Witajcie kochani w Nowym Roku! Ja zaczęłam go z dość sporym spadkiem formy. Od początku grudnia nie mogę wyjść z zapalenia zatok i ostatecznie w styczniu musiałam sięgnąć po antybiotyk. Aktywna jesień i końcówka roku dała mi w kość, ale zawsze staram się wtedy wsłuchać w to co chce mi przekazać moje ciało i włączyłam tryb: zwolnij. Staram się wtedy skupić na swoich myślach, prostych zadaniach i minimalizuję ilość bodźców zewnętrznych. Ale przecież początek roku to właśnie dobry czas na podsumowania i snucie planów na przyszłe miesiące. I chociaż panuje moda na nie robienie postawień noworocznych, to ja jednak lubię odświeżyć swoją głowę i wiedzieć co chcę robić w najbliższym czasie. Większość postanowień jest w zasadzie kontynuacją moich planów, ale dobrze mi z tym, że mogę znów spełniać swoje marzenia z czysta kartką.
Wiele mówi się też o noworocznych zbawiennych porządkach i powiem Wam, że chociaż to takie sztampowe i banalne, to ja w to bardzo wierzę. Początek roku akurat przypada w dobrym okresie do tego typu działań. Jest zima, spędzamy znacznie więcej czasu w zaciszu swojego domu, sprzątamy poświąteczne dekoracje i jakoś naturalnie chcemy poczuć powiew świeżości. Oczyszczanie swojej przestrzeni ma działanie terapeutyczne, prostujące myśli. I chociaż czasu mam teraz jak na lekarstwo, to właśnie przekornie staram się znaleźć czas na oczyszczanie naszych wnętrz, bo wiem, że dzięki temu lepiej będzie funkcjonowała moja codzienność. Pozbywam się niepotrzebnych rzeczy, nadaje domu więcej oddechu i przede wszystkim dostosowuje dom do naszych potrzeb. Pomyślałam sobie, że podzielę się z Wami moją styczniową oczyszczającą przygodą i umieszczę cykl postów o redukowaniu własnej przestrzeni.
Wiadomo, że często gruntowne porządki robi się przed świętami, ale może przyznacie mi, że całe świąteczne zamieszanie, sypiąca się choinka, okruszki świątecznych ciasteczek, masa makulatury z papieru zdobiącego prezenty oraz poświąteczne dojadanie resztek jedzenia ze świąt na kanapie jakoś ten efekt niweluje. Po sylwestrowym szaleństwie trzeba porządki zacząć na nowo skupiając się nie tylko na tym, by uporządkować i upiększyć przestrzeń, ale by nasz dom nas nie przytłaczał nas nadmiarem przedmiotów, których nie potrzebujemy i nie używamy. To trochę głębsza sprawa niż tylko redukcja strefy materialnej, to namacalny dowód na to, że znamy siebie i nasze potrzeby.
Dziś zacznę od porządków w mojej toaletce. Jakiś czas temu kilkakrotnie zredukowałam ilość kosmetyków kolorowych i postanowiłam przez kilka miesięcy przyjrzeć się sobie uważnie. Jak tak naprawdę lubię się malować? Jak często się maluję i na jakie okazje? Czy wszystkich kosmetyków używam? Jakie kosmetyki są mi potrzebne do podkreślenia mojej urody?
Jestem już na takim etapie, że już wiem, że pomimo, iż panują na świecie jakieś reguły (chociażby zasady makijażu) to należy je przede wszystkim dopasować do siebie. Nie żałuje swoich prób, testowania, obejrzenia kilkadziesiąt (a może kilkaset) tutoriali na youtube o tym jak wykonać poprawnie makijaż. Myślę, że ta wiedza jest większości kobiet bardzo potrzebna, bo większość z nas lubi podkreślać urodę strojem i makijażem, by czuć się dobrze i wydobyć lepszą wersję siebie. Tą potrzebę miały i Egipcjanki, jak i teraz współczesne kobiety wielkich miast. W różny sposób, nawet w najdalszych prostych plemionach, kobiety po prostu chcą się podobać. Sobie, swoim koleżankom oraz mężczyznom. Ja również nie wyobrażam sobie, bym mogła zrezygnować z tego sposobu podkreślania kobiecości, chociaż na co dzień, gdy jestem w domu, nie maluję się wcale, lub naprawdę minimalnie. Jednak cała tą wiedzę o kosmetykach kolorowych przefiltrowałam przez pryzmat własnej osoby. Wiem co lubię podkreślić, jakie składniki mi służą, czego używam za każdym razem wykonując makijaż, a czego sporadycznie. Przede wszystkim mój obecny makijaż dostosowany jest do mojego obecnego trybu życia. Zdałam sobie sprawę, że najlepiej czuję się w delikatnym makijażu. Gdzie stawiam na nieskazitelną cerę, lekko podkreślone oczy (w mocnym makijażu oka wyglądam po prostu starzej) i podkreślone usta w takich brudniejszych barwach, które tylko delikatnie podbijają kolor moich ust. Lubię też, gdy makijaż oddycha, więc bardzo mocno kryjące podkłady odeszły już u mnie do lamusa. Chcę jednak podkreślić, że również lubię kobiety, które lubią się mocniej umalować i zdaje sobie sprawę, że wiele też zależy np. od tego gdzie ktoś pracuje. Inaczej będzie malowała się kobieta chociażby pracująca w korporacji, której strój i nienaganny, trwały makijaż pełni specyficzną funkcję. Czasami jednak kobiety zakrywają swoje piękno pod obca maską. Jakiś czas temu mignął mi jakiś filmik jak maluje się najmłodsza z Kardashianek i doznałam szoku! ;) Zdecydowanie nie jest to typ makijażu, w którym ja osobiście czułabym się sobą. Myślę, że problem z posiadaniem zbyt wielkiej ilości kosmetyków kolorowych jest albo młody wiek i faza testowania, albo zbytnie sugerowanie się nowościami i tym jakich produktów używają inni. Warto zrobić porządki pod kątem własnych potrzeb.
W ramach styczniowego oczyszczania wzięłam się za swoją toaletkę. Zobaczcie co z tego wniknęło.
Już jakiś czas temu obiecałam sobie, że nie będę kupowała kosmetyków kolorowych dopóki mi się nie skończą. I tak oto kilka moich ulubionych kosmetyków mam do dziś i nie kupiłam żadnego zamiennika. Róż, bronzer, cienie do powiek, rozświetlasz - to są takie produkty, których nawet przy codziennym użyciu nie zużyjemy przez nawet 2 lata.
Najczęściej w tym roku kupowałam (po zużyciu poprzedniego) - tusz do rzęs, korektor pod oczy czy puder/podkład. Moją słabością były szminki, które lubiłam testować, ale od jakiegoś już dłuższego czasu doszłam do wniosku (oczywistego ;) ), że przecież tu nie chodzi o kolor sam w sobie, ale o to by szminka pasowała do mnie. Nie muszę ich mieć tak dużo (tym bardziej, że nie wiem jak Wam, ale mi szminki wcale aż tak szybko się nie zużywają).
Chociaż pilnuję się od dłuższego czasu, pozbyłam się kilku produktów. Część sprzedałam, a część oddałam najbliższym.
Bardzo lubię naturalny lekki makijaż, ale rozświetlony rozświetlaczem. Dlatego w swojej kosmetyczce mam świetny, naprawdę niedrogi Goddess of Love, który nie ma nachalnych drobinek a ładnie nabłyszcza skronie.
Od lat ten sam (czy on mi się kiedyś skończy?) najlepszy bronzer marki BareMinerals, który można ładnie stopniować, pasuje i latem i zimą (chociaż zimą czasami omijam ten krok w makijażu) i świetnie też służy mi czasami jako brązowy cień do podkreślenia załamania powieki.
Róż idealny! Mac w kolorze Fleur Power. Idealnie współgra z moją karnacją i pasuje niezależnie od pory roku. Baaaardzo wydajny.
Tak jak mówiłam, nie przepadam za mocnym makijażem oka. Mam dość głęboko osadzone oczy i mocną oprawę oka, wiec nie muszę aż tak jej podkreślać. Lubię jednak ujednolicić powiekę matowym cieniem w kolorze cielistym i najlepszym naturalnym produktem, który znalazłam to cień od Lili Lolo w kolorze Stark Naked. Czasami też używam na powiekę Moonstone marki Becca (który nie zachwycił mnie jako rozświetlacz).
Jeśli ktoś nie ma problemów z cieniami pod oczami lub ma większość przespanych nocy w roku, może naprawdę darować sobie używanie korektorów i bez sensu by ich używał tylko dlatego, że inni tak robią. Ja niestety właśnie przez głęboko osadzone oczy bez korektora czuję bardzo źle. Bardzo ceniłam sobie kultowy korektor z YSL, ale gdy mi się skończyło kolejne opakowanie spróbowałam nowość marki Nude by Nature i jestem zakochana! Idealna konsystencja. Gęsta, kryjąca, ale jednocześnie lekka, naturalna i nawilżająca. Mam kolor 03, który jest bardzo jasny i pięknie rozświetla oko, ale na wiosnę lato wybiorę chyba ciemniejszy odcień (05).
Używam też korektora w sztyfcie marki Revlon, które używam czasami na chwilowych nieprzyjacieli.
Mam dość wyraziste brwi, ale lubię je delikatnie wypełnić w miejscach gdy są nierówne i je podkreślić. Obecnie mam fenomenalną malutką szczotkę do brwi marki Nude by Nature oraz kredkę. Używam naprzemiennie, lub przy większych wyjściach razem.
Moim podkładem nr. 1 jest puder mineralny marki Laura Mercier. Pisałam o nim sto razy, więc tylko podkreślę, że po nim skóra wygląda jak pupa niemowlaka, a do tego oddycha i leczy się dzięki zawartym minerałom.
Jednak lubię czasami, zwłaszcza zimą użyć płynnego podkładu. Ostatnio zachwycił mnie krem CC Lumene, bo jest bardzo lekki a za razem pięknie kryje. Nie jest to podkład w 100% naturalny jak w przypadku pudru mineralnego, ale nie zawiera parabenów, donorów formaldehydu, oleju mineralnego, alkoholu etylowego. Ładny odcień, piękny zapach i wysoki filtr SPF 20.
On jednocześnie nawilża i delikatnie matuje, ale czasami nakładam delikatną warstwę transparentnego pudru bez talku Claudia Shiffer dla Artdeco. Daje to piękny efekt zminimalizowanych porów i wygładzonej cery.
Moim ulubionym ostatnio tuszem (to już moje 2 opakowanie) jest z tusz pogrubiający z tej samej marki. Ma pięknie opakowanie, jest bardzo wydajny i po prostu pięknie podkreśla rzęsy.
Do oprawy oczy zostawiłam kilka produktów. Kredki do oczu (czarna Colistar i brązowa Bourjois), ulubiony eyeliner (Loreal) oraz beżowa kredka na linię wodną (Sephora). Do temperowania od lat służy mi temperówka Zoeva.
I czy wyobrazicie sobie, że nie mam już absolutni żadnej paletki do oczu ani masy cieni do powiek. Zostawiłam sobie tylko dwa mineralne cienie od Everyday Minerals w kolorze brudnego różu i brązu, którymi tworze smokey eyes na większe wyjścia.
Ilość produktu do ust mocno zredukowałam. Pod ostrzał poszły nie tylko szminki w toaletce, ale we wszystkich moich torebkach i zostawiłam tylko dwie kredki - cielistą którą nawet wolę podkreślić kształt ust jakby od zewnątrz (Golden Rose jest świetna) i jedną Bourjois w kolorze 01 którą czasami podkreślam usta i nakładam na to balsam Mokosh. Zostawiłam jeden szminko-błyszczyk na specjalne okazje w kolorze malinowej czerwieni, bo jest mi w niej dobrze i można fajnie stopniować efekt. Można ją delikatnie rozmasować palcem dla uzyskania delikatnego efektu, albo bezpośrednio zaaplikować i wtedy czerwień jest intensywna.
Pozostałe szminki czyli ulubiona Pupa 202 w kolorze moich ust oraz 3 najlepsze moje kolory z Mac (Syrup, Plumfull, Capricious) są moimi codziennymi szminkami. Całej reszty się pozbyłam, bo chociaż miałam kilka fantastycznych kolorów marki Mac, to jednak nie często po nie sięgałam i się marnowały. Ten zestaw jest naprawdę wystarczający i różnorodny (każdy kolor jest inny).
Obecnie w moich szufladkach jest czytelne i klarowne, a wszystkich kosmetyków naprawdę używam.
A poniższe kosmetyki powędrują dalej. :)
Kolejnym etapem styczniowych porządków było mycie pędzli oraz ich redukcja. Czterech z nich praktycznie nie używałam, więc nie zamierzam ich dłużej trzymać.
W kwestii perfum, też już jakiś czas temu zredukowałam swoje zbiory, które i tak na tle kobiet, które znam nie były jakieś imponujące. Obecnie mam tylko jedne (!) perfumy, które służą mi i na dzień i na specjalne okazje. Pasują do mnie w 100% i dlatego się ich trzymam. To Chanel Chance.
Pędzle się suszą, toaletka oczyszczona, a ja cieszę się, że kolejny kącik udało mi się nie tylko oczyścić w sensie dosłownym, ale pozbyłam się ciężaru oczekiwań ludzi z zewnątrz. Jak wiele rzeczy robimy dlatego, że wypada, dlatego, że tak ogólnie się przyjęło, a nie dlatego, że naprawdę osobiście sprawia to nam przyjemność. I chociaż nie jestem zagorzałą minimalistką, to jednak uważam, że umiar w ilości posiadanych rzeczy sprzyja rozwojowi wewnętrznemu oraz upraszcza codzienne funkcjonowanie. Osobiście o wiele lepiej jest mi i łatwiej, gdy nie muszę zastanawiać się jakiego różu powinnam użyć, bo mam tylko jeden możliwy wybór.
Wolę nasze wnętrza, gdy pomimo przytulnego klimatu są przejrzyste i funkcjonalne, dlatego jeśli będziecie mieli ochotę zapraszam Was na kolejne porządki w Magicznym Domku już niebawem na blogu. Mam nadzieję, że taki styczniowy format przypadnie Wam do gustu.
Do napisania! :*
Tęskniliśmy! Już nie mogę się doczekać kolejnych postów.
OdpowiedzUsuńALEEEE PIĘKNIE U CIEBIE KOCHANA! :)
OdpowiedzUsuńPorządek musi być :)
Nude by Nature już dawno za mną chodzi, muszę w końcu przetestować coś tej marki, na FB codziennie pojawiają mi się kuszące reklamy :)
Tęskniłam super czekam na nowe posty pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńOczywiście że przypadnie! Uwielbiam,czytam i napedzasz mnie do działania jak niejeden poradnik ...😘To ruszam do lazienki!😉
OdpowiedzUsuńFajny post. Ja również wzięłam się za styczniowe porządki. Gusiu a kiedy zamieścisz odpowiedzi na przedświąteczne pytania? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak kochana, będą odpowiedzi, ale do nich muszę sobie na spokojnie usiąść. Z racji, że trochę mam na głowie, to w sercu bardziej czuję potrzebę oczyszczenia swojej przestrzeni i napisania Wam o tym, ale obiecuję że pytania i odpowiedzi nie przepadną! :)
UsuńJa też zaczęłam nowy rok od wielkich porządków, ale na pierwszy rzut poszła kuchnia, ostatnio miałam wrażenie, że nie potrafię w niej już funkcjonować przez nadmiar rzeczy:-( Zaniedbałam ją, bo niedługo remont ale stwierdziłam, że tak dalej być nie może. Jestem w połowie, a już zyskałam kilka szafek:-) Przede mną jeszcze garderoba i biblioteka:-) O ile pozbywanie się ubrań czy kubków nie jest dla mnie żadnym problemem, to z książkami jest gorzej:-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Moj ulubiony cykl!!!Czekam na kolejną oczyszczoną przestrzeń!Uwielbiam Cie czytac!!!
OdpowiedzUsuńSuper, że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuńCzy możesz zamieścić zdjęcie na którym widać kolory pomadek? Pozdrowienia
podala nazwy, wiec mozesz sobie wszystkie kolory znalezc w google.
UsuńSuper, chętnie zobaczyłabym relacje z porządków w Twoim wykonaniu, aby utrzymać moją motywację :). Ostatnio zaczęłam oglądać na Netflixie sprzątanie z Marie Kondo, ale jakoś po pierwszym odcinku się rozczarowałam, bo liczyłam na sporo praktycznych technicznych wskazówek i trików, a nie rzewne reality show ;)
OdpowiedzUsuńPaulina
Jestem z Wami od 2011 r. To jedyny czytany przeze mnie regularnie blog. Zastanawiałam się na czym polega jego czar, co sprawia, że Magiczny Domek działa jak magnes. Już wiem: blog, oprócz pięknych zdjęć, ma też TREŚĆ - nawet jeżeli dotyczy pozornie błahych spraw. Motywuje do działania. O wyzierających z każdego kąta i literki spokoju i harmonii nawet nie wspominam ;) Nieraz stawiały mnie do pionu w trudnych chwilach. Również na instagramie trzymasz poziom i nie wrzucasz codziennie zdjęć kawy na tle coraz to innej poduszki. Dziękuję za te wszystkie lata i proszę o więcej :) Bardzo doceniam, że nie zrobiłaś ze swoich wpisów reklamy. Bardzo.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo a te słowa! :*
UsuńPopieram i z tych samych powodów i ja tu zaglądam i czekam na nowe wpisy :) Pozdrawiam.
UsuńOoo czekałam! Codziennie sprawdzałam, czy jest nowy post :)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł z tym oczyszczaniem przestrzeni! Ja również (tak jak ktoś wyżej komentował) muszę zabrać się za kuchnie, bo zrobił się tam niezły składzik, a miejsca jak na lekarstwo. Dziękuję za motywację! :) W tym sprzątaniu rzeczywiście najlepsze jest to uwolnienie się od... nawet nie wiem jak to nazwać...? W moim przypadku to chyba pozbycie się ciągłego myślenia, co zrobić z tą rzeczą (wyrzucić, zostawić, oddać itp.) i wyrzutów sumienia, że nie używam, że szkoda, a miejsce zabiera.
Uwielbiam takie wpisy-motywujesz do sprzątania i oczyszczania domu i siebie z nadmiaru rzeczy!😊 A że post o tematyce kosmetycznej To już dla mnie podwójne szczęście😊😊
OdpowiedzUsuńW tamtym roku po podobnym wpisie u Ciebie posprzątałam kosmetyki. Okazało się, że niektóre miały ponad 10 lat!
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo się cieszę, że jesteś Gusiu! Ten blog to moje ukojenie, inspiracja i jakiś taki czar płynący nieprzerwanie od tylu lat ...dziękuję
OdpowiedzUsuńMuszę zabrać się za swoją kosmetyczkę, zainspirowałaś mnie :)
OdpowiedzUsuńJa z innej beczki, ale nie mogłam sobie odmówić, jestem zachwycona wszelkimi sekretarzyko-biurkami, a ten który stoi u Ciebie jest bardzo romantyczny i uroczy :) w moim guście ;) no i zdjęcia znowu się powtarzam- życie!
OdpowiedzUsuńAsia
Oho! Czuję, że jutro i u mnie czas na takie porządki :)
OdpowiedzUsuń