk gazowy, który ogrzewa przyczepę nawet zimą, a nad nim jest szafa na wiszące ubrania dorosłych.





W drugiej części przyczepy jest kącik z szeroką kanapą oraz stolikiem. Z racji, że jest to przyczepa 7 osobowa, stolik również się składa i można stworzyć dodatkowe miejsce do spania dla 2 osób. W naszym przypadku możemy ominąć codziennie składanie i rozkładanie, ponieważ na samej górze znajduje się dodatkowe łóżko.


Za jednym pociągnięciem obniża się podwójne łóżko, na które wchodzi się po schodkach. 


To rozwiązanie szalenie mi się podoba ze względu na to, że chociaż przyczepa jest spora, nie musi być dodatkowo dłuższa o szerokość łóżka. Bardzo duże przyczepy jednak trudniej się prowadzi i nie zawsze można znaleźć odpowiedniej wielkości parcele na kampingu.  


Opuszczane łóżko ma też ogromny plus pod względem zachowania czystości. Każdego dnia rano, tuż po pościeleniu, przesuwamy je na samą górę, więc automatycznie zachowanie czystości jest o wiele prostsze (nikt po nim nie chodzi, nie skacze co to znacznie zwiększa komfort użytkowania oraz snu). W poprzedniej wynajętej przyczepie, gdzie łóżko było tuż przy drzwiach wejściowych mieliśmy malutki wypadek, gdzie na naszą pościel i prześcieradło, dzieci wylały...kakao. Domyślacie jak to musiało wyglądać przez resztę naszego wyjazdu. :) 
Przy takim podnoszonym łóżku minusem, który może się pojawić, jest po prostu konieczność wchodzenia i schodzenia po schodkach (która jest odczuwalna raczej wtedy gdy w nocy chcemy udać się do toalety) i nie każdy lubi spać na wysokościach (ale umówmy się to nie jest jakaś zawrotna wysokość) i jest możliwość zamontowania barierki ochronnej. 

Dodatkowym plusem przyczepy jest jej naświetlenie i ilość świetlików (zarówno w części dla dzieci, w łazience, przy aneksie kuchennym, jak i nad samym podnoszonym łóżkiem).


Jeśli chodzi o urządzenie wnętrza, nie chciałam przyczepy przytłoczyć nadmiarem ozdób (jednak zdecydowanie w takich wyprawach stawiamy na minimalizm) ale jednocześnie chciałam nadać jej domowego klimatu. Wystarczyły drobne dodatki, jak wygodne poduszki, kocyk pasujący do tapicerki czy kwiatek (asplenium), który wpasował się tu idealnie, bo ma grube liście, które trudniej uszkodzić i nie wymaga częstego podlewania. Dodatkowo charakteryzuje się właściwościami oczyszczania powietrza z toksyn. Na czas podróży kładę kwiatek na podłodze w łazience.


Taką kropeczkę nad "i", która jest dla mnie przyjemnym dodatkiem, jest pościel Layette, którą namalowałam zainspirowana naszą pasją. Kolekcja CAMP sprawdzi się w pokoju aspirującego podróżnika, jak również idealnie wpasuje się w klimatach kampingowych. Idealna pościel dla dziecka do przyczepy lub kampera. Tworzenie jej sprawiło mi ogromną przyjemność.










W przyczepie jest też osobna toaleta z możliwością korzystania z prysznica (kran przy umywalce można wysunąć, powiesić na uchwycie) - jednak my zdemontowaliśmy zasłonkę, która zajmowała miejsce i korzystamy z sanitariatów dostępnych na kampingach. Z łazienki korzystamy przy wieczornej i porannej toalecie i trzymamy tu wszystkie nasze kosmetyki.


Przyczepę parkujemy koło naszego domu. Wiosną stworzyliśmy miejsce z kamyczkami i podporami, nieco z boku pod drzewem.



Gdy pakujemy się na wyjazd lub myjemy przyczepę przestawiamy ją na miejsce postoju samochodu, tak by mieć łatwiejszy do niej dostęp ze wszystkich stron.
 

Do podstawowego wyposażenia przyczepy domówiliśmy klimatyzację (w ciepłych krajach jest ona naprawdę niezbędna), markizę (czyli zadaszenie przed przyczepą chroniące przed słońcem i deszczem) oraz mover (odłączoną od samochodu przyczepę można parkować zdalnie za pomocą pilota!). To rozwiązanie świetnie się przydaje przy wąskich parcelach.


Przy przyczepach bardzo przydaje się również składana podłoga (najlepiej taka która przepuszcza piasek) dzięki czemu nie wnosi się aż tyle brudu do środka przyczepy. Z resztą o tą czystość po prostu trzeba dbać (ja mam swój poranny system zamiatania przyczepy oraz naszego przedsionka).

Od zakupu przyczepy w styczniu (w lutym ją odebraliśmy), sukcesywnie kupowaliśmy wyposażenie do przyczepy takie jak: stół (allegro), krzesła (Jysk) czy lampki (wiszące Jysk, stojąca zewnętrzna latarenka na prąd Ikea), które nadają przytulności w czasie ciepłych wieczorów.
 

Przyznam Wam, że to powolne kompletowanie akcesoriów do przyczepy podtrzymywały mnie na duchu w czasie tegorocznej przedłużającej się zimy i sprawiły mi masę przyjemności. Może tego tak nie widać, ale jednak trzeba było skompletować wszystkie naczynia, szklaneczki, sztućce czy pojemniki (koszyki) na różne przybory oraz wszystkie drobne rzeczy (szczotki, ściereczki, wycieraczki czy nawet apteczkę). Każdy zakup był przemyślany i starałam się nie przytłoczyć wnętrza przyczepy, tak by sprzątanie w niej oraz utrzymanie porządku było znacznie łatwiejsze. 

Każda kolejna wyprawa przynosi nowe pomysły i rozwiązania. W najbliższym czasie mamy zamiar zawiesić dwie dodatkowe półeczki oraz stworzenie korkowej tablicy, do której będziemy przypinać zdjęcia z naszych rodzinnych wypraw.

Jeszcze dwa, trzy lata temu nawet nie śniłam o takim przedsięwzięciu. Jednak pasja do kempingowania z czasem się rozwijała i z roku na rok marzyliśmy o kolejnych podróżach. Nie bez znaczenia jest też to, że mamy cudowną ekipę przyjaciół, z którymi możemy dzielić się zarówno pasją jak i dobrymi radami, ponieważ są również posiadaczami własnych domków na kółkach. To oni nie ustawali w namowach, byśmy i my zdecydowali się na ten krok. Teraz bardzo często podróżujemy nasza paczką razem. :)

Ściskam Was słonecznie i już niebawem wracam do Was z migawkami maja. :)
SHARE:

24 maja 2023

Wyprawa Przyczepą Kempingową nad Jezioro Garda

Do tej pory majówka kojarzyła mi się z odgruzowaniem ogrodu po zimie i nigdy nie ciągnęło mnie do dalszych wyjazdów w tym terminie. Jednak perspektywa wakacji lub mini wakacji zmienia się, gdy dzieci zaczynają chodzić do szkoły. Ponieważ Marysia miała kilka dni wolnych, a dodatkowo część klasy wybierała się na zieloną szkołę w tym terminie (nie straciła więc za wiele dni nauki i szybko to nadrobiła), postanowiliśmy oderwać się od rzeczywistości i ruszyć w pierwszą podróż naszym domkiem na kółkach. Jednocześnie ogromnych plusem było to, że nasza karawingowa paczka miała te same plany i wspólnie trzema przyczepami ruszyliśmy do Włoch w stronę jeziora Garda. To był zdecydowanie niezapomniany wyjazd!

Pierwsze spojrzenie na to magiczne miejsce!


Zatrzymaliśmy się na kampingu Bella Italia w miejscowości Peschiera del Garda, która jest urokliwie położona nad samym jeziorem. To również świetne miejsce wypadowe do dalszych podróży, gdzie miejscowości jak Wenecja, Werona, Mediolan czy Bolonia położone są max 1,5 godziny drogi samochodem, a po drodze mija się masę uroczych miasteczek tak charakterystycznych dla tego regionu.


Na samym kempingu trafiła nam się parcela w pierwszej linii brzegowej z pięknym widokiem na jezioro.



Początek maja we Włoszech okazał się być bardzo różnorodny jeśli chodzi o pogodę. Ja akurat lubię zmienność pogody, a w przyczepie odczuwa się to jeszcze intensywniej i jest się przez to bliżej natury. Dni przeplataliśmy aktywnościami ze zwiedzaniem z dniami odpoczynku i pełnego relaksu. To cudowne uczucie nigdzie się nie śpieszyć! :)






Pierwszą wycieczką była wyprawa do miasteczka Malcesine, które jest położone w górnej części jeziora. Już sama podróż jego brzegiem była ogromną ucztą dla oka. Mijane miasteczka takie zadbane, czyściutkie, a każdy kącik idealnie zagospodarowany. Te kolory, zapachy! Moja wysokowrażliwość w takich chwilach jest błogosławieństwem. :)








W naszym miasteczku było również urokliwie. To tam znaleźliśmy najlepsze włoskie lody, a spacery promenadą prowadzącą do kampingu były niesamowite. Po jednej stronie widok na całe jezioro, a po drugiej przepiękne domy z zadbanymi ogrodami - masa inspiracji! Północne Włochy zaskoczyły i zauroczyły mnie niebywałą czystością i eklektycznym stylem, który lubię w domach i wnętrzach najbardziej.





Uwielbiam w gwarnych miasteczkach udać się do pobliskiego kościoła. Ta cisza, cień w upalny dzień , sztuka oraz brak ludzi przenosi mnie w zupełnie inny wymiar.







A na kempingu toczyło się zwyczajne życie, które uwielbiam. Nieśpieszne przygotowywanie posiłków, ręczne mycie naczyń, jeżdżenie do toalety na rowerach. ;) Dzieciaki cały czas miały coś do roboty i same wymyślały sobie zabawy na świeżym powietrzu.







Zazwyczaj było tak, że śniadania i obiady robiliśmy we własnym zakresie, oczywiście nie licząc wspólnych wypadów do restauracji w czasie wycieczek. Czasami też mieliśmy ochotę na coś innego i szliśmy na słodkie śniadanie do kawiarenki należącej do kempingu Bella Italia. Natomiast kolacje zazwyczaj naprzemiennie organizowaliśmy w większym gronie pod naszymi przyczepami i biesiadowaliśmy do późna w nocy. :)



Cudownie wspominam też wspólną wycieczkę rowerową do miasteczka Sirmione oddalonego 11 km. Po drodze zrobiliśmy sobie piknik, a przed samym miasteczkiem zostawiliśmy rowery i poszliśmy na lody i wyjątkową plażę.













W połowie wyjazdu dojechała do nas Zuzia, więc dzieciaki były zachwycone obecnością cioci.


Wyjazd zdecydowanie przywrócił radość moim kubkom smakowym. Najlepsze lody, proste ale idealnie wyważone makarony czy kawa, która smakowała najlepiej w każdej najmniejszej kawiarence.



Urokliwa restauracja, która była tak dobra, że wróciliśmy tu przeddzień naszego wyjazdu.




Roślinki rosnące w murach. Cudowne proporcje starego z nowym, żywych roślin z budynkami, prostoty z bogactwem. Zakochałam się we Włoszech na nowo!


Pewnej niedzieli umówiliśmy się w miasteczku Vallegio z włoskimi przyjaciółmi* na najlepsze tortellini w okolicy. 

* Pan Poślubiony studiował z nimi w Finlandii. Byli również na naszym ślubie.


Ten smak ręcznie wyrabianych tortellini na miejscu był nie do opisania. Na tym wyjeździe niejednorodnie miałam ochotę mruczeć w czasie jedzenia (i po prostu to robiłam!). :)



A następnie wspólnie udaliśmy się na wycieczkę do Werony.






Nie lada wydarzeniem w czasie wyjazdu były 6-te urodziny naszej Gabrysi. Przygotowałam się do nich wcześniej i wszystko było utrzymane w tajemnicy. Jeszcze w domu spakowałam prezenty i ukryliśmy je na dnie przyczepy, zabrałam girlandę z balonami, świeczki oraz...składniki na sernik na zimno, który w tych warunkach zastąpił nam tort. Ale główną atrakcją tego dnia była wyprawa do parku rozrywki Gardaland, do którego zaprosiliśmy wszystkie dzieciaki. To był dzień pełen atrakcji!















Ten wyjazd dał nam wytchnienie oraz pewność, że podróże kempingowe są skrojone pod naszą rodzinę! :)





Niezależnie od pogody, zawsze mieliśmy co robić. A odgłos nocnego deszczu w ciepłej, bezpiecznej przyczepie był wręcz kojący.



W przeddzień wyjazdu do miasteczka pojechaliśmy ciuchcią do naszej ulubionej restauracji. :)
 



Będziemy tęsknić za tym klimatycznym miejscem, a ja nabrałam ochoty na Włochy jak nigdy!




Z wyjazdu przywiozłam też wiele głębszych przemyśleń, które chciałabym wprowadzić w życie naszej rodziny, ale o tym napiszę może innym razem, bo bardzo tęsknie za wpisami z większą ilością tekstu. 


Tą wyprawę relacjonowałam na naszym Instagramie, chcąc zatrzymać te filmiki na pamiątkę zapisałam je w wyróżnionych relacjach (wystarczy kliknąć na górze kółeczko Camp Garda tu - https://www.instagram.com/magicznydomek/ )

Kto oglądał, kto był z nami? :)

W najbliższym czasie wrzucę post wnętrzarski naszego domku na kółkach, a potem oczywiście pojawią się migawki miesiąca.

Życzę Wam cudownego dnia!

SHARE:
© Magiczny Domek. All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig