Kochani, pragnę ogromnie Wam podziękować za liczne komentarze na temat naszego nowego domownika. Korzystam z każdej nadesłanej rady, dobrego słowa i otuchy. Nawet nie wiecie ile obecnie Wasze komentarze dla mnie znaczą.
Pomyślałam, że zrobię malutki wpis o tym jak sprawy się mają.
Kicia się uspokoiła i dochodzi do siebie. Praktycznie jesteśmy codziennie u weterynarza. Oczka Kikulka (tak na nią mówimy, więc prawdopodobnie 'oficjalnie' będzie miała na imię Kika) się świetnie goją, ale ostatecznie stwierdzono, że będzie niewidoma. Jej organizm jest w miarę dobrej kondycji, ale jest trochę niedożywiona. Ma apetyt, je pięć razy dziennie mniejsze porcje, by nabrała ciałka. W piątek ważyła 2,2 kg, a już dziś rano ważyła 2,4 kg.
Bardzo bałam się o to, że będzie to kotek bardzo dziki, ale okazało się, że to niewymowny pieszczoch. Cały czas wtulała by się w ramionka. Być może po prostu potrzebuje miłości i poczucia bezpieczeństwa w obliczu tego co ją spotkało.
Ponieważ jest niewidoma, póki co ograniczamy jej ruchy. Je, śpi i spędza większość dnia (oprócz przytulasów oraz pieszych wycieczek raz,dwa razy na dzień w pokoiku na górze - jest tam mało mebli - lub w gabinecie), póki co musi się oswoić z nowym otoczeniem.
Jak reagują na nią nasze zwierzaki?
Gapcia się trochę bała. Jest nauczona od Lunki, że do kotów trzeba mieć respekt. Owszem można je tarmosić, ganiać, ale tylko i wyłącznie jak na to sobie pozwolą (Lunka kocha Gapcię, więc pozwala jej nawet często :). Tak więc, Gapcia na początku troszeczkę była przestraszona i jak my to nazywamy robiła 'osiołka' czyli taką specyficzną minkę i była odwrócona ciałkiem, jakby miała powiedzieć, że trochę jest obrażona, ale za razem zakomunikować, że ona nic złego nie zrobi, więc prosi by jej również krzywda się nie stała. Gapcie jednak łatwo przekupić i dawaliśmy jej smakołyki przy klatce kici (która raz syknęła, ale potem już znała zapach Gapci i nic sobie z jej obecności nie robiła). Gapcia obwąchała po całej mordce kotkę i dała znać, że ma ważniejsze sprawy w ogrodzie.
Gorzej jest z Lunką. W ogóle nie chce wchodzić do pomieszczenia z Kikulkiem. Raz weszła, zrobiła oczy jak pięć złotych i syknęła, po czym straaaaaaaaasznie wolnym krokiem odeszła. Jak już znam ten krok... kiedy Gapcia była mała to chodziła tak cały czas - wściekła.
Kiedy chodzimy z Kikulkiem na rączkach chodzi za nami i nie jest agresywna. Czasami kucamy, wyraża zainteresowanie, ale zazwyczaj kończy się to wymownym syknięciem (dodam, że Lunka normalnie nie syczy wcale, chociażby nie wiem jak była zła na nas czy na Gapcię - syczała tylko jak Gapcia pojawiła się w domu, więc jest nadzieja, że to po prostu powtórka z rozrywki).
Jeszcze nie puszczaliśmy wolno zwierzaków. Wiem, że jest wielu zwolenników by tak zrobić, ale ja pamiętam pierwszy dzień pojawienia się Gapci. Wtedy Lunka się na nią morderczo rzuciła. W życiu jej takiej nie widziałam! Szczeniaczek, dwa razy mniejszy od niej, a ona wykazała taka agresje. W tej chwili aż nie mogę uwierzyć, że Gapcia tak świetnie dogaduje się z Lunką. Razem śpią (a my razem z nimi), razem piją z miski (jeść też by mogły, ale Gapcia zjadała by wszystko).
Mamy teraz naprawdę sporo na głowie. Musimy wszystko zrobić w swoim tempie. Jednocześnie Kikulek musi poczuć bezpieczeństwo, że w domku nic jej się nie stanie, poznać teren i oswoić się z tym, że nie widzi. A z drugiej strony dać naszym rozkoszniakom (czyli Gapci i Lunce) czas na oswojenie się z nowym domownikiem. Jak na razie ważne są zapachy, małe kroczki i 'nic na siłę'.
Jednak bardzo liczę na Lunkę. To ona mogłaby zaopiekować się Kilulkiem i pokazać mu gdzie się chodzi, gdzie jest fajnie, jak zrobić psikusa Gapci i po prostu dogadać się kocim językiem. Mam nadzieję, że się uda. Gdy Kikulek poczuje Lunkę w pobliżu woła ją miauczeniem, jakby chciała naprawdę się zaprzyjaźnić.
Kochani, jeszcze chwileczka i wracam z postami o codziennym życiu. Też mi tego brakuje. Teraz, oprócz typowych codziennych obowiązków i pracy, w 100% procentach zajmujemy się nową, dla naszej całej rodzinki, sytuacją. Nie martwię się już o Kikulka, nie martwię się już, że sobie nie poradzi ale w 100% będę miała spokojną głowę gdy zobaczę, że cała trójka bryka sobie po domku.
Trzymajcie kciuki! Buziaki
P.S Wszelkie rady nadal aktualne!
P.S 2 Tych, którzy nie przepadają za tematem zwierzęcym, bardzo przepraszam, że przynudzam. Winna jednak jestem kilka słów dla tych, którzy w obecnej, nowej dla nas sytuacji nam kibicują. Niebawem wracam - na dobre. :)