28 listopada 2021

Migawki Listopada '21

Znacie mnie od lat (po ostatnich postach wiem, że znaczna większość czytelników czyta nas od niepamiętnych czasów) więc wiecie, że nasze migawki to wyłapane piękne chwile z naszej codzienności. I chociaż jak każdy śmiertelnik mamy swoje zmartwienia w każdym przecież miesiącu, to jednak miniony miesiąc zaliczam do tych najtrudniejszych. Los sprawdzał moją cierpliwość milion razy, z tysiąc musiałam wyjść z mojej strefy komfortu i bywało, że sama siebie zaskakiwałam ile potrafię znieść i dać rady pomimo przeciwności losu. Z drugiej strony wychodzę z tego miesiąca jakaś taka silniejsza i paradoksalnie spokojniejsza. Wciąż nie mogę po prostu uwierzyć, że Babi już z nami nie ma. Jej odejście wraz z tym, że byłam wtedy obok niej, napisanie mowy pożegnalnej na jej pogrzeb i cała ceremonia niewątpliwie były jednym z bardziej emocjonujących zdarzeń w moim życiu. To bardzo dziwne, a za razem piękne, że świat w listopadzie nadal trwał, a ja nadal wyłapywałam jego piękno w tych rozedrganych chwilach. 

Zapraszam Was na migawki minionego miesiąca.

Drzemka w ogrodzie, spokojna kawa w domu. Takie zwykłe a takie niezwykłe za razem.


Małe zakupy przed wyjazdem. Chcieliby kupić wszystko! :)


Przyznam, że bez tego wyjazdu chyba nie dałabym rady udźwignąć ciężaru tego miesiąca. Jednak doładowanie, zwłaszcza od strony natury daje niesamowite pokłady wewnętrznej energii, której na co dzień nam brakuje. 


Moja kochana ekipa! Jesień w górach jest piękna!


Zatrzymaliśmy się w Szklarskiej Porębie i ta kwaśnica była przeeeepyszna!


Piękny widok i pyszne jedzenie, gdy nigdzie się nie trzeba śpieszyć. Bezcenne.


Wieczorem obowiązkowo basen. :)


Nad ranem porcja legalnych bajek. :)


A potem długi spacer do schroniska. Dzieci przeszły 10 km na nogach (w dwie strony)! Miłoszek w wózku, ale z 1 km też przeszedł na nogach.


Soczysta zieleń koi zmysły.


Brygda!


W podróży.


A w domu też przyroda zagląda nam do okien. Gdy jest już mniej liści, widać dokładnie nasze okoliczne zwierzątka. 


No a potem trach, Miłoszek dostał nagłe ogromne uczulenie (pokrzywkę) i trafiliśmy na pogotowie. Cały miesiąc był dla niego trudny. A to uczulenie, a to biegunka z wymiotami, a to oparzył rączkę... siedem nieszczęść! 


Ciągle coś się działo, bardzo schudł i zmizerniał. Jednak wyniki były na tyle ok, że nie zostaliśmy na szczęście w szpitalu. Spędziliśmy za to dzień w szpitalnych murach.


Na szczęście zdążyłam wieczorem odwiedzić Babi w jej 96 urodziny...


Niewiele zdjęć mam z tego okresu. 
Ostatnie dni dawały w kość, wiec wieczorem relaks spotęgowany (czyli maseczka na twarz, relaksująca medytacja i mata z kolcami na kręgosłup).


I to powtarzałam sobie przez cały ten miesiąc.


A potem nadeszły smutne dni w miesiącu. Widać, że byłam zupełnie gdzie indziej, bo zazwyczaj robię średnio 3000 zdjęć miesięczne w tym zrobiłam ok. 400. Na smutki bardzo dobre jest działanie. Starałam się zawsze mieć coś do zrobienia i w swoim tempie zajęłam się pracą, rodzinnymi sprawami czy porządkami w domu.


I pomimo bólu w sercu człowiek się uśmiecha, bo ma przecież wciąż milion powodów do radości.


Ale to nie koniec szpitalowych przygód. Gabrysia miała usuwany 3 migdał, podcinane dwa boczne i założone dreny w uszach.


Kiedyś tą samą przygodę przeżywałam z Marysią.


W czasie operacji rodzice muszą na chwilę opuścić szpital. Poszłam więc do ulubionej kawiarni ze śniadaniami by pobyć trochę sama ze sobą.


A potem czuwanie przy łóżku i pilnowanie by Gabrysia spała jak najdłużej. 


Mój bidulek, na szczęście jeszcze tego samego dnia o 21 wieczorem, byłyśmy już w domku. 


Teraz tylko wszyscy muszą się wykurować. :) Rodzinne gry planszowe zawsze poprawią humory.


Ponieważ Miłoszek i Gabrysia niedomagali, na urodzinki kuzyneczki Igi wybrałyśmy się tylko same z Marysią.


Nie przeszkodziło to dziewczynkom założyć Grils Band. :)


Sto lat Igulku!


Bidy z nędzą. :P


Wiele w tym miesiącu ułożyło mi się w głowie i w dużym stopniu to praca dawała ukojenie.


Projekt dom - i u nas w realu pojawiło się parę zmian, o których muszę w końcu napisać. :) 


Sprawdzenie gardziołka u Pani Doktor a potem mała randka we dwie. Bardzo cenię sobie czas, gdy mogę pobyć sam na sam z każdym z nich.


Urodzinowy listopad ciąg dalszy. Sto lat dla przyjaciólki Ali!


A ja czekam na zimowy oddech, na życie we własnym tempie. Na grudzień mam wielkie plany, ale takie do wewnątrz a nie na zewnątrz. Wiadomo, zbliżają się święta i cieszę się, że zupełnie nie ulegamy świątecznej gorączce. Prezenty dla dzieciaków pozamawiane, choinka ubrana, a na pytanie co my dorośli chcielibyśmy dostać odpowiadamy - święty spokój. :) Obędzie się bez niepotrzebnego biegania ppo sklepach.


W ten weekend ubraliśmy też odmienioną, nieco większą choinkę (stara trafi do Babci Joli) - chciałam by ubieranie odbyło się w momencie, gdy nie będziemy musieli się nigdzie śpieszyć. Tak trudny był ten miesiąc, że z przyjemnością przeskoczę do następnego nieco wcześniej.

A gdybyście się zastanawiali co ta dwójka robi, to....rozpacza po naszej starej choince. Oboje mocno się buntowali przed zmianami i chociaż bardzo im się nowa odsłona podobała, to trochę musieli uronić sentymentalną łezkę skrywając twarz w stronę kanapy. :P


Jak widać na Gapci rzadko coś robi wrażenie, chyba nawet nie zauważyła zmiany. :)


A końcówkę miesiąca przeznaczam jak zwykle na terapeutyczne porządki. Przegląd zabawek (z czego wyrośli, co do wyrzucenia bo zepsute) jak również zaplecza plastycznego (temperowanie kredek, wyrzucenie zeschniętych ciastolin i farb). Przeglądam pomalutku każdy zakamarek naszego domku redukując pościel, naczynia, kosmetyki, leki itp. Nie są to świąteczne porządki, po prostu czuję wewnętrzną potrzebę usprawnienia wszystkiego i dążenia to jeszcze większego ładu, który daje mi ukojenie. Może macie ochotę na tego typu wpis?


Kończymy nasze króciutkie migawki miesiąca i niebawem wracam do Was z kolejnymi wpisami. 

Dziękuje Was ogromnie za taką ilość wpisów pod ostatnimi postami o blogowaniu i o Babi - każdy komentarz przytuliłam do serca. Dziękuję!
SHARE:

20 listopada 2021

BABI

 Gdy bezpowrotnie odchodzi bliska nam osoba, wraz z jej śmiercią umiera też cząstka nas samych... 



 

Dwa dni po swoich 96 urodzinach odeszła Babi. W domu, wśród najbliższych. W momencie odejścia byłam przy niej i trzymałam ją za rękę.

Śpię w jej koszuli, z szafy wyciągam sweter z najpiękniejszym jej zapachem połączonym z ulubionymi perfumami. Nie mogę w to uwierzyć. Tydzień temu zatrzymał się dla nas świat. Tak bardzo za nią tęsknię...

I chociaż dzisiejszy króciutki wpis piszę przez łzy, to właśnie teraz chcę Wam podziękować za komentarze pod ostatnim postem. Nasza sytuacja rodzinna nie dała mi szansy regularnie wszystkim na nie odpowiedzieć, ale uwierzcie mi, że uczyniły w tym trudnym dla nas okresie ogromnie dużo dobrego. Były dobrym słowem, gdy tego potrzebowałam, balsamem na smutki. Jednym z moich języków miłości jest właśnie dobre słowo. Zdałam sobie sprawę, że większość Was jest z nami bardzo długo. Tym bardziej wiecie jak ważną i bliską osobą była dla mnie Babi. Nie mogę uwierzyć, że już nigdy się nie spotkamy, nie przytulimy, nie porozmawiamy...

SHARE:

09 listopada 2021

Migawki Października '21

Dziś przeczytałam na Instagramie, że pewna blogerka, która teraz mocno się udziela w mediach społecznościowych, nie wróci do blogowania, bo stwierdziła, że nikt już tego nie czyta, a to dużo pracy i właściwie nie ma po co. Dotarło do mnie to, jak od lat motywuje mnie do pisania bloga po prostu czysta przyjemność i chęć zapisania gdzieś wspomnień. Bardzo często do nich wracam, gdy coś muszę znaleźć w naszej życiowej czasoprzestrzeni. Cieszy mnie to, że nie kieruje się w pisaniu ani chęcią zdobycia zasięgów, ani tym bardziej tworzenia reklam w celach zarobkowych. I chociaż mam zdecydowanie mniej czasu na pisanie niż wcześniej, to często zastanawiam się, czy w dzisiejszym zagmatwanym świecie jest w ogóle przestrzeń na pisanie o sprawach lekkich i przyjemnych. Czasami sama się stopuje i myślę - Czy kogoś w ogóle obchodzi jaką ścianę pomalowaliśmy w Magicznym Domku? Albo co takiego używam w codziennym makijażu? - to jednak potem sama łapie się na tym, że im trudniej jest nam w życiu (mam tu na myśli caaalutki przekrój tematów z codziennych wiadomości) tym bardziej tęsknimy za taką błahą codziennością. Ludzkość w obliczu gorszych historycznie momentów szukała paradoksalnie wytchnienia w błahostkach. Czy naprawdę już się nie czyta blogów? Czy już się ich nie pisze? Proszę, dajcie znać chociażby anonimowo pojedynczą kropeczką pod tym postem jeśli tutaj zaglądacie.

Uwierzcie mi, że gdybym miała chociaż jeden dzień w tygodniu na napisanie porządnie blogowego posta, pojawiałabym się tu częściej. Czasami sama siebie podziwiam, że kiedyś udawało mi się pisać częściej. Teraz bardzo dużo mojej kreatywnej energii pochłania praca i nowe projekty, które są w toku. Czas wolny w 99% poświęcam rodzinie i naszej codzienności - zostaje dosłownie 1% na wszystkie te rzeczy, które czekają w kolejce do zrobienia. Obiecałam sobie, że znajdę czas i energie na te wszystkie wpisy na blogu, ale oprócz migawek i czasami wpisów wnętrzarskich, które lubię pisać sama dla siebie, to jednak rzeczywiście miło mieć zewnętrzną motywację i energię ze strony czytelników. Wiecie co zrobić, a ja się odwdzięczę, bo będzie mi głupio, by na Wasz znak pozytywnie nie zareagować. :P

A dziś, tradycyjnie, zapraszam Was na migawki z zeszłego miesiąca.

Jaka to była piękna jesień! Spędziliśmy bardzo przyjemny dzień w Dobroniance - takim mini Zoo z atrakcjami pod miastem.


Moje wspaniałe na czubku świata!


Cudowne w tym miejscu jest to, że można kupić pojemniczek z marchewkami i karmić wszystkie zwierzątka.


A że październik to sezon na dynie, można było sobie robić z nimi zdjęcia na każdym kroku!


Zwierzątka czują się tu naprawdę swobodnie.


Takich dwój jakich ich trzech nie ma ani jednego!


Jeszcze po remontowa przestrzeń w salonie, którą warto wykorzystać. :)


A ja cała szczęśliwa, że za jednym zamachem dało się pomalować i odświeżyć również łazienkę. Nawet drobna zmiana roletki w łazienkowym oknie daje mi wiele przyjemności.


Ten cenny czas, gdy mogę się relaksować. - Chociaż powiem Wam, że na nowo uczę się być tu i teraz, bo w tym natłoku spraw staram się nadrabiać i zdarzyło mi się parę razy odpisywać w wannie na maile lub przygotowywać relacje na Instagramie i robić inne rzeczy do pracy - źle się z tym czuję i nie chce już tego robić, ale o tym mam nadzieję napisać w osobnym tematycznym poście.


A pracy było sporo w tym miesiącu, ale to za sprawą wielu projektów oraz nadchodzącej nowej kolekcji.


Mam wrażenie, że odkąd Marysia skończyła 7 lat strasznie urosła i wydoroślała! Może to prawda, że człowiek zmienia się co 7 lat? 


Podwórkowe, kredowe arcydzieła dziewczyn.


No i to było tak...
Raz w tygodniu robimy dzieciom Akcję Pielęgnację - czyli taką długą kąpiel w wannie, z myciem włosów, odżywką, obcinaniem paznokci, czyszczeniem uszu, smarowaniem itp. Postanowiliśmy tego dnia zrobić tą akcję wcześniej, by potem w piżamkach na spokojnie zjeść kolację i coś fajnego wspólnie porobić. I gdy tą caaaałą procedurę wspólnie z 3 dzieci przeszliśmy (to trwa naprawdę dobre kilka kwadransów), to tuż po wysuszeniu ostatniej głowy z najdłuższymi włosami to Marysia zaczęła się uporczywie drapać...


I jak już przerażona wiedziałam co się święci, bo tydzień wcześniej na Librusie (taka szkolna aplikacja do porozumiewania się z rodzicami) wychowawczyni napisała ze wykryto problem i trzeba być czujnym. I gdy zobaczyłam chodzącego robaczka w 5 miejscach we włosach Marysi to prawie zemdlałam. Cała rodzina (łącznie z nami dorosłymi) musiała przejść całą procedurę (trwało to wieki!) dziewczyny zasypiały na stojąco, a my nakładaliśmy olejek, potem wyczesywaliśmy sobie nawzajem włosy, by potem całą procedurę mycia wszystkich głów, suszenia włosów przejść na nowo! Ale uff udało się!
Od 7 lat jestem Mamą, a dopiero teraz zdobyłam odznakę odwagi oraz skuteczności w usuwaniu wszy! ;) 
Ileż to człowiek musi przejść z tymi dzieciakami! :P


Październik to miesiąc urodzin naszej Marysi! Trwały więc wielkie przygotowania.


Więcej o urodzinach możecie przeczytać we wpisie - KLIK.



Było też sporo inspirujących zawodowo spotkań i fajnych inicjatyw. Uwielbiam swoją pracę za jej różnorodność.


U nas nadal droga mleczna, a ten moment, gdy mogę w weekend położyć się z Miłoszkiem na drzemkę uważam za jeden z cudowniejszych na świecie! :)


I nie zgadniecie co się stało!? Poszliśmy do kina! 
A James Bond, okazał się naprawdę świetny! Zjawiskowy!


Chwilowa pościelowa miejscówka na wieczorne słuchanie słuchowisk. Polecamy Dzieci z Bullerbyn!


I chociaż współcześnie jest tak wiele rzeczy i zabawek dla dzieci, chciałabym by moje cieszyły się z tego co mają i nie oczekiwały cały czas nowości i nieustannych prezentów z reklamy. Powrót do takich książek jak Dzieci z Bullerbyn możne właśnie ich tego nauczyć.


Dobrze jak niedziela pachnie domowym ciastem.


I okazuje się, że gdy tak człowiek się trochę zmobilizuje do tego by nie "odpoczywać" z nosem w komputerze czy skrolując telefon - czas na książki magicznie się odnajduje.


Dream Team w akcji.


A wieczorami cichutko, że można spokojnie zwinąć się w kłębek.


Jesteśmy z mężem jak marchewka z groszkiem ;) - zupełnie inni, ale chyba nieźle dopasowani. Nawet wybieramy inne komputery i inne telefony - on miłośnik IPhone, ja zdecydowanie Samsung. :P
Ale ogólnie dochodzę do wniosku, że te wszystkie różnice, które nas wszystkich ludzi dzielą, są naprawdę powierzchowne i niektórzy przywiązują do tych różnić zbyt wielką uwagę. W sumie przez to naprawdę wiele tracąc...


W Leroy Merlin uparłem się by wejść do wanny :)


A ja zaczęłam nową przygodę. Uczę się...haftować! ;) Jakie to relaksujące!!


Mówię do swojego Taty: "Ja nie wiem jak te dzieci mają się skupić na nauce, przecież jak tylko Marysia zasiada do lekcji, to jest zamieszanie, hałas, wszyscy i tak skupiają się w jednym miejscu. No obłęd!" 
Na to Tata rozbrajająco: "Ale przecież czy myślisz, że Ci wszyscy geniusze mieli łatwe warunki do pracy i nauki?" ;P


Magiczny Domek skąpany w jesiennych kolorach.


Nowości dla Mam pojawiły się też u nas w sklepie. Obok naszej biżuterii, są teraz kosmetyki i aromatyczne herbatki i mieszanki ziół Lune Tea, a w krótce pojaw się coś jeszcze! O Mamy też trzeba zadbać. :)


Nowe miejsce na mapie miasta z pysznymi rybkami.


Ułożyłem poduszki, położyłem i przykryłem się sam, ale Mama, przecież tak na prawdę spać tu nie będę! :)


Rodzinnie wybraliśmy się na 10 urodziny Animalkindom - to marka, z którą mamy wspólny projekt, a właścicielkę oraz całą ekipę darzę wielką sympatią. 


Sto lat - cudownie, że wiele polskich marek tak pięknie się rozwija. Obecnie większość rzeczy kupuję made in Poland!


A wieczorny spacer w delikatnym deszczu był na prawdę uroczy!


Te chwilki dla siebie, które trzeba rozsądnie zaplanować. :)
Podczas drzemki...


Czy podczas wieczorynki...


Nauczyłam się, że życiową energią trzeba dobrze gospodarować i najlepiej sprawdzają się interwały. Fajna praca na zmianę z chwilką oddechu! Nie dobrze jest ciągle pracować, ale tez nie dobrze jest snuć się przez życie bez celu, odkładając wszystko na później, nie wychodząc nigdy ze swojej strefy komfortu.


I bardzo ważny, naprawdę kluczowy, jest stały kontakt z naturą.


A tak wracając to prozy życia, tylko ja mogłam zamówić nową suszarkę z brytyjską wtyczką. Oczywiście nie doczytałam. :P


Nowa kolekcja Layette tuż tuż. Tym razem będzie dużo wełny merino ze wzorem w delikatne owieczki.


Zostaliśmy zaproszeni na Halloween!


Tygrysia Mama i Batmanka.


Mały Baranek i Piratka.


Była masa dzieciaków i świetnie się bawili. Tu większość paczki z naszego kampingowego wyjazdu.

I chociaż Halloween to nie moja bajka i estetyka, to na prawdę wszystko to kwestia fajnych ludzi wokół. I to się liczy.

To był naprawdę aktywny miesiąc! W listopadzie wiele się będzie działo, ale tu stawiam na jeszcze większe ogarnięcie życiowej przestrzeni i organizację czasu, by móc...zwolnić. A o tym napisze już następnym razem...

Pamiętajcie o komentarzu. Mam nadzieję, że chociaż trochę zrelaksowaliście się dziś podczas czytania. 

Całuje Was mocno! I do napisania!

Wasza G.

SHARE:
© Magiczny Domek. All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig