Aż trudno uwierzyć, że już pierwszy kwartał roku za nami. Udało się przetrwać zimę i z nadzieją spoglądamy na to co letnie miesiące przyniosą. Marzec był dość specyficznym miesiącem, oszczędził większych dramatów i nieprzyjemności ale był zdecydowanie... biegiem przez przeszkody.
Ilość zwrotów akcji, nieprzewidzianych zdarzeń pozbawionych kontroli powodował mocne spadki energii. Przesilenie wiosenne utrudniało mi trzymanie się w niektórych postanowieniach i zaburzało poranną rutynę, ale pod koniec miesiąca wróciłam "do siebie".
Zapraszam Was na migawki Magicznego Domku z minionego miesiąca.
Sobotnie śniadania w pełni przygotowane przez Pana Poślubionego (w piątki robił sobie post, więc szykował same smakołyki w sobotni poranek).
Gabinet nabiera klimatu.
Na początku marca coś mnie brało, wiec szybko posłuchałam swojego organizmu - zrobiłam sobie termoforek, herbatę z imbirem i dodatkami, postawiłam na odpoczynek i obejrzałam klasyk - "Rozważna i Romantyczna". Od razu przeszło. 😊
Prosta, pyszna i zdrowa kuchnia - taką lubię najbardziej.
Ktoś się zawieruszył w czeluściach naszego łóżka.
Mocno ograniczyliśmy słodycze całą rodziną, wiec jak już naszło dzieciaki na coś słodkiego to spontanicznie zrobiłam crumble z domowymi lodami (z erytrytorem zamiast cukru).
Owoce leśne z kruszonką, a lody to zamrożone truskawki z jogurtem greckim.
Nie udało mi się ćwiczyć jogi każdego dnia. Jednak w te dni, gdy oddałam się swojej porannej rutynie czułam się najlepiej.
Ostatanio mój ulubiony zestaw, gdy zdarzy mi się jeść śniadanie na mieście. ("Jajko Niespodzianka" w Cafe Przy Ulicy)
Luksusem są niespieszne poranki i każdego dnia staram się takie sobie serwować. Oprócz wczesno porannych rytuałów, gdy dzieciaki już wyjdą do szkoły i przedszkola, serwuje sobie Kakao ceremonialne i spacer po naszym budzącym się z zimowego snu ogrodzie.
Do zdrowych aktywności należą spacery z Vincentem.
Tyle się w ostatnich tygodniach działo, że jedyne czego poszukuje w czasie wolnym to spokoju.
Vincent zaliczył już wiosenną kąpiel, po tym jak wpadł do ogrodowego oczka.
Piękny bukiecik na Dzień Kobiet od męża.
Oraz inspirujące spotkanie z moimi dziewczynami.
A jak niedziela, to obowiązkowy, długi spacer całą rodziną po lesie.
W marcu o porannej i wieczornej rutyny dołączyłam dziennik wdzięczności. Jest przepięknie wydany i ma na mnie działanie kojące. Co najważniejsze nie mam problemu z odnajdywaniem pozytywnych chwil z naszej codzienności. Miło jest to zapisać i uwierzyć, że pomimo wielu przeciwności losu naprawdę życie jest wspaniałą przygodą. (
dziennik The Story Time)
Lubię też te wieczorne wtorkowe spacery z samym mężem. W tym miesiącu sporo się nachodziłam.
Aromaterapia działa cuda. Mam swoje zestawy na czas praktyki jogi, na sen, mieszankę poprawiającą koncentrację gdy pracuje przy komputerze i nawet na bóle głowy.
Cały mój sprzęt do przygotowania ceremonialnego kakao. Uwielbiam ten proces i uwierzcie mi, że łącznie twa może maksymalnie z 6 minut.
Już jakiś czas temu kupiliśmy mandarynki, których za nic w świecie nie dało się obrać (cieniutka przytwierdzona skórka) i już prawie się zmarnowały, bo nikt nie chciał się za nie zabrać. Postanowiłam wiec obrać wszystkie i zrobić domową konfiturę. Dodałam na oko cukier i łyżeczkę cynamonu i gotowałam na wolnym ogniu ok 40 minut. Wyszło coś tak przepysznego, że aż się nie spodziewałam !
Najważniejsze to chwila spokoju w trakcie gotowania i chwila po, by można było spokojnie sprzątnąć kuchnię.
Nawet spożywcze zakupy mogą sprawić trochę przyjemności. Widać w nich wiosnę.
Siebie też postanowiłam rozpieścić - nowa płyta i zestaw aromatycznych kosmetyków od Rituals.
Dosłownie nagle, z dnia na dzień Miłoszek wyrósł z 90% swojej garderoby. Po przejrzeniu całej szafy zostały pustki, więc zrobiłam zamówienie na wiosnę i lato.
Niewiele mi do szczęścia potrzeba. Czasami po prostu gorąca kąpiel, czysta piżamka i świeżo zmieniona pościel.
Nawet użyłam konfitury do autorskiej sałatki z bakłażanem.
Czasami mam ochotę na kawę. Wtedy ubijam piankę a na wierzch sypię cynamonem lub czekoladą.
Wieczór filmowy całą rodziną!
Niedzielne śniadanko, tym razem na słodko, przygotowane przez moich mężczyzn.
Na weekend odwiedziła nas ciocia Zuzia!
Zazwyczaj unikam śniadań na słodko, ale takich naleśników nie odmówię...
Tym bardziej, że przed nami niedzielny 10 kilometrowy spacer!
Mamo chodź sobie pomalujemy dla przyjemności.
Wszystkie nasze dzieci lubią artystyczne prace, ale z Marysią mamy wyjątkowe pokrewieństwo dusz w tej materii.
Taką czapeczkę wyszydełkowała Vincencikowi!
Mój towarzysz w trakcie porannego makijażu. Wiosenne słońce potrafi zdziałać cuda!
Czas na sesję zdjęciową do nowej kolekcji.
Samo malowanie to najprzyjemniejsza część procesu, ale wprowadzenie w całości na rynek to już zupełnie inna para kaloszy. Ile mieliśmy po drodze przeszkód, zwrotów akcji, zamieszania i nerwów, wie tylko moja ekipa. Ale czasami najpiękniejsze rzeczy rodzą się w pocie czoła i nasza kolekcja jest już dostępna na stronie -
www.layette.com.plMała modelka była przeurocza! Jak dobrze poprzytulać takie maluszki, coś cudownego.

Wystawa w pomieszczeniu, w którym co miesiąc uczęszczam do Klubu Książki. Uwielbiam te spotknia.
Unikam jak ognia, ale tym razem skusiłam się na francuskie smakołyki.
Pozować do nowej kolekcji to on za bardzo nie ma czasu, ale..
...ale w pracach ogrodowych mogę na niego liczyć!
Świętowaliśmy hucznie 40tkę znajomych w klimacie lat 80tych. Kim byłam?
Nie ukrywam, że załatwianie spraw urzędowych nie należy do najprzyjemniejszych. Dlatego zawsze przy okazji funduje sobie jakąś przyjemną przerwę, poszłyśmy więc z Mamą na pyszne śniadanko do Bredni na ul. Piotrkowskiej.
Przenosiny magazynu zostały odroczone w czasie, więc nasz sklepik naszykowany jest już na wiosnę.
Miłoszek padł zamyślony i załamany po płukaniu ucha. Aż mu musiałam zrobić zdjęcie. 🙈
Mamy z Vincentem plany na weekend.
Coraz więcej światła! 🌞
Chociaż praktycznie nie chodzę do kosmetyczki, to w w listopadzie, styczniu i marcu postanowiłam trochę się odgruzować i zrobiłam sobie oczyszczanie wodorowe i kwasy. Rzeczywiście po zabiegu cera jest bardzo oczyszczona i lepiej przyjmuje składniki z codziennej pielęgnacji.
Uwielbiam te weekendy, kiedy całe dnie spędzamy na świeżym powietrzu. Chłopaki oporządzali drewno (z drzewa, które spadło na naszą działkę tej zimy). Z Marysią robiłyśmy porządki na tarasie i pierwsze nasadzenia, a Gabrysia bawiła się z Vincentem, z którym trzeba powtarzać polecenia, których się uczy w psiej szkółce.
Zasiałam cukinie i bakłażana. W tym roku chce trochę rozwinąć nasz przydomowy ogródek i zrobić grządki....w piaskownicy dzieci.
Sporą część kwiatów kupię dopiero na początku maja, ale delikatne akcenty już są. Zaczynamy od ogólnych porządków i organizacji.
Mój kłębuszek. Ma w sobie coś z Lunki i coś z Gapci. Cudownie wypełnił naszą rodzinę.
Jakie to miłe, gdy Babcia z samego rana przyniesie domową szarlotkę.
Wiele pomieścił ten miesiąc i z wielką przyjemnością zapisuje go w blogowym pamiętniku.
Do napisania!