W miniony weekend, w piękny październikowy dzień świętowaliśmy 9 urodziny Marysi. Uwielbiam ten okres w roku, który zawsze kojarzy mi się z nowym początkiem, a właśnie dziewięć lat temu nabrał zupełnie nowego znaczenia, gdy zostałam pierwszy raz mamą. Pamiętam doskonale nasze pierwsze spotkanie z Marysią, gdy tuż po porodzie trzymałam ją na rekach i ogromną wdzięczność za to nieopisane uczucie szczęścia. Czułam, że to moja życiowa rola, w której w końcu mogę się zatracić - to przeświadczenie dawało mi ogromne pokłady spokoju, które udzieliły się też naszej maleńkiej dziewczynce. (Pamiętacie może ten wpis? Ja do tej pory, gdy wracam do tych wspomnień czuje błogi, jesienny nastrój, który wtedy panował w naszym domu).
Nie muszę Wam chyba pisać, że jestem dość zaskoczona czasem, który minął od naszego spotkania (jest w tym niezmiernie dużo prawdy, że w dorastaniu dzieci widać go najmocniej). Będąc na tamtym etapie nawet w najśmielszych snach nie sądziłam, że nasze życie w Magiczny Domku będzie tak wyglądać, a rodzina się tak rozrośnie. Jednak z całą pewnością mogę powiedzieć, że to Marysia zapoczątkowała moją przemianę i początek rozwoju w zupełnie nowych dziedzinach. Teraz pomimo kolejnych świeczek na torcie, jestem niezmiernie ciekawa i otwarta na to co każdy następny rok przyniesie. Marysia swoim dorastaniem przeciera szlaki mojego macierzyństwa i mam wręcz wrażenie, że to właśnie teraz, gdy dzieci są bardziej rozumne, czekają nas coraz większe wyzwania w wychowaniu. I im dłużej jestem Mamą, tym mocniej do mnie dociera, że to nie tyle dzieci tego wychowania potrzebują, ale to my musimy się niejako w sposobie przekazywania im wartości i wiedzy o świecie rozwinąć.
Marysia z małego łobuza, przypominjącego do 2 roku życia chłopaka, wyrosła na wrażliwą, ale wiedzącą czego chce dziewczynkę. Zafascynowana końskim światem, lubiąca wszelkie prace plastyczne, kochająca zwierzęta i naturę. Jest niesamowicie wrażliwa i wyczulona na najmniejsze detale. Rozpozna po stłumionym grymasie nastrój danej osoby, jest niezwykle empatyczna i wczuwa się w położenie drugiej osoby. Jednocześnie mówi najgłośniej w rodzinie, bardzo emocjonuje się opowiadając różne historie, a asertywność ma opanowaną do perfekcji. :) Ma duże poczucie humoru i często się śmieje, wyłapując z otoczenia wszelkie śmiesznostki. Lubi, gdy w jej otoczeniu panuje porządek i nie pójdzie spać w nieposprzątanym pokoju. Świetnie się dogaduje z rodzeństwem, wiedząc kiedy postawić na swoim, a kiedy im odpuścić dla świętego spokoju. :) Nie ma w niej krzty zazdrości i zawsze potrafi sobie wytłumaczyć daną sytuację w głowie.
Zgodnie z tradycją pokażę Wam kilka inspiracji prezentowych, które Marysia dostała od rodziny. Do blogowego pamiętnika wklejam również migawki oraz przybranie stołu. To był wyjątkowy dzień, pełen wrażeń, radości i rodzinnego ciepła, który w dniu urodzin jest największa wartością*.
*Po urodzinach Marysi, w trakcie naszych wieczornych rozmów przed snem, dziewczynki ustaliły listę najważniejszych urodzinowych rzeczy. I tak zgodnie z ich kolejnością zostało ustalone:
1. Goście (Rodzina i przyjaciele) - co mnie wzruszyło, bo powiedziały, że bez tego urodziny się nie liczą
2. Prezenty - bo na to czeka się cały rok :)
3. Tort
4. Balony - zostało stwierdzone, że balony są niemalże równoważne co tort
5. Przybrany stół i jedzenie
Więc przewrotnie zacznę od tej najmniej ważnej rzeczy, która z kolei dla mnie jest krokiem milowym w organizowaniu przyjęć, czyli przyszykowanie stołu. :)
Menu na takie przyjęcia też przychodzi nam naturalnie i często uzależniamy je od danej pory roku (mamy w sumie fajnie, bo w naszej rodzinie obstawione są wszystkie pory).
I tak w naszym urodzinowym menu znalazł się kociołek (a la gulasz węgierski) z kaszą, zapiekanką ziemniaczaną z porem, cebulką, parmezanem i śmietaną, surówki z kiszonej kapusty oraz typu Colesław.
Kociołkiem zajęli się nasi rodzinni hipsterzy. :) Gabrysia pięknie pomagała Tacie w przygotowaniach, pomimo, że wymagało to trochę czasu i nakładu pracy, gdy pogoda (a raczej temperatura) na zewnątrz nie rozpieszczała.
Ponieważ i ja jestem koniarą, nie ukrywam, że przyglądam się tej nowej pasji z wypiekami na twarzy.
Nasza panienka.
Sto lat Marysiu! Bardzo Cię kochamy!
Przy okazji chciałabym Wam niezmiernie podziękować za zrozumienie i masę cudownych, ciepłych komentarzy pod ostatnim postem.
Tak jak obiecałam, nie znikamy i już niebawem wracam z nowym, tematycznym postem.
Do napisania! :*