25 listopada 2019

Kobiece Przyjemności

Bycie w ciąży ma swoje urodowe plusy. Często poprawia nam się stan cery, włosy gęstnieją, skóra jest nawilżona i trzeba tylko uważać na rejony narażone pojawieniem się rozstępów. Jednak z drugiej strony nasze ciało zmienia swoje kształty i pojawia się problem w kompletowaniu garderoby. Zazwyczaj najczęściej ulegam modowym zakupom właśnie jesienią. To zdecydowanie moja kolorystyka i uwielbiam ubierać się wielowarstwowo. Jednak z racji, że przypominam teraz raczej toczącą się piłkę lekarską, musiałam pogodzić się z tym, że najchętniej wskakuję w ciążowe legginsy i kardigan. Mam zupełnie luźny do tego stosunek, nie jestem z tych co muszą strojem podkreślać swoją osobowość, ani nie gonię ślepo za modą. Jednak lubię czuć się zadbana i czuć się po prostu kobieco. Ponieważ ciąża sprzyja oszczędnościom w zakresie garderoby (dokupiłam do moich ciążowych ubrań, które miałam schowane na strychu może z 2 pary jeansów, w których jest już mi szalenie niewygodnie oraz 2 sukienki, które okazały się jednak trochę za duże), przez minione tygodnie rozpieściłam się w innych kategoriach. Staram się ze wszystkich sił mieć kontrolę nad zakupami, wolę kupić coś porządniejszego, ale w małych ilościach. Im mniej rzeczy, czy w szafie, czy w kosmetyczce, tym czuję się po prostu lepiej. Jednak jak każda kobieta lubię zakupy, powiew świeżości i gdy tylko kończą mi się np. kosmetyki do pielęgnacji, celebruje nowe wybory, które z wielką dokładnością wtedy robię, by zakupić coś naprawdę dobrego. 
W tym sezonie nie będzie żadnych modowych wpisów, ale zapraszam Was dziś na małe kobiece przyjemności, które ostatnio mnie uszczęśliwiły i co najważniejsze od czasu, kiedy pojawiły się w Magicznym Domku, nieustannie używam i mnie cieszą.


Zacznijmy od biżuterii, którą naprawdę rzadko kupuję, a moja kolekcja właściwie się uszczupla a nie powiększa. Ostatnio niestety zgubiłam moje ukochane misie z Tous :( :( :( więc postanowiłam jakoś sobie to zrekompensować. Oczywiście mam raczej tak, że jak założę dane kolczyki, to noszę je cały czas (dzień i w nocy) przez następne pół roku. Tak też się stało z pozłacanymi pszczółkami Olivia Burton (markę można dostać na Zalando).



Do nich dokupiłam pierścionek (któremu bardzo trudno było zrobić dobre zdjęcie). :)


Kolejnym zakupem, który był nie tyle zachcianką, ale potrzebą wynikającą z braków, był zakup bronzera i różu do policzków. Zanim poprzednie (Bare Minerals i Mac) dotknęły denka zastanawiałam się milion razy co tak naprawdę wybrać. Trzymam się tego, by mieć w swojej kosmetyczce po jednym z takich kosmetyków, a akurat w przypadku kosmetyków prasowanych, starczą na długie lata. Musiała być to naprawdę przemyślana decyzja i tu pozwoliłam sobie na bardziej luksusową markę Hourglass, która jest dostępna w Sephorze. Same Achy i Ochy słyszałam o tych kosmetykach kiedyś na zagranicznym YouTubie i rzeczywiście się nie zawiodłam. Wspaniała konsystencja, świetna wydajność (dosłowie jedno pociągnięcie pędzla) i bardzo dobrze dobrałam do swojej cery kolory. (Bronzer - Nude Bronzer Light, róż - Iridescent Flash). Kosmetyki mają mikroskopijne drobinki, których nie widać, a jednak pięknie rozświetlają cerę. 


O tym produkcie wspominałam Wam wcześniej pisząc o mojej aktualnej pielęgnacji, ale powrócę do niego raz jeszcze, bo jest to produkt, którego używam przynajmniej 2 razy dziennie i czuje się niesamowicie luksusowo. To za sprawą jego delikatnego, ale cudownie otulającego cytrusami zapachu, wreszcie używam tego typu produktu regularnie. Mam dwa produkty dla mam Bellamama - olejek i balsam, które stosuje naprzemiennie, a czasami łącząc oba ze sobą. Daje niesamowite ukojenie, pięknie nawilża i ma naturalny, bogaty skład. Polecany jest dla kobiet w ciąży, gdy brzuszek rośnie jak na drożdżach, ale tak naprawdę będę go stosować również długo po porodzie, gdyż nauczona doświadczeniem wiem, że czasami można nie mieć rozstępów nawet całą ciążę, a po porodzie, gdy skóra kurczy się w jeszcze szybszym tempie, można niestety być mocno zaskoczonym. Trzymam oba produkty na swojej toaletce i z racji, że używam bardzo regularnie, a produkt jest świetny, widzę znaczną różnicę miedzy brzuszkiem teraz a w poprzedniej ciąży.


Już od jakiegoś czasu odeszłam zupełnie od ciężkich podkładów do twarzy. I to wcale nie jest tak, że mam cerę doskonałą, która w ogóle nie potrzebuje krycia. Jednak zdecydowania lepiej na nią działa dobra pielęgnacja i kremy BB lub CC, które dają jej w ciągu dnia oddychać. Dzięki temu z każdym dniem staje się coraz lepsza! Dodam jeszcze, że wiele kremów BB ma naprawdę zadowalające krycie, resztę (jak np. cienie pod oczami) załatwi dobry korektor. Ponieważ mój poprzedni krem BB mi się skończył (taką resztkę dosłownie borę ze sobą na wyjazdy) zdecydowałam się wypróbować coś nowego. Tym razem sięgnęłam po krem BB marki Purito, który ma dodatkowo działanie pielęgnujące i przeciwzmarszczkowe. Na początku byłam przerażona kolorem, jestem z tych raczej jaśniejszych karnacji, a produkt po wydobyciu z tubki jest wręcz brązowy! Jednak podczas nakładania przepięknie jaśnieje i idealnie stapia się z cerą. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Cera jest napięta i nawilżona, a jednocześnie nie świeci się. Z kremem BB czuję się lekko i naturalnie. Podkreśla urodę, a nie tworzy efektu maski, za którą można się schować. Bardzo lubię taki makijaż, by wyglądać o niebo lepiej, ale żeby nie było widać, ze cokolwiek ma się na sobie. 


W sezonie jesienno-zimowym nie może zabraknąć w naszym domu świeczek. Uwielbiam zapalać je podczas relaksującej kąpieli lub, gdy maluje farbami przy swoim biurku. Kiedyś lubiłam świece zapachowe, jednak od kilku lat (właściwie od kiedy pojawiły się na świecie dziewczyny) nie cierpię tych wszystkich słodkich, duszących zapachów! Yankee Candles mogą dla mnie nie istnieć. Teraz wybieram świeczki bezzapachowe, lub takie, w których czuć naturalne, delikatne olejki. Świece muszą też cieszyć oko, bo są naprawdę przepiękną ozdobą domu. 



Jedynym garderobianym zakupem w mojej jesienno-zimowej szafie są dwa urocze swetry z domieszką naturalnych materiałów, które kupiam w Olivka Store. Ponieważ mają owersizowe kroje pasują na upartego na mnie i teraz i będą otulać mnie zima już po porodzie (a nawet wczesną wiosną). Są niesamowicie miłe dla skóry i mają przepiękne kolory kawy i beżu, które po prostu uwielbiam.


Ostatnim nabytkiem rozpieściłam sama siebie. Czarna skórzana torebka marki Kurt Keiger London po prostu była strzałem w 10. Po pierwsze, od jakiegoś czasu wolę takie mniejsze torebki (nawet wychodząc gdzieś z dziećmi nie lubię zabierać wielkich, ciężkich toreb), które są wstanie pomieści to, co tak naprawdę potrzebuję. Na nową zdecydowałam się dlatego, że choć jest zgrabna i niewielka, to ma swoją głębokość i wiele pomieści. Klasyczna, pięknie wykonana, z ciekawym ornamentem. Ostatnio się z nią nie roztaję. 




Raczej nie planuję grudniowych wpisów typu prezentownik, dlatego pomyślałam, że dzisiejszy wpis może być inspiracją prezentową na nadchodzące święta. Może coś podobnego wybierzecie dla bliskiej osoby lub szepniecie o czymś, by samemu znaleźć kobiecy prezent pod choinką?



Przed nami jeszcze migawki listopada, a później obiecane posty o wyprawce dla maluszka. :)

Do napisania!
SHARE:

23 listopada 2019

Pokój Dziewczynek

Co jakiś czas robię malutkie zmiany w pokoju dziewczyn. Marysia skończyła ostatnio 5 lat a Gabrysia 2,5 roku na początku listopada. Wciąż jeszcze dzieci, ale już panienki, którym przestrzeń dostosowuje do wieku. Chowamy zabawki, z których już wyrosły, przekładamy książki. Ich pokoik, chociaż niewielki jest bardzo przestronny, a to dlatego, że nie ma w nim zbędnych przedmiotów. Staram się, by kolorystyka również nie była przytłaczająca, ale jednocześnie, by nie było tu zbyt smutno. I chyba się udało, bo bardzo lubimy to miejsce i spędzamy tu sporo czasu. Następną zmianą będzie pewnie małe przemeblowanie i pojawienie się biurka dla Marysi, bo marzy o nim od dawna. Jednak póki co pokój nabrał lekkości za sprawą ptasiego motywu, zmiany różowych akcentów na beżowe, które są bliższe kolorom natury. Jest czysto i przestronnie. Pewnie się zastanawiacie, czy zawsze panuje tu taki porządek i muszę przyznać, że...tak! Oczywiście podczas zabawy dziewczyny wyciągają klocki, masę kocy robiąc "piknik" lub inne konstrukcje. Ale zawsze po zabawie, tym bardziej przed snem, wszystko wraca na miejsce. Po prostu bardzo łatwo się tu sprząta i nie zajmuje to wiele czasu. Bardzo ułatwia nam rozwijanie czytelniczej pasji fakt, że każda książka ma swoje miejsce. Regał naprawdę pęka w szwach, ale gdy mamy ochotę na daną książkę, to od razu wiemy, gdzie jest! W wyszukiwaniu mistrzem jest nawet 2 letnia Gabrysia. Pewnego dnia z Babcią recytowały jakąś wyliczankę, ale Babcia nie mogła sobie przypomnieć całego tekstu. Gabrysia rzuciła się w stronę regału, wyszukała książkę na 3 półce po prawej stronie, wyciągnęła książkę, znalazła stronę ze wyliczanką i podała Babci. :)
Chociaż sama wiem jak trudno go utrzymać (nie jestem ideałem) i ile to pracy wymaga, ale porządek bardzo ułatwia życie. Po prostu. :)

Zapraszam do pokoiku dziewczynek, ale jeszcze wcześniej zajrzyjcie tu - klik - jak prezentował się jak mieszkała w nim jeszcze sama malutka Marysia - ileż to książek od tego czasu przybyło. :)



Od kiedy pojawiło się u nas łóżko piętrowe, dostaję od Was masę zapytań skąd ono jest. Niestety nie pamiętam z którego dokładnie sklepu ono pochodzi, ale jest tego sporo w internecie. Wystarczy wpisać białe łóżko piętrowe KUBUŚ i odnajdzie się kilka opcji. Jedynie na co uczulam, to to, że warto wybrać wersję drewnianą (nie z MDF) oraz jeśli nie chcemy szuflady to wybrać opcje bez niej.
W zestawie są materace, ale od razu Wam mówię, że to po prostu zwykła gąbka i i tak trzeba zainwestować w porządne materace. My wybraliśmy marki Hevea.


Nad górną częścią Marysi pojawiły się nowe naklejki na ścianę (Yoko Design). Cały czas dziękuję samej sobie o to, że powstrzymałam się od położenia tapety, na którą swojego czasu miałam straszną ochotę. Chociaż tapety dostępne teraz na rynku są po prostu prześliczne, a ich liczne aranżacje roją się na Instagramie, to jednak większości bardzo pomniejszają pokój i zbyt dosłownie nadają pomieszczeniu dany styl, który potem trudniej modyfikować. Cieszę się, że nasz cały dom jest śmietankowy, bo daje mi to większe pole popisu w nowych aranżacjach. 





Niedługo braknie nam miejsca na książki. ;) Ale akurat jest to sfera, na którą nie żal mi żadnej złotówki. Uwielbiam nowości i wyszukuje perełki z pięknymi ilustracjami. Myślę, że w grudniu pojawi się taki post o naszych niedawnych książkowych odkryciach.







Detale.


Domek dla Myszek. :)




Jesienna pościel Layette. Jej kolorystyka pasuje do pokoju dziewczyn.




Ta półeczka nadaje pomieszczeniu masę uroku.


A na niej dwa maleńkie aniołki pilnujące dziewczyn.


Pamiętacie to stylowe łóżeczko dla lalek, które przywieźliśmy z giełdy staroci w Niemczech?




Urocza filcowa budka z ptaszkiem. (Meli Melu Store)



W tej ciąży robię naprawdę dziwne rzeczy. :) Oczywiście od razu zaznaczam, że na siebie uważam!  Ale staram się nie ograniczać swojej twórczość dużym brzuchem. ;)




Latająca kaczuszka to taki fajans z giełdy kwiatów, ale na tle innych, stonowanych rzeczy prezentuje się ciekawie. :)




Do napisania kochani!
SHARE:

20 listopada 2019

Zimowa Kolekcja Layette

Bardzo lubię posty o nowych kolekcjach, bo jest wtedy okazja, by pokazać Wam wreszcie moje prace i to nad czym pracowaliśmy ostatnie miesiące. Tak miesiące, bo każda kolekcja to kilka, kilkanaście tygodni przygotowań ze znacznym wyprzedzeniem. Wtedy, ta twórcza część pracy jest trochę utajniona i magiczna. Nie spodziewałam się, że nasza praca będzie aż tak wymagająca i pracochłonna. To praca z elementami twórczości (etap malowania, robienia zdjęć, projektowania, całej artystycznej otoczki), praca psychiczna (nawet przez sen przychodzą pomysły, a nad bieżącymi sprawami myśli się 24h 7 dni w tygodniu), ale również praca fizyczna (pakowanie paczek, rozstawianie stoisk na targach, ciągłe podróże itp). Jednak nigdy nie miałam aż takiej satysfakcji z tego co robię. To cudowne uczucie i można powiedzieć, że chociaż pracy tak dużo, to jest tak różnorodna, a wokół niej dzieje się tyle pozytywnych zdarzeń, że to wielkie szczęście, że możemy dalej się w niej rozwijać. 

I tak właśnie nadszedł czas na nową zimową kolekcję Layette, w której przygotowaliśmy dwa nowe wzory. Jesteście ciekawi jakie motywy pojawiły się tym razem na moich akwarelach? Zapraszam do świata Layette.



W tym sezonie wprowadziliśmy zestawy prezentowe na nadchodzący sezon świąteczny lub baby shower. Więcej oczywiście można zobaczyć na stronie - klik.



Sesja odbyła się oczywiście w Magicznym Domku a w niej masa naszych osobistych akcentów. Nawet ciasteczka robiłyśmy z Marysią i Gabrysią specjalnie do sesji. Oczywiście po, jeszcze tego samego dnia, zostały wręcz pochłonięte! :)



Tym razem pojawiły się dwa motywy na naturalnych tkaninach bambusowych. Grove czyli Zagajnik to roślinności w kolorach czerwonego wina, kwiat bawełny, ptaszek Gil, szyszki i sarenka.
Hills czyli Wzgórza to gwieździste niebo nocą, śpiący lisek, sowa i piękne odcienie fioletu i granatu.








Pokazuje oczywiście tylko parę zdjęć, by pozkazać klimat naszej nowej kolekcji. Jeśli jesteście zainteresowani obejrzeniem całej to zapraszam do LOOKBOOK'a oraz tu i tu
Tak naprawdę większość naszych klientów nawet nie ma pojęcia, że prowadzę bloga, więc jest to taka nasza mała tajemnica. ;) Oczywiście jest część czytelniczek, które są mamami lub są obecnie w ciąży i zdarzyło się, że takie czytelniczki odwiedziły nas np. na targach. Bardzo dziękuję Wam za te spotkania! Ale mam świadomość, że większość moich czytelników jest poza tzw. targetem naszej działalności. Jednak byłabym nieszczera, gdyby ukrywała tą piękną części naszego życia i twórczości płynącej z Magicznego Domku.


Dziękuję, że mogę się z tym z Wami podzielić.

A już niebawem pojawią się nowe posty. To co? Do napisania! :)
SHARE:
© Magiczny Domek. All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig