Dziś zapraszam Was na kolejna odsłonę cyklu "Wszystko co lubię", w której prezentuje przedmioty codziennego użytku, które obecnie sobie cenię i używam. Książkę, którą obecnie czytam, płytę, której słucham w samochodzie, czy też kosmetyk, który w tej chwili stosuje z zamiłowaniem. Poprzedni wpis (klik) bardzo przypadł Wam do gustu, a i ja z przyjemnością wrócę po latach do tego, co otaczało mnie w tym właśnie czasie. :)
Pełnia lata, początek sierpnia i muszę Wam przyznać, że paradoksalnie o wiele lepiej i szybciej czyta mi się książki własnie w wakacje. Ja po prostu uwielbiam czytać na świeżym powietrzu. W tej chwili kończę książkę Julii Rozumek, autorki bloga, którego bardzo sobie cenię. Książka w cudowny i lekki sposób porusza tematy życia codziennego. Ta książka to jakby moje myśli spisane przez innego człowieka, albo taka wewnętrzna rozmowa, którą każdy prowadzi z samym sobą. Bardzo mi tego brakowało, bo kto w dzisiejszych czasach rozmawia o tych wszystkich ważnych sprawach? A ja mam dość rozmów o polityce, o najnowszych samochodach, o znajomych znajomych, plotkach, o tym co trzeba, a co się powinno itp. Dlatego ta książka przypominała mi o sprawach najważniejszych i dała trochę wytchnienia mojej "przebodźcowanej" dzisiejszym światem duszy. ;)
Cieszą mnie w tej chwili takie kobiece dodatki. Niby nic, a jednak jakoś lepiej się człowiekowi robi, jak ma wreszcie porządny pokrowiec na telefon i fajne okulary (Aldo). Chyba się starzeje bo polubiłam ostatnio złote dodatki. ;)
Maseczki, maseczki. Ja po prostu je uwielbiam. Ponieważ do kosmetyczki chodzę raz na rok, to pozwalam sobie na częstsze SPA w zaciszu domowym. Nadal z zamiłowaniem używam maseczek z poprzedniego cykl, ale teraz dołączyła do mnie maseczka gotowa, którą raz dwa mogę nałożyć w czasie kąpieli w wannie. Maseczka Organique o zapachu słodkich porzeczek koi moją skórę po ekspozycji na słońcu i pomaga wyciszyć moje naczynka. Jest bardzo przyjemna w użyciu!
A lakier, który non-stop noszę na palcach u stóp to Essie Sole Mate.
Gdy są upały najlepiej gasi pragnienie woda z miętą i cytryną. Jednak czasami mam ochotę na coś innego. Ponieważ wszystkie napoje gazowane są dla mnie za słodkie, a na gaszące pragnienie zimne piwo karmiąca piersią (jeszcze!) mama nie zawsze może sobie pozwolić, znalazłam fajną alternatywę. Piwo bezalkoholowe o orzeźwiającym aromacie - limonka z miętą!
Do samochodu, znów trafiła płyta "Into the Wild"... uwielbiam ten typ męskich głosów. Ale generalnie ostatnio sporo buszuje po Spotify* i odnajduje cudowne perełki oraz wracam do ukochanych płyt, które miałam kiedyś poprzegrywane, a nigdy nie doczekałam się oryginałów. Uwielbiam ten serwis! (Teraz najczęściej słucham starych płyt Morcheeby, nieustannie Benjamina Francisa Leftwich'a, Matta Corby i odszukuje nieznane mi jeszcze piosenki Birdy)
* miejsce gdzie można znaleźć wszystkie płyty wszystkich wykonawców!
Dwie nowości w mojej kosmetyczce do makijażu.
Ponieważ jakiś czas temu zepsuła mi się znacznie cera (chyba zaszalały we mnie hormony, bo teraz za sprawą pielęgnacji, o której napiszę osobnego posta, poprawiła się niesamowicie!) sięgnęłam po podkład Vichy Dermablend 3D. Trochę się go obawiałam, bo nie chciałam efektu maski i wysuszenia. Okazało się, że to strzał w dziesiątkę! Po pierwsze nie wysusza (mam dość nawilżającą pielęgnację) a po drugie pomimo, iż to podkład bardzo mocno kryjący, paradoksalnie, właśnie z tego powodu, ponieważ używa się go w minimalnych ilościach, nie tworzy maski i prawie go nie widać! Podkład ma konsystencje takiego gęstego musu i do pokrycia całej twarzy wystarczą dosłownie takie 3-4 kropelki jak główka od kolorowej szpilki. To bardzo mało produktu, zważywszy na to, że ja zazwyczaj lubiłam lekkie, płynne podkłady, których musiałam użyć znacznie więcej! Po tym podkładzie skóra oddycha, nie jest zapchana, wszelkie niedoskonałości są zakryte, nawet cienie pod oczami. Cera jest lekko zmatowiona, jakby mniej się poci, ale nie ma uczucia ściągnięcia czy wysuszenia. Naprawdę jak dla mnie rewelacyjny produkt! Ale tak jak mówię, im mniej tym lepiej, bo efekt jest najlepszy przy minimalnej ilości produktu.
Drugim produktem jest bronzer marki Physicians Formula, który poleciła mi przyjaciółka. No idealny! Nie można z nim przesadzić, wygląda bardzo naturalnie, a podkreśla opaleniznę i na właśnie takim efekcie mi zależało.
O mojej obecnej pielęgnacji, z której jestem najmocniej zadowolona jak do tej pory, napiszę osobny wpis. Ale muszę Wam wspomnieć o tym kosmetyku! Ten kultowy olejek na noc marki Kielh's jest po prostu niesamowity! Przyznam, że nie planowałam tak drogiego zakupu (172 zł!), ale poleciła mi go moja serdeczna koleżanka Agatka, która zapewniała, że ten produkt odmienił jej cerę. Miałam wziąć ze sklepu tylko próbkę, ale coś mnie tkneło i zakupiłam cały flakonik. Produkt jest niesamowicie wydajny (używa się go na wieczór 4 krople) więc z całą pewnością wart swojej ceny. Przepięknie, naturalnie pachnie a cera po nocy jest ukojona, wygładzona i wypoczęta. Coś niesamowitego!
A na koniec złote (tak, coś mnie wzięło na ten złoty kolor) sandałki, które zamówiłam na eobuwie.pl. Bardzo wygodne i eleganckie. Pasujące i do sukienki i jeansów. Ponieważ nie zwykłam ostatnio chodzić na obcasach, cieszą mnie tym bardziej, że i bez tego są bardzo kobiece! :)
Pozdrawiam Was serdecznie i do zobaczenia w kolejnym cyklu "Wszystko co lubię" za jakiś czas.
Do napisania niebawem! :*
Sandałki i kolor pazurków cudny:).
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać wpisu o pielęgnacji. Polecane przez Ciebie kosmetyki dotychczas bardzo odpowiadały mojej cerze. Większość z nich na dłużej zostaje w mojej kosmetyczce.
OdpowiedzUsuńOstatnio również pogorszyła mi się cera, jednak nie wiem dlaczego. Tryb życia mi się nie zmienił itp. Ostatnio zakupiłam szczoteczkę Clarisonic i zastanawiam się, czy ma na mnie dobry wpływ. Po pierwszych tygodniach stosowania, zauważałam same plusy - gładsza, lepiej oczyszczona skóra, mniejsze użycie kosmetyków peelingujących. Jednak później z moją cerą zaczęło się coś dziać - kaszka na całym czole, często występujące bolące krosty (niezależnie od dnia cyklu). Szukałam w internecie opinii pod tym kątem i kilka osób narzekało na Clarisonic, obwiniając ją o pogorszenie stanu swojej cery. Jak jest w Twoim przypadku?
sama też zaliczyłabym kilka pozycji, które ja sama lubię ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper sandaly!
OdpowiedzUsuńOh marzy mi się powrót do tematów wnetrzarskich i nie dzieciowych tez. I żeby tydzień z G tez był... I zobaczyc jakieś nowe aranżacje, rozwiązania, wnętrza wnętrz... wiem ze to dużo... ale tak mi się marzy...
OdpowiedzUsuńPoinspiruj nas prosze!
Kasia
Super, że jeszcze karmisz :)
OdpowiedzUsuńTo dziwne ze w dzisiejszych czasach przy dostępie do różnych źródeł i literatury na temat wychowania dzieci... niektórzy nadal pozwalają dzieciom ssać smoczki do drugiego roku życia albo i dłużej! Karmienie piersią jest naturalne, ale smoczek? Tylu dentystów i pediatrow go odradza!
OdpowiedzUsuńZ moich obserwacji i własnego doświadczenia wiem ze dziecko ze smoczkiem jest spokojniejsze w wychowaniu i 'łatwiejsze w obsludze'. Moje dzieci nigdy nie miały smoczkow i dalismy radę! Tylko ze nie siedziałam na instagramie i na blogach bo nie miałam na to czasu.
Acha i nauka nocniczka to tez kwestia poświęcenia czasu dziecku.
A to apropos złotych sandałów czy Eddie Vedder'a? ;)
UsuńOch jak ja lubię takie Mamy, które jak widać nawet pod postami nie na temat i nie wiadomo właściwie do kogo, głoszą swoje mądrości na temat macierzyństwa. Nie odzywałabym się, ale wypowiedź jest wybitnie nielogiczna, bo skoro ktoś się szczyci, że jest takim wspaniałym rodzicem, że nie dawał smoczka i nie miał czasu na blogi i siedzenie w sieci, to może.... lepiej było jednak dawać, bo widać, że teraz ma za dużo czasu na siedzenie w sieci i pisanie takich bzdur pod byle postem i jest znerwicowana i nie daje przykładu swoim dzieciom by mieć trochę pokory, tolerancji wobec innych itp. Wiele Mam w sieci, tych co pierwsze są do wypowiedzi na temat szczepień, karmienia, smoczków, spania z rodzicami i na temat całego wachlarza rodzicielskich problemów, zapominają, że wychowanie nie opiera się tylko na tych aspektach. Uważałabym do kogo piszesz tą wypowiedź, bo staje się niewiarygodna, gdy kierujesz ją do autorki bloga, która jak widać od prawie 2 lat mocno skupia się na macierzyństwie, ale w sposób naturalny i bez nadęcia, za co z resztą kochamy Magiczny Domek! :)
UsuńPozdrawiam wszystkie Mamy i nie Mamy i pamiętajcie, że nie ma jednaj metody na życie. Dajmy w spokoju sobie na wzajem dążyć do własnego szczęścia. ;)
Natka
Autorka tego komentarza miała na myśli to, że na zdjeciu powinien znaleźć sie tez i SMOK!
UsuńOt, taka moja dygresja :)))))
Nie dajmy się zwariować! To tylko blog! Osoba która go prowadzi nie jest idealna i o tym wspominała wiele razy! I co z tego ze dzięki smokowi może usiąść czy poblogowac przy kawie. Są różne metody wychowania i różne podejscia do wielu spraw... to trzeba uszanować. A osoba która dzieli się swoim 'życiem' na łamach bloga musi być silna i nie dać się ponieść emocjom.
To na tyle.
Ps ale ten SMOK powinien się tam załapać do zdjecia.
Pozdrawiam