Odkąd zdradziłam Wam, że w komodzie w naszym salonie trzymam pomoce dydaktyczne dla dziewczynek, nieustannie o nie pytacie. Z przyjemnością Wam o nich opowiem, gdyż uważam, że warto mieć swoją bazę do nauki, niezależnie od tego czy nasze dzieci chodzą do przedszkola/szkoły czy nie. To fantastyczny czas, który możemy podarować naszym pociechom, ucząc się wspólnie poprzez zabawę. Ja czuję się znacznie spokojniejsza, gdy mam takie dydaktyczne zaplecze, bo wiem, że do korzystania z tych materiałów zawsze jest okazja. Można skupić się na nich w deszczowe weekendy lub zimowe wieczory, podczas choroby dziecka lub sytuacji, która ostatnio bywała na czasie - ogólnych lockdow'nów. Pomoce sprawdzą się też podczas nachodzących wakacji (wiele przedszkoli bywa wtedy zamkniętych). Ponieważ są to pomoce w większości oparte na metodzie montessoriańskiej - nie obciążają dziecka, nie są przymusową, żmudną nauką, a wykonywanie tych zadań przed parę kwadransów w ciągu dnia jest świetnym początkiem do dalszych luźnych zabaw na dworze i można do nich nawiązać podczas ogólnej obserwacji świata podczas wycieczek lub spacerów.
Mam nadzieję, że propozycje Wam się spodobają i znajdziecie coś dla siebie. :)
W naszym przypadku obie dziewczynki chodzą do przedszkola do wspólnej grupy, gdyż jest to nauczanie metodą Montessori i są to różnorodne wiekowo grupy (aż 4 roczniki). Starszaki rozwijają opiekuńczość i uczą się zajmować maluszkami, a maluszki szybciej uczą się od starszaków, a do tego korzystają z różnych właśnie pomocy dydaktycznych, gdzie w ciągu dnia jest też nauka poprzez zabawę.
Oczywiście tu podkreślę, że pójście do przedszkola trzeba dostosować do osobowości dziecka, do sytuacji rodziny i nie ma jednego idealnego rozwiązania. Niektóre mamy decydują się na pozostanie w domu, niektóre korzystają z klubików malucha, a niektóre zaczynają przygodę w leśnych przedszkolu! Wiem też, że jest wiele mam, które muszą wrócić do pracy po 1 roku życia maluszka i ta przygoda zaczyna się wcześniej. Czasami też, jak w przypadku naszej Gabrysi ta chęć i dojrzałość pójścia do przedszkola pojawia się wcześniej (miała 2 lata), ale zmierzam do tego, że takim idealnym momentem kiedy dziecko jest na to gotowe i warto zrobić mu na to przestrzeń, jest właśnie wiek ok. 3-4 lata. Z Marysią byłam pierwsze 3 lata w domu i potem z wielką chęcią poszła do przedszkola poznawać świat, a obecność w nim niesamowicie ją rozwinęła na wielu płaszczyznach. Po wielu tygodniach zamknięcia przedszkola w zeszłym roku, widziałam jak bardzo brakowało jej towarzystwa innych dzieci. I chociaż u nas w rodzinie jest sporo dzieci, to jednak w dłuższej perspektywie samo rodzeństwo (czy dzieci znajomych) nie wystarcza, bo budowanie umiejętności społecznych wymaga trochę więcej regularnych (codziennych!) interakcji. Te w rodzinie są najważniejsze, wiadomo, ale taką klamrą jest społeczność chociażby przedszkolna i dzieci poza rodzeństwem. To, że ta regularność jest kluczowa, widać chociażby po dzieciach, które częściej chorują - trudniej im odnaleźć się w swojej grupie. To takie moje osobiste zdanie, które opieram na własnej intuicji oraz obserwacji otoczenia i reasumując chyba najlepiej sprawdza się taki złoty środek. Dobrze, gdy pierwsze 3 lata buduje się silną wieź z mamą, ale potem przedłużanie momentu stopniowego wyjścia na świat jednak powoduje, że może będzie ciężej odnaleźć się w społeczeństwie - a przecież przed nim nie ma ucieczki (z resztą przecież nie ma przed czym uciekać). :) Warto zaufać, że dziecko sobie fantastycznie poradzi, a potem tylko dużo rozmawiać o każdej miłej czy też trudniejszej interakcji z rówieśnikami, bo to też bardzo cenna suma oświadczeń, które nabywa dziecko. Jestem tego zadania, że trzeba wierzyć w dziecko i puszczać je w stronę świata zewnętrznego (stosownie do danego wieku), ale jako rodzic (zarówno mama jak i tata) być zawsze tą bezpieczną przystanią i bazą, do której wraca i zawsze znajdzie oparcie.
Inaczej dziecko pracuje w grupie oraz przy zewnętrznych autorytetach, a inaczej w domu przy rodzicach. Dlatego uważam, że warto pracować z dzieckiem również indywidualnie. Dobrze jest też słuchać sugestii osób patrzących na dziecko obiektywnie z zewnątrz (np. nauczyciel, logopeda, trener itp.), bo nam czasami trudno coś wyłapać, nawet jeśli znamy swoje dzieci najlepiej. Dzieje się tak dlatego, że czasami, nie mając porównania z innymi dziećmi na co dzień, trudno nam zauważyć jakieś braki lub wręcz wyłapać jakieś wybitne zdolności np. u młodszego dziecka, gdy ma starsze rodzeństwo. Zazwyczaj to starsze już coś potrafi i zakładamy, że to młodsze to prostu się szybko uczy od rodzeństwa, a może się okazać, że na tle większości swoich rówieśników jest np. wybitne matematycznie. Oczywiście tu chcę zaznaczyć, że nie chodzi o samo porównywanie dziecka z rówieśnikami, bo każde dziecko rozwija się w swoim tempie i KAŻDE ma swoje indywidualne predyspozycje i zdolności. Nie ma więc ogólnie "lepszych" dzieci, ale warto właśnie w każdym odnaleźć te zdolności oraz talenty i starać się wspierać dziecko w rozwoju swoich mocnych stron. To jest cudowne, że każde dziecko ma swoją "supermoc" i porównywanie z innymi nie powinno być na zasadzie wychwalania jednostki, ale właśnie szukania w nim tej zdolności, której być może nie ma inne dziecko, bo ma ją z pewnością w innej dziedzinie. Osoba niezwiązana z dzieckiem żadną osobistą, rodzinną relacją, traktuje (a przynajmniej powinna) wszystkie dzieci jednakowo i obiektywnie może wyłapać to nad czym dziecko powinno popracować, jak i to co go wyróżnia.
Oczywiście na początku warto rozwijać i zaciekawiać dziecko różnymi tematami, tak by można było dostrzec czym się interesuje i w jakim kierunku przejawia zdolności. Ogólnie większość dzieci po prostu jest ciekawa świata, więc dla nich zdobywanie wiedzy jest niezwykle satysfakcjonujące.
Nasze prace dydaktyczne podzieliłabym po prostu na dane przedmioty.
Nauka literek - czytania i pisania.
Mamy oczywiście też tradycyjny elementarz i różne książeczki, ale tu przedstawiam bardzo ciekawe karty (Gabrysia uwielbia łączyć literki z obrazkami), drewniane tablice uczące sposobu pisania oraz elementarz dla dyslektyków, który oczywiście nie jest tylko dla dzieci z tą przypadłością, wręcz mam wrażenie, że ma trochę nowocześniejsze podeście do nauki pisania i czytania.
Coraz więcej rodzin decyduje się na dwujęzyczność (wcale nie z powodu różnego pochodzenia rodziców) ale ja takiego rozwiązania po prostu "nie czułam". Jednak zauważam zdolności dziewczynek w łapaniu słówek (język angielski mają również w przedszkolu) więc po prostu uczymy się (poprzez zabawę) słówek. Zawsze staram się wybierać słowniki pięknie ilustrowane, mam również perełki jeszcze z mojego dzieciństwa.
Uwielbiam język francuski i chociaż tak naprawdę mój poziom w tym języku jest ostatnio mocno postawowy i żałuję, że nie przycisnęłam jego nauki w odpowiednim momencie swojego życia, to mam nadzieję trochę zarazić tą fascynacją dziewczynki, a przy okazji sama przypominam sobie jakieś słówka. :)
To chyba jeden z najulubieńszych dziecięcych tematów, gdy natura jest jeszcze takim pierwotnym, niezakłóconym środowiskiem dziecka i chłonie najdrobniejsze detale z całego otoczenia. Mamy wiele ćwiczeń i książek. Tu przedstawiam część, z którą pracujemy w domu (na zdjęciach są zbliżenia, więc można później dane pomoce odnaleźć) ale tak na prawdę są one pierwszym etapem. Warto mieć też atrybuty, które można użyć w terenie jak lupę, kompas, pojemnik ze szkłem powiększającym (do obserwacji owadów) czy też prasę do suszenia kwiatów i liści. O takich dodatkach napiszę w osobnym wpisie.
Marysia uwielbia książki z ciekawostkami o zwierzętach czy o świecie i nazywa je "encyklopedie". :) Mamy je w różnych formach (np. z okienkami), ale jest ich tyle, że tu pokazuje tylko cześć, którą trzymamy w komodzie (a nie w biblioteczce).
Takie zajęcia przyrody można prowadzić zgodnie z panującą obecnie pora roku lub skupiać się na konkretnych miejscach, które niebawem odwiedzimy (np. tuż przed wizytą do lasu albo przed wyjazdem na wakacje nad morze).
Bardzo fajnie łączyć książki z kartami edukacyjnymi lub np. drewnianymi przekrojami.
Temat, który mnie samą niesamowicie pasjonuje i myślę, że warto uczyć szerszego spojrzenia dzieci.
Karty to bardzo fajna opcja, którą można używać na wiele sposobów.
Poznawanie wszechświata i kosmosu, można oczywiście stopniować odpowiednio do wieku, ale uwierzcie mi jest to temat, który niezwykle fascynuje większość dzieci!
Ciało człowieka.
Świadomość swojego ciała i budowy jest niezwykle ważna, nie mówiąc o tym, że to jest temat, który bardzo fascynuje dzieci. Jest też dobrym pretekstem do nauki o ostrożności, czego wolno robić a czego nie (by np. nie złamać ręki) oraz ułatwia w przyszłości tłumaczyć dzieciom, w którym miejscu odczuwają np. ból.
Oba zestawy są do tego świetne.
Nauka liczenia od najmłodszych lat. Gabrysi nauka liczenia przyszła błyskawicznie, zwłaszcza, gdy trzeba policzyć i podzielić słodycze. ;)
Do nauki przydadzą się zabawy, liczydła oraz np. kolorowe patyczki.
To, że czas jest pojęciem względnym można się jeszcze mocniej przekonać posiadając dzieci. Na samym początku uczą się ile czasu zajmują poszczególne czynności. Potem trochę łatwiej przychodzi nauka dni i odliczania do danych wydarzeń. A zegar to już trochę wyższa szkoła jazdy, ale warto zrobić wstęp już na etapie przedszkola.
Przygotowanie do szkoły.
Przedstawione tu pomoce są przeznaczone bardziej dla przedszkolaków, ale oczywiście starsze rodzeństwo też znajdzie wiele satysfakcji np. materiałów przyrodniczych, bo są tylko pretekstem do dalszych rozważań.
W tym roku Marysi idzie do pierwszej klasy, więc również po mału odnajduje i zbieram takie książki jak np. nauka ortografii czy tabliczki mnożenia poprzez wpadające w ucho wierszyki.
To co uważam za niezbędne w domowym nauczaniu, to nauka... poza domem. I nie chodzi tylko o spacery, ale też o wszelakie wycieczki, wizyty w muzeach, eksperymentarium, wyjścia na koncerty, do zoo, palmiarni i wszelkie tego typu przygody. Przez ostatni rok było to utrudnione, ale teraz warto się na takie wyprawy otworzyć i wychodzić gdzieś chociaż raz, dwa razy w tygodniu. Taki mam plan na najbliższe wakacje z dzieciakami. :)
Nie od dziś również wiadomo, że podróże kształcą i jednak na wyjazdach czy to w Polsce czy to za granicą, dzieci uczą się poprzez bardzo silne doznania. Przed pandemią robiliśmy sporo takich wycieczek i powiem Wam, że do tej pory dziewczyny pamiętają z wyjazdów bardzo dużo szczegółów i tego co się nauczyły. Dlatego też dla dzieci ważny jest taki dłuższy wyjazd poza dom, poza tą strefę komfortu i nauka pewnych zasad w nowym miejscu (To może być nawet wyjazd na działkę czy do dziadków). My też wreszcie planujemy dłuższy wakacyjny wyjazd, bo bardzo za tym tęskniliśmy.
Tak jak widzicie, jest to pierwsza część o pomocach dydaktycznych, a w następnym wpisie (gdzieś w pierwszych tygodniach lipca) umieszczę trochę domowych zabaw i innych ciekawych pomocy do nauki przyrody. Jest to na tyle ciekawy temat, że trudno go wyczerpać w jednym wpisie! :)
Trzymajcie się ciepło! A jeszcze przed naszym wyjazdem pojawią się migawki maja!
Bardzo dziękuję Gusiu za ten wpis, wyczekiwałam z niecierpliwością, jako że od dawna szperam w księgarniach za takimi pomocami, brakowało mi recenzji w jednym miejscu, a książek tego typu jest mnóstwo. Czekam na ciąg dalszy, pozdrawiam, Kasia
OdpowiedzUsuńDługo czekałam na ten wpis, dzięki bardzo pomocny.
OdpowiedzUsuńMasa inspiracji! Gusiu dziękuję za czas poświęcony na stworzenie tego wpisu mimo masy Twoich obowiązków. Uwielbiam tu zaglądać:)
OdpowiedzUsuńO rety, co za fantastyczne zestawienie! <3 myslalam ze troche juz znam ksiazek na takie tematy, bo u nas nurt waldorfski a tu widze szereg nowych pomyslow, dziekuje.
OdpowiedzUsuńŚwietna inspiracją. Zapisuje sobie na przyszłość :-) Dzięki!
OdpowiedzUsuń