Czasami zadziwia mnie fakt ileż jeden miesiąc potrafi w sobie pomieścić. Wrzesień, by szalony. Pełen nowych wrażeń, emocji, zwrotów akcji, ale ostatecznie wchodzę w październik z wewnętrznym spokojem, gdzie jesienne nuty przygrywają nam do codzienności.
Zapraszam Was na kolejne podsumowanie miesiąca w Magicznym Domku.
Rozpoczynamy nowy rok szkolny już z dwiema panienkami! Na szczęście adaptacja w pierwszej i czwartej klasie przeszła bez przeszkód chociaż dla obu dziewczynek to jednak spora zmiana.
Ja zabiegana latam to tu to tam. Praca, logistyka szkolna, wywiadówki, zakupy, zajęcia pozalekcyjne. Wrzesień to zawsze zimny kubeł na głowę po wakacyjnym luzie. Jednym z moich sposobów na zapanowanie nad tym chaosem, to przewidywanie i załatwianie spraw wcześniej, tak przy okazji. Mam już papiery na prezenty, na cały nadchodzący sezon.
Mieliśmy towarzyskie spotkanie u naszych przyjaciół. 8 dorosłych i 9 dzieci. Było przecudnie! Wieczór cieplutki, jedzenie przepyszne, no i dawno niewidziane towarzystwo nareszcie razem.
Bardzo cenię sobie spotkania u kogoś w domu, gdzie panuje osobliwa atmosfera, posiłki są przygotowanie od serca we własnej kuchni i jest to przemiłe uczucie być zaproszonym do czyjegoś świata (domu). Mam wrażenie, że po pandemii takich spotkań organizuje się coraz mniej, a dla mnie żadna najlepsza restauracja nie odda tej intymności z drugą osobą co bycie u kogoś gościem.
W końcu udało mi się ustalić podział na dni spędzane stacjonarnie w pracy, a te w których tworzę przy biurku w domu.
Na Marysie zawsze można polegać. A to zszyje bratu pluszaka, a to pomoże Tacie w porządkach w szafie.
Moja przerwa na drugie śniadanie w towarzystwie uroczej myszki i pieska, które wylicytowałam na zlocie Adopciaków (zlot właścicieli przygarniętych psów ze schronisk, które organizują nasi znajomi).
Wzruszyły mnie te dzielne słodziaki na wózeczkach.
Jeden z moich stosików kalendarzy i notesów z piórnikiem z uroczym królikiem, który kupiłam sobie przy okazji kompletowania szkolnej wyprawki dziewczynom.
Uwierzcie, podziałało!
My późnym wieczorem wracaliśmy do Łodzi, bo następnego dnia, z samego rana odbieraliśmy naszego nowego członka rodziny.
Okazało się że Vincent to dobry kompan w czasie drzemek.
Jesienne, kuchenne atrybuty. Fartuszek, rękawice i dania z dyni. :)
Zbliżają się 10 te urodziny Marysi i zamarzyła sobie pójście do sklepu na zakupy ubraniowe. Z wielu rzeczy na sezon jesień-zima już wyrosła, więc była to pozycja obowiązkowa, ale tym razem ani ja nie wybierałam sama rzeczy, ani nie wybierałyśmy wspólnie online jak ostatnio, a właśnie udałyśmy się tylko we dwie do sklepu, by wszystko poprzymierzać w przymierzalni i dopasować kolorystycznie do siebie.
No dobrze na świetnym antidotum na smutki są również knedle ze śliwkami.
Szczęście wypisane na ich twarzach.
Ogrodowe zabawy z Vincentem.
Magiczny Domek gotowy na jesień.
To był naprawdę szalony miesiąc, chociaż zdaje sobie sprawę, że na zdjęciach tego absolutnie nie widać. Pierwsza połowa września była szalona, ale wiadomo, że w pędzie nie robi się wielu zdjęć. Cieszę się, jednak, że odkąd mamy Vincenta siłą rzeczy zwolniliśmy. Jesteśmy częściej w domu i ogrodzie nastrajając się jesiennie. Myślę, że dobrze jest żyć w zgodzie z porami roku. Mam nadzieję, że październik da nam trochę wytchnienia.
Trzymajcie się cieplutko!
Do napisania,
Wasza G.