Z września wycisnęliśmy niczym sok z cytryny - do ostatniej kropli. Działo się tak dużo i na wielu płaszczyznach, że przypłaciłam to mocnym spadkiem formy i długotrwałym przeziębieniem. W sferze rodzinnej musieliśmy się przeorganizować wraz z pójściem Marysi do pierwszej klasy, w pracy pojawiła się nowa kolekcja, nowy członek zespołu oraz sezon targowy, a w domu mały remont i malowanie. Czas wypełniony od otwarcia powieki o poranku, po ostatnie myśli przed snem. Działo się tak dużo, że sama nie wiem jakie zdjęcia znajdą się dziś w migawkach i co udało mi się zarejestrować, ale nie przeciągając dłużej, zapraszam Was do migawek z zeszłego miesiąca.
I tak to jest - trochę Pucia, trochę Layette. :) Ale jeśli chodzi o pogodzenie tych światów, to (odpukać) wypracowaliśmy sobie idealne proporcje.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhCCrNRSAe_Fkoj5tm4JZLGm9RQSJx3hrYJR5QR7n0C1hk8zWAQouHO7dBmUMhV9uIjtLvQ4fTtsD40ANUpFOrEFgaehk9Y7qGULJAZtBOR2-nIYln3gCyxEshYb0JwpMn5DyEo1yPy6NnVx7kxe7gE1VVHO3oytz03S3rkjxLWSaAvUzY-SygV0FnN=s16000)
Najważniejsze wydarzenie miesiąca. Moja najukochańsza Marysia rozpoczęła przygodę ze szkołą. Nie powiem, aby się obyło bez emocji, może też dlatego, że wybraliśmy szkołę, do której akurat nie poszły dzieci z przedszkola i Marysia z tą nowością musiała zmierzyć się zupełnie sama. Jednak jej odwaga, umiejętność przystosowania się do sytuacji i zawsze wyciąganie z niej tego co najlepsze jeszcze mocniej dało mi wiarę w to, że pomimo swojej wrażliwości, ta dziewczynka w życiu sobie poradzi! Jestem z niej bardzo dumna i pomimo, iż jako mama bardzo ją w tym okresie wspierałam, to paradoksalnie to ona dała mi siłę, gdy mnie zdarzało się wielokrotnie w tym miesiącu wychodzić z mojej strefy komfortu.
Po rozpoczęciu roku szkolnego poszłyśmy same na randkę do kawiarni na naleśniki i ciastko!
No a potem trzeba było w końcu pójść z całą trójką do galerii by kupić buty na jesień.
A ze szkołami jest tak, że w wielu jest tzw. zmianowość i Marysia dwa razy w tygodniu chodzi na popołudnie. Na początku ta sytuacja mnie stresowała - jak to będzie, jak to zorganizujemy. A tak na prawdę teraz uwielbiam te dni, gdy nie musimy się rano śpieszyć, Marysia chętnie towarzyszy mi w pracy, czasami idzie od rana na świetlicę z koleżankami, a czasami robi sobie coś w domu, gdy ja też mam akurat pracę przy komputerze. Zero stresu i to jest fajne.
Tu zawsze panuje spokój, ład i porządek. Dzięki temu dobrze się tu odpoczywa. Musze jeszcze zainwestować w jeszcze lepsze poduszki do spania. Polecacie jakieś fajne, specjalistyczne dla osób z bolami kręgosłupa?
Bo ciągle podkradał moje osobiste herbatki, wiec tą kupiłam dla niego. :)
Trzy żywioły, tacy podobni i tacy różni za razem.
Piękna przyroda za oknem i zwierzęta pomagają mi na chwilę zatrzymać się i zachwycić się światem.
A tam hen na horyzoncie jest statek piratów - najlepsze są zabawy z dziadkiem.
I znów byliśmy na giełdzie staroci w Spale, a te łobuzy naciągnęły mnie na taką karuzelę. :P
Zdecydowanie wolę takie naturalne kolory i niebanalne pomysły. ;)
Jaka dziś pogoda za oknem?
Trio z Belleville. :)
A tu drugie trio i nasz stały punk każdego dnia czyli odrabianie lekcji. To była kolejna rzecz, która mnie trochę przerażała, a okazuje się, że nawet lubię zaglądać Marysi przez ramię podczas tej codziennej rutyny. Dochodzę do wniosku, że takie poczucie obowiązku uczy dzieci systematyczności i widzę, że to Marysi sprawia dużo frajdy.
(a na pierwszym planie, bo może będziecie pytać - to przywieziona z targów retro lampka w kształcie samolotu do pokoiku Miłoszka, za który weźmiemy się wiosną)
Tak cieszy się tymi wszystkimi akcesoriami, że zwłaszcza na początku rozkładała niemalże wszystko równiutko. :P
Zazwyczaj jeden dzień w tygodniu mam cały od rana do wieczora dla Miłoszka.
I jest z tego powodu chyba bardzo zadowolony.
Praca jest moją pasją, ale najważniejsza jest rodzina. Dlatego nawet, gdy musiałam jechać na targi w niedzielę, to nie jechałam z resztą dzień wcześniej, tylko raniutko wsiadałam do pociągu do Katowic lub Warszawy, by móc jeszcze nad ranem karmić Miłoszka. A o tych moich podróżach pociągiem można byłoby książkę napisać - ciągle coś się działo, łącznie z sytuacją, że bilet miałam kupiony za zupełnie inny dzień! ;)
Powrót do targów dał nam masę energii i zapału do dalszej pracy. Widać było, że wszyscy się za tą formą stęsknili podczas pandemii.
Taki niepozorny, ale to był najlepszy smash burger jaki jadłam w życiu!
Lubię targi Mamaville, bo zawsze coś ciekawego z nich przywiozę. ;)
Podziwiam Pucia z dziewczynkami od lat, ale to Miłoszek okazał się być jego naj naj fanem. A z ciekawostek, ostatnio moja znajoma zmieniała swoje biuro i gdy poszła oglądać pomieszczenie, w którym miała być dokonana zamiana, weszła do królestwa Pucia - tam swoją pracownie miała jego ilustratorka, która lada moment miała je zwolnić. :)
Czasami nie wiem jak się rozdwoić i nawet nie chodzi o pracę i dom, ale o miejsce pracy - jednocześnie chciałabym w spokoju dokończyć swoje rzeczy przy biureczku w domu, a jednocześnie chcę być codziennie w Layette.
Śniadanie z przyjaciółką? Zawsze!
Ale w domu też jest dobre. ;)
Pyszne skarby wczesnej jesieni.
Małe przyjemności, gdy załatwiam coś na mieście. Kupiłam piękny planner.
A tu w drodze na imieniny cioci Edi.
Z jednej strony maluchy, z drugiej starszaki. :P
A my jedliśmy i jedliśmy i jedliśmy.
Moja najlepsza asystentka. Czuje podwójną dumę z tego co robię, bo widzę jak jej się to podoba!
O 6 rano, tuż przed kolejnymi targami.
W drogę. Jeszcze nie wiem, że tak okropnie zmarznę na peronie czekając na "spóźniony" pociąg, który miał nigdy nie nadjechać. :P Nie zwracajcie uwagi na bałagan - to stan tuż przed remontem. :)
Ale udało się! Kto nas odwiedził w Warszawie?
Jedna Pani miała taki tatuaż na nadgarstku! No idealnie "zmaczował" się z naszą kolekcją Universe!
Uważaj o czym marzysz. Ja marzyłam o paru dniach w łóżku, by tak po prostu poleżeć i pooglądać Netflixa. I rozchorowałam się tak, że rzeczywiście przez 4 dni nie wstawałam prawie z łóżka. Zapchany noc i bolące oczy i ciało nie były przyjemne, ale... nadrobiłam caluchny serial Downtown Abby - GENIALNY!
Kolejny, który kocha książki!
Choroba nie mijała. Oczywiście po tygodniu musiałam już wrócić do jako takiego funkcjonowania, ale trzymało mnie praktycznie 3 tygodnie (głównie katar i zmieniony głos). Próbowałam różnych lekarstw i sposobów, aż stwierdziłam, że może taki domowej roboty kielich od Mamy postawi mnie na nogi. :P
Piękna ręcznie wykonana lampka grzybek - kolejna cudna rzecz czekająca na pokoik Miłoszka. I z jednej strony nie mogę się doczekać aż go urządzimy (na wiosnę), z drugiej strony tak dobrze śpi nam się razem, że nie chcę tego zmieniać.
Jeszcze zanim wszystko zwiędnie i się wysuszy, zrobię sobie herbatkę z mięty i ziół z ogrodu.
O tu Cię znalazłam!
Razem z ukochaną przyjaciółką* z przedszkola Marysi wybrałyśmy się do kina na Lessi Wróć. To pierwszy film dziewczynek w kinie.
*można pomyśleć, że czym tam jest przedszkolna przyjaźń, dzieci są małe i tego nie potrzebują aż tak do rozwoju. Ja kompletnie się z tym nie zgodzę. Na przykładzie Marysi widzę, jak silna jest ta relacja. Dziewczynki poszły do innych szkół, nie widziały się przez wakacje, a o sobie cały czas wspominają, proszą nas Mamy, byśmy się zdzwoniły i dały je do telefonu. Nalegały na spotkanie, a Blanka (7 letnia dziewczynka) pamiętała o dokładnej dacie urodzin Marysi - byłam wzruszona!
No i doczekałam się tego malowania w salonie! :)
Oczywiście to nie był najszczęśliwszy czas na jego realizacje, ale kiedy jest dobry czas na remonty? Nigdy! :P
W pracy mamy nowego skrzata na pokładzie, który bardzo często przynosi nam np. takie pyszności! (Bo tak to jest jak druga połówka ma własną piekarnię!)
A ja zajęłam się malowaniem mebli z przedpokoju. Garderobę miałam sprzedać - ale jednak najlepiej i najoryginalniej wychodzą rzeczy, którym daje się drugie życie!
Randka z chłopakami.
A tu z moją panienką. Jak już wspominałam lubię te dni, gdy możemy sobie wyskoczyć same na śniadanko, gdy Marysia zaczyna później lekcje.
A obok nas siedział taki prześliczny piesek.
O proszę, ktoś się przebudził z drzemeczki (w 99% - chyba, że leje i wieje - Miłoszek drzemie na świeżym powietrzu w wózku).
To teraz można popsocić w pokoju sióstr!
A zmiany w salonie i przedpokoju zaprezentuje niebawem, ale...czasu mało. :(
Gdy jeszcze pomyślę o tych wszystkich chwilach, które nie udało mi się uchwycić na telefonie, to mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, to był naprawdę aktywny miesiąc.
W październiku nie zwolniliśmy tempa, ale mam taki skryty plan, by w listopadzie trochę zwolnić, bardzo potrzebujemy odpoczynku, powolnego rytmu, bycia tu i teraz. Mam nadzieję, że się uda!
Migawki października postaram się dodać jak najszybciej, na początku listopada, więc do zobaczenia już niebawem!