29 lipca 2016

Hirameki - Wyniki Konkursu

Kochani, nareszcie ogłaszam wyniki rozdania i konkursu. Czekałam na ten moment, by mieć swobodny wieczór i móc przeczytać po raz kolejny Wasze przepiękne komentarze pod postem Żyj Uważnie (klik). To niesamowite, że czytelnicy Magicznego Domku są tak wrażliwi i wiedzą co w życiu jest najważniejsze. Czytając Wasze komentarze przeszłam swoistą terapię. Dziękuję Wam za to! Chcę żebyście wiedzieli, że każdy Wasz komentarz jest dla mnie na wagę złota. I chociaż tak strasznie ubolewam, że nie zawsze starcza mi czasu na takie rzetelne odpisywanie, to staram się jak tylko mogę. Niektóre komentarze, maile czy wiadomości prywatne zrobiły na mnie ogromne wrażenie, że nie raz wracam do nich myślami. Niektóre Wasze nicki czy nazwiska pamiętam bardzo dobrze, bo piszecie często i ja już Was kojarzę! :) Jakie to szalenie miłe! Niestety zawsze jestem ta gorsza, bo nie mogę się odwdzięczyć w takim samym wymiarze. Jestem jedna, a Was tak dużo. Ale dziękuję po stokroć, bo to dla naszego Magicznego Domku bardzo ważne, że jesteście!
I chociaż tak strasznie nie lubię wybierać z wielu cudnych komentarzy tylko dwóch (no przynajmniej są dwie wygrane!) ;) to musiałam jakoś wziąć to na swoje barki. :) 
Wygrana ląduje do poniższych komentarzy:

AniaManiA napisała:

Tu mama wielodzietna, niestara - niemłoda. Zasady do równowagi w życiu wyznaczają mi poniższe literki:
H jak higiena fizyczna ( co jest chyba naturalne i oczywiste ) i psychiczna ( oddech myślowy łapię na parokilometrowych wędrówkach do i z pracy ) żywienia ( bo człowiek je aby żyć, zdrowe odżywianie to zdrowe nawyki)
A jak aktywność - mam dzieci, ale mam też czas na trochę ruchu, pokochałam jazdę konną i zaraziłam pasją dzieci, biegam gdy mam czas, chodzę pieszo bez względu na pogodę ( chyba, ze jest burza z piorunami )
R jak relaks - wieczór z książką lub jak kto lubi, relaks być musi, u mnie kuriozalnie relaks następuje wczesnych rankiem z kubkiem kawy i książką, gdy dom śpi , a ja mogę kontemplować ciszę
M jak miłość - tu też rzecz oczywista - bez miłości jest pusto i niewyobrażalnie dla mnie, miłość buduje i daje siły do działania
O jak odkrywanie - i tu nie chodzi o nowe przestrzenie ale odkrywanie siebie i innych
N jak nowe wyzwania - to lubię, bo to mnie napędza, przy dzieciach nowych wyzwań jest bez miary,a do tego sama lubię popróbować czegoś nowego
I jak inspiracja- natchnienie i zapał twórczy - trochę dla mnie forma relaksu bazgrolenie, malowanie, wymyślanie, przestawianie, gotowanie, próbowanie i tak bez końca bez nudy i stagnacji
A jak asertywność - tego tłumaczyć nie potrzeba:) bo to ważne i warto w sobie wypracować tę cechę, bo po prostu ułatwia życie:)

Wszystkie te literki zastosowane w życiu układają się w jeden wyraz HARMONIA. I takie harmonii pomiędzy sobą i światem, sobą i sobą, sobą i innymi ludźmi wszystkim szczerze życzę:)

oraz

Agnieszka napisała:

Dla mnie żyć uważnie oznacza żyć świadomie swoich potrzeb i swoich najbliższych i wychodzić im naprzeciw. A dokładnie chodzi o to żeby umieć przede wszystkim wsłuchać się w siebie i swoje potrzeby. Teraz jest o to bardzo trudno ponieważ każdy wpatrzony jest w cudze życie albo to telewizyjne albo członków swojej rodziny lub znajomych i w pewnym momencie zaczyna żyć dążeniami i pragnieniami tych ludzi zapominając na czym jemu tak naprawdę zależy. Taki przykład z mojego życia - podzielę się nim z Wami - kiedyś marzyłam aby co roku lecieć na ekskluzywne wakacje z dziećmi, bardzo do tego dążąc i irytując się gdy coś stawało na drodze do tego celu. Aż uświadomiłam sobie że ja najlepiej czuje się u siebie w domu, tutaj mam ekskluzywne wakacje z pysznym jedzeniem, pralką, wanną, dużym tarasem, ciszą i zielenią w około i że to moje maksimum szczęścia, więc po co się szarpać stresować drogą i płaczem dziecka w aucie, skoro tu jest nasze miejsce i najlepsze wczasy. To tylko jeden taki przykład ale uważne życie to dla mnie wybieranie spośród całej palety najróżniejszych zajęć i czynności tylko te na których NAM właśnie zależy a nie koleżance czy mamie. Ograniczając się do np. zabawy z dzieckiem, pójścia do pracy, ćwiczeń fizycznych czy ugotowania dobrego obiadu jesteśmy w stanie zrobić to lepiej i bez nerwów jeśli mielibyśmy np. jeszcze oglądnąć bez sensu jakiś program telewizyjny. Jeśli np. nie jest nam potrzebny samochód czy basen w ogrodzie to nie kupujmy go tylko dlatego że sąsiad ma. Kupmy sobie rower i cieszmy się pędem wiatru na naszej twarzy ;) Bądźmy z deka egoistami bo świat i tak potrafi dać nam w kość ;)

Gratulacje ogromne i proszę dziewczyny o napisanie do nas na magicznydomek@gmail.com i podanie swoich adresów.

A ja idę jeszcze raz przeczytać wszystkie komentarze, bo tak bardzo lubię do nich w wracać i kilka (nie tylko te wybrane) biorę sobie głęboko do serca! 

Do napisania! :*
SHARE:

27 lipca 2016

Chwile

Ostatnio jeszcze bardziej doceniam to co mam i wartościuje w życiu to co najważniejsze. I chociaż w ostatnim okresie jakoś mi pod górkę, sprawy się komplikują, wszystko z rąk wylatuje i problemów trochę więcej, to wiadomo, że są nieodzownym elementem naszego życia. Czas tak pędzi, że trudno jest pogodzić ze sobą wszystkie elementy życia, role jakie w nim pełnimy i obowiązki, które ciążą nam na barkach. Mam wrażenie, że znacznie łatwiej, gdy skupiamy się na jednej rzeczy (pracy czy jakimś ważnym projekcie) niż gdy tą samą energię musimy przeznaczyć na kilkadziesiąt spraw, takich zupełnie od czapy. Ta wielozadaniowość z pewnością zabiera wszelkie pokłady naszej wewnętrznej mocy, dlatego trzeba szukać jakiś sposobów doładowania. Trzeba zwolnić, zatrzymać się i spojrzeć na świat innym okiem. Łapać chwile jak letni, ciepły deszcz czy promyki słońca, bo są takie ulotne i krótkotrwałe. Jednak gdy będziemy na nie uważni, zbierzemy je w naszych myślach całe naręcze, niczym bukiet polnym kwiatów. Nasze magiczne, proste chwile nie dają nam w tym świecie zwariować.
























Nie wyobrażam sobie życia bez tych chwil i tych chwil bez tych zdjęć. Fotografowanie naszej zwyczajnej codzienności uważam za moją najprzydatniejszą pasję. Dzięki niej będę latami przenosić się w te beztroskie chwile i to właśnie je uwieczniam w swoim blogowym pamiętniku. :)

Całuje Was mocno i spokojnej nocy życzę.

P.S A już jutro rozdanie ostatniego konkursu!
SHARE:

22 lipca 2016

O Zwierzakach i Marysi

Magiczny Domek nie byłby taki magiczny, gdyby nie trójka jego mieszkańców na czterech łapach. Stali czytelnicy wiedzą, że mamy w swojej rodzinie, bo to przecież pełnoprawni członkowie, kotkę i dwie suczki. 
Lunio czyli kotka, która w naszej świadomości jest raczej kotem, bo nie ma takiej typowej kociej gracji, a raczej jest łobuzem strasznym i zawadiaką. Uwielbia biegać i spać. Czyli albo leży w swoich ulubionych kątach (zmieniają się w zależności od pogody - zimą leży tam gdzie ogrzewana podłoga, latem tam gdzie świeci słońce, albo gdy ma już dosyć reszty towarzystwa, zajmuje swoje ulubione miejsce w kotłowni.) A biega dosłownie wszędzie! I przesuwa dywany i dywaniki w całym domu, czym doprowadza mnie do szału. Robimy jej "kszy"! A ona pryska i ucieka i przybiega znów i tak w kółko. Potrafi też aportować niczym prawdziwy pies, a na widok słomki dostaje świra i nie spocznie dopóki jej nie wykradnie! I potem biega z tą słomką i znów doprowadza mnie do szału, bo przesuwa te dywaniki w trakcie zabawy. Jednak nie zdarzyło się jej nigdy niczego stłuc czy zepsuć. Pewnego razu Lunio tak szalał, że przydzwonił w schody i kontynuował bieganie lecz nieco chwiejnym krokiem. Bo jakimś czasie zobaczyłam, że złamała sobie zęba i przebiła nim wargę! Może chciała mieć kolczyk? Nie wiem, dziwny to kot. Lunio nie wychodzi na zewnątrz, ale miewa piesze, ukradzione wycieczki do żywopłotu w ogrodzie lub spacery po dachu. Zawsze mnie tym straszy i szukam ją wszędzie, bo to kot, który wychował się w kamienicy i żadna kocia mama nie nauczyła jej życia na wsi. Lunio jest kotem bardzo psim, pewnie dlatego, że wychowała się z Gapcią. To nie stereotypowy kot, który chowa się przed wszystkimi, a raczej wepchnie się na kolana każdego naszego gościa. Towarzyska z niej panna! Jest to kot, którego kochają najwięksi przeciwnicy. Jest czarno biała, wiec nie ma odpowiedniego stroju, by uniknąć jej sierści. Na czarnych spodniach zostawi białe kłaczki, a na jasnych rzeczach czarne. Co do jedzenia nie jest wybredna. Je wszystko. Wyjada z resztek na talerzu nawet kluski lub ciasto! Przenigdy nie używa pazurów (no chyba że do maltretowania ratanowego kosza na zabawki Marysi, reszty mebli nie tyka) ale za to lubi zabawę w gryzienie. Nie mocno, tak trochę po psiemu (jak to robią szczeniaki). Lunka gdy tylko widzi leżące żywe ciało, od razu się na nim mości. Ileż my miałyśmy wspólnych drzemek! A gdy byłam w ciąży z Marysią, leżała bezczelnie na niej! Lunka uwielbia jak śpiewam. Jest moim najwierniejszym fanem. Jak tylko sobie podśpiewuje przychodzi, łasi się i ociera o moją twarz. Śpiewamy dalej razem na dwa głosy. Gdy gram na gitarze (nie, nie robię tego często, ale czasami mnie nachodzi) to ona wisi mi na jednej ręce, dlatego gra nigdy nie wychodzi za dobrze. Kiedyś tak jej się podobało moje udawanie arii operowej, że w szale łaszenia się włożyła.. głowę do mojej buzi! Myślałam, że umrę w trakcie tego zdarzenia ze śmiechu, ale ona napierała i nie mogłam zamknąć buzi! Nie, nie jest to z pewnością normalny kot. Ale to kot iście wyjątkowy. A trafiła do nas ze schroniska, jak miała ok. 4 miesiące. Jechałam po rudego kota, ale jak tylko zobaczyłam ją, wiedziałam że musimy spędzić razem życie.

Gapcia to beagle, który trafił do nas tuż po naszych zaręczynach. Jezu, jak my ten krok w naszym związku przeżywaliśmy. Czy my damy radę? To taka odpowiedzialność! (wydaje mi się to trochę śmieszne w obliczu tego, że mamy teraz trzy zwierzaki i dziecko, ale tak wtedy było ;). Pojechaliśmy po nią aż do Sieradza i nasz powrót pamiętam do dziś. Padało, a ona taka malutka skulona w kocyku. Czułam ogromną odpowiedzialność za tą kruszynkę. (klik na stare zdjęcia - to są cudowne strony prowadzenia bloga, że mogę się cofnąć do takich momentów!) Początki nie były łatwe (ponoć trudniej przyzwyczaić kota do nowego psa) ale po 3 tygodniach się udało i Gapcia z Lunką zachowywali się jak rodzeństwo. Gapcia do tej pory nie położy się normalnie na kanapie a musi na poręczy, bo tego nauczyła ją Lunka. Potrafi również...sikać do kuwety. Tak kochani, do kuwety! I oczywiście nie jest to ta sama kuweta co Lunki, a taka duża, niezamykana. Odkąd mamy ogródek, to oczywiście zdarza się to sporadycznie, ale gdyby z jakiś niewyjaśnionych przyczyn, nie było nas długo w domu, a jej się bardzo się zachciało, proszę bardzo - sik w kuwetę! Ale wracając do Gapciowego charakteru, jest z pewnością psotnik straszny. Oczywiście ma już swojej lata, wiec bez przesady, nie chce jej się psocić codziennie. Czasami miesiącami nic nie spsoci i pięknie, grzecznie sobie egzystuje, by nagle, z niewyjaśnionych przyczyn otworzyć sobie szafkę na śmieci i poupychać co tam się da w kątach naszego Magicznego Domku. Nie gryzie butów, ale raz jeden jedyny, coś jej odbiło i postanowiła porzuć sobie moje skórzane kozaki. Do tej pory nie mogę ich odżałować! 
Ale nade wszystko Gapcia ma problem ze swoim łaknieniem! Nie może opanować jedzenia. W tej materii ponieśliśmy wychowawczą porażkę, bo nie ma takiej siły, by ją powstrzymała. O jej kradzieżach głoszą legendy. A to byliśmy na działce u znajomych, a ona przeskoczyła plot i zjadła całe zapasy sąsiada. A to w święta u teściów otworzyła lodówkę i zjadła wszystkie śledzie. Kiedyś na rodzinnym spotkaniu Babcia Pana Poślubionego miała właśnie nadziać na widelec mielonego kotleta, gdy wyłonił się między nogami różowy język, który zawiną się tak sprawnie, że porwał kotleta nie naruszając ani jednego ziemniaka, a Babcia nadziała ostatecznie talerz. Albo jak co Wigilia Gapcia zawsze odnajdzie garnek z grochem i kapustą i najada się tak, że cud, że ten pies w ogóle żyje! Znana jest też z tego, że na spacerze, ni stąd ni zowąd paraduje zadowolona z kromką chleba. Skąd? Gdzie? Gdy mamy gości, raczej nauczyła się, że nie może podchodzić do stołu, ale gdy tylko ktoś wstanie i nie daj boże nie dosunie krzesła, to koniec! Jest błyskawiczny skok na stół i talerze. Gapcia usłyszy szelest papierka z drugiego końca domu. W naszym domu już automatycznie odkładamy talerze i szklanki na "wyższe piętro", nawet gdy opuszczamy na chwilę pomieszczenie. Gapcia bowiem pija również kawę, piwo i wszelkie napoje nie naruszając nawet szklanki. Je wszystko, łącznie z cytrynami. Naprawdę się o nią boję, bo nie wiem jak znosi to jej żołądek, ale póki co na nic się nie uskarża. Oprócz tej słabości jest naprawdę grzecznym psem jak na tą rasę, która jest znana z tego, że jest trudna w wychowaniu. Jest jednak bardzo łagodna, przyjacielska i wesoła.

Matylda znalazła się w naszym rodzinie cudem. Pewnego dnia po prostu pojawiła się w naszym ogrodzie. Do tej pory nie wiemy czy prześlizgnęła się przez siatkę, czy też ktoś ją do nas wrzucił. Biedna, wychudzona i wystraszona, musieliśmy dać jej trochę czasu na oswojenie się. O dziwo Lunka i Gapcia przyjęły ją bardzo przyjacielsko. Matylda jest niezwykle łagodnym psem, ale przez swoje przejścia na początku ciągle na wszystko warczała. Na szczotkę, na dziwne odgłosy, na rękę która chce ją pogłaskać. Na początku się bałam, że nas pogryzie, ale szybko się okazało, że to tylko taka obrona i nigdy nie posunęła się dalej. Z czasem zrobiła się niesamowicie ufna i oddana. Jest najgrzeczniejszym domownikiem! Reaguje na komendy, na spacerze trzyma się nogi i nigdy nic nie spsociła. No ale nie ma rzeczy idealnych i Matylda ma swoje dwie wady. Głośne szczekanie i bąki. No nikt nie puszcza takich bąków jak ona. To śmierdziel nad śmierdzielami. Czasami sama ucieka przed samą sobą. Wyobraźcie sobie imprezę, zaproszeni goście i bach, nagle unosi się fetorek w powietrzu. Wszyscy nasi najbliżsi, którzy już wiedzą na co stać naszą przybłędę, krzyczą od razu: No nieee MATYLDA! :) A ona patrzy tymi swoimi wyłupiastymi oczkami przepraszająco. Jest idealnym elementem naszej zwierzęcej układanki. Jest naprawdę urocza.

Często pytacie jak radzimy sobie z porządkiem przy tylu zwierzakach. Kochani, sierść jest i u nas i nie ma na to sposobu! Podłogi i kanapy (gdzie chętnie się wylegują) odkurzane są 2 razy w tygodniu, a gdzie trzeba, to to co widać gołym okiem, machnę częściej. Z pewnością większa powierzchnia, niż np. małe mieszkanie, przyczynia się do tego, że jakoś ta sierść się równomiernie roznosi. Poduszki na kanapie poprawiam 12589 razy. I przechodzimy ze zwierzakami to samo co każdy właściciel.

Pytacie też jak zwierzaki przyjęły naszą Marysię. Bardzo świadomie się do tego przygotowaliśmy i przyjście ze szpitala było skrupulatnie zaplanowane. To było bardzo ważne, by od razu ustalić na nowo hierarchię w rodzinie. Po pierwsze ubranka ze szpitala i pieluszka (z 2 bazą!) była przewąchana przed spotkaniem. Po drugie w momencie przyjścia do domu, przemknęliśmy się do środka (zwierzaki były na zewnątrz i jeszcze nas nie widziały). Rozpakowaliśmy się, dopiero poszliśmy na dwór przywitać się ze zwierzakami (mnie nie widziały przecież jakiś czas, więc tu jest kluczowe, by przywitać się porządnie). Dopiero jak się wyszalały i odpowiednio zostały dopieszczone. Weszliśmy do środka na wąchanie. To one weszły i zastały nowego mieszkańca. Ponieważ żadne z naszych zwierzaków nie jest agresywne, zachowywały się bardzo taktownie. Nie narzucały się, dały nam z Marysią trochę przestrzeni przez pierwsze tygodnie. I tak oswajały się naturalnie. A potem przyszła przyjaźń , którą pielęgnują każdego dnia!

Na przykładzie Marysi widzę, jak wielką rolę odgrywają nasze zwierzaki w jej życiu. Od samego początku była uczona nie robić im krzywdy. Zawsze powtarzamy jest, że trzeba traktować je delikatnie. Nie przypominam sobie żadnego pociągnięcia za ogon czy targania za sierść. Marysia musiała tylko się nauczyć odganiać ręką Gapcię, gdy chciała jej coś ukraść ze stoliczka, ale daje radę. Już jako małe niemowlę na pytanie gdzie jest np. Gapcia pokazywała Gapcie oraz pozostałą brygadę. Ponieważ nasze zwierzaki są z nami non stop, nie ma czegoś takiego, że Marysia je męczy i chce zagłaskać na śmierć. To też ważne. One są po prostu w jej życiu bardzo naturalne. Widzę każdego dnia, jak kształtuje się jej wrażliwość, a już szczególnie było to widoczne wtedy Gdy nasza Gapcia zachorowała. Marysia, tak delikatnie i słodko się nią opiekowała. Serce rośnie! Cudowny widok!



Codziennie ta sama procedura. Mierzenie temperatury *, podawanie lekarstwa, smarowanie maścią oraz plasterek i recepta. To po prostu niesamowite jak te czynności Marysia wykonywała dbale i w skupieniu.

* nie prostowałam Marysi, że psom się mierzy temperaturę w pupie. ;)



Marysia była tak delikatna, że Gapcioszek ze stoickim spokojem znosił wszystkie zabiegi. Naprawdę z ręką na sercu dodam, że od tego codziennego, porannego rytuału, Gapcia zaczęła błyskawicznie dochodzić do siebie!


Długo szukałam idealnego zestawu "lekarskiego" dla Marysi. I z racji, że lubimy ładne, drewniane zabawki, ten zestaw marki Haba spodobał nam się najbardziej. Wybrałam go ze strony hoplik.pl.


W zestawie znajdziemy, drewnianą strzykawkę, syrop z łyżeczką, pojemnik na pastylki, patyczek do badania gardła, termometr, bandaż oraz zestaw plastrów i receptę lekarską. Wszystko mieści się w metalowej, eleganckiej skrzyneczce.



Niektóre zabawki nie są tylko po prostu ładne i funkcjonalne. One pomagają uchwycić magiczne chwile i uczą empatii od samego początku. Z przyjemnością przyglądam się z boku poczynaniom naszej Marysi. :)

Całuje Was mocno i życzę cudownego weekendu!

Wasza G.
SHARE:

14 lipca 2016

Nowy Przedpokój

Od dłuższego czasu marzyłam o odświeżeniu wejścia do naszego Magicznego Domku. Nasz wiatrołap oraz przedpokój to pomieszczenia małe i wąskie, więc stan ścian był już daleki od ideału. Poza tym było tam trochę...nijako. Tak, jak śmietanowa biel dodaje reszcie domu cudownego klimatu, tak w przypadku naszego wejścia do domu brakowało jakiegoś konkretnego akcentu. Pewnego dnia po prostu pojechałam po farbę oraz potrzebne akcesoria i w miniony weekend odmieniliśmy wreszcie nasz przedpokój! 



W przedpokoju pojawiła się biała szafka na buty (Ikea), której dorobiłam uchwyty ze starego paska. Oraz drewniane domki, które dostałam od Ani i Łukasza na urodziny (Vox). Dodatkowo na ścianie nakleiłam kropelki, które zdobią również pokoik Marysi. (klik) Powstał fajny deszczowy akcent, idealny do tego typu pomieszczeń.


Drewniana garderoba stała tu już wcześniej, ale zyskała więcej czarnych, wyrazistych akcentów.


Jedyne duże lustro w całym Magicznym Domku...



Uchwyty z mojego starego paska i ozdobnego gwoździka, który znalazł się w garażu teściów. ;)


Oczywiście największą zmianą było pomalowanie ściany (do wysokości 150 cm) plamoodporną farbą (Bondex - kolor Mały Książę).



Wymieniliśmy oświetlenie oraz w dalszej części korytarza pojawiła się galeria z wybranych zdjęć z naszego Instagrama


Przyznam Wam się, że nie przepadam za zdjęciami rozłożonymi w całym domu. Dlatego taka pokaźna galeria w jednym miejscu jest dla nas cudowną pamiątką. :)




Po drugiej stronie ścianki znalazł się kącik Marysi. Tu będą wisiały jej jesienne oraz zimowe kurtki.



Czarny wieszak (Ikea), taboret miś (pakamera), parasolka Marysi* (TKMaxx)

* kupiłam tą uroczą parasolkę jak jeszcze Marysia była u mnie w brzuchu i wszyscy się ze mnie śmiali. I co i co?? ;)



Hol z drugiej strony. 
Drzwi po lewej stronie prowadzą do naszej garderoby z butami i nakryciem wierzchnim.



Takie małe zmiany są niezwykle przydatne. Bo przy okazji dokładnie pomyłam listwy i kontakty, a pomieszczenie pachnie świeżą farbą i nowością. W całym domu ostatnio używam tylko naturalnych zapachowych patyczków (klik). Uwielbiam je!


Tuż przed odświeżeniem pomieszczenie wyglądało tak:


Specjalnie nie sprzątałam przed odmianą zaległych kurtek, które powinny znaleźć się w naszej garderobie, by efekt "po" był jeszcze bardziej zadowalający. :)


Niezmiernie się cieszę z naszej małej przemiany. O dom trzeba dbać, wtedy odwdzięcza się nam cudowną atmosferą. :)

Pozdrawiam Was serdecznie i zapraszam na następne wpisy już niebawem. :)
SHARE:
© Magiczny Domek. All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig