21 stycznia 2020

Minimalistyczny Kącik dla Maluszka

Witajcie kochani. Spieszę poinformować, że jesteśmy jeszcze w dwupaku. Tak to już jest, że te widełki "porodowe" są dosyć rozległe i przez to końcówka ciąży to wielka niewiadoma i dreszczyk emocji. :) No cóż trzeba grzecznie czekać na sygnał i robić nadal swoje. 
Nie mniej jednak nasza sypialnia jest już praktycznie gotowa. Uśmiecham się do siebie, bo jednak moje doświadczenie sprawiło, że zupełnie inaczej patrzę na kącik dla maluszka. Gdy miała urodzić się Marysia, od razu z automatu dostała swój własny pokoik. Oczywiście przyjemność w jego urządzaniu była wielka, ale tak naprawdę te wszystkie rzeczy można było kupić znacznie później. Gabrysia trafiła do naszej sypialni, ale też jej kącik był trochę bardziej rozbudowany. Nie twierdzę, że łóżeczko jest zupełnie zbędne, bo Gabrysia grzecznie w nim spała wieczorami i podczas drzemek, ale jednak w nocy i tak byłyśmy w jednym łóżku. Ponieważ lubię te małe zmiany w naszym domku, to wolę przystosowywać sferę dzieci etapowo i dozować sobie przyjemności. Dziś zaprezentuję Wam minimalistyczny kącik dla maluszka, który z pewnością jeszcze się zmodyfikuje w trakcie używania. Być może chwilowo zamiast mojej nowej toaletki (a raczej przedmiotów na niej) położymy na niej przewijak Layette (czekam z utęsknieniem na nową kolekcję!), ale póki co mamy przewijak w łazience obok sypialni i zobaczymy czy będę wola przewijać synka w nocy w pokoju czy będzie mi to bez różnicy. Tak naprawdę obecność maluszka objawia się przede wszystkim dostawką (jeszcze nie jest przymocowana na stałe - nie jest przypięta i nie ma opuszczonej jednej ściany) - ale już oswajam się z jej obecnością. Drugą sferą jest bieliźniarka, w której przygotowałam ubranka i akcesoria. Kilka dosłownie detali świadczących o tym, że przebywać ma tu noworodek i...właściwie to wszystko. I chociaż kiedyś byłoby to dla mnie nie do pomyślenia, teraz wielką przyjemność sprawia mi to minimalistyczne podejście. Maluszek przecież potrzebuje na początku bliskości mamy, snu, czystych ubranek i miejsca do pielęgnacji (które pokażę Wam w kolejnej poście). A reszta? Wszystko wyjdzie w praniu! ;) Zapraszam Was dziś do naszego minimalistycznego kącika.



W bieliźniarce skrywam wszystko to co potrzebuje maluszek - ubranka, tekstylia i akcesoria.


Łóżeczko - dostawka ma odpinany bok od strony łóżka, ułatwia to mamie nocne karmienie.


  
Do łóżeczka wsadziłam dodatkowo gniazdko niemowlęce, by nadać jeszcze więcej przytulności. Będę nakładała na niego otulacze, które będą miały funkcję ochronną. Oczywiście pokrycie gniazdka, też się zdejmuje i można je swobodnie prac, ale zdecydowanie szybciej i praktyczniej będzie wyprać otulacz, gdy maluszkowi się np. uleje.


Myślałam, że przez dostawkę będzie tu bardzo ciasno, ale okazało się, że zupełnie swobodnie mogę odstawić na stolik nocny książkę czy szklankę z wodą, a na fotelu obok usiąść i wyprostować nogi.


Nowością w pokoju jest mała toaletka z bambusa (IKEA). Jak już wiecie sekretarzyk trafił do pokoju dziewczynek, a mi zdecydowanie wystarczy minimalistyczna wersja. Zrobiłam kolejne wielkie porządki w kosmetykach, chociaż i tak od dłuższego czasu mam naprawdę niewiele kosmetyków. Może macie ochotę na post o kosmetykach kolorowych, których obecnie używam? 





Do sypialni oprócz stonowanych szarości i ulubionych ugrów, postanowiłam wpleść trochę koloru bordowego. Miałam po Gabrysi w tym kolorze kocyk, więc postanowiłam wpleść ten kolor wybierając kosz z trawy (na ubranka do prania) oraz taboret. Zamówiłam go przez internet, ale nie będę polecać marki, bo nie ukrywam, że miałam z nim trochę kłopotu. Przesyłka dotarła do mnie bez nóg, gdy złożyłam reklamację czekałam na nie 2 tygodnie, a ostatecznie przyszły w ciemnym kolorze a nie w kolorze jasnego drewna. Czekam na wymianę, bo jednak ten kolor mnie bardzo irytuje! ;)



Detale, które nadają przytulności.






A dziś za oknem piękne styczniowe słońce, choć trochę trudno w tym roku uwierzyć, że mamy zimę. Zastanawiam się, czy w ogrodzie Magicznego Domku uda nam się jeszcze kiedyś zrobić bałwana, czy by tego doświadczyć będziemy musieli gdzieś wyjeżdżać. Z drugiej strony, jakże łatwiej się żyje bez odśnieżania chodników przed domem i kłucia skorupy lodu i śniegu na samochodzie. Myślami jestem już przy wiośnie, bo to będzie pełen zmian, bardzo aktywny dla nas czas! :)





Czekamy więc na maluszka, a wraz z nim pojawi się jeszcze prawdopodobnie plakat, który w swoim czasie Wam zaprezentuje. Będzie pasował idealnie! :)


Do napisania już niebawem! :*
SHARE:

12 stycznia 2020

Wyprawka nr 3 cz. 2

Miałam tyle spraw do zrobienia przed porodem, czas leci jak szalony, a ja dopiero w ten weekend zabrałam się za spakowanie torby do szpitala. Przyznam Wam, że jestem wdzięczna samej sobie, że poprzednim razem zrobiłam o tym wpis (zapraszam do lektury - klik), bo to naprawdę dobra lista, która sprawdziła mi się już 2 razy. Zaoszczędziła mi wiele czasu. Nie mniej jednak podziwiam samą siebie, że poprzednim razem, pomimo posiadania już 2 letniej Marysi, tak pilnie spakowałam się prawie 2 miesiące przed porodem. Teraz, gdy termin donoszonej ciąży mam w sumie w przyszłym tygodniu, robię to na ostatnia chwilę (Oczywiście urodzić mogę później, przynajmniej tak było z dziewczynami). Nie mniej jednak dzięki temu, kolekcja wiosenna Layette jest już dopracowana w najdrobniejszych szczegółach. ;) 
Torba do szpitala wygląda bardzo podobnie, oczywiście pojawiają się może inne kosmetyki, czy detale, ale ogólny zarys jest taki sam. W dzisiejszym wpisie opiszę jeszcze kilka elementów z naszej wyprawki. Jak już pisałam wcześniej, staram się nie przesadzać z ilością rzeczy. Bazuje na moim poprzednim doświadczeniu, ale też skusiłam się na kilka nowości, które zauważyłam np. na targach dziecięcych. Jest też kilka rzeczy, które po prostu mają nam umilić ten pierwszy okres z maleństwem, więc nie tylko będą to rzeczy praktyczne ale też po porostu cieszące oko. Kilka rzeczy zachowały się jeszcze po dziewczynkach i jestem z nich ogromnie zadowolona, dlatego z przyjemnością będę używać je dalej. A zatem zapraszam do kolejnej cześci wyprawki. (Nie zapomnijcie przed tym postem przeczytać pierwszą część - klik).

PIELĘGNACJA i KĄPIEL

Ogromnie się cieszę, że kupno wanienki miałam już za sobą, a to dlatego, że przy wyprawce Gabrysi kupiłam idealną. Mowa o wanience marki Shnuggle ze stelażem. Stelaż do dla mnie kwestia kluczowa, po prostu wygoda dla pleców jest nieoceniona. Drugą bardzo istotną kwestią jest jej kształt - dzidziuś w niej pół leży i można go spokojnie oprzeć i asekurować dłońmi (mniej więcej jak to wygląda możecie zobaczyć na przykładzie miesięcznej Gabrysi na tym zdjęciu - klik). Wanienka przez swój skos, nie zajmuje dużo miejsca a gwarantuje Wam, że starcza na bardzo długo, bo gdy dziecko rośnie, to po prostu w niej sobie siedzi. Jeszcze może z niecały rok temu, wówczas 4 letnia Marysia potrafiła sobie siedzieć w tej wannie pod prysznicem (robiliśmy tak brodzik do siedzenia i oblewaliśmy się wodą). Teraz oczywiście obie albo kąpią się w dużej wannie, albo obie na szybko na stojąco pod prysznicem. Jednak wanienka starczyła nam naprawdę na długo. Przy Marysi mieliśmy kultową wanienkę z IKEA (koszt ok. 20 zł!), która bardzo podobała mi się wizualnie (prosta, ładne kolory) i również nam służyła. Jednak przy pierwszym dziecku najczęściej bywa tak, że kąpiel odbywa się zazwyczaj we dwójkę. Wtedy ręka Taty jest właśnie takim skosem, który podtrzymuje maleństwo, a ręka mamy myje. Za 2 razem wiedziałam, że będzie więcej sytuacji, gdy maluszka będzie myła jedna osoba, bo zazwyczaj druga osoba pomaga starszakowi, dlatego ta wanienka była strzałem w 10!



Nie wyobrażam sobie również życia bez przewijaka. Mamy akurat dogodne miejsce w łazience, dlatego nadal korzystamy z patentu położenia przewijaka na stelaż z Ikea (SINGLAR). Na zdjęciach nie pokazuje Wam pełnej aranżacji kącika kąpielowego, gdyż jestem w trakcje zmian. Jednak mogę powiedzieć Wam jedno, że z przewijaka nie zrezygnowaliśmy aż do tej pory (Marysia ma 5 lat a Gabrysia 2,5) - a to dlatego, że dla mnie to ogromne ułatwienie w ich pielęgnacji. Nadal przecież zdarzają się sytuacje, że trzeba mocno wysmarować pupę, bo się zaczerwieniła, albo oczyścić nosek lub założyć pieluchomajtki (Gabrysia jest już zupełnie odpieluchowana w dzień, ale na noc jeszcze zakładam jej ochronę, zanim wprowadzimy nocne wysadzanie). Wykonanie tego na wysokości jest dla mojego kręgosłupa wielką wygodą. Oczywiście Marysia wyciera się i ubiera już sama na stojąco (często siadając sobie na siedzisku pod oknem) ale zdarzają się wyjątkowe przypadki i wtedy taki przewijak jest dla mnie stołem "operacyjnym". Tak mocno wierzę w funkcję przewijaka, że nie mogło go zabraknąć w asortymencie Layette (różne wzory - klik) - można go zamontować wg możliwości i preferencji. Na standardowe łóżeczko 120x60 cm, na dowolną komodę lub jak wyżej na stelaż IKEA.


W wyprawce warto mieć 2-3 ręczniczki z kapturkiem dla maluszka. Ja akurat wybrałam sobie bardzo minimalistyczne wzory z naszych kolekcji. Zazwyczaj szyjemy ręczniczki tak, by pojawiło się na nich zwierzątko z danej kolekcji. Jednak mając trochę fory z tym, że mogę przebierać w kolekcjach, wybrałam sobie uproszczony wzory, by pasowały do wszystkiego. Do wycierania maluszka przyda się też - uwaga - tetra bambusowa, która jest niezwykle chłonna i spokojnie może służyć jako ręcznik np. w szpitalu, bo nie zajmuje dużo miejsca. Między innymi dlatego nie biorę żadnego ręczniczka do szpitala. Drugim powodem jest również to, że nie zamierzam kąpać synka przez pierwsze dni. Ten patent genialnie sprawdził mi się przy Gabrysi, która po porodzie naturalnym była oczywiście osuszona, ale pierwszą kąpiel miała dopiero w domu w 7 dobie! W przeciwieństwie do Marysi (która była myta w 2 dobie w szpitalu), a potem codziennie, max. co 2 dzień w domu, Gabrysia miała cudownie nawilżoną skórę i absolutnie żadnych problemów. Jest taka teoria, że nie warto pozbawiać maleństwa warstwy ochronnej przez kilka pierwszych dni.

Nie mniej jednak doceniłam właściwości frotte bambusowej, ponieważ jest najdelikatniejsza w dotyku (na targach praktycznie nie ma osoby, która nie zdecydowała się na zakup ręczniczka po jego dotknięciu) ale również ma właściwości antybakteryjne i antygrzybiczne, co oznacza, że taki ręcznik nie łapie charakterystycznego zapachu wilgoci, szybko schnie i jest higieniczny.


A jeśli o kąpieli i pielęgnacji noworodka mowa, to jestem zwolenniczką prostoty. Dziewczynki nie miały właściwie problemów skórnych, ponieważ stosowałam same delikatne preparaty, a w większości to właściwie samą przegotowaną wodę. Do tego świetnie sprawdzają się takie większe waciki z Babydream. Przemywam newralgiczne miejsca, a następnie smaruję jakimś delikatnym kremem z naturalnym składem. Na pupę tylko klasyczny Linomag, a na pępuszek Octenisept. To tego naturalna szczoteczka do masażu i czesania pierwszych włosków i nigdy nie doczekałam się ciemieniuchy. Im prościej tym lepiej. W zaciszu domowym nie trzeba nawet używać nawilżanych chusteczek, ale sprawdzają się w trudniejszych akcjach oraz na wyjścia. Mam trzy ulubione marki - Waterwhipes (mają w składzie tylko wodę i ekstrakt z owoców, ale uwaga sama chusteczka nie jest w pełni wykonana z naturalnego surowca), druga to Bambiboo, które są wykonane z biodegradowalnych włókien bambusowych oraz Huggies - które lubię za rodzaj chusteczki, która jest mięciutka ale taka jakby z większym tarciem i szybciej zmywa zawartość. :) (Nota bene jest też świetna do demakijażu).

Cudowne pieluszki, których używałam również przy Gabrysi, to ekologiczne marki Bambiboo. Biodegradowalne i naturalne wykonane z włókien bambusowych. Uwielbiam je za neutralny kremowy kolor (absolutnie nie lubuje się w kolorowych pieluszkach, które prześwitują przez ubranko), za to, że są dostępne od reki w sklepach Rossmann. 

Jest teraz wielki boom na pieluszki wielorazowe, nawet siostra Pana Poślubionego używa i bardzo sobie chwali tą metodę. Jednak wyprawkę dla maluszka trzeba wybrać bardzo indywidualnie, do swoich preferencji i osobiście nie wyobrażam sobie stosowania tej metody zwłaszcza w pierwszych miesiącach, gdy pieluszki zmienia się bardzo często (a te wielorazowe jeszcze częściej!). My chociaż dążymy do życia powoli, to mamy bardzo aktywne życie zawodowo-domowe i po prostu taka metoda byłaby dla mnie dodatkowych obciążeniem. Dlatego wybieram jednorazowe pieluszki, ale naturalne  i biodegradowalne. Myślę, że to dobry kompromis.


Oczywiście na sam początek przydadzą się również waciki/gaziki i sól fizjologiczna do przemywania oczek czy też nożyczki z zaokrąglonymi końcówkami oraz zestaw katarek.

Kupiłam również kilka nowości do przetestowania na później. Świetna jest też naturalna gąbka dla maluszka.


Więcej zdjęć i elementów zaprezentuje przy okazji wpisu o kąciku kąpielowym dla maluszka.

TEKSTYLIA

Kocyki, otulacze, pieluszki - w te akcesoria mocno wierzę i jestem tego zdania, że to one stanowią podstawę wyprawki. Mają otulać i chronić w tzw. 4 trymestrze. Jestem wielką zwolenniczką krępowania maluszka od pierwszych dni. Mam trochę ułatwioną sprawę z racji tego, że codzinnie w pracy otaczam się naturalnymi tekstyliami dla maluszków i jestem spokojna, że niczego mi nie zabraknie. Jednak uwierzcie mi, że to nie jest tak, że mam na stanie wszystkie kolekcje i wszystkie produkty (jest tego bardzo dużo). Drugą sprawą jest tez to, że zachowałam kilka rzeczy po dziewczynkach i z sentymentu oraz z pochwały idei zero waste trafiły i do trzeciej wyprawki. 

Przy Gabrysi rozkochałam sobie te śpiworki otulacze - z jednej strony krępują ruchy maluszka i się nie podrapie ani nie wybudza, z drugiej stronie pod spodem ma swobodę ruchów. Jednej mam po Gabrysi, a drugi dokupiłam.


 Kocyków nigdy nie dość.


Mam też kilka otulaczy i pieluszek jeszcze po Marysi. Ten w miski bardzo lubię.


Otulacze.


Kompletowanie ubranek, to chyba jedna z milszych części wyprawkowej przygody. Za pierwszym razem można niezle zaszaleć! Sama lubię te wszystkie piękne rzeczy, jednak pamiętam jak przykro mi było, gdy Marysia nie zdążyła czegoś założyć. Już z Gabrysią nie popełniłam tego błędu i teraz również stawiam na minimalizm. W wyprawce dla synka znalazły się neutralne kolory (kojarzą mi się z takimi błogimi pierwszymi tygodniami maluszka w domu). Wiele rzeczy mam jeszcze po Marysi i Gabrysi - to są tak sentymentalne piękne i delikatne wzory, że z przyjemnością do nich powrócę. Nie mówiąc o tym, że chociaż te rzeczy są po siostrach (zawsze wybierałam stonowane rzeczy na początek) to przecież były noszone po 1 miesiąc przez każdą - są jak nowe. Oczywiście nie odebrałam sobie przyjemności zakupu przepięknych wzorów np. w Newbie, ale wszystko w takich ilościach, by móc się tymi ubrankami nacieszyć. :)



Wszystkie ubranka na pierwsze 2 miesiące ułożyłam w naszej nowej (starej :) ) bieliźniarce w sypialni. Użyłam do tego pojemników do przechowywania IKEA.


Ta pusta przegródka, to miejsce tych najmniejszych rzeczy (5 kompletów body oraz śpioszków), które spakowałam do szpitala.


Po lewej stronie rozmiar 68 na "wyjścia" - to efekt zakupów Pana Poślubionego, który co prawda był pewien, że będzie 3 córka (bo wie jak dwie pozostałe córeczki tatusia są w nim zakochane) ale chyba ostatecznie całkiem ucieszył się na wieść o synu i bez mojej wiedzy ruszył na zakupy Newbie (który chyba też mu bardzo przypadł do gustu) i kupił kilka rzeczy. :)


Jednak ja jestem zdania, że te pierwsze 3 miesiące, gdy dzidziuś właściwie śpi, najwygodniej jest w takich właśnie mięciutkich rzeczach do spania. 95% procent rzeczy na ten czas to zestaw body (jako podkoszulek) plus śpioszki (pajacyki) lub body z długim rękawem plus mięciutkie spodenki.

W naszej wyprawce nie mogłoby zabraknąć smoczka. I chociaż to temat dość kontrowersyjny w repertuarze rodziców, to uważam, że jeśli coś ma ukoić nerwy maluszka to jest tego warte. Tym bardziej, że na początku raczej służy do zaspokajania odruchu ssania, to potem przyzwyczajone dziecko do smoczka od pierwszych dni, w momencie kryzysów na prawdę odczuwa ulgę. Gabrysia np. jest cholerykiem - denerwuje się łatwo, ale szybko jej mija i wielokrotnie smoczek ratuje nas przed wielkim wybuchem złości. Gdyby nie miała swojego przyjaciela, mogłaby już mieć zszargane dziecięce nerwy. ;)
Obie dziewczynki były bardzo smoczkowe, a karmiłam je każdą po 2 lata piersią (Marysię równo 2 lata, Gabrysie 2 lata 3 miesiące) i nie zaburzyło nam to absolutnie laktacji. Przyznaję, że w naszym przypadku smoczek był w naszym życiu dość długo (Gabrysia nadal do snu i w kryzysowych momentach używa smoczka) - ale ma to trochę związek z tym, że nie chcę jej męczyć przed pojawieniem się maluszka. Taką górną granicą są dla mnie 3 lata. Jeśli uda się wcześniej to super. Niektórzy ostawiają znacznie, znacznie wcześniej np. ok roku, ale tak jak mówię potem, w okresie 1-2,5 roku pojawia się tyle "dramatów", że w naszym przypadku nie wyobrażam sobie życia bez pocieszyciela. I chociaż furorę robią kauczukowe smoczki Hevea albo Bibs, to jednak będę wierna ergonomicznym smoczkom Lovi. Kauczukowe smoczki są trudniej dostępne, raczej w sklepach internetowych i rzadko można kupić je na gdzieś na szybko w sklepach stacjonarnych. Ze względu na swoje właściwości kauczuk też szybciej się zużywa i zniekształca więc trzeba wymieniać taki smoczek częściej. Bardzo lubię smoczki Lovi, mają ładne wzory, są ergonomiczne i symetryczne - można je obracać w każdą stronę.  


Kontynuując temat snu maluszka, zdecydowałam się na pewien gadżet, którego nie miałam wcześniej przy dziewczynkach. Zwróciłam na niego uwagę na targach Kids Time, a potem poznałam twórców osobiście i zakochałam się w produkcie. Oczywiście znałam wcześniej te wszystkie misie szumisie, ale wizualnie miś z 4 odnogami, przypominającymi wyrwanego zęba był dla mnie tak nieatrakcyjny, że nigdy się na niego nie zdecydowałam. Teraz, gdy poznałam króliczka marki Moonie i słysząc opinie o jego działaniu, jestem niezmiernie ciekawa jak u nas się sprawdzi. Ma delikatne światełko, czujnik płaczu i piękne naturalne dźwięki, które mają uspakajać i usypiać maluszka. Jest po prostu rozkoszny!



Można go fajnie powiesić za uszy na szczebelkach, a mechanizm wewnętrzny jest tak ukryty, że przytulanka jest nadal mięciutka i idealna do przytulania.


Niebawem pojawi się wpis o zagospodarowaniu kącika dla maluszka w sypialni oraz o kąciku kąpielowym w naszej łazience na poddaszu. Przy okazji tych wpisów, pewnie pojawi się jeszcze więcej zbliżeń na detale wyprawki. Jednak w tych dwóch wyprawkowych postach zawarłam większość rzeczy, w które musieliśmy zaopatrzyć się przy kompletowaniu trzeciej wyprawki.

Swoją drogą naprawdę nie mogę uwierzyć w to, że będziemy mieli 3 dzidziusia. Cały czas nie zwalniam tempa, tyle się działo przez ten rok, że chociaż teoretycznie wiem z czym to się je, wiem co mnie czeka, jestem przygotowana (dziś kończę tylko pakować drugą torbę do szpitala dla maluszka) to jednak jestem w szoku, że tak to zleciało! Czuje się po raz trzeci jak za pierwszym razem! ;) 
Jedyna myśl, która mnie pociesza to już większy, wewnętrzny spokój na to, co stanie się z dziewczynkami, gdy trafię do szpitala. Z Marysią było o tyle gorzej, że moje pójście do szpitala to była jej pierwsza rozłąka ze mną na noc. Oczywiście przeszła to świetnie, bo była u babci obok, gdzie znała dom i łóżko, bo zdarzało się jej tam drzemać, ale tym razem dziewczynki będą miały siebie, nie raz nocowały u babci Joli i to strasznie lubią! Więc dla nich nie będzie to już takim szokiem. Dla mnie jest to duża ulga. ;) Ach, zobaczymy jak to wszystko będzie, jestem bardzo podekscytowania, trzymajcie kciuki!

Wasza G. jeszcze w 2 paku. :)

SHARE:

10 stycznia 2020

Biureczko Marysi i Gabrysi

Całkiem niedawno pokazywałam Wam małe zmiany w pokoju dziewczynek, ale ostatnio pojawiła się tu jeszcze jedna nowość, która wymagała małego przemeblowania. Ich pokoik robi się coraz bardziej dziewczęcy, to już nie jest typowe pomieszczenie dla maluszków. 
Już od kilku miesięcy, zwłaszcza Marysia marzyła o prawdziwym biureczku, przy którym będzie mogła rysować i pisać. Robiła różne konstrukcje ze stoliczków, bo uwielbia bawić się np. w szkołę. Już mieliśmy kupić dwa biurka dla dziewczyn na Dzień Dziecka, ale wydawało nam się jednak to za wcześnie (w końcu pojemność pokoju jest ograniczona). Ostatnio w sypialni zaszły małe zmiany, gdyż chcę zorganizować pokój tak, by pojawiło się w nim więcej przestrzeni, zanim dojdą rzeczy dla maluszka. Wiedziałam od samego początku, że mój ukochany sekretarzyk będzie kiedyś świetnie pasował do pokoju dziewczynek, więc to była świetna okazja, by w końcu zrobić ten krok. Marysia była wniebowzięta! A biureczko - sekretarzyk pasuje tu idealnie! Czyż nie jestem dobrą Mamą? :) 
Pewnie zastanawiacie się czy nie było mi żal oddawać taki fajny, charakterystyczny mebel z naszej sypialni. Sprawia mi wręcz wiele przyjemności to, że nasze meble migrują po całym domu i dostają swoje nowe życie. Będzie mi bardzo miło, jak sekretarzyk będzie częścią dzieciństwa dziewczyn, ich pierwszych odrobionych lekcji, czy też miejscem trzymania pierwszych kosmetyków. W przyszłości może tak jak u mnie sekretarzyk służyć jako dziewczęca toaletka, a gdy dziewczynki będą obie chodzić do szkoły rozwiążemy kącik do nauki jakoś inaczej. Z pewnością pojawi się wówczas milion pomysłów. :) 
Gdy pokazuje pokoik dziewczyn często pojawiają się pytania odnośnie tego gdzie trzymane są ich zabawki. :) Wiec korzystam z okazji i trochę nakreślę Wam jak to u nas wygląda. 
Takie typowe prace artystyczne dzieją się u nas w kuchni. Zdecydowanie łatwiej sprzątnąć farbę czy ciastolinę z płytek niż z dywanu. Pod ręką jest zlew, więc raz dwa można coś wytrzeć. W kuchni zatem dziewczyny mają całą szufladę z akcesoriami plastycznymi - na farby, kredki, ciastolinę czy bloki rysunkowe. W pokoju w szafie z ubraniami 2 dolne półki są zarezerwowane na puzzle i gry planszowe. Teraz po świętach doszło ich więcej, więc jeszcze zagospodaruję dodatkową półkę. Dziewczynki mają ubrań w sam raz i naprawdę mieszczą się sezonowo w jednej szafie (bez tych dolnych półek) i jednej komodzie. Pod łóżkiem są dwa pudełka na klocki Lego i Playmobile. W saloniku na górze są dwie komody, w których trzymane są w jednej wszystkie pluszaki (oprócz tych ulubionych, które są w pokoiku) oraz w drugiej różne zabawki (chociaż tak naprawdę to już raczej takie, które czekają na dzidziusia nr 3). Również niewielką skrzynię z napisem TOYS mają też dziewczynki na dole w salonie. I to...na tyle! Reszta to domek dla myszek i kuchnia do zabawy (która teraz zmieniła miejsce), która dziewczynki bawią się na bieżąco. Oczywiście mieszkając w domu mamy pewne udogodnienia i na strychu też trzymamy kilka sezonowych zabawek np. rozkładany namiot, czy basem z piłkami, którymi bawimy się częściej w ogrodzie latem. W pomieszczeniu gospodarczym trzymamy rowery i hulajnogę. Staram się (właśnie mnie to czeka) robić porządki w zabawkach i co jakiś czas likwidować takie zdekompletowane części lub zabawki z Kinder jajek itp. Takie zbieraniny są najgorsze i co jakiś czas trzeba się ich pozbywać, tym bardziej, że po jakimś czasie dzieci wcale się nimi nie bawią.

A zatem wracamy do noworocznych zmian zaczynając od pokoju dziewczynek. Zobaczcie nasze małe zmiany. :)



Na miejscu komody stanął sekretarzyk, który pięknie uzupełnił się z wiszącą półką.



Sekretarzyk kupiłam kiedyś na przecenie w sklepie stacjonarnym z takimi a la prowansalskimi meblami (już jest zlikwidowany), ale widywałam gdzieś takie w internecie.


Lubie takie przemeblowania. Właściwie zmieściło się wszystko co wcześniej, oprócz kuchenki do gotowania, która trafi docelowo do domku w ogrodzie dziewczynek.


Chociaż wielki fotel w pokoju dziewczynek zajmuje całkiem sporo miejsca, to nie wyobrażamy sobie bez niego czytania wspólnie książeczek.





Przepiękna lisia doniczka, ręcznie malowana przez Agatę Krzyżanowską. Cudowny pomysł.



Detale.



Półki z książkami już prawie w 100% zapełnione.








Jak podoba Wam nowe miejsce sekretarzyku/toaletki?


Oczywiście niebawem pojawi się wpis o zmianach w sypialni, ale jeszcze przez postaram się napisać kontynuację postów wyprawkowych.

Do napisania!
SHARE:
© Magiczny Domek. All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig