25 grudnia 2025

Przybranie Wigilijnego Stołu i Magia Świąt '25

Przygotowania do świąt przez cały grudzień są tak intensywne i pełne ekscytacji, że cieszę się, że pierwszy dzień świąt spędzamy zazwyczaj w domu. Rozpalamy kominek, dzieciaki cieszą się i poznają dokładnie swoje prezenty, snujemy się leniwie w piżamach i każdy robi to na co ma ochotę. To czas wytchnienia, bez oczekiwań i napięcia - chwilowa pauza pomiędzy rodzinnymi spotkaniami (w drugi dzień świąt idziemy wraz z moją Mamą na obiad do moich teściów). A potem znów lenistwo, na które naprawdę w tym roku czekaliśmy z utęsknieniem.

Zanim wejdę w tryb offline (co zdarza mi się ostatnio coraz częściej) zapraszam Was na retrospekcję Wigilii w Magicznym Domku z bonusem dziecięcych prezentów na końcu. 

Uwielbiam dekorować stół na przyjęcia niezależnie od tego, czy przygotowujemy się na święta, większe rodzinne przyjęcie, czy kameralną kolację tylko dla najbliższych. Stół jest dla mnie sercem spotkań. To wokół niego gromadzą się rozmowy, śmiech, cisza pełna znaczeń i wspomnienia, które zostają na długo. 

Z roku na rok coraz częściej dekoruję go tym, co już mam. Bez pośpiechu, bez dokupowania „na już”, bez presji nowości. Wyjmuję z szaf ulubione obrusy, które znam niemal na pamięć, talerze z drobnymi śladami czasu, świeczniki, które towarzyszą nam od lat. Lubię tę powtarzalność, która daje poczucie ciągłości i domowego spokoju. Mam wrażenie, że te przedmioty niosą w sobie historię wcześniejszych spotkań i świąt.

Co ciekawe, z każdym kolejnym rokiem działam coraz sprawniej. Wiem już, co ze sobą gra, co wystarczy wyjąć, a co lepiej zostawić w szafie. Mniej prób, mniej chaosu, więcej intuicji. Dekorowanie stołu przestało być zadaniem, a stało się przyjemnym rytuałem. Kilka ruchów, drobne korekty, naturalne dodatki – gałązka, świeca, serwetka ułożona z czułością przy każdym talerzu.

Tegoroczna Wigilia była tego najlepszym przykładem. Stół był naszym towarzyszem - cichym, spokojnym, domowym, przy którym chce się usiąść na dłużej. Coraz mocniej wierzę, że piękno świąt nie rodzi się z nadmiaru. Rodzi się z prostoty, z rzeczy oswojonych, z czasu, który pozwalamy sobie przeżyć bez pośpiechu. 





W tym roku dodatkiem aranżacji talerzy były praliny w kształcie szyszek, które zrobiłam ze swojego opatentowanego przepisu, który wymyśliłam inspirując się Instargamem. Wyszły przepyszne - w swoim czasie poznacie na nie dokładny przepis!


U nas Mikołaj pojawił się jak zwykle w Wigilie bardzo wczesnym rankiem, więc obudził mnie tupot dziecięcych stóp na schodach, które były ciekawe czy znajdą od niego jakieś podarunki...



A wraz z gośćmi przybywało więcej i więcej prezentów oraz świątecznych potraw. Chociaż święta wymagają tyle przygotowań i zawsze odbywają się u nas, to ja naprawdę nie mogę narzekać, bo praca rozłożona jest na kilka osób i każdy robi to w czym się specjalizuje najlepiej. Ja zrobiłam przepyszną sałatkę z groszkiem i pomarańczami na liściach sałaty (świetnie orzeźwiająca na tle Wigilijnych potraw, zarówno smakowo jak wizualnie dodając kolorystyki do w większości beżowo-brązowych potraw) oraz śledzie korzenne. Wiele zawdzięczam mojej Mamie, która robi najlepszy kompot z tony suszu, zupę grzybową, rybę po grecku, dwa rodzaje śledzi w oleju i śmietanie oraz sernik i pasztet domowy na kolejne dni świąt. Teściowa robi grzybki otaczane w bułce, pierogi i smażoną rybkę oraz blok (ciasto które uwielbiam). Siostra męża najlepszy domowy chleb i makowiec, a ciocia Zosia sałatkę ziemniaczaną, którą zajadały się dzieci. 

Miałam nawet w tym roku wyrzuty sumienia, które gdzieś krążyły w głowie między jedną listą a drugą do zrobienia. Mama szykowała Wigilię od strony kuchni – zupę grzybową, śledzie, kompot, ciasta. Wszystko to, co tworzy smak świąt i co pamiętam od zawsze. A ja… ja nawet nie miałam kiedy wejść do kuchni i realnie jej pomóc. Pochłaniały mnie inne przygotowania: stół, pakowanie prezentów, sprzątanie domu, własne potrawy, no i oczywiście opieka nad dziećmi, które roznosiło w tym całym oczekiwaniu na święta. Mimo że cały czas coś robiłam, czułam, że to za mało. Myślałam sobie wtedy: matko, przecież ja sama nie dałabym rady przygotować świąt od A do Z. Gdyby nie Mama, jej doświadczenie i gotowość, te święta wyglądałyby zupełnie inaczej. To poczucie wdzięczności mieszało się z wyrzutami, że ona dźwiga tak wiele, a ja nie stoję obok przy garnkach. W końcu poszłam do mamy, chcąc chyba powiedzieć „zaraz przyjdę pomóc tylko uporam się z dwiema rzeczami na liście”. I wtedy ona mnie wyprzedziła. Powiedziała spokojnie, z wdzięcznością, że ona też dziś nie dałaby rady zorganizować świąt tak jak kiedyś. Że bardzo się cieszy, że nie musi sprzątać całego domu, szykować stołu, pilnować wszystkiego naraz. Że dla niej to ogromna ulga móc „tylko” coś przygotować w kuchni.

I nagle wszystko się poukładało. Zrozumiałam, że te święta są wspólne nie dlatego, że robimy to samo, ale dlatego, że dzielimy się odpowiedzialnością. Każda z nas niesie swoją część. 

Pomyślałam wtedy, że może właśnie na tym polega dojrzałość świąt. Na tym, że nie musimy już wszystkiego udźwignąć same, ani udowadniać, że dajemy radę. Że możemy się uzupełniać. Mama w kuchni, ja w domu, przy stole, przy dzieciach, przy tych wszystkich drobnych sprawach, które też są niewidoczną, ale realną pracą. Pomaga mój mąż (zwłaszcza jako świetny gospodarz w trakcie trwania przyjęć). Każdy też z gości przynosi część siebie, która uzupełnia magię przy Wigilijnym stole.

Wyrzuty sumienia powoli ustąpiły miejsca wdzięczności. Za to, że mam obok siebie osoby, które pamiętają smaki, rytm i sens świąt. I za to, że ja mogę tworzyć ich oprawę - spokojną, domową, czułą. Wspólnie, każda na swój sposób, robimy dokładnie tyle, ile trzeba, żeby te dni mogły otoczyć się magią.





Najlepszy domowy chleb na świecie, nawet nie próbuje go odtworzyć, bo specjalistka jest tylko jedna. 

Magiczny rodzinny czas!



Czy ja dobrze widzę? Dwa psiaki!

To pierwsze święta Milenki-Malinki (znajdki mojego brata).

Prezenty oczywiście nie są najważniejsze. Liczy się obecność, rodzinny czas razem i rozmowy przy stole. A jednak… dzieci tak na te na prezenty czekają. Z wypiekami na twarzy, z wiarą, z tą cudowną pewnością, że Mikołaj wie, co robi. A co roku Mikołaj ma nie lada wyzwanie, żeby ich naprawdę uradować, bo to już nie są te czasy, gdy wystarczało wybrać ładne drewniane zabawki dla maluszka, czy schować pluszaka w paczce pod choinką. Marzenia się konkretyzują, a listy i oczekiwania bardzo precyzyjne. I choć mówimy sobie, że „w tym roku bez prezentów”, że „skromniej”, że „nie o to chodzi” to serce i tak mięknie.

Zresztą nie tylko przy dzieciach. Dorosłym przecież też miało się nic nie dawać. A jednak każdy dostał drobny upominek. I każdy, absolutnie każdy, uśmiechnął się szczerze, zaskoczony i wzruszony. Bo prezent to nie tylko rzecz. To sygnał: pomyślałam o Tobie, znam cię, chciałam sprawić Ci radość.

I chyba właśnie o to w tym wszystkim chodzi. Nie o wartość, nie o ilość, nie o idealnie zapakowane pudełka. Ale o ten moment, kiedy ktoś czuje się zauważony. Dzieci, które wierzą w magię. Dorośli, którzy udają, że już w nią nie wierzą, a jednak bardzo się cieszą, gdy ta magia na chwilę do nich wraca.

Co dostały dzieciaki? Zaczynamy Gwiazdkową Chwalipiętę.

Marysia 

Dwie kolejne części ulubionej serii Marysi z działu Young Adult. Niech czyta najwięcej! To jedna z najlepszych rozwojowych czynności dla dzieci i dorosłych. 


Lego kwiatuszki. 🌷


Artystyczne zestawy do robienia świątecznego wieńca i breloczków.


Piękna szkatułka na przypory do szycia i szydełkowania.



Z kilku "mikołajowych" źródeł elementy do jazdy konnej (sztyblety, czapsy, skarpety i rękawiczki).


Rolki (z poprzednich już Marysia wyrosła).


Pluszowy Vincuś i pluszowy...worek na magnezię do wspinaczki. (biały proszek, dzięki któremu można pewniej chwytać chwyty na ściance, co zwiększa komfort i bezpieczeństwo, niwelując poślizg dłoni)


Słuchawki wyciszające. Pomagają eliminować niepożądane hałasy z otoczenia, co prowadzi do lepszej koncentracji, redukcji stresu, poprawy samopoczucia i ochrony słuchu, umożliwiając spokojne słuchanie muzyki, pracę, naukę lub relaks w głośnych miejscach (samoloty, biura open space, imprezy masowe) Przy głośnym rodzeństwie - gamechanger. 😁


Kosmetyczka i błyszczyk-róż do policzków.

Gabrysia

W planach jest zapisanie Gabrysi na perkusję, ale póki co może pograć sobie w domu - tym bardziej, że tą podłącza się do słuchawek. 

Uroczy kubeczek z jamniczkami i kolejna książka Tolkiena dla dzieci. 💕

Gry logiczne, które Gabi uwielbia i  zestaw do tworzenia własnych kryształów. 

Puzzle i zestawy kreatywne - robienie breloczków i uroczej pozytywki.

Koszulki wspinaczkowe i na treningi koszykówki. Gabrysi lubi styl Tom Boy Girl, zupełnie jak ja w dzieciństwie. 😅

Mikołaj wiedział, że zabawka roku 2025 spodoba się Gabrysi. To pałka do podrzucania i zliczania obrotów.

Kolorowanka i zeszyt/kalendarz.

Potworek na magnezję do wspinaczki. 


Wspólne

Gra dla całej rodziny. Uwielbiamy spędzać czas na planszówkach, a teraz będzie na to trochę więcej czasu.

Miłoszek

Czasami te listy do Mikołaja potrafią zaskoczyć - tak, Miłoszek zażyczył sobie najprawdziwszy sejf. 😅


Sporo zestawów plastycznych, bo Miłoszek uwielbia zapełniać swoje zeszyty różnymi labiryntami, mapkami, napisami.


Rozkładany zestaw z różnymi kredkami i mazakami.
 

Podkreślacze.


Zeszyt 2 w 1 z byczkiem (Mikołaj miał nie lada wyzwanie by taki odnaleźć - bo byczek Fernando to ukochany pluszak Miłoszka).


Rekin od słynnych Piratixów i worek na magnezję do wspinaczki.


Zestawy Lego zawsze na czasie.


Lupa/mikroskop dla dzieci z karta pamięci i możliwością zapisywania swoich obserwacji. Świetna zabawa i poznawanie świata. 


Koszulka, piżamka (która już ten nocy była w użyciu) oraz figurki z Marvela.


Zestaw pojazdów specjalnych.


Zestaw do malowania i blok na rysunki. 


Rozpakowywanie prezentów to moment, który zawsze mnie rozczula najbardziej. Najpierw cisza napięcia, a zaraz po niej szelest papieru. Ten charakterystyczny dźwięk, który natychmiast wypełnia cały dom. Papier rwie się niecierpliwie, czasem ostrożnie, czasem z rozmachem, jakby nie dało się już dłużej czekać.

Szelest mieszał się ze śmiechem, okrzykami radości, z krótkim „ooo!”, z niedowierzaniem i z komentarzami wypowiadanymi jednocześnie. Papier lądował na podłodze, pod stołem, na kolanach, a ja pomyślałam, że ten chaos jest jednym z najpiękniejszych świątecznych obrazów. Chwilowy, nieuporządkowany, ale pełen życia.

Dzieci rozpakowywały prezenty w pośpiechu, jakby bały się, że magia zaraz zniknie, dorośli wolniej – wygładzając papier, odkładając wstążki, celebrując moment. I znów okazało się, jak bardzo różne tempo może mieć ta sama radość. Ten szelest papieru to dla mnie jeden z dźwięków świąt. Krótki, nie do podrobienia, powtarzający się co roku, a jednak zawsze wyjątkowy. 


I dla mnie znalazło się coś pod choinką. 💗


Same cudowności - ciekawe książki, kula do kąpieli, ulubiona świeczka, przepiękny romantyczny planner na 2026 rok oraz imponująco wydany przepiśnik, gdzie chcę zapisać wszystkie przepisy naszej rodziny. Uroczy wieniec, ulubione czekoladki, piękny pierścionek od męża i dyfuzor do olejków eterycznych.



Od razu powiem, że dyfuzor nie jest z tej „tej znanej marki, którą akurat reklamują influencerzy”. Miałam przeczucie i nos mnie nie zawiódł, że to raczej nie jest polska produkcja. Po krótkich poszukiwaniach znalazłam dokładnie ten sam model u źródła, z którego pochodzi ogromna część rzeczy sprzedawanych później w polskich sklepach. Trzy razy taniej, bez logo, bez marketingowej otoczki. I właśnie ten dyfuzor podpowiedziałam Mikołajowi. 😀

I to jest coś, na co bardzo zwracam uwagę i jeszcze mocniej wierzę w sens mojej pracy. Coraz częściej płacimy nie za jakość, tylko za historię, która tylko sugeruje lokalność i wyjątkowość, podczas gdy sam produkt powstaje tysiące kilometrów stąd. Dlatego w Layette od początku produkcja jest w 100% lokalna, świadoma i  transparentna - ma to dla mnie ogromne znaczenie, bo wierzę w to co robię i widzę w tym sens.

A sam dyfuzor działa bez zarzutu. I to też jest ważne, bo nie chodzi mi o demonizowanie każdej produkcji w Chinach, bo to nie tajemnica, że wiele firm właśnie tam inwestuje, rozwija technologie i produkuje rzeczy dobrej jakości. Dla mnie to raczej kwestia świadomości i wyboru. Skoro wiem, skąd coś pochodzi, nie czuję potrzeby płacenia więcej tylko za logo, opakowanie czy marketingową narrację. Wolę zapłacić uczciwą cenę za konkretny produkt, albo świadomie wybrać coś lokalnego, gdy to lokalność jest właśnie tą realną wartością. 

Nie wszystko da się dziś znaleźć z metką made in Poland  i mam tego pełną świadomość. Ale im jestem starsza, im więcej widzę i wiem, tym częściej świadomie sięgam po produkty tworzone w Polsce. Czasem to drobny wybór, czasem większa decyzja, ale zawsze z myślą o tym, co za nim stoi: ludzie, rzemiosło i uczciwa praca.


A teraz, niech jeszcze chwile trwają święta!

Najlepszego kochani!

SHARE:
© Magiczny Domek. All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig