04 lipca 2024

Migawki Czerwca '24

Zasiadam do migawek z pulsującymi nogami, bo zrobiłam dziś (i w całym minionym miesiącu!) masę kilometrów załatwiając wszelakie życiowe sprawy. Cenię sobie spokojne życie bez pośpiechu, a jednak nie zawsze udaje mi się zbuntować przeciwko pędzącemu światu. Oczekiwań, które stawiają nam najbliżsi i pilnych przedsięwzięć jest tak wiele, że w tej ilości spraw można łatwo zatracić siebie.

Mocno wierzę, że wakacje w domu dadzą nam trochę wytchnienia. Wrócę do prostych czynności, nie będę czuła presji czasu i nacieszę się w pełni latem. Dziś wracam myślami do czerwca, z którego wycisnęliśmy maksymalnie ile się dało. Czas odpocząć. :) Ale póki co zapraszam Was do migawek z minionego miesiąca.

Dzień Dziecka - to w naszej rodzinie nie prezenty, a czas wartościowy. Było słodkie śniadanie na tarasie i rodzinna wycieczka rowerowa.

Będzie rosołek, który jest dobry na wszystko. Instynktownie sięgam po niego, gdy czuje, że szwankuje nam zdrowie lub gdy trzeba trochę pokrzepić umysł.


Piękna róża z naszego ogrodu.

Niekończące się prace plastyczne Marysi.

Nasz kłębuszek.

W tym miesiącu czułam ogromną potrzebę odgracenia naszej życiowej przestrzeni i robiłam bardzo dużo domowych porządków. W szafkach i szufladach w kuchni, w kosmetykach kolorowych i do pielęgnacji, w garderobie z butami i płaszczami, w szafie, w obrusach, w pościelach. A w każdym z tych miejsc pozbyłam się połowy rzeczy i nawet nie wiecie jaką ulgę poczułam.

Wypucowaliśmy po zimie również przyczepę kempingową.

Byłam jednak bardzo z siebie dumna, że tak dokładnie sprzątnęłam przyczepę i poukładałam rzeczy po zeszłym sezonie. Było o wiele mniej pracy. :)


Czerwiec ma smak truskawek.


Wykorzystaliśmy weekend, gdy dzieci były u Babci na porządki ale też romantyczną kolację na tarasie. 


Ostatni miesiąc szkoły. Lubiłam te dni, gdy Marysia szła później do szkoły, miałyśmy wtedy poranki tylko dla siebie.


A tu ktoś przyszedł na poranne pieszczoszki. 


Gabrysia, chociaż do przedszkola chodziła do końca czerwca, miała uroczyste zakończenie 7 latków trochę wcześniej. Z łezką w oku kończymy pewien etap i trzeba było to osłodzić wyprawą na lody.


A potem uciekliśmy na weekend na camping.


I praktycznie cały czas jeździliśmy na rowerach.


Ciechocinek. Naprawdę lubię to miejsce, bo czas płynie tu zupełnie inaczej. Nikt się nie śpieszy, nikt nie jeździ samochodem, pełno starszych uśmiechniętych ludzi i cudowne powietrze, nie tylko przez słynne tężnie, ale przez piękne wiejskie otoczenie poza granicami miasteczka. 


Mali turyści. :)


Mieliśmy kino na kanapie w przyczepie w deszczowe popołudnie.


Mnie udało się przeczytać całą książkę, która wzbudziła we mnie tęsknotę za czasami, których nie mam prawa pamiętać.


Graliśmy w gry planszowe.


Wieczorami, gdy dzieciaki już spały mieliśmy wreszcie czas spokojnie porozmawiać o czymś więcej niż o bieżących sprawach. :)


 Rozkoszowaliśmy się smakami dzieciństwa.


Takiego wyjazdu było nam potrzeba. Razem, blisko natury, bez pośpiechu i narzuconego planu.



Czy to letnie przesilenie? Był czas kiedy trudno było nam wstać z łóżek.



W Layette spokojnie realizujemy wszystkie zamówienia indywidualne i do sklepów partnerskich. Na miejscu mam niezawodną  Andżelikę - moją prawą rękę, przez co mój czas pracy nie ma sztywnych ram i łatwiej jest mi ją łączyć z życiem rodzinnym. Chociaż wiadomo, że w głowa cały czas pracuje co tu by jeszcze stworzyć, wykreować i jak to wszystko ze sobą pogodzić. ;)


Nazbierało się trochę trosk i miałam tego dnia okropny nastrój. Gdy przez godzinę rozmawiałam z Anią przez telefon żaląc się na to czy owo, ona nagle z tym telefonem i z makaronikami w ręku stanęła w moich drzwiach. Bardzo tego potrzebowałam. Dziękuję :*


A po nocy przychodzi dzień, a po burzy słońce.


Bukiecik od męża.


Niełatwe pożegnania w domu. Marysia tuż po zakończeniu roku szkolnego pojechała na swój pierwszy samodzielny wyjazd na obóz jeździecki.


A mali majsterkowicze zostali. ;)


Biznesowe spotkania mogą być bardzo przyjemne, a jakie inspirujące! 


Zbliżają się moje urodziny i parę dni wcześniej dostałam w prezencie od Pana Poślubionego gramofon. Jak dobrze, że moja mama zostawiła tyle pięknych płyt po sobie i po Babi, a nawet znalazły się moje słuchowiska z dzieciństwa!



Pewnego dnia, zupełnie w środku tygodnia uciekłam do pałacu, w którym na kilka dni zamieszkała moja przyjaciółka Ania. To był tak uroczy dzień, że obiecałam sobie częściej odrywać się od rzeczywistości różnymi przyjemnościami i małymi wycieczkami.




Takie urocze miejsce zaledwie 40 min od Magicznego Domku.




Czas wracać, bo czeka mnie jeszcze trochę przygotowań do mojego urodzinowego przyjęcia. :)


Więcej o moim urodzinowym Tea Time w ogrodzie przeczytacie w poprzednim poście: tu.



Zdecydowanie lubię romantyzować rzeczywistość. :)


Urocza poduszka.


Mamo rozłóż koc, będę się opalać. :)


Ten kącik daje mi ukojenie. Odkładam cały świat na bok i czytam książki w letnich koszulach nocnych w uroczej pościeli, ciesząc się z świeżego powietrza za oknem.


Gdy już wybiorę wszystkie zdjęcia, które chcę zamieścić w migawkach i zaglądam do ułożonej kompozycji i napisanego tekstu, nasuwa mi się myśl, która zaprzątała mi głowę jeszcze na studiach.

Tworzyć chwile czy je uchwycać?

Po tych cudownych, niekiedy trudnych, słodkich i gorzkich chwilach, które pojawiają się w życiu człowieka myślę, że prawidłowa odpowiedź brzmi: i jedno i drugie. 

Warto chwytać i być uważnym na otaczające nas dobro i piękno, lecz nie czekać aż do nas samo przyjdzie. Warto mieć odwagę, by wyzwolić się z czegoś co nam nie odpowiada i tworzyć niezapomniane chwile, które czynią nasze życie szczęśliwszym. 
Chociaż w tym miesiącu pojawiło się trochę przeciwności losu, jestem z siebie niezmiernie dumna, że szukałam pretekstu do przeżywania chwil, do których w tej chwili uśmiecham się czuło, które pomogły mi przetrwać wewnętrzne zawirowania. Zbiór tych chwil, to właśnie migawki każdego miesiąca, które z sumiennością umieszczam na stronach mojego blogowego pamiętnika.

Dziękuje Wam niezmiernie za poświęcony czas i zapraszam niebawem do kolejnych wpisów.
SHARE:

02 lipca 2024

Urodzinowy Tea Time

Witajcie kochani po dłuższej przerwie, która wynikała z tego, że czerwiec był tak intensywny, że mam wrażenie, iż pomieścił w sobie o wiele więcej dni niż podpowiada kalendarz. Działo się na prawdę dużo, ale zanim pojawi się podsumowanie miesiąca, chcę Was zaprosić na wyjątkowe migawki z moich urodzin. :)

Wyjątkowe chociażby dlatego, że swoje ostatnie urodziny wyprawiałam 10 lat temu i przez dekadę skupiałam się głównie na przygotowywaniu urodzin dzieci. Oczywiście moi bliscy o mnie pamiętali. Przez ostatnie trzy lata moje urodziny przypadały podczas podróży przyczepą kempingową i wtedy całą paczką szliśmy do restauracji to uczcić, jednak prawdziwego przyjęcia nie było od wielu lat. 

Powiem szczerze, że pomimo mojej okrągłej rocznicy, urodziny mogły się nie odbyć, gdyż byłam dość przemęczona po ostatnich rodzinnych imprezach - Wielkanocy, urodzinach Gabrysi oraz w końcu niedawnej komunii Marysi, że przeszła mi myśl, żeby sobie odpuścić. Przeraziła mnie ilości osób, które miałabym zaprosić, rodziny, przyjaciół oraz całej gromady dzieci i wtedy pomyślałam sobie, że zrobię to dla siebie w formie jaka mi w 100% odpowiada. Pomysł na urodzinowy Tea Time tylko z najbliższymi dziewczynami wpadł mi do głowy dosłownie w sekundę i już po chwili pisałam SMSy by zarezerwowały sobie termin. :)

Klimat przyjęcia urodzinowego to kombinacja klimatów, które są bliskie mojemu sercu. Od lat zbieram biało-niebieską porcelanę i rozsmakowana jestem w piciu herbaty, kocham słodkości i mam do nich niewątpliwą słabość, uwielbiam filmy kostiumowe i z wielką przyjemnością śledzę serial Bridgertonowie, zaczytuje się w książkach z dawnych czasów i kocham ogrodowe przyjęcia. Pomysł narodził się błyskawicznie i wyszło dosłownie tak jak sobie wymarzyłam. 


Na popołudniowym Tea Time przygrywał nam gramofon, który jest wspaniałym prezentem na urodziny od Pana Poślubionego wraz z płytą ze ścieżki dźwiękowej z Bridgertonów. Bardzo podobają mi się popularne piosenki różnych twórców w klasycznym wydaniu. Z pewnością ten kącik nadawał niepowtarzalnego klimatu.


W tle prezenciki, które przygotowałam dla dziewczyn, by podziękować za ich obecność i by poczuły się wyjątkowo. A w nich między innymi mini herbaty w puszeczkach. :)




Przyjęcie zorganizowałam na tarasie przygotowując stół z herbatą, przekąskami i masą słodkości. Wszystko w klimacie angielskiego podwieczorku.




Oprócz słodkości na piętrowych paterach (czyli ptysi oraz błękitnych i różowych ciastek), które zamówiłam w zaprzyjaźnionej cukierni, wszystko było domowej roboty. Były wytrawne tartaletki z sałatką z kukurydzą, serem, ananasem i tuńczykiem, angielskie kanapki z pastą tuńczykową, krakersy z mozzarellą i nektarynką oraz gruszką i gorgonzolą oraz kanapeczki z serkiem i łososiem. Zrobiłam też filiżanki z rozmaitościami (czyli coś a la deska serów i wędlin, ale poukładane razem w filiżankach). Był też sernik na zimno (oj oj nie polecam w takie upały ;P) i biszkopt z galaretką. Były też makaroniki, które uwielbiam i niewątpliwie nadają odpowiedniego klimatu popołudniowej herbatce.


Po jakimś czasie podałam również zupę serowo porową z klopsikami, byśmy się nie zasłodziły tymi pysznościami. ;)



Dziewczynom nakazałam ubrać się w stylu empire tylko w błękitach i bielach i muszę przyznać, że spisały się wyśmienicie!

Sama w tym stroju czułam się wyśmienicie i chyba do tego przyczyniła się Penelope z 3 sezonu Brigertonów (kto oglądał ten wie ;) ). I chociaż jest mnie teraz trochę za dużo, to po prostu lubię siebie i uważam, że kobiecość nie powinna być definiowana rozmiarem.

Ponieważ była to impreza iście dziewczęca, Pan Poślubiony pięknie obsługiwał nas na samym początku imprezy. Tak wczuł się w rolę, że przez jakieś 20 min stał wyprostowany z kieliszkami prosecco na tacy. :P


Na tą okoliczność mnie zaskoczył i założył swój surdut z naszego ślubu! :P

My czułyśmy się jak prawdziwe damy. To było przeurocze popołudnie.




Jeśli chcecie zobaczyć więcej z urodzin to zapraszam do obejrzenia filmiku, który wrzuciłam na Instagram. Uwielbiam tworzyć migawki, również w ruchu. :)


Tort bezowy wyszedł idealnie (chociaż do bezy podchodziłam dwa razy ;P). Nie za słodki, lekki - to miła odmiana, po tych wszystkich rodzinnych biszkoptach tematycznych.

Prezenty dostałam przecudowne, dlatego z miłą chęcią zatrzymam je tu sobie na pamiątkę.

Oprócz wspomnianego wcześniej gramofonu, dostałam dwie płyty analogowe. To początek mojej kolekcji. (Więcej o kąciku do grania i płytach napisze w jednym z kolejnych postów).


Słucham przeróżnej muzyki i chyba to widać po tytułach. ;) Drugą płytą byłam o tyle mile zaskoczona, że bliska mi osoba jak tylko zobaczyła, że dostałam taki prezent (w relacji na Instagramie) to następnego dnia podarowała mi taką perełkę.

Od Juli i Agaty dostałam kilka prezentów w moim stylu (i trochę w stylu przyjęcia) :) 

Przepiękną, dużą puszkę z angielską herbatą. :)


Sole do kąpieli, które uwielbiam.


Przepiękny szkicownik.


Zestaw do haftowania...z przyczepą kempingową. :)


Oraz przepiękną nocną koszulę z delikatnymi haftami. Jest przeurocza!

Urodziny bez książki byłyby niezaliczone. :) To nowa książka o Simonie Kossak z mnóstwem zdjęć okiem jej wieloletniego partnera. To szalenie ciekawa postać!

Idąc tropem natury dostałam od teściowej piękny kwiat do ogrodu.

Cudnie pachnąca kula do kąpieli z Lusha z kolekcji Brigertonów w kształcie makaronika. :)


Prezenty zdominowała przepiękna biżuteria, z której się ogromnie cieszę, bo ogólnie nie mam jej za dużo.

Dwie pary przepięknych kolczyków do różnych stylizacji.



Dwa wyjątkowe naszyjniki. Jeden z ukrytą wiadomością i miejscem na malutkie zdjęcie.




Przepiękny złoty pierścionek z czarnymi brylantami. Dziewczyny zaszalały! Oprócz pierścionka zaręczynowego nie miałam nigdy takiej biżuterii! :)


Nawet opakowania były piękne i klimatyczne.


Gdy tak ze starannością rozkładałam prezenty Marysia powiedziała, że muszę się ogromnie cieszyć z tych przedmiotów. Odpowiedziałam, że rzeczywiście nie wyrosłam z tej naszej zabawnej, rodzinnej cechy, gdy rozkładamy sobie podarunki na biurkach i przez kilka dni je podziwiamy zanim zaczniemy "używać". :) Marysia zauważyła, że nigdy nie dostałam tylu prezentów na raz. Rzeczywiście, tych czasów nie miała prawa pamiętać... ;)

Jestem niezmiernie szczęśliwa moich okrągłych, wyjątkowych urodzin. Jeśli życie zaczyna się po czterdziestce, to czuje, że moje urodziny to świetny początek. :)

Ściskam Was serdecznie, a już lada moment pojawią się migawki minionego miesiąca.

:*

SHARE:
© Magiczny Domek. All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig