Witajcie w Nowym Roku!
Mam nadzieję, że weszliście w niego z nową energią i pełni nadziei. Ja osobiście bardzo cieszę się na powiew styczniowej świeżości, bo chociaż wiem, że z dnia na dzień świat się nie zmienia, a problemy dnia codziennego nie znikają, to jednak można starać się każdego dnia budować swoje otoczenie od nowa. Tak wiele rzeczy jest od nas niezależnych, ale wciąż pozostaje mnóstwo tych, na które mamy wpływ. Warto nad tymi sprawami się pochylić.
Nowy Rok zaczynamy z nowym cyklem na blogu. Myśli przeplecione książką i przepisem. Zdjęcia z codzienności połączę ze spontanicznymi przepisami z dań, które będą królowały u nas na talerzu oraz z książką i innymi polecajkami, które w danym okresie są dla mnie ważne. O przepisy prosiliście mnie nie raz, więc postanowiłam trochę się do nich przyłożyć (kuchnia będzie prosta, ale bardzo aromatyczna) a temat książek uważam za bardzo interesujący, zwłaszcza w dzisiejszym świecie pełnym medialnych pokus. Zawsze lubiłam książki, ale miewałam między nimi większe przerwy. Od ponad roku, czytam książkę za książką i widzę niesamowity wpływ na mój dobrostan. Książki prowadzą mnie do kolejnych odkryć i pozycji, co pozwala mi w moją codzienność wpleść różne życiowe smaki.
Dziś podzielę się z Wami nastrojem, który panuje u nas na początku roku. Chociaż końcówka zeszłego roku nie była łatwa (9 tygodniowy pobyt Taty w szpitalu) i dodatkowe obowiązki związane z opieką nad nim (obecnie jest zupełnie leżący w domu) nie należą do najłatwiejszych, jednak kolejny raz przekonuje się o tym, by z pokorą przyjmować to co nas spotyka i robić swoje, a o całą resztę, czyli kreowanie swojego szczęśliwego życia, trzeba zatroszczyć się samemu. Wymaga to elastyczności, ale przede wszystkim pogody ducha i zrozumienia swoich potrzeb. Na początku roku lubię się wyciszyć, trochę wycofać, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Spędzam więcej czasu na domowych, oczyszczających (również myśli) porządkach, więcej piszę i zagłębiam się w różne zagadnienia spisując je codziennie przed pójściem spać w kalendarzu i poszukuje inspiracji, które mnie ukoją od wewnątrz.
Być może tak już jest, że gdy mamy bardzo aktywne życie z masą spraw na głowie: opieką i wychowaniem dzieci, dokonywaniem nieskończenie wiele decyzji w życiu zawodowym, próbą pogodzenia życia towarzyskiego z dbaniem o dom i bieżące sprawy oraz z całą logistyką by te światy ze sobą pogodzić, owocuje tęsknotą za spokojniejszymi chwilami. Dla mnie te chwile zwolnienia są moją deską ratunku, momentami, które powodują, że słyszę i rozumiem samą siebie. Tyle się dzieje na co dzień, pęd bywa niewyobrażalny a przebodźcowanie nieodłączną częścią codzienności, że "nuda", spokój i cisza zdaje się być czymś o co trzeba świadomie zawalczyć. Znajduję na to przeróżne sposoby, które będę chciała Wam w ramach tego cyklu przemycić.
Jedną z pierwszych wewnętrznych potrzeb wraz z nadejściem stycznia jest ogarnięcie przestrzeni i zminimalizowanie ilości przedmiotów w otoczeniu. Schowałam już choinkę oraz wszelkie świąteczne ozdoby i wyprałam wszystkie zasłony oraz wymieniłam poszewki poduszek w naszym salonie. Dosłownie zapachniało świeżością.
Jako wielka miłośniczka dekoracji wnętrz rozmyślam często nad zmianami w domu. Z pewnością jakieś w tym roku się pojawią, ale to pomieszczenie przez ostatnie lata nabrało swój swoisty charakter, którego nie czuję potrzeby zmieniać. Większość przedmiotów dosłownie osiadła i zespoiła się ze sobą powodując, że nie zamieniłabym ich na żadne inne. Uwielbiam ten stolik kawowy (Retrowoods), lniane zasłony z malowanym wzorem (dawna Zara Home) czy kolekcję poduszek, które zmieniam w zależności od nastroju wraz z nadejściem pór roku. Oczywiście klimat nadają też meble, które choć prezentują całą paletę odcieni drewna, tworzą spójną całość. Nie da się ukryć, że lubię styl eklektyczny w kierunku retro. Jesteśmy już w takim wieku, że już nie muszę się z tego tłumaczyć. ;) Jednak ta stylistyka była we mnie od samego początku, od najmłodszych lat.
Zanim przejdę do książki, chcę nakreślić magię, która spowodowała, że po nią sięgnęłam.
Jestem wielką pasjonatką papierniczych wyrobów, uwielbiam kalendarze notatniki czy też różne rodzaje papierów, które służą mi do malowania. Te wszystkie przybory, farby, ołówki i ich piękne opakowania wprawiają mnie w zachwyt od najmłodszych lat. To chyba kompletowanie nowej "wyprawki" do następnej klasy było moim głównym motorem w edukacji. :) Pamiętam doskonale słynny sklep "99 Smoków" w Łodzi, w którym można było znaleźć nietuzinkowe wyroby papiernicze, jak również wszelkie akcesoria z marki NICI.
Gdy jestem w sklepie TKMaxx nigdy nie oglądam się za ubraniami, ale przy regale z papierniczymi akcesoriami zatrzymam się zawsze. Bardzo lubię pisać ręcznie i nie chcę zaniedbać tej umiejętności w dobie cyfrowej rzeczywistości. Gdy moje wieloletnie pióro odmówiło posłuszeństwa, zażyczyłam sobie pióro na Gwiazdkę. Polecam z całego serca te od marki
Kaweco. Nowinkami i ciekawostkami z papierniczego świata mogę podzielić się z moją serdeczną Agatką (również ilustratorką) oraz moim bratem, który podziela moją pasję.
Do faktu, że sięgnęłam po książkę "Kamieliowy sklep papierniczy" przyczynił się też urokliwy kanał na Youtube, który odkryłam przypadkiem już jakiś czas temu. Zaznaczę, że lata świetności w oglądaniu przeróżnych kanałów na Youtube mam już dawno za sobą, ale do tego wracam raz na jakiś czas, gdy chcę coś obejrzeć luźnego, ale jednocześnie nieogłupiającego. Staram się ze wszystkich sił mieć względną kontrolę nad skrolowaniem i unikać zapadnięcia się w dopaminowe filmiki, które mnie przebodźcowują, dlatego wybieram świadomie treści, które mnie budują.
I tak trafiłam na kanał Koreanki Hamimommy, który jest dla mnie rodzajem filmu w stylu
ASMR czyli w przeciwieństwie do większości materiałów rozrywkowych powoduje zrelaksowanie obserwatora poprzez powolny, zamierzony ruch w kadrze oraz cichy i delikatny dźwięk otoczenia, połączony z ciekawymi przepisami kulinarnymi oraz pokazaniem ciekawej (ale bardzo kojącej) codzienności. Można włączyć napisy tłumaczące oszczędną treść i podpisy pod filmem co ułatwia zanurzenie się w świat zwykłej-niezwykłej żony i mamy z drugiego końca świata. Mnie zauroczyła pokora, czystość i staranność i dbałość o piękne kadry autorki, które ukazuje na swoim kanale.
Gdy mignęła mi gdzieś w Internecie książka "Kameliowy Sklep Papierniczy" od razu poczułam, że to jest dobry czas, by ją przeczytać. Książka opowiada o dziewczynie, która dziedziczy sklep papierniczy a wraz z nim fach, który jej rodzina uprawia od pokoleń - pisanie listów na zlecenie. Cała historia napisana jest nieśpiesznie, dryfując w spokoju po kolejnych porach roku, dotykając w niezwykły sposób najważniejszych wartości w życiu. Brak tu szybkiego tempa i zawrotnego temp akcji, bo zdecydowanie nie o to w tej książce chodzi. Ujmuje czułością, spokojem i pokorą. Uwielbiam opisane tu rytuały, smakowanie potraw, czy też logikę w wyborze narzędzi do pisania czy papieru w celu oddania istoty listu, który został jej powierzony.
Ostatnio rozmawiałam z bliską mi osobą o czytaniu książek, która nie może się ostatnio przemóc do żadnej, bo czuje znużenie. Jedynie po co sięga od czasu do czasu, to kryminały, które utrzymują ją w napięciu. I chociaż wierzę w fakt, że wybór i kolejność czytania książek powinien w jakiś sposób wypływać z potrzeb i miejsca, w której obecnie przyszły czytelnik się znajduje, to myślę, że przez szufladkowanie pomijamy wiele pozycji, które mogą nam coś zaoferować. Bliska mi osoba jest bardzo zabiegana i zmęczona, jednak jednocześnie trochę uzależniona od wysokich wibracji przez co nie znajduje miejsca na zwolnienie i ukojenie (a właśnie tego zdaje się potrzebować). Ta książka z pewnością w tym pomaga, ale trzeba być otwartym na wolniejsze tempo i widzieć sens w prostych czynnościach dnia codziennego. Mnie książka ukoiła i cieszę się, że była pierwszą, którą przeczytałam w tym roku. Z pewnością do jej smakowania przyczynił się po części wspomniany kanał na Youtube oraz moja słabość do przyborów i sklepów papierniczych. :)
Czas na obiecany przepis, który stworzyłam spontanicznie inspirując się... zimowym spacerem po naszym ogrodzie.
Uwielbiam gotować, ale nie raz Wam wspominałam, że muszę mieć do tego spokojną głowę. W tygodniu czuję presję, zwłaszcza po powrocie szalonej dwójki z przedszkola, gdy chcą coś zjeść od razu po wejściu do domu, ale nie na tyle dużego, by był to duży posiłek typu kolacja. Miotam się jak oszalała w kuchni jak tylko przekroczę próg domu i umyje ręce, by tylko nie zaczęli czegoś podjadać, gdy nie daj boże wynajdą coś słodkiego w szafkach. Zdecydowanie szukam inspiracji na szybki podwieczorek (wszelkie pomysły w komentarzach mile widziane).
Jestem zupełnie inną osobą, jeśli na gotowanie mam przestrzeń. Czasami może pojawić się nutka adrenaliny, która pojawia się w czasie przygotowań do przyjęć lub gdy mamy kogoś w domu gościć, ale chodzi tu bardziej o spokojną głowę i czas na powolne przygotowywanie dania. Zaznaczę jednocześnie, że bardzo lubię proste przepisy, które nie wymagają stania przy kuchence, ale jednocześnie mają to coś w sobie. Nauczyła mnie tego ciocia Żanetka, która nonszalancko przygotowywała śródziemnomorską kuchnie, podczas moich odwiedzin we Francji czy też Jamie Olivier, który tworzył proste przepisy w swoich kulinarnych programach. Prostota jest naprawdę pyszna! Czasami wystarczy kupić dobre oliwki w marynacie, oliwę i dobry chleb czy bagietkę w lokalnej piekarni by celebrować bogactwo smaków.
Spacerując ostatnio po naszym ogrodzie zauważyłam, że pomimo niskich temperatur nasz tymianek posadzony w donicy przy tarasie nadal ma apetyczne gałązki. Pomyślałam o zapiekanych ziemniakach i aromatycznej piersi z kurczaka.
Do przepisu przyda się świeży tymianek (z ogródka lub z doniczki ze sklepu), gdzie świeże zioła podkręcą prostą potrawę.
Pierś z kurczaka (ja z racji, że przed wolnym weekendem w sklepach były już pustki, sięgnęłam po polędwiczki z kurczaka).
Do szklanego naczynia włożyłam mięso, nalałam sporo oliwy z oliwek, dodałam (opcjonalnie) 2 łyżki dżinu, sól, pieprz wieloziarnisty oraz całą garść ziół i odstawiłam do lodówki na parę godzin. (Podszykowałam mięso po śniadaniu, tak, by było gotowe w porze obiadowej)
Obrałam i wypukałam ze skrobi ziemniaki a następnie je podgotowałam. Po wylaniu wody i odcedzeniu półtwardych ziemniaków dodałam do nich masę przypraw i oliwę z oliwek. Zamieszałam w tym samym garnku, którym je gotowałam, by nie brudzić dodatkowych naczyń.
Gdy zbliżała się pora obiadowa rozłożyłam mięso wraz całą marynatą z ziołami do żaroodpornego naczynia.
Po bokach rozłożyłam ziemniaki a całość posypałam czerwoną cebulą i pokrojonym ząbkiem czosnku.
Włożyłam naczynie do rozgrzanego piekarnika (180°) na ok. 30-40 min z funkcją termoobiegu.
Uwielbiam aromat unoszący się podczas przygotowywania tego typu potraw!
Podałam z prostą sałatką (pokrojony pomidor i kiszony ogórek z dodatkiem śmietany). Proste i pyszne!
Lektura książki uświadomiła mi jeszcze mocniej moje przemyślenia, które nosze w sobie już od jakiegoś czasu. Mam grono serdecznych koleżanek, z którymi niejednokrotnie omawiamy różne nowinki gospodarstwa domowego. Na tapecie są: suszarka do prania, odkurzacz pionowy, termomix czy nowe ekspresy do kawy. O ile bardzo mnie ten temat interesuje, to jednocześnie mam wewnętrzne przekonanie, że całkowite ułatwienie sobie życia nie jest dobre. Od razu przypomina mi się bajka
WALL.E, gdzie ludzkość ma samych pomagaczy i wyręczycieli i porusza się za pomocą wygodnego leżaczka unoszącego otyłych ludzi (którym praktycznie zaniknął układ kostny). Bajka z 2008 roku a jak dosadnie przedstawia jaki wpływ mają również wszelakie komunikatory i media społecznościowe. Oczywiście nie jestem za tym, by żyć teraz w szałasie i nie korzystać z pralki czy zmywarki, jednak nie odmawiajmy sobie celebracji codziennych czynności własnymi rękami w każdym aspekcie. Ja lubię przelecieć rano kuchnię, salon i przedpokój miotełką (taką ręczną!) bez wyciągania odkurzacza czy raz na jakiś czas poddać się ceremonii zaparzania herbaty czy kawy. Ostatnio tak zatęskniłam za tą procedurą, że poświęciłam się i poszłam w najzimniejszy dzień i najbrzydszą pogodę do przyczepy, by wyjąć schowaną tam kawiarkę. Zdecydowanie lubię zrobić coś własnymi rękami, bo chociaż wiem, że można sobie wiele ułatwić, to przez to odbieramy niektórym czynnościom cząstkę magii.
Bo chociaż nie wyobrażam sobie życia bez zmywarki, to chętnie napije się kawy czy herbaty z pięknej porcelany z pełną świadomością faktu, że potem będzie trzeba ją umyć ręcznie. :)
To może na koniec bonus i szybki przepis na kolację?
Skorzystaliśmy z dnia, w którym nasza trójeczka wyruszyła do Babci Joli, więc korzystając ze spokojnego wieczoru przygotowałam lekkostrawną kolację.
Nie dorosłam jeszcze do zupełnej rezygnacji z mięsa, ale jak najbardziej jestem za tym, by je w codziennej kuchni ograniczyć. Jeśli na obiad królowało mięso, nie ma potrzeby na kolację sięgać po np. wędlinę. Bardzo lubimy mozzarellę, więc jeśli szukacie alternatywy do wersji z pomidorem to może przepis Wam również przypaść do gustu.
Kroimy gotowanego buraka (ja kupuje już takie ugotowane w supermarkecie) wraz z mozzarellą. Polewamy oliwą z oliwek, miodem i posypujemy natką pietruszki i orzechami włoskimi. Prosto, zdrowo i pyyysznie!
A na koniec jeszcze dodam, że nie zawsze jest czas na robienie wielkich rzeczy. Czasami nie ma na to spokojnej głowy czy dłuższej chwili na realizację. Ważne by korzystać z tych małych chwil przerwy w codzienności. Nie marnuj ich na przeglądanie telefonu a popchnij kolejną rzecz do przodu. Czekając na poranną kawę sprzątnęłam szafkę z herbatami. Wyrzuciłam te upchnięte na samym końcu (Ups - data ważności 2017 rok!) i szybko i sprawnie ułożyłam to co pozostało. Zajęło mi to max. 10 minut.
Właśnie te pełne świadomości "przerwy" powodują, że udaje mi się zachować spokój i porządek, by lepiej celebrować zwykłą-niezwykłą codzienność.
Mam nadzieję, że nowy cykl na blogu przypadnie Wam do gustu!
Życzę Wam spokoju i wytchnienia, a sobie odnajdywaniu w codzienności chwil na pisanie wpisów na bloga. :)
Do napisania!
Uwielbiam , dziekuje <3
OdpowiedzUsuńJa również dziękuję i pozdrawiam! :*
UsuńDziękuję Gusiu za piękny wpis. Wszystkiego dobrego na cały rok dla ciebie i rodzinki
OdpowiedzUsuńRównież samych cudowności!
UsuńBrawo
OdpowiedzUsuńMerci!
UsuńStrzał w dziesiątkę. Świetny pomysł na nowy cykl. Wpis jest bardzo interesujący. Jak zwykle czytam z zapartym tchem. Jest to miód na moje serce. Proszę o więcej. Pozdrawiam rodzinkę Magicznego domku oraz rodziców. Dużo zdrowia.
OdpowiedzUsuńChociaż to trudny okres, to jednocześnie pełen nadziei i dlatego jeszcze mocniej chce pisać o tych inspirujących, magicznych chwilach dnia codziennego. Cieszę się, że przypadło Ci to do gustu.
UsuńWasz blog jest jedynym jaki czytam aktualnie i z przyjemnością zaglądam❤️
OdpowiedzUsuńJest mi przemiło!
UsuńCuuudny wpis ❤️ Ciepły, wartościowy i motywujący - po prostu magiczny! Dużo dobrego dla całej Załogi Magicznego Domku!
OdpowiedzUsuńDziękuje z całego serca!
UsuńPoproszę o więcej i częściej. Wpis jeden z najlepszych na blogu. A śledzę od samego początku. Pozdrawiam serdecznie ☀️😍
OdpowiedzUsuńOjej jak miło! Aż chce się pisać kolejne!
UsuńDziękuję, czytając łapię oddech. Wszystkiego co piękne w nowym roku.
OdpowiedzUsuńI o to chodzi w moim pisaniu - łapię oddech i ja i czytelnicy. Gdy ktoś czuje z jakiegoś powodu podenerwowanie zaglądając tu na bloga, powinien go unikać ponieważ blog nie jest w żadnym stopniu komercyjny, to chcę by było tu wszystkim dobrze. Nie ilość ale jakość (dobroć). :)
UsuńWspanialy wpis👍🏼😀 wszystko po trochu.Jestem zachwycona Przepis mega szybki i smaczny .(prosze wiecej : pizza , chleb, warzywa Meza z piekarnika )
OdpowiedzUsuńKsiążka warta kupienia.
. Tacie zycze polepszenia zdrowia i przede wszystkim Mamie dużo cierpliwości (nie ma latwo) 🙈 Pozdrawiam serdecznie Ewa
Hallo halo warzywa z piekarnika są moje nie męża hihi - żartuje, on ma wiele swoich popisowych przepisów i postaram się też je również umieścić (ale w sezonie bardziej grilowym czy kociołkowym). Bardzo dobry pomysł z podpowiedzią co byście chcieli - chociaż akurat w tym cyklu chodzi raczej nie o takie wymyślone pod przepis przepisy (bo jednak nie jest to typowy blog kulinarny) tylko takie dania z naszej codzienności, które pojawiły się w ostatnich dniach. Bardzie na pewno więcej. :)
UsuńWspaniały, bardzo inspirujący wpis ❤️
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że przypadł do gustu. :)
UsuńŚwietna sprawa takie praktyczne przepisy,np.porada,aby ziemniaczki przyprawić w tym samym garnku, w kt.się gotowały,bo o to chodzi żeby było i smacznie i dużo nie nabrudzić;)..No i coś w tym jest,żeby niektóre rzeczy robić ręcznie,jest wtedy jakaś inna energia w tym...Albo czy naprawdę trzeba do wszystkiego wyciągać odkurzacz?:)Film"WALL.E"ubóstwiam.Jest wyjątkowy.Ewa.Ps.W nowym roku życzę Ci,abyś miała dla nas jak najwięcej czasu na pisanie.:)
OdpowiedzUsuńDziękuje Ewo z całego serca!
UsuńŚwietny wpis, uwielbiam Panią czytać - myślę, że powinna Pani napisać książkę, jak cieszyć się życiem i każdym dniem.
OdpowiedzUsuńOch dziękuje! Czytam tyle wspaniałych książek, że na dzień dzisiejszy nie miałabym odwagi się skonfrontować. :P
UsuńCudownie sie czyta i przenosi w Magiczny Domek :) Wszystkiego dobrego w Nowy Roku 2024 !!!!
OdpowiedzUsuńRównież najlepszego!
UsuńŚwietny wpis. Uwielbiam Cię czytać, właśnie wtedy wydaje mi się, że mogę zwolnić. Polecam na ukojenie nerwów i mobilizację do bardziej uważnego życia. Pozdrawiam 🙂
OdpowiedzUsuńIm jestem starsza, tym bardziej czuje, że to jest niesamowicie ważne w życiu.
UsuńGusiu, bardzo mi się podoba ten wpis, bo jest po trochę o wszystkim, a wszystko to o celebracji codziennego życia, o której łatwo zapomnieć nie tylko w pędzie miedzy praca a domem, ale też w związku z bombardowaniem nas poradami jak osiągnąć sukces, jak planować i realizować, bez chwili wytchnienia.
OdpowiedzUsuńVlog z przyjemnością pooglądam, a książka trafia na listę "do przeczytania".
Życzę Wam wszystkiego dobrego w nowym roku i żebyś jak najmniej musiała się martwić zdrowiem swoich najbliższych.
Masz rację, cały czas mówią nam, że musimy być wydajni we wszystkich dziedzinach, a po drodze gubimy sens życia. Ja teraz mam więcej obowiązków, ale im więcej tym mocniej staram się pamiętać o sobie i o tych właśnie chwilach wytchnienia.
UsuńBardzo przypadł do gustu 🙂
OdpowiedzUsuńBardzo kojący i inspirujacy
Bardzo się cieszę!
UsuńPyszny przepis, tez czesto robie dania z piekarnika, czasami nawet wrzucam wszytsko od razu do jednego naczynia z oliwa i przyprawami i piekę (najpierw pod przykryciem).
OdpowiedzUsuńA przekąskę jem taką: do pojemniczka z pokrywką/puszki/słoika wsypuję - prażone migdały, praż. orzechy laskowe, brazylijskie, inne orzechy, kawałki gorzkiej czekolady (magnez!) i pestki dyni. Można dodać co się lubi. Taki mix zawsze mam pod ręką i można sobie tym np posypać owsiankę lub zjeść z daktylami. Orzechy mają dużo białka i witamin i ja taki słoik uważam za „słodycze” w moim domu. Mój chłopak jak to zobaczył to po jakims czasie też zaczął robić sobie słoik do pracy :) Pozdrawiam
O tak ja też bardzo lubię dania z piekarnika. bataty, rybę w folii, a czasami tak jak mówisz wrzucam wszystkie warzywa, które akurat mamy w domu.
Usuń😍Uwielbiam te Twoje wpisy, pisz jak najczesciej! Czuje się mocno zmotywowana do niespiesznego działania, a zima bardzo temu sprzyja. Sama mam podobne przemyślenia, a Ty po raz kolejny utwierdzasz mnie w przekonaniu, że to ma sens😊Czasem, kiedy trochę o tym zapominam wracam sobie w wolnej chwili do wcześniejszych postów, jak w jakiejs książce do ulubionych rozdziałów, i na nowo czuje chęć do działania. Dziękuję z całego serca za ten blog i wpisy🤗Ania
OdpowiedzUsuńTo bardzo bardzo miłe! Dziękuję!
UsuńBardzo przyjemny post. Książka trafia na listę do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego na nowy rok.
Natalia H.
Również kochana! :*
UsuńCzasami tez oglądam filmiki Hamimommy, ale bardziej mi przypadł do gustu kanał Honeyjubu. Polecam dla relaksu w wolnej chwili ;)
OdpowiedzUsuńZnam i tez oglądam, dla mnie jak bliźniaczki. :) Oba bardzo relaksujące kanały :)
UsuńJednak po zastanowieniu się jednak ja wolę Hamimommy, bo jest trochę mniej idealna a jednocześnie ma więcej wątków rodzinnnych. :) Nie zmienia to faktu, że jeśli już zaglądam na YouTuba to szukam tego typu spokoju. :)
UsuńDobrze, że jesteś Gusiu :)
OdpowiedzUsuńDawno już do Ciebie nie zaglądałam, a tu proszę, taka porcja wytchnienia i miłych myśli :) Myślisz, że mogłabyś popisać też trochę o łazience? Uwielbiam podpatrywać twoją kuchnię, ale łazienki mają w sobie coś tak relaksującego, że najlepiej na mnie wpływają jako ucieczka przed pośpiechem.
OdpowiedzUsuńPS. Ratujesz mi skórę tym pomysłem na buraczki z mozarellą.
~niecierpkowa
Cudowny post! To sama przyjemność go czytać i z niecierpliwością czekam na kolejny z tej serii. Dzis odinstalowałam instagrama i robię sobie przerwę, bo wypracowałam sobie tam już taki algorytm, ze mam wrażenie ze aplikacja podpowiada mi wszystko to, co wyprowadza mnie z równowagi…
OdpowiedzUsuńPrzepusy świetne, wypróbuję. Skąd czerpiesz inspiracje na potrawy? Może masz jakieś ulubione pozycje książkowe z przepisami?
Dziekuje za tak przepiekny wpis I ten czas u Ciebie na blogu ❤️💕❤️
OdpowiedzUsuńAromatyczny brojler z przemysłowej hodowli z odrobiną tymianku. Iluzja zdrowego jedzenia.
OdpowiedzUsuńZdrowe jedzenie połącz ze zdrowym myśleniem. Użyj drobiu z wolnego wybiegu i warzyw prosto z gospodarstwa. Można i tak - polecam. :) Polecam również nie zakładanie od razu, że ktoś robi coś gorzej od Ciebie. O składniki z dobrych źródeł wystarczy się dobrze postarać, natomiast złe nastawienie wyplewia się latami.
UsuńBardzo przyjemny wpis Gusiu. Ja z reguły jedynie Was podglądam, ale rzadko komentuję.
OdpowiedzUsuńMam podobne przemyślenia co do różnych "usprawniaczy". Świadomie nie decydujemy się na Thermomix albo ekspres do kawy i odnajdujemy wielką przyjemność w zaparzaniu kawy w kawiarce. Mieszkamy na osiedlu domków, a mimo to w upalne lato prawie nikt nie rozwiesza prania na świeżym powietrzu. Tyle się mówi o ekologii, a mam wrażenie, że nawet taka prosta czynność jak rozwieszanie prania odeszła w niepamięć. (Pomimo wysokich cen energii.) Wyjątek poczyniliśmy przy odkurzaczu i zdecydowaliśmy się na robota. Dzięki temu możemy wyjść z dziećmi z domu i wrócić do odkurzonego. :)
W zeszłym roku, a może dwa lata temu, wciągnęły mnie azjatyckie vlogi ASMR i było to bardzo dla mnie kojące. Znam Hamimommy, ale moją ulubioną vlogerką była haegreendal, która chyba nie nagrywa już niczego nowego i usunęła większość filmów, ale jeszcze można ją podejrzeć. Prostota wnętrz w tych filmach, i co za tym idzie - potrzeb (brak hauli i miliona nowinek) przyniosła mi wówczas ukojenie.
Pozdrawiam i wszystkiego dobrego w nowym roku
A pod plastry buraków daję jeszcze rukolę.
OdpowiedzUsuńSerdecznie polecam kanał Nami (z Japonii) - spokojne, wyciszające, relaksujące. Od dawna oglądam.
OdpowiedzUsuń