27 marca 2019

Wtedy Byłam Szczęśliwa

Dziś naszła mnie wena do pisania i chętnie wzięłabym się za jeden z zaległych postów, ale nie mam żadnych zrobionych tematycznie zdjęć. Ktoś by pomyślał, że pisanie bloga przychodzi od tak, ale jest to czynności która wymaga nie lada organizacji. Lata pisania bloga (w tym roku minie 9 lat) nauczyły mnie dążenia do celu, systematyczności i dobrej organizacji. Wiele z tych rzeczy przydaje mi się teraz w życiu rodzinnym i zawodowym. I gdy tak myślałam sobie o tych 9 latach pisania, do głowy zaczęły przychodzić mi niektóre moje wpisy. W historii bloga opublikowałam 894 posty (!) i chociaż trudno w to uwierzyć, niektóre do tej pory pamiętam po specyficznych tytułach. Czasami blog to świetne narzędzie do przypominania sobie dokładnych dat. Niedawno pokazywałam Panu Poślubionemu post, który napisałam w Prima Aprilis , gdy kilka lat temu spadł 1 kwietna straszliwy śnieg! "Oby tak nie było jak wtedy" i myk myk wyszykuje słowa klucze - magicznydomek prima aprilis - i pokazuje mi się na telefonie ten wpis - KLIK. Aż trudno uwierzyć, że od tamtego postu minęło już prawie 6 lat! 
Często myślami wracam do tamtych chwil i nawet pamiętam uczucia, które w tym czasie odczuwałam. Blog to mój potężny pamiętnik. Sama jestem ciekawa ile jeszcze będzie mi dane go pisać. Dziś bardzo spontanicznie piszę tego posta z chwilami minionych lat, w których czułam się pełna i szczęśliwa. Teraz też bywam, wręcz im jestem starsza tym częściej, ale właśnie o tych postach pomyślałam sobie dumając o blogowym pamiętniku. Poczucie szczęścia, które czułam za sprawą zupełnie błahych spraw oraz większych życiowych zmian. Zanim powrócę z zaległymi postami, chcę chociaż się do Was odezwać i wspólnie powspominać. Może ktoś z Was pamięta jeszcze te wpisy?

Pamiętam ten dzień, kiedy postanowiłam zrobić raz na zawsze porządek w moich kosmetykach do pielęgnacji. To było jeszcze przed tym, gdy kosmetyki naturalne zrobiły się tak popularne i by je zdobyć trzeba było się nieźle natrudzić. Pamiętam jednak aptekę (chyba jedyną wówczas w moim mieście) gdzie był osobny kącik z kosmetykami naturalnymi. W tym czasie wyrzuciłam (oddałam) wszystkie moje dotychczasowe kosmetyki i zastąpiłam je garstką kosmetyków naturalnych. Efekty zauważyłam od razu, więc bardzo szybko zafascynował mnie ten świat naturalnych składników, estetyczne opakowania i minimalistyczne podejście do ilość produktów. Pamiętam jaką ulgę wtedy poczułam i czułam się po prostu szczęśliwa. Tak to było - KLIK


Zawsze czułam się szczęśliwa, gdy mogłam spędzać czas na świeżym powietrzu w otoczeniu przyrody. Przypomniały mi się te wpisy, być może dlatego, że teraz również jestem stęskniona wiosny i lubię takie pierwsze razy, gdy wreszcie można zjeść pod gołym niebem po przedłużającej się zimie. Od tego wpisu minęło dobrych parę lat, ale ja do tej pory pamiętam ten uroczy dzień spędzony na działce i smak tej pysznej rybki! Wpis tu - KLIK 


I tu parę dni później w tym samym miejscu - KLIK.


I potem to magiczne zdarzenie. Byłam na majówce na kursie żeglarskim. Pogodna była bardzo ładna, ale pewnego dnia, zaczął padać deszcz. Dosłownie lunął! Byliśmy akurat na brzegu i szliśmy w stronę łódek by przejść chrzest żeglarza (czyli wrzucanie w ubraniu do wody!). Pamiętam do dziś ten wspaniały ciepły deszcz, który otulił nas od stóp do głów. Tak niewiele potrzeba, by poczuć kompletne szczęście. Przeczytacie o tym doznaniu tu - KLIK.


A jeśli o żaglach mowa, to poczucie zupełnego szczęścia poczułam płynąc przez Bałtyk. Pogoda była bardzo kapryśna, bywało naprawdę zimno, ale ta czystość powietrza była nie do opisania. Pamiętam do dziś smak zwykłej herbaty z cytryną, którą piłam siedząc na łódce i podziwiając niekończący się horyzont z czterech stron świata. Cudowne uczucie! Dodam, że była to nasza podróż poślubna! ;) Poczytajcie tu - KLIK.



[Drugą najlepszą herbatą świata (również najzwyklejszą) była ta z cukrem, którą położna dała mi po urodzeniu Marysi. Nigdy nie zapomnę tego smaku!]

Gdy sięgam pamięcią do moich najszczęśliwszych chwil na blogu to z pewnością pojawia się ten wyjazd. Pojechałyśmy z moją Mamą do cioci Żaneci do Nicei. To, że mogłyśmy doświadczyć normalnego życia mieszkańców było niezapomnianym przeżyciem i dał o wiele więcej satysfakcji, niż siedzenie w hotelu na wakacjach. Dom Żaneci do tej pory jest dla mnie najbardziej magicznym domem jaki w życiu widziałam. Jego zapach, klimat, powolne życie mieszkańców i południe Francji było dla mnie zawsze najbardziej inspirującym czasem. Na zdjęciu moja Mama a wpisy z tego wyjazdu przeczytacie po kolei tu - KLIK1 KLIK2 KLIK3 KLIK4.


I ten dom najpiękniejszy, zdjęcia nawet w 10% nie oddają jego uroku. Po więcej zajrzyjcie tu - KLIK.


By być szczęśliwą muszę tworzyć. Myślę, że w dużej mierze dlatego też od tylu lat piszę bloga. Nie poddałam się presji pisania tylko po to, by dostawać darmowe produkty i je reklamować. Jedyne czego chciałam do dzielić się z czytelnikami twórczością i do niej poniekąd zachęcać. Dekorowanie stołów, aranżacje wnętrz, DIY, produkcja swoich świeczek, robienie zdjęć i wreszcie słowo pisane, to wszystko jest mi wręcz niezbędne do życia. Teraz, gdy zawodowo mogę wyżyć w tej materii na 200% czuję się wreszcie spełniona. Szczęście było oczywiście wplecione w przygotowanie i dzień naszego ślubu. I chociaż w tym roku minie dokładnie 8 lat (jak to możliwe??), to naprawdę wiele rzeczy zrobiłabym dziś tak samo. Mieliśmy naprawdę magiczno - artystyczna otoczkę w stylu retro. Przepiękną grafiką na zaproszenia zaprojektował mój brat (KLIK TU), zrobiliśmy sami prezenciki dla gości - naturalne świece (KLIK TU) oraz sama zaprojektowałam i dałam do uszycia krawcowej moją suknię ślubną - po 8 latach nadal nie wyobrażam sobie innej! Koniecznie zajrzyjcie tu (KLIK).


Jeszcze mój Tata był zdrowy...



Kolejna aktywna majówka, która mnie uszczęśliwiła. Pamiętam do dziś jak mocno zaangażowałam się w pracę w ogrodzie i postawiłam do pionu cały ogród w tydzień. Taka praca fizyczna na łonie natury niesamowicie pokrzepia. (KLIK TU) Już wtedy wiedziałam, że przed nami duży remont i wprowadzimy się do tego miejsca. :) Potem latami wkładaliśmy w to miejsce masę serca (KLIK).



Kolejny moment który doskonale pamiętam, który rozpoczął niesamowita przygodę i miłość do pięknych agroturystycznych miejsc w Polsce. Od tego czas powstało mnóstwo takich miejsc i powiem szczerze, że zdecydowanie wolę jeździć właśnie tam, niż wyjeżdżać za granice do ciepłych krajów. Pamiętam ten wyjazd dokładnie, to było spełnienie moich marzeń, czyli odpoczynek z dala od miasta i zasmakowanie sielskiego życia. Pierwszym takim miejscem była Glendoria poczytacie o niej dokładnie tu (KLIK1 KLIK2 KLIK3) - zrobiłam wtedy przepiękne zdjęcia tego miejsca!



No i chyba nie muszę Was przekonywać jaką pełnią szczęścia było oczekiwanie naszej pierwszej córeczki Marysi. Urządzanie pokoiku po raz pierwszy to bezcenne uczucie - nadal sprawia mi to wiele przyjemności i wrzucam do blogowego pamiętnika każda jego wersję. Tu pierwsza, bardzo sentymentalna (KLIK)



A potem przyszły cudowne dni. Czas z noworodkiem w domu uważam za najcudowniejszy w życiu. Panował taki niepowtarzalny spokój, że bardzo często wracam do tego posta i wręcz czuję to co wtedy czułam (KLIK). A na zdjęciu, chociaż trudno w to uwierzyć moja 4,5 letnia Marysia!


I na tym chyba zakończę zanudzanie Was wspominkami cudownych chwil w naszym życiu. Jeśli będziecie mieli ochotę zrobię dla Was 2 część (bo skończyłam wspominki na 2015 roku) ;) Macie na dalszą część ochotę?
Jedno jest pewne, chociaż czasami miewam dość, czasami zastanawiam się nad sensem publikowania części z naszego świata na forum publicznym, to wiem, że nie miałabym absolutnie takiego cudownego dostępu do swoich wspomnień jak na blogu. To nie tylko zdjęcia, ale również słowa, które pisałam wtedy w tamtej chwili. I chociaż mijają lata, ja w pewnym sensie się zmieniam (to przecież stały proces naszego życia), pewne rzeczy zostają wciąż takie same. Wiem, że od lat to co mnie uszczęśliwia zaklęte jest w prostych rzeczach.  Jestem szczęśliwa, gdy jestem otoczona naturą i żyje z nią w pełnej harmonii, gdy dobrze jem i dbam o swoje zdrowie. Czuje szczęście, gdy tworzę, gdy mogę w pełni rozwijać swoją kreatywność. Niezależnie czy będą to wielkie zawodowe plany, czy czas, który spędziłam w domu będąc pełnoetatową Mamą. Do tego szczęścia właściwie potrzebne jest  to co mamy w sobie i co trzymamy w swoim serceu oraz z jakim nastawieniem idziemy przez życie.

Cudowności kochani i do następnego!
SHARE:

21 marca 2019

Weekend Nad Jeziorem

Kochani, przepraszam, że ostatnio czas między postami się wydłuża, ale przyznam szczerze, że w mojej głowie piszę nadal bardzo regularnie. :) A wszystko dlatego, że dni mijają nam teraz bardzo szybko! Oj dużo się dzieje i pracy nam nie brakuje. Z drugiej strony wszystko jest tak przyjemne, że obowiązki związane z pracą są wręcz spełnieniem marzeń. Aż chce się działać! Jednak nauczona doświadczeniem, wiem, że im więcej pracy, tym bardziej trzeba pomyśleć o sobie i odpoczynku. Jakiś czas temu szepnęłam Panu Poślubionemu, że zaczynam tracić siły witalne i przydałby mi się odpoczynek, ale... taki yhym yhym w "samotnści". Czyli odpoczynek dla ducha i ciała. Odpoczynek od bycia mamą, żoną, gospodynią domową, pielęgniarką, strażniczką życia domowego, artystką, projektantką, jednym słowem od wszystkiego co wprawdzie jest dla mnie bardzo ważne, ale czasami natłok tych ról, w które codziennie się wcielam powoduje, że fizycznie nie wyrabiam. Jak wiecie dużo chorowaliśmy, i myślę, że w dużej mierze miało na to wpływ spore zmęczenie. I taki weekend był dla mnie spełnieniem marzeń. I jakie było moje zaskoczenie, gdy parę dni później, w styczniowy wieczór, Pan Poślubiony wysłał mi na maila (tak, często ze sobą mailujemy ;P ) potwierdzenie rezerwacji na marcowy wyjazd z przyjaciółką! 
Jest jedna taka osoba, na której zawsze mogę polegać, i która również takiego odpoczynku bardzo pilnie potrzebowała! To moja kochana Mama. Codziennie na głowie ma masę spraw, pod opieką chorego tatę i naszą babcię. Stara się pomóc przy dziewczynkach jak tylko może, a do tego bardzo ciężko chorowała i przydałaby się jej zmiana klimatu. Oczywiście musiałam ją postawić przed faktem dokonanym i tak parę tygodni później ruszyłyśmy (same!) na zasłużony odpoczynek. 
Wyjazd przypadł mi w bardzo gorącym okresie i nawet miałam takie czarne myśli, że to nie jest dobry czas nawet na weekendowy wypad, zwłaszcza, że lista rzeczy do zrobienia stale się wydłuża. Jednak utwierdziłam się w przekonaniu, że im cięższy masz okres, tym bardziej musisz znaleźć czas na regenerację. Ten dwudniowy wyjazd doładował mnie pozytywnie i dał siłę do dalszych działań. Chociaż zdarza mi się pracować również wieczorami, to gdy czuję że moją bateria jest na wyczerpaniu, idę wcześniej spać (czyli nawet o 20.30!) i budzę się jak nowo narodzona! Myślę, że właśnie rozsądne dysponowanie swoją wewnętrzną energią jest kluczem do sukcesu w każdej dziedzinie. Jeśli nie możecie sobie pozwolić na dłuższy wyjazd, to mogę z czystym sumieniem polecić weekendowe wypady, które stosujemy od lat. Teraz wręcz wolę wyjechać parę razy w roku, nawet na 2-4 dni i regularnie przywracać sobie siły witalne. Ten wyjazd z Mamą był naprawdę spełnieniem naszych marzeń i takim luksusowym przerywnikiem w naszej codzienności.

Zapraszam Was na migawki z naszego babskiego wypadu w Bory Tucholskie. :)

Zacznę od tego, że zupełnie nie znałam tego miejsca, ale Pan Poślubiony ma nosa do fajnych miejsc na mapie Polski. Zazwyczaj wybieramy jakieś klimatyczne agroturystyczne miejsca, ale tu mąż zadbał również o to, że niezależnie jaka będzie pogoda, będziemy mogły się zregenerować, bo na miejscu jest SPA i basen. Hotel Notera położony jest w miejscowości Charzykowy w Borach Tucholskich i jest wykończony w minimalistycznym, skandynawskim klimacie. Jednak absolutnie nie jest to zimna nowoczesność. Przez to, że we wnętrzach użyto dużo drewna i beżowych dodatków, hotel ma przytulne wykończenie. Bardzo lubię takie klimatyczne miejsca, gdzie jest mnóstwo ciekawych, nietypowych rozwiązań i dodatków, które mnie inspirują, ale akurat teraz, gdy miałam potrzebę przewietrzenia głowy, takie minimalistyczne wnętrze sprawdziło się idealnie. Nic nas nie rozpraszało, mogłyśmy bezkarnie oddać się przyjemności w nicnierobieniu. :)





Nasz pokój to bajka! Wygodne łóżko i czysta przestrzeń, która absolutnie nie konkurowała z przepięknym widokiem na jezioro. Po prostu można było przepaść z zachwytu!










Myślę, że zdjęcia nie oddają pełni magii tego widoku. Z pewnością późną wiosną czy latem jest jeszcze piękniej, gdy cała roślinności rozkwitnie na dobre, ale powiem Wam, że ja lubię też takie wyjazdy poza sezonem, gdy pogoda wcale nie jest idealna, ale nie ma jeszcze masy ludzi i można uciec od zgiełku codzienności.



I wiecie co było najlepsze? Nic nie musiałyśmy! Nie musiałyśmy się stroić (ja cały pobyt przechodziłam w jednym stroju - szarych joggersach, i melanżowym kardiganie) malować i układać włosów, nigdzie się spieszyć. Cały pobyt po prostu odpoczywałyśmy, dobrze jadłyśmy, chodziłyśmy na masaże i basen, korzystałyśmy na spacerach ze świeżego powietrza (zmiana klimatu bardzo dobrze nam zrobiła) i wcześnie chodziłyśmy spać. Tego było nam trzeba!











Miałam takie przemyślenia, że naprawdę dobrze jest czasami odpocząć od masek, które zakładamy każdego dnia. Już nawet pomijam role, które w życiu spełniamy, ale o takie poczucie, że musimy nieustannie dążyć do ideałów. Z pewnością przyczyniło się do tego to, że poza sezonem nie było wielu ludzi i nie spotkałyśmy nikogo znajomego. Mogłam czuć się swobodnie i nie nosić nawet makijażu. Jakoś tak jest, że przed innymi, obcymi ludźmi w ogóle się nie krępuje, ba jestem nawet pewna, że oni nie zwracają zupełnie na to uwagi. Natomiast zdałam sobie sprawę, że gdybym kogoś spotkała, nawet jakąś powiedzmy czytelniczkę, albo dalszą znajomą, to od razu czułabym się speszona i zastanawiała, o boże jak wyglądam. Ale to dopiero, gdy wchodzi tu czynnik, że zazwyczaj te osoby widzą mnie w najlepszym wydaniu. Na blogu pokazuję siebie rzadko i raczej gdy wyglądam znośnie (kto by wrzucał niekorzystne zdjęcia na własne życzenie? ;P ), tak samo gdy gdzieś wychodzę typu na spotkanie, przyjęcie itp. Ale jednak się buntuje przed tym, że ciąży na mnie obowiązek codziennego bycia najlepszą wersją siebie. Wiem, że mogę się pięknie ubrać i umalować, ale nie codziennie jest to dla mnie priorytetem. Jeśli ktoś mnie spotka w zwykłych jeansach i swetrze, nieumalowaną, to czy to oznacza, że nie lubię sukienek i nie potrafię wyglądać ultra kobieco? No nie! Czasami nie mam ochoty i już, i nie chcę, by jakieś zewnętrzne czynniki na to wpływały. Dziwne właśnie jest to, że najczęściej ocenie poddawani jesteśmy wtedy, gdy napotkamy kogoś, kto kojarzy kim jesteśmy. Nawet jeśli to jest dalsza znajomość, to właśnie wtedy czuję ten skan w oczach. A przecież ani ja, ani nasz dom nie jest zawsze w 100% idealny! Dlatego ważne jest to, by otaczać się takimi osobami, które nigdy nie oceniają Twojego wyglądu, bo widzieli cię i w szlafroku lub dresie, z podkrążonymi oczami w czasie choroby ale wiedzą, że to tylko stan na dziś, bo widzieli nie raz jak pięknie wyglądasz, gdy idziesz z nimi na przyjęcie, lub gdy masz wypoczętą, lekką opaloną twarz podczas wakacji. Wtedy w ich towarzystwie po prostu odpoczywasz.










Dodam, że Pan Poślubiony z dziewczynkami radzili sobie i bawili się świetnie! Tata też ma prawo do bycia z córkami sam na sam. Mają swoje rytuały i tajemnice i dobrze, gdy pielęgnują swoją relację. Dłużej bym bez nich nie wytrzymała, ale dwa dni odpoczynku dobrze mi zrobiły. To był najcudowniejszy prezent, który może podarować mąż! ;) Dziękuję! :*

Nie robiłam masy zdjęć, bo i od tego chciałam trochę odpocząć, ale mam nadzieję, że relacja Wam się spodobała i nabierzecie ochoty na kolejne eskapady! (Dodam tylko, że oczywiście maminym okiem sprawdziłam, czy hotel nadaje się na wyjazdy rodzinne - i tak, jak najbardziej! A nawet można przyjechać tu z czworonogiem!)

Pozdrawiam Was serdecznie i obiecuję, że już niebawem pojawią się kolejne posty!

Do napisania! :*
SHARE:
© Magiczny Domek. All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig