31 stycznia 2025

W sklepiku sklepik

Nasz sklep z produktami Layette powstał 6 lat temu z potrzeby stworzenia rzeczy, których nam w codziennym życiu i rodzicielstwie brakowało. Połączenie jakości i naturalnych tkanin z niebanalnymi wzorami, które przedstawiają to co jest nam bliskie. Nasze zamiłowanie do przyrody oraz pięknych przedmiotów dnia codziennego widać gołym okiem, bo w każdej kolekcji nawiązujemy do najważniejszych wartości i naszej estetyki. Mamy nawet kolekcję CAMP z pościelą z motywem wypadów campingowych czy HORSES stworzoną specjalnie pod Marysię, która z zapałem jeździ konno. Dzieci z resztą często podpowiadają mi co mam tworzyć w przyszłości, wiec mam swoich prywatnych coolhunter'ów, chociaż piszę to z przymrużeniem oka, bo jednak zdecydowanie wolę iść pod prąd a nie za panującą modą.

Tworzę przede wszystkim w zgodzie ze sobą na bazie co jest dla mnie ważne w otaczającej nas codzienności. Ostatnio pisałam Wam o zmianach, które sukcesywnie wprowadzam do swojej codzienności. Byłam już tak zmęczona swoim stanem (fizyczno-psychicznym), że wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić. To była sprawa priorytetowa. Oczywiście miało na to wpływ wiele czynników zewnętrznych oraz przykrych zdarzeń, które wydarzyły się w moim życiu, jednak doszłam do takiego momentu w życiu, że zrozumiałam, że moje samopoczucie zależy tylko ode mnie. Potrzebowałam kopa do działania, wiec na początku skupiłam się na powrocie do wewnętrznej energii i siły życiowej. Zaczęłam czytać o alternatywnych metodach dbania o zdrowie, poświęcać więcej czasu na poranne i wieczorne rytuały, zadbałam o ruch, chwilę wyciszenia i mocno skupiłam się na jakości snu. I te wszystkie kropki zaczęły ze sobą współgrać, a zaledwie półtora miesiąca później jestem zupełnie innym człowiekiem. Ja już nie pamiętałam, że można mieć taki zapał do życia. Taki spokój, cierpliwość, zgodę na to co nas spotyka. Środek zimy, jeszcze 2 miesiące temu przewlekle chorowałam, a teraz mogę niemalże góry przenosić. Ta zmiana jest tak wyczuwalna, że czułam wewnętrzny ścisk, wręcz przymus, by się z tym z Wami podzielić. 

Brak energii i sił jest plagą, która dotyka większości z nas. Czasami aż trudno z tego stanu się wyrwać (wiem, bo sama w nim tkwiłam), jednak wystarczy, że zrozumiemy pewne mechanizmy oraz fakt, że tylko od nas zależy jakość naszego życia. Po prostu musimy zrobić pierwszy krok i zacząć działać. Te zmiany nie muszą być spektakularne. Mały kamyczek może wywołać lawinę. Ja porównuję taką przemianę do orkiestry. Na początku pstryka dyrygent i cichutko wchodzą skrzypce - to my, którzy właśnie wprowadzają po jednym zdrowym nawyku rano i wieczorem. Może to być rezygnacja z korzystania z telefonu w łóżku i czytanie książek każdego wieczora, a o poranku pierwszą czynnością niech będzie picie ciepłej wody z cytryną (z kapinką miodu). Raz w tygodniu nie wystarczy, to musi być melodia grana każdego dnia. Gdy już wejdzie nam to w nawyk wprowadzamy kolejny instrument: wiolonczelę. I odstawiamy kawę (jeśli masz za dużo stresu i kortyzolu) a w zamian pijemy zdrowe kakao ceremonialne. Codzienna ceremonia znów wchodzi w nawyk. Wieczorem wprowadzamy kolejny "instrument": masowanie ciała na sucho lub sesja relaksacyjna na macie z kolcami. Okazuje się, że rezygnacja z mediów społecznościowych, czytanie książek i relaks na macie sukcesywnie podnosi jakość naszego snu. To czas by wprowadzić fortepian i kto wie, może zacząć wstawać trochę wcześniej by poćwiczyć np. jogę i głęboko pooddychać zanim reszta domowników rozpocznie dzień? Gdy ta orkiestra gra każdego dnia, tydzień za tygodniem mamy ogromną satysfakcję z naszej siły woli, w którą już nie wierzyliśmy i zaczynamy, w pozytywny sposób, nie poznawać samych siebie. Piszę Wam o tym nie z punktu widzenia osoby oświeconej, ze znajomością tematu od wielu lat. To mój początek obiecującej odmiany, jednak grzechem byłoby się nie podzielić czymś co mogę powiedzieć szczerze, uratowało mi dosłownie życie. I to w relatywnie niedługim czasie.

Ponieważ uważam, że na ten (dobro)stan przyczyniło się kilka porannych i wieczornych rytuałów, postanowiłam zebrać to jakoś w całość, by móc Wam to wszystko polecić w formie wpisu na blogu, ale poszłam o krok dalej i wpadłam na pomysł rozbudowania zakładki STREFA MAMY w swoim sklepie, gdzie zebrałam wszystkie potrzebne akcesoria, o których tu wspominam. Nawet nie wiecie z jaką ekscytacją kompletowałam przedmioty, które ogromnie przyczyniły się do zmiany mojego patrzenia na zdrowie i swoje ciało. Chciałam, by osoby, które chcą odzyskać energię i coś zmienić w swoim życiu znalazły to w jednym miejscu. By mogły sięgnąć po wiedzę z ciekawej książki, napić się kakao, które da im energię czy też zaznać relaksu płynącego z maty do akupresury. Teraz to wszystko jest dostępne u nas w sklepie, a każdą paczuszkę z tymi dobrodziejstwami będę mogła Wam osobiście zapakować (ja lub moja dobra duszyczka Andżelika z Layette). 

Oczywiście pierwszą rzeczą, o której pomyślałam to jest kakao ceremonialne (napisałam o nim osobny wpis tu) i wybrałam aż 6 smaków, które przetestowałam (pozostałe są obecnie sprowadzane do producenta) i które naprawdę warto spróbować. Pod ostatnim postem miałam dużo pytań od czego zacząć. To trudne pytanie. Jeśli obawiacie się całej ceremonii rozpuszczania (nic trudnego, ale trzeba sobie nad rondelkiem stać i mieszać kakao aż do rozpuszczenia, co trwa nawet nie pięć minut) to polecam na początek MIŁOŚĆ czy też MIĘKKOŚĆ, ponieważ są w takich pastylkach. Jednak jeśli fascynuje Was ta dziewiczość kakao ceremonialnego, to ja polecam chociażby SPOKÓJ czy BOSKOŚĆ. A gdy chcecie czegoś delikatnego (również dla dzieci) to polecam CISZĘ. Ja teraz ją piję i daje mi dużo ukojenia. 

Przyznam, że ja lubię sobie mieszać wszystkie smaki. Wiec, każdego dnia przygotowuje inny aromat. Jestem już na takim etapie, że wyczuwam te subtelności i uważam, że warto sukcesywnie spróbować wszystkich smaków. Do sklepu zamówiłam sporą dostawę, ale jeśli w ten weekend opustoszeją półki, to obiecuję jeszcze w niedzielę wieczorem domówić kolejne partie (co tyczy się z resztą wszystkich produktów, które dla Was przygotowałam). 

Przy każdej premierze mam taki podwójny strach z przeciwieństwami. Z jednej strony boję się, że coś się nie przyjmie i nie spodoba, a jednocześnie boję się, że jednak może się okazać, że czegoś jest za mało. Mam tak zawsze!


Ale to nie wszystko, w przyszłym tygodniu będą też specjalnie zamówione miody do kakao ceremonialnego. 


Muszę Wam przyznać, że w moja rodzina i przyjaciele już trochę podśmiewują z mojego uzależnienia, ale Vincent wie to co ja, że w tym szaleństwie naprawdę jest metoda! 😃

Sprowadziłam też do sklepu maty do akupresury z w dwóch pięknych kolorach. Maty są wykonane z lnu, wypełnione gryką i włóknem kokosowym.

Leżenie na macie daje uczucie przyjemnego ciepła, rozlewającego się po całym ciele, które wpływa leczniczo na wszelkiego typu dolegliwości, a także podnosi poziom endorfin w organizmie. Zwiększenie ukrwienia sprzyja zmniejszeniu odczuwanych dolegliwości bólowych oraz poprawie ogólnego samopoczucia. Stosowanie kompletu do akupresury może przynieść ulgę w przypadku bezsenności, bólach kręgosłupa, napięcia mięśni oraz odczuwania stresu i zmęczenia.

Nie muszę chyba dodawać, że wybrałam opcję nie ustępującą absolutnie jakością TEJ znanej marki, a koszt takiej maty jest 6 krotnie niższy!


Delikatna szarość z różem.



Oraz głęboka zielem ze złotymi kolcami.



Maty zapakowane są w lniane torby, które ułatwiają przenoszenie i przechowywanie.

Ja leżenie na macie uwielbiam. Gdy tylko czuje napięcie w mięśniach, bóle w kręgosłupie lub mam stresujący okres to jest to dla mnie obowiązkowa praktyka wieczorem. 

Do zmian mocno motywuje mnie pogłębianie wiedzy chociażby na temat Ajurwedy. Ostatnio przeczytałam aż 4 książki na ten temat, a tą która najmocniej przypadła mi do gustu sprowadziłam do sklepu. 

Ajurweda jest tradycyjną indyjską nauką medyczną, która powstała ponad pięć tysięcy lat temu. Ten najstarszy system medyczny nie tylko leczy chorych, ale także pomaga zdrowym, sugerując spersonalizowaną dietę, styl życia, tryb sezonowy, ćwiczenia, techniki oddychania i wiele prostych naturalnych środków. Ajurweda to holistyczny system uzdrawiania, który opisuje ludzi jako połączenie ciała, umysłu i duszy. 

Brzmi górnolotnie, ale dzięki wskazówkom na pozbycie się śluzu z organizmu pierwszy raz nie mam zatkanych zatok w sezonie zimowym. 


W sklepie znajdziecie też książkę o przeciwstarzeniowych ćwiczeniach twarzy oraz taśmę do kinesiotapingu. Ten temat zaczęłam ostatnio zgłębiać, wiec pomyślałam, że warto puścić to dalej.


Podchodząc do zdrowia holistycznie również pielęgnacja twarzy i ciała jest dla mnie niezwykle ważna, bo nie chodzi tylko o urodę, ale też o wzmocnienie terapii leczniczej. Szczotkowanie ciała na sucho, masaże olejami czy joga twarzy to kolejne etapy, które stopniowo wprowadzam do swojej rutyny, więc nie mogło i tego zabraknąć w nowej zakładce. Mamy szczotkę do szczotkowania ciała na sucho, ale również delikatniejszą do masażu twarzy. Pomaga w złuszczaniu martwego naskórka, pobudzeniu krążenia krwi, a skóra staje się miękka w dotyku i szybciej wchłania składniki zawarte w kosmetykach do pielęgnacji.


Oczywiście w zakładce STREFA MAMY są produkty, które już mamy w ofercie od jakiegoś czasu, a pięknie wpisują się w atmosferę. Na przykład nasze świece sojowe z naturalnymi olejkami eterycznymi.

Rozbudowując zakładkę Strefa Mamy (to tu możecie znaleźć wszystkie produkty) - która oczywiście nie jest tylko dla mam, ale dla świadomych kobiet dbających o swój dobrostan i zdrowie wpadłam na kompletnie nowy pomysł, który jak zwykle powstał z mojej wewnętrznej potrzeby i mam nadzieję, już niebawem uda mi się zrealizować. Jestem pochłonięta wstępnymi projektami. Ach będzie to coś wyjątkowego!😍

Trzymajcie kciuki. Życzę Wam masę energii i wytrwałości by ją osiągnąć. A niebawem wracam do Was z migawkami miesiąca.

SHARE:

26 stycznia 2025

♡ 5 Urodziny Miłoszka ♡

Miłoszek w sobotę świętował 5 urodziny! Mogę więc oficjalnie ogłosić, że w domu mamy już trójkę starszaków a nasze rodzicielstwo wkracza w zupełnie inne wyzwania.

Jestem niesamowicie podekscytowania tym co nasze rodzicielstwo przyniesie, ale jednocześnie musimy stawić czoła jeszcze większym wyzwaniom - już co prawda nie zamartwiam się czy dzieci się dobrze rozwijają, ale czy robię wystarczająco dużo, żeby wyrośli na dobrych, szczęśliwych ludzi. To zupełnie inny wymiar, ale mam nadzieję, że nasza codzienność podczas ich dzieciństwa zapewni im dobre fundamenty dla dorosłego życia. To jest dla mnie teraz najważniejsze i z każdymi urodzinami moich dzieci jeszcze mocniej osadzam się w normalności, którą chcę im zapewnić.

Przyjęcie urodzinowe to bardzo ważne święto dla każdego dziecka, ale gdy spoglądam na to co się dzieje współcześnie, to jestem przerażona jak wiele nieistotnych spraw odbiera radość z tych rodzinnych uroczystości. Bardzo często pokazanie się, nacisk na stroje, rodzinne konwenanse czy przesadny przepych wokół uroczystości zupełnie odciąga nas od tego co właściwie chcemy przekazać naszym dzieciom.

Chociaż przygotowanie przyjęcia dla sporej rodziny zawsze jest wyzwaniem, staram się za każdym razem wpleść w celebrowanie tych chwil trochę luzu. Nie szykuje nic na siłę, nie kupujemy przesadnie drogich prezentów, nie szukam godzinami przed przyjęciem stroju, ani nie udaje się do fryzjera. Wkładam w przygotowanie przyjęcia urodzinowego całe serce, ale bazuje na tym co mamy, dostosowując się do sytuacji. Bardzo często odnajduje różne elementy wcześniej przy okazji randomowych zakupów . Lubię mieć zapas serwetek, mam kilka obrusów w różnych rozmiarach, które wybieram w zależności od ilości gości (ale się zrymowało). Staram się za każdym razem wybrać trochę inne menu (często podyktowane porą roku) ale nie wymyślam wykwintnych dań, które pod presją czasu mogą niefortunnie się nie udać. Myślę, że ten luz przychodzi z wiekiem i doświadczeniem i bardzo cieszę się, że mam go w sobie, bo dzięki temu mogę w pełni nacieszyć się tymi rodzinnymi chwilami moich dzieci. Gdy są osoby, jadące na drugi koniec miasta po balony, lub zamawiają specjalne lody z innego miasta, albo cały tydzień przed uroczystością mają pozajmowane dni na kosmetyczkę, paznokcie i fryzjera, robią po 3 osobne imprezy, bo różne osoby nie mogą się widzieć na jednym przyjęciu, to jestem ogromnie wdzięczna za tą naszą "normalność". Z domowym tortem (który żeby nie było nie jest tak łatwo zrobić bez dodatkowych atrakcji), jedzeniem, które z przyjemnością szykujemy (często wspólnie z mężem) dla naszych najbliższych w naszym Magicznym Domku w salonie, który za czasów mojego dzieciństwa był garażem. Uwielbiam to miejsce. Ludzie gonią za wygodą, luksusem gubiąc gdzieś po drodze wartości z szczerych, prawdziwych relacji. Mam nadzieję, że nasze dzieci będą czuły to ciepełko w sercu na myśl o wszystkich urodzinach w rodzinnym domu. O mandarynkach wrzucanych zawsze do prezentów od cioci Zosi (mojej chrzestnej), o wspólnych przygotowaniach, w których wszyscy uczestniczą oraz wariacjach domowego tortu, którego podstawą jest przepis na biszkopt według prababci Babi.

Mój tradycyjny, rodzinny przepis z moją wariacją z kremem mascarpone tak mi weszła w krew, że tort wychodzi za każdym razem choć.. tym razem nie obyło się bez przeszkód. Gdy surowe ciasto było już wylane do formy wypadło mi dno i całe ciasto się rozlało! Spora jego część znalazła się na głowie Vincenta, którego trzeba było szybko umyć i cóż... zabrać się za ponowne robienie tortu! 😏


Minę miał nie tęgą, ale co podjadł to jego.

Najważniejsze to się nie poddawać i cieszyć się, że ma się cudowną sąsiadkę (moją Mamę) która poratowała mnie 10 jajami i dobrym słowem.

A tym razem to Hot Wheels były motywem przewodnim. 🚓🚗🚒


Czas na przyszykowanie stołu.



Balonową girlandę pomogły mi nadmuchać dziewczynki.



Urocze jeżyki na serwetkach. Chociaż środek zimy, za oknem iście jesienno-wiosennie. 😁



Mój uroczy towarzysz przygotowań.



Uwielbiam prezenty pakowane w papier. Jest z tym trochę więcej zachodu, ale zdecydowanie czuć włożone w podarunek serce i jest większa radość podczas jego odpakowywania.
Papiery również kupuję w ciągu roku przy okazji, bo  można naprawdę znaleźć perełki i nie martwić się o to w ostatniej chwili. Nie uważam by było konieczne zamawianie drogich rolek ze sklepów internetowych.

Papier znalazłam (z tego co pamiętam) w Jysk a torebki z prezencikami dla dzieci w TKMaxxie.



Jeśli chodzi o jedzenie to tym razem postawiliśmy na typową obiado-kolację. Były tłuczone ziemniaki, biała kasza gryczana, dwie surówki: z czerwonej kapusty (Miłoszek ją uwielbia) i z kiszonej kapusty z jabłkiem i marchewką a do tego szarpana wieprzowina (pieczona w piekarniku 11 godzin) oraz popisowy lekko pikantny sosik mojego męża.


Prezenty!


Cała ekipa pomagała je rozpakować i złożyć.


Czas na tort! (na migawki filmowe zapraszam Was na nasz Instagram)



To był wspaniały rodzinny czas! 


A na pamiątkę Miłoszkowe prezenty. 

Zestaw naklejek na ścianę, które świecą w ciemności. 



Lego zawsze na czasie. 😆


Zestaw Hot Wheels.



Gra planszowa z Dinozaurami.


Oraz zestaw ubranek: Spodnie, bluza, czapka, sneakersy oraz piżamka. Miłoszek lubi się stroić. ;)


Dziękuje kochani za wspólny czas i wracam niebawem z migawkami miesiąca.
Udało mi się sprzątnąć cały dom po przyjęciu, napisać dla Was wpis, więc i mi należy się dziś trochę pozytywnego leniuchowania. 

Miłej niedzieli i nadchodzącego tygodnia Wam życzę!
SHARE:

09 stycznia 2025

Kakao Ceremonialne. Moja Codzienna Porcja Przyjemności.

Witajcie kochani w Nowym Roku! Życzę Wam samych cudowności i niezapomnianych chwil w 2025 roku.

Pierwszy wpis w tym roku poświęcę mojej ostatniej obsesji, która z dnia na dzień ma wyczuwalny wpływ na moje samopoczucie i zdrowie. 

Około 2 lata temu podupadłam trochę na zdrowiu. Nie mam zamiaru narzekać, bo nie dzieje się nic drastycznego, ale po prostu to był okres, w którym z każdym miesiącem traciłam swoją witalność i siły. Drobne dolegliwości, bóle pleców, dodatkowe kilogramy oraz przemęczenie zaczęły mi doskwierać w mojej codzienności. Po dekadzie "oddania" mojego ciała dzieciom: na 3 piękne ciąże w ciągu 6 lat, cudowną przygodę karmienia piersią każdego dziecka przeszło 2 lata, gdy nawet w trakcie kolejnych ciąż karmiłam poprzedniego malucha aż aż do drugiego trymestru. Zmęczenie, złe nawyki oraz gonitwa dnia codziennego wraz z kilkoma trudnymi życiowymi przeżyciami mocno nadwyrężyły moją wewnętrzną moc. Siłą rzeczy nie młodniejemy, wiec to jacy jesteśmy dziś i jaką higienę życia w obecnej chwili prowadzimy, ma ogromny wpływ na to jak będziemy czuli się za 10-20 lat. 
Zaczęłam od badań (ponieważ nie było jakieś drastycznej sytuacji poświęciłam na to rok korzystając z lekarzy z Narodowego Funduszu Zdrowia). Zrobiłam masę badań, wykluczyłam wiele chorób (na szczęście) i potwierdziłam przypuszczenia, że żeby poczuć się lepiej muszę sama zatroszczyć się o swój dobrostan (fizyczny i psychiczny) i nie pomogą mi w tym żadne cudowne leki. Przez długoletni stres oraz słabość do cukrów nabawiłam się insulinooporności, która co prawda nie jest chorobą, ale stanem metabolicznym organizmu, który gdy jest nieleczony może skończyć się nieciekawie (cukrzycą) natomiast leczony odpowiednią dietą i dobrymi nawykami może się w 100% cofnąć. Insuliooporność powoduje spadki energii, prowadzi do otyłości oraz jest ściśle związana z wysokim poziomem kortyzolu. Zdrowa dieta, umiarkowana aktywność fizyczna oraz dobre nawyki pozwalają "wrócić do siebie".
Ponieważ łatwiej powiedzieć niż zrobić, ten proces trwa u mnie już kilka miesięcy i przebiega z lepszymi i gorszymi momentami. To jest temat na odrębny wpis, ale chciałam w tym wpisie zaznaczyć, że noworoczne postanowienia są (przynajmniej dla mnie) pozytywne. Trzeba je tylko mądrze sformułować. W 2024 roku postanowiłam zająć się swoim zdrowiem, ale potraktowałam te miesiące jak brudnopis (czyli dałam sobie przestrzeń na błędy oraz poszukiwania). Skupiłam się na badaniach, na wykluczaniu po kolei niektórych rzeczy, które mi nie służą oraz wprowadzanie małymi kroczkami zdrowych nawyków. Miewałam naprawdę dobre rezultaty (np. 60 dniowy ciąg ćwiczeń jogi KAŻDEGO dnia, czy zwiększenie codziennych spacerów, gdy pojawił się u nas Vincent). Od końca czerwca nie napiłam się ani łyka alkoholu, a w grudniu zredukowałam picie kawy z 90 porcji (czyli 3 filiżanek dziennie) do dosłownie dwóch w ciągu całego miesiąca! Najtrudniejszym zadaniem, które zostawiałam sobie "na deser" jest redukcja cukrów oraz skumulowanie wszystkich służących mi czynności w daną jednostkę czasu (dieta, ćwiczenia, pielęgnacja, redukcja stresu w ramach jednego tygodnia). To jest dla mnie największe wyzwanie, które rzucam sobie na ten rok, wraz z redukcją wagi, której następstwem będzie pozbycie się pewnych dolegliwości. A z wagą jest tak, że chociaż jest mnie znacznie więcej niż kiedyś, to zdążyłam siebie w tym stanie zaakceptować i pokochać, by teraz w końcu porzucić ten skafander, który nałożyłam na siebie przez lata i powrócić do swojej prawdziwej natury. Według wielu badań okazało się, że wcale nie jestem grubokoścista, a wielkość mojej tarczycy sugeruje, że powinnam być raczej filigranową kobietką (jak to kiedyś bywało). Jednym słowem w tym roku chcę powrócić do prawdziwej siebie. Oczywiście fizyczność to tylko początek historii, bo ten proces obejmuje przede wszystkim wnętrze. 

I oczywiście najprościej byłoby przejść na dietę z niskim indeksem glikemicznym i ćwiczyć wytrwale na siłowni, ale znam siebie nie od dziś i dla mnie bardzo ważne jest drugie dno, jakaś siła, która pokieruje mnie nie tylko przez kolejne miesiące bieżącego roku ale na długie lata. Dlatego podążam za swoją intuicją, wybieram takie aktywności, które w danym momencie potrzebuję i interesuje się holistycznym podejściem do zdrowia chociażby poprzez zgłębienie ajurwedy.

Zawsze ciągnęło mnie do takich głębszych, alternatywnych spojrzeń na ludzkie życie i zdrowie, przygodę z jogą zaczęłam już 20 lat temu i jest coś w pewnych założeniach medycyny indyjskiej czy też chińskiej, co mnie przyciąga. Ponieważ ostatnio mocno chorowałam (sezon jesienno-zimowy zrobił swoje, ale też musiały wyjść ze mnie wszystkie skumulowane stresy z przeżyć z ostatnich miesięcy) i jestem bardzo podatna na choroby w obrębie zatok i uszu to tym bardziej zaciekawił mnie temat odśluzowania organizmu. 

Jakiś czas temu moja przyjaciółka Jula wspomniała o kakao ceremonialnym, a gdy zgłębiając medycynę alternatywną i ajurwede dowiedziałam się, że i one ma właściwości wysuszające podatne na choroby rejony, sama postanowiłam spróbować...i przepadłam. 

Zapraszam Was na wpis o jego właściwościach oraz moich planach na dobrostan w 2025 roku.


To będzie rok dla mojego zdrowia i naprawdę czuję, że w końcu uda mi się osiągnąć swoje cele. Pierwszym etapem jest zniwelowanie przemęczenia, które utrudnia trzymanie diety, bo gdy jesteśmy zmęczeni łatwiej ulegamy pokusom i ciągnie nas do słodkich przekąsek. 
Zaczęłam przede wszystkim dbać o higienę snu poprzez kładzenie się spać maksymalnie o 22.30 oraz rygorystyczne ograniczenie korzystania z telefonu przed snem. Zwłaszcza jesienią i zimą kładę się do łóżka już o 21, wyciszam się czytając książki i o 22.30 gaszę światło. Dbam też o to by ostatni posiłek był lekkostrawny (w zimnych miesiącach świetnie sprawdza się ciepła zupa) i jedzony maxymalnie do 18.30. Wywietrzona sypialnia, ciepła kąpiel i automasaż (olejem lub leżenie na macie z kolcami). Ostatnio pisałam Wam o problemie z budzeniem się w nocy. Im częściej wprowadzam ciąg tych zbawiennych czynności przed snem, tym takie noce zdarzają się coraz rzadziej.

Ale o dobry sen dbamy już od samego poranka. Chociaż bardzo lubiłam pić kawę to w dłuższej perspektywie zauważyłam, że mi nie służy. Po jakiejś chwili po wypiciu czułam senność, ponieważ u niektórych osób kofeina blokuje receptory adenozyny nie wstrzymując jej produkcji. Gdy tylko wspomniane receptory zostaną odblokowane zmęczenie może ogarnąć ze zdwojoną siłą - i tak było w moim przypadku. Do tego kofeina podnosi poziom kortyzolu, a moim zadaniem jest zminimalizowanie jego wysokiego poziomu w moim organizmie (wiadomo, że żyjąc we współczesnym świecie nie uda nam się to w 100%). Potrzebowałam jednak czegoś, co mogłoby dodawać energii, więc postanowiłam w spróbować kakao ceremonialnego, które pobudza, ale ma szereg cudownych właściwości.


Pragnę podkreślić, że kakao ceremonialne to co innego niż rozpuszczalne kakao kulinarne nawet te bez dodatku cukru. Kakao ceremonialne pochodzi wyłącznie z tzw. natywnych rodzajów kakaowca czyli takich, które nie zostały zmienione przez człowieka i nie stanowią hybryd. Kakao ceremonialne to surowe kakao nieodtłuszczone i w przeciwieństwie do normalnego kakao nie jest palone, a poddawane wyłącznie delikatnej fermentacji. Dzięki temu udaje się uzyskać odpowiedni aromat i lepszą biodostępność zawartych w nim składników aktywnych. Głównym zamysłem jest pozostawienie kakao w jego najbardziej naturalnym stanie, zachowując wszystkie cenne składniki odżywcze i energię, jaką może ono oferować bez dodawania ani usuwania czegokolwiek.


Jakie iście magiczne właściwości ma kakao ceremonialne?

Zawarte w nim związki (m.in. fenyloetyloamina) stymuluje produkcję endorfin i dopaminy, która daje uczucie radości i euforii, wyostrza zmysły i odczuwanie. Dodatkowo kakao ma właściwości wyciszające, jest to stan błogiego zadowolenia i spokoju, ale też w odpowiednich dawkach kakao ma właściwości pobudzające.
Jest ogromnie bogate w minerały: magnez, potas, wapń, żelazo oraz witaminy z grupy B oraz antyoksydanty i należy do super food.
Chroni serce, usprawnia przepływ krwi, poprawia jej dotlenienie. Wspiera układ nerwowy, relaksuje mięśnie i podnosi wydajność umysłu. Jednocześnie wpływa na dobre samopoczucie i wycisza umysł.

Po ponad miesiącu picia codziennie rano filiżanki kako mogę stwierdzić, że jestem z jednej strony bardziej skupiona i nie potrzebuję dodatkowego pobudzenia w ciągu dnia, a z drugiej strony czuję się bardziej spokojna i pogodzona ze światem. Mniej się denerwuję, z każdym dniem wraca do mnie energia (pomimo pory roku) i odeszły problemy z zatokami. Jestem tak zachwycona działaniem, że jestem gotowa pić ten otwierający serce napój już zawsze. 


Warto wypróbować odpowiednią dla siebie dawkę, ale dla mnie jest to 25g na 200ml mleka migdałowego. Kako ceremonialne zaleca się łączyć z mlekiem roślinnym, by nie traciło swoich właściwości. W przypadku problemów z poziomem cukru we krwi nie sięgam po mleko owsiane a wybieram właśnie migdałowe bez żadnych dodatków i cukrów. 

Do rondelka wlewam 200 ml mleka migdałowego i dodaje odmierzone na wadze 25g kakao. Podgrzewam mieszając aż do rozpuszczenia, nie dopuszczając do zagotowania. Następnie wlewam do blendera z łyżką miodu i blenduję kilka sekund. Dzięki temu kakao jest idealnie wymieszane i ma delikatną aksamitną piankę. Coś cudownego!


Póki co podkradam blender mężowi, ale zamówiłam sobie w prezencie od niego na imieniny takie cudo z Muminkami. ;)


Kakao ceremonialne zamawiam ze strony www.cacaomana.com, gdzie dostępne są różne rodzaje kakao. W zależności od pochodzenia - z Peru, Madagaskaru, Gwatemali, Ugandy czy Wenezueli, różni ich struktura bryłek, jak i smak czy też zawartość tłuszczu. Niektóre są takie bardziej gęste (pomimo tej samej rozpuszczanej ilości np. Przebudzenie) a inne lekkie i "napowietrzone" jak Przepływ. Z wielką przyjemnością odkrywam kolejne subtelnie zróżnicowane smaki.

Jak wiecie mój blog nie jest komercyjny i nie często pojawiają się u mnie reklamy, czasami jednak zafascynowana jakimś tematem czy produktem po kilku zamówieniach sama nieśmiało odzywam się do autorów czy producentów.  I tak było w przypadku CACAOMANA - dostałam od nich cudowny prezent w postaci różnych smaków kakao ceremonialnego oraz przepięknie pachnących kadzideł, które również dostępne są u nich na stronie. A wszystko tak pięknie zapakowane!



Jeśli ciekawi Was tematyka ajurwedy to polecam dwie książki, które zgłębiają jej temat a do tego są naprawdę pięknie wydane. Zawierają nie tylko cenne wskazówki ale też uzdrawiające przepisy.


Podchodząc do zdrowia holistycznie również pielęgnacja twarzy i ciała jest dla mnie niezwykle ważna, bo nie chodzi tylko o urodę, ale też o wzmocnienie terapii leczniczej. Szczotkowanie ciała na sucho, masaże olejami czy joga twarzy to kolejne etapy, które stopniowo wprowadzam do swojej rutyny.


Jak to jest z tymi noworocznymi postanowieniami? Niektórzy mocno się na nie buntują, twierdząc, że robiąc jakieś plany czujemy się sfrustrowani, gdy ich nie zrealizujemy. Ja jednak uważam, że właśnie sam środek zimy sprzyja temu by zwolnić, by zastanowić się nad tym co jest dla nas ważne i spróbować to zmienić. Drobnymi kroczkami wprowadzać dobre nawyki i zadbać o to co w naszym życiu jest najważniejsze. Mnie tak wiele cieszy, że chciałabym móc w pełni z tego korzystać. 

Mam nadzieję, że noworoczny post zainspiruje Was do tego by zadbać o siebie. Dajcie znać jakie są Wasze plany na nadchodzące miesiące.

Pozdrawiam Was serdecznie i do napisania już niebawem. 
SHARE:
© Magiczny Domek. All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig