Bywa, że w środku robienia zakupów w galerii handlowej, siadam sobie spokojnie w kawiarence sklepu Ikea tuż przy regale z książkami i zamiast patrzeć w telefon, sięgam po jedną z proponowanych na półkach pozycji i czytam. Pewnego dnia w moje ręce trafiła książka "Joyful" Ingrid Fetell Lee o tym jak zaprojektować radość w swoim otoczeniu. Bardzo mocno zaintrygowała mnie ta pozycja, więc szybko zamówiłam ją w internetowym antykwariacie. Czytam ją obecnie z ciekawością i rozmyślam o roli koloru w moim otoczeniu.
Kolor w moim życiu odgrywa niesamowitą rolę. Już na studiach uczyliśmy się jego mocy, bardziej od technicznej strony. Malując martwą naturę musieliśmy mocno analizować to co widzimy. Czy wiecie, że cień w pomieszczeniu jest ciepły, a w plenerze zimny? Każdy z nas starał się odnaleźć swój styl i sposób wyrażania siebie. Ja malując martwą naturę ustawiałam się do obiektów przodem. Malując martwą naturę nieco z boku można było namalować ją w perspektywie, która niewątpliwie nadawała całej kompozycji kształt i łatwiejszą drogę do oddania rzeczywistości. Ja stojąc tuż przed stołem z przedmiotami, perspektywę zaznaczałam właśnie kolorem. Obrus załamywał się na końcu stołu, gdzie tak na prawdę było to widoczne tylko za sprawą cienia, czyli ciemniejszego i cieplejszego odcienia materiału. Nauczyłam się też patrzeć na kolory na zasadzie proporcji. Nie ma na świecie koloru bez kolorów dodatkowych. Nic co widzisz nie jest w 100% niebieskie lub żółte. Jeśli widzisz czerwień, to ona ma w sobie albo więcej żółci, albo niebieskiego, a często właściwie różne barwy w innych proporcjach.
Kolor to też bardzo ważny aspekt mojej pracy. Tworząc wzory dla dzieci nieustannie myślę nad jego rolą i staram się zachować balans. Sama nie przepadam za chaosem i przebodźcowaniem, ale szaro-beżowy świat dziecka wydaje mi się zbyt jałowy i smutny. O ile na samym początku mamy chcą stworzyć dla maleństwa błogi, bezpieczny świat sięgając często po stonowane, jasne kolory, o tyle obecność kolorów w otoczeniu dziecka jest niezwykle ważna w jego rozwoju. Problem wielu osób jest taki, że na siłę dążą do skrajności. Dotyczy to wielu aspektów życiowych, ale poruszając się w tematyce wnętrz i rodzicielstwa widzi się dwa skrajne nurty. Są to "smutne beżowe mamy" - termin, który określa pewnie rzucające się Wam często w oczy wnętrza dziecięcych pokoików (często w świecie Instagrama), gdzie absolutnie wszystkie elementy od ścian, pościeli, mebli oraz dodatków i zabawek nie wykraczają poza barwy beżowe i szare. Oczywiście mamy tworzące taką przestrzeń nie są absolutnie smutne, wręcz tryskają dumą i satysfakcją, bo często mają na celu podkreślanie, że wszystkie produkty, które oferują swojemu dziecku są najlepszej jakości z górnej półki. Druga, często widziana stylistyka w naszej polskiej społeczności, to świat koloru, nadmiaru i przesady w otoczeniu dzieci. To świat cekinów, świnki Pepy, Elsy i Spidermana oraz wszystkich kolorów tęczy na raz. I żebyście mnie dobrze zrozumieli, to wszystko jest dla dzieci, ale jak to we wszystkim, najodpowiedniejsze byłoby zachowanie umiaru. Dziewczynka uwielbiająca tiule i cekiny może mieć piękną spódniczkę w tym stylu, ale może warto wtedy dobrać do niej prostą, jednobarwną podkoszulkę. To samo dotyczy słodyczy. Jeśli ich zakażemy, dzieci mogą później się wręcz na nie rzucać (np. na urodzinowym przyjęciu innego dziecka), ale z drugiej strony przecież nie dajemy dzieciom do dyspozycji szwedzkiego stołu 24H z samymi słodkościami. Przepełniony pokój z masą krzyczących kolorów może wpływać na brak koncentracji oraz nerwowość.
Myśląc o tym wszystkim, doszłam do wniosku, że w malowanych wzorach staram się również zachować harmonię. Lubię jasne, optymistyczne tło, sięgam po stonowane kolory, ale nadal pamiętam, że kolor dzieciom jest potrzebny do prawidłowego rozwoju. A jak jest we wnętrzach?
Ostatnio wróciłam do starych wpisów z mojego poprzedniego mieszkania, które prezentowałam tu na blogu jakieś...12-13 lat temu. I wiecie co? Wiele rzeczy podoba mi się nawet teraz! Pomimo, iż trochę mój styl się zmienił (co jest całkiem normalne) to cenię sobie w tych wnętrzach właśnie odpowiednie dawkowanie koloru i z lekką nostalgią wróciłam do swojej kolorowej osobowości z przeszłości. Nigdy nie było to przesadzone w żadną stronę, i zawsze trzymałam się naturalnej bazy (sięgając po barwy ziemi, drewna i zieleni w postaci roślin) decydując się na jakieś mocniejsze akcenty kolorystyczne. Mocniejsze nie oznacza neonowe, krzykliwe. Kolor we wnętrzach Magicznego Domku, zawsze jest taki trochę przybrudzony a eklektyzm, który tu panuje pozwala na zastosowanie całej palety kolorów w zależności od pomieszczenia.
Jednak ostatnio oszalałam i zapragnęłam jak nigdy koloru! Natchniona książką i różnymi przemyśleniami, zaczęłam poszukiwać możliwości odmiany naszych czterech ścian. Przestawiałam przedmioty, buszowałam w Internecie, oglądałam tysiące plakatów, kupiłam odważniejsze poduszki i próbowałam... i gdy trochę ochłonęłam z tej pozimowej obsesji i potrzeby koloru, zdałam sobie sprawę, że on przecież tu jest i był u nas wcześniej i nic tu nie trzeba zmieniać. :)
I dobrze mi jest w moim nastawieniu do wielu życiowych aspektów i refleksji płynącej z doświadczeń, że żadna skrajność nie jest dobra. I taki złoty środek odnajduje w Magicznym Domku w naszej codzienności.
Książkę polecam, bo jest naprawdę ciekawie napisana. To żaden poradnik (chociaż na końcu można znaleźć sporo ćwiczeń zwiększających świadomość o nas samych), a zbiór różnych spostrzeżeń i przykładów z życia codziennego na temat wpływu otoczenia na nasze poczucie szczęścia. Książka zaczyna się od kolorów, ale dotyka innych tematów jak zabawa, harmonia, magia czy poczucie wolności. Różne aspekty, które wpływają na nasze samopoczucie. Oczywiście możemy oddać je światowi, który nas otacza bez żadnego wysiłku, a możemy spróbować mieć realny wpływ na nasz otaczający świat za pomocą naszego nastawienia i uważności. Czasami wręcz nie zdajemy sobie sprawy ile tak na prawdę zależy od nas samych.
Tak więc dziś taki trochę planowany, lecz w rezultacie spontaniczny wpis o moich ostatnich przemyśleniach okraszonych zdjęciami z Magicznego Domku większości z dziś lub minionego tygodnia. To co piszę na blogu, często tak na prawdę jest swoistą terapią, jakimś porządkowaniem zagadnień w mojej głowie. I miło mi niezmiernie, że mi w tym procesie towarzyszycie. :)
Pozdrawiam Was tęczowo i wracam jeszcze w tym tygodniu z migawkami miesiąca.
Do napisania!
Ależ fajny wpis 🌈
OdpowiedzUsuńDziekuję! :*
UsuńMuszę przyznać ze czekałam bardzo na ten wpis! Jak pojawiły się na instagramie sygnały o poszukiwaniu koloru to od razu padło w mojej głowie pytanie „ale czego tu szukać? Magiczny domek ma przecież swoje niepodrabialne kolory!” :)
OdpowiedzUsuńSama w małym zakręceniu musiałam to na nowo dostrzec :P
UsuńUwielbiam czytać pani bloga....i robię to od samego początku.....pozdrawiam mieszkańców magicznego domku. ,🙂
OdpowiedzUsuńJest mi prze prze miło! :*
UsuńKolory to dla mnie (czarna 😅) magia! Bardzo mi ciąży to, że ich nie czuję, np. nie odróżniam odcieni ciepłych od zimnych. Piszesz, że coś ma więcej niebieskiego albo żółtego. Tak, czytałam o tym nie raz, ale ja tego po prostu nie widzę, choć bardzo bym chciała. Nawet nie jestem w stanie zapamiętać jakie kolory trzeba pomieszać, żeby otrzymać inny kolor 😅 Także zazdroszczę tego daru, z pewnością ubogaca życie i sprawia, że jest jeszcze piękniejsze ☺️ Czekam zatem na kolorowe migawki i już teraz życzę pięknych przygotowań do świąt 😘
OdpowiedzUsuńNie ma się co przejmować, jak ze wszystkim niektórzy coś czują i robią to świetnie, ale niektórzy np. nie czują gotowania (nie potrafią być spontaniczni) ale korzystają z fajnych przepisów, doświadczenia i potrafią świetnie gotować! Więc ja uważam, że nic straconego, niektórych rzeczy też można się nauczyć. :) Ściskam!
UsuńA ja chciałabym spytać o dywanik. Też dojrzałam do takiego rozwiązania ( meble mam identyczne, wcześniej też miałam Stat) . Czy jest podgumowane,czy się " tarmosi" pod nogami? No i gdzie można kupić? Z góry dziękuję za odpowiedź
OdpowiedzUsuńNie tarmosi się :) dywanik jest bardzo płaski a od spodu ma taką specjalną gumę i jest zaprojektowany właśnie pod kafle i płytki. Kupiony w TKMaxx :)
UsuńJa w przeciwieństwie do mojej przedmówczyni czuję kolory każdym nerwem (niestety nie czuję np. muzyki) i kolory odgrywają dużą rolę w moim życiu. Choć wychowałam się w czasach szarzyzny to zawsze ubierałam się kolorowo (z wyłączeniem krótkiego okresu chodzenia w czerni) i do dziś tak jest choć dobiegam siedemdziesiątki. Mam jednak fazy na kolory, kiedyś np. nie cierpiałam bordowego do tego stopnia, że nie mogłam uszyć dziewczynie bordowej sukienki na studniówkę i musiał dokończyć szycie ktoś inny. Teraz lubię ten kolor tak jak większość odcieni fioletowego choć samej mi trudno w to uwierzyć. Przez ostatnie 20 lat ubierałam się głównie na niebiesko, teraz gdy otwieram szafę, ręce same sięgają po fioletowe sukienki i rajstopy. Mój dom jest kolorowy i trochę przeładowany ale nie obchodzą mnie reakcje innych bo ja w takim wnętrzu czuję się wspaniale.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Maria2
I o to chodzi! Ja lubię takie domy!
UsuńCzy dywanik w kuchni dobrze przylega do podłogi? Nie " tarmosi się" pod nogami? I gdzie kupiony?
OdpowiedzUsuńZ góry dziękuję 😃
Tak, jest bardzo płaski a od spodu ma taką specjalną gumę i jest zaprojektowany właśnie pod kafle i płytki. Kupiony w TKMaxx :)
UsuńDziękuję. Kupiłam. Trochę inny,ale jest dobry,bo ciężki i rzeczywiście podgumowane.
OdpowiedzUsuńChciałabym zapytać gdzie kupiona była piżama? Ma piękne kolory. Pozdrawiam serdecznie. Anna B.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tu zaglądać Lubię poczytać o Pani przemyśleniach i spostrzeżeniach no i zainspirować się oczywiście :) Czy można wiedzieć skąd ten piękny sweterek? Z góry dziękuję i Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńOch po prostu kocham Pani blog
OdpowiedzUsuń