08 listopada 2025

Pracownia na Poddaszu

Jesień jest dla mnie niezwykle kreatywnym miesiącem, gdzie aż mnie nosi by coś nieustannie tworzyć. Przejawia się to oczywiście w pracy, gdy właśnie w okresie jesienno-zimowym powstają nowe kolekcje Layette na przyszłe sezony, ale czuje tą chęć również w swojej codzienności. Przemeblowania i małe aranżacje w domu, testowanie nowych przepisów, chęć tworzenia ozdób świątecznych czy też podjęcie się wykonania dekoracji na apel do szkoły dziewczynek. Chciałabym haftować, filcować, szyć, robić w glinie i oczywiście nieustannie malować, ale oczywiście w tym kreatywnym planowaniu otrzeźwia mnie chroniczny brak czasu oraz lista codziennych obowiązków. 😅

Jednak sama chęć to nie wszystko bo z tymi artystycznymi tematami jest tak, że potrzeba zarówno weny jak i efektu końcowego. Miałam już kilka podejść do ilustrowania wiosennej kolekcji, ale wciąż nie byłam zadowolona z efektów. Coś nieustannie mnie blokowało. 

Chociaż na pierwszy rzut oka nie miałam w swojej pracowni bałaganu, nie do końca podobała mi się organizacja moich przyborów plastycznych. W ostatnim czasie pojawiło się kilka nowości i były nieładnie upchnięte na później. Akurat jestem tego typu artystką (to dość zabawne, bo pomimo zawodu, który wykonuje a nawet ukończonych artystycznych studiów na same piątki, zastanowiłam się, czy mam prawo siebie tak nazwać😏) która nie odnajduje się w artystycznym nieładzie. Oczywiście podczas tworzenia, gdy mam rozłożone po całym biurku farby, pędzle i różne potrzebne akcesoria, panuje w pewnym sensie chwilowy nieład, ale nie wyobrażam sobie pracy, gdy kątem oka widziałabym np. stos prania czy kubków. Musze mieć przestrzeń na nowe, więc nic nie może mnie rozpraszać. Dodam tylko, że jednocześnie niesamowicie inspirujące są pracownie w artystycznym nieładzie i patrzę na nie z nutką zazdrości (że ktoś nie traci czasu na nieustanne układanie). Mam na myśli klimat pracowni Picassa czy też profesora Gabriela Kołata, w którego pracowni przygotowywałam się do egzaminów na Akademię Sztuk Pięknych. Jednak każdy ma styl pracy zgodny ze swoją osobowością i mnie zaczął ciążyć brak uporządkowanej przestrzeni na pojawiające się w domu książki i papiernicze akcesoria. Ponieważ sprawa była na tyle pilna, czym prędzej udałam się do Ikei i zakupiłam dodatkowy regał na książki i przeorganizowałam przestrzeń w swojej pracowni.



Niesamowitą ulgę przyniosły mi porządki w książkach. Wyniosłam te czekające w kolejce z sypialni, przeniosłam resztę z szafki pod oknem zyskując dodatkową przestrzeń na plastyczne akcesoria, przez co mogłam wpuścić więcej powietrza na biurko. Posegregowałam również regał z książkami dla dzieci - bo te dla maluszków, które chcę zachować, wyniosłam już na strych.




Nie muszę chyba dodawać, że od razu nastąpił przypływ weny i sprawczości.😇



Jeśli cofniecie się do ostatniego wpisu o pokoju na poddaszu z domową biblioteczką, zauważycie, że teraz książki poukładane są kluczem kolorystycznym. Dzięki temu panuje większa harmonia i ten efekt bardzo mi się podoba.

Lubię, gdy we wnętrzach spotykają się różne style. Kiedy obok starego drewnianego sekretarzyku stoi nowoczesne, proste biurko, a wokół jest mnóstwo kwiatów doniczkowych, które powodują, że czuje się jak w lesie. Takie zestawienia mają w sobie życie. Opowiadają historię domu, ludzi, którzy w nim mieszkają, ich gustów, wspomnień i wnętrzarskich poszukiwań. Nie wszystko musi być z jednej kolekcji, w jednym kolorze i z katalogową precyzją. Połączenie różnych stylistycznie mebli sprawia, że przestrzeń staje się bardziej prawdziwa i osobista. Tworzy się w niej pewien artystyczny nieład, który jest harmonijny, ale nieoczywisty. Wnętrze zyskuje głębię, ciepło, duszę. Czasem właśnie kontrast, przetarcie, detal z innej epoki potrafi dodać całości charakteru i sprawić, że dom przestaje być tylko wnętrzem, a staje się miejscem, w którym naprawdę chce się być.



Niebawem wyruszamy na mały rodzinny wyjazd, korzystając z przedłużonego weekendu i wolnych od zajęć dni. Jednak po powrocie opowiem Wam trochę o moich przyborach plastycznych. Jakiś czas temu pisałam o moich papierniczych fascynacjach, więc post o akcesoriach do malowania, może być ciekawą kontynuacją. 

Cudownego weekendu Wam życzę i do napisania już niebawem!
SHARE:

31 października 2025

Migawki Października' 25

Październik minął jak mgnienie oka, pełen różnych zdarzeń, nastrojów i rodzinnych historii. Były dni spokojne, domowe, i takie, w których trudno było złapać oddech. Dużo się działo: nowa kolekcja w pracy, trochę zwrotów akcji oraz sporo rodzinnych uroczystości. Nasza codzienność ciepła, rodzinna, trochę chaotyczna.

Chciałabym dziś zatrzymać ten czas we wspomnieniach i zdjęciach. Zapraszam na migawki października.

Wprowadzenie nowej kolekcji Woodland w Layette było nie lada wyzwaniem. Zgrać wszystkie terminy oraz produkcję, ogarnąć zdjęcia, identyfikację wizualną zawsze wydaje się niemożliwe, ale gdy już wszystko jest na swoim miejscu w sklepie, to czuję ogromną satysfakcję!


Marysia wróciła do regularnej jazdy konnej, póki co ciasto nie było potrzebne. 😉



Jesień i dynia, to połączenie idealne.


Lubię ten przytulny klimat w domu.


Nasza Marysia skończyła 11 lat! Rano dostała prezenty od rodziny, po południu miała swoje urodziny z koleżankami.


Tort z motywem Vincenta oraz nocowanka z psiapsiółkami. O urodzinach pisałam we wpisie tu.



Trochę kultury. Z mamą, moją teściową i ciocią Zosią udałyśmy się na spektakl "16 piętro".


To nie koniec domowych imprez, bo w październiku urodziny obchodzi również mój mąż. To świetna okazja by spotkać się z naszą paczką.




Przygotowaliśmy taki typowy jesienny obiad. Była zupa pietruszkowo-gruszkowa (przepis z Jadłonomii), szarpana wieprzowina, którą mój mąż piecze w piekarniku przez całą noc, surówki, kasza i ziemniaczki tłuczone. Na deser czekoladowy tort (identyczny jak tydzień wcześniej Marysi, bo tak smakował naszym domownikom, że musiałam zrobić taki sam) oraz na sam koniec na zagryzkę deska serów.




W ogrodzie już bardzo jesiennie i uwielbiałam te wszystkie dni pełne słońca.


Regenerujące spacery po lesie to obowiązkowa pozycja weekendowa.


Ale na zakupy też trzeba znaleźć czas. A to nowe buty, a to zimowa kurtka...


Niektórzy jednak sporo odpoczywają. Trochę zazdroszczę, bo też najchętniej był zamieszkała w łóżku i czytała książki.


Uwielbiam te wyjścia z dziewczynami. Umawiamy się w jakimś uroczym miejscu (Tu Alpen Ski Resort), rezerwujemy sobie czas i godzinami jemy i rozmawiamy o życiu i naszych doświadczeniach.


Najlepiej lubię gotować, gdy nie muszę się nigdzie spieszyć, tak więc w weekendy próbuje różne nowości kulinarne. Moim ostatnim odkryciem jest Mariusz Mac na instagramie i zrobiłam według jego przepisu (oczywiście jak to ja lekko modyfikując po swojemu) Dutch Baby na śniadanie oraz zupę krem cebulową - najlepsza jaką jadłam w życiu!



Rośnie nam też mały kucharz, który robi przepyszne gofry od a do z!



Ostatnio w sypialni pojawił się nowy wełniany dywan oraz nowa mata do ćwiczeń.


Dywan to perełka z TKMaxx. Mam nosa do wyłapywania takich cudnych rzeczy.


Uwielbiam to skupienie właścicieli małych rączek. 


Bez tej tablicy nie dałabym rady, chociaż wypełniam ją tylko takimi dodatkowymi wydarzeniami. (kupiona na Allegro) Nie ma w niej regularnych zajęć pozalekcyjnych czy spisanych sprawdzianów szkolnych itp. Mam też zupełnie osobny kalendarz do pracy. Gdyby tak to wszystko pomieścić w jednym, to musiałby być jakiś wielowymiarowy, przestrzenny, mega skompilowany. Same wiecie jak to jest godzić te wszystkie światy ze sobą.


Gdy dom pachnie ciastem...


Bardzo przypasował nam nowy ekran w salonie i lubię, gdy robimy sobie rodzinne seanse filmowe. Wracamy do dawnych filmów. Ostatnio oglądaliśmy "Filipper".


Kanapowcy. Czy widzicie drugiego psa? 
Mój brat bardzo często odwiedza nas z Milenką u nas w domu. Fajnie bawią się z Vincentem. To jest trochę ten paradoks internetu - gdy czegoś nie widać, wydaje się, że tego nie ma. Migawki to tylko ułamek rzeczywistości, bo nie zawsze jest ochota na to, by coś pokazywać. Mój brat woli być incognito, ale widujemy się bardzo często!


Jesienny klimacik w pracy. Nawet nie wiecie jak się cieszę, że przeprowadziliśmy nasz sklep i magazyn do innego miejsca. Długo wahałam się nad zmianą.


Belgiskie czekoladki przywiezione przez męża z podróży. 💕


Badanie krwi i wycie na całą przychodnię weterynaryjną mamy już za sobą. 😂


Udało się. Zrobiłam ogromne porządki w szafie: zredukowałam rzeczy, schowałam letnie ubrania, jestem na bieżąco z prasowaniem. Im mniej w szafie, tym łatwiej jest mi się ubrać. Uwielbiam jesienną garderobę - to są moje kolory!


Nie przepadam za Halloween, nie mam w sobie potrzeby świętowania go, przebierania się czy dekorowania domu w pajęczyny i dynie. Ale jednocześnie nie przywiązuję do niego żadnej negatywnej symboliki. Dla mnie to po prostu zwyczaj, który przywędrował do nas z kultur anglosaskich wywodzący się z dawnych celtyckich obrzędów, czyli święta końca lata i początku zimy, momentu przejścia, kiedy wierzono, że granica między światem żywych a zmarłych się zaciera. Z czasem, w kulturze amerykańskiej, Halloween stało się po prostu zabawą, dzieci przebierają się, chodzą po domach, prosząc o słodycze, a dorośli traktują to raczej jako okazję do spotkań i śmiechu niż do magii czy rytuałów.

I choć sama nie czuję potrzeby wchodzenia w ten klimat, moje dzieci je lubią. Dla nich to po prostu radość, kolory, przebrania w szkole, wspólne pieczenie babeczek w kształcie duszków, oglądanie o tej tematyce filmów i śmiech z lekkim dreszczykiem. I myślę, że to też jest w porządku pozwolić dzieciom cieszyć się chwilą, bez doszukiwania się w tym zła czy powagi. 

Każdy ma swoje własne tradycje, które są mu bliższe. Ja bardziej lubię po prostu cieszyć się jesienią. Zapachem jabłek i cynamonu, wieczorami przy świecach, ciepłym światłem w domu i tym, co łączy nas naprawdę. Święto zmarłych jest dla mnie chwilą zadumy, ale też rodzinnej tradycji, gdy spotykamy się u teściów i jemy nieprzyzwoitą ilość kołdunów. Ale jeśli ktoś cieszy się z Halloween - niech się cieszy. W końcu każda okazja do uśmiechu, nawet w masce czarownicy, jest dobra. Nasze dzieciaki pojechały na Halloween'ową nocowankę do kuzynów, a następnego dnia, 1 listopada spotkaliśmy się przy rodzinnym stole u babci Joli.




Listopad zamierzam przeznaczyć na twórczą pracę i ilustracje do następnych kolekcji. Może uda się  napisać w najbliższym czasie wpis o moich przyborach plastycznych. 


Dziękuję za poświęcony czas i ściskam Was mocno! 

SHARE:
© Magiczny Domek. All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig