Z lekkim niedowierzaniem, że to już, żegnamy ten rok 2021. Szybko zleciało! Miniony czas był bardzo intensywny, pełen wrażeń z całej palety kolorów. Sukcesy, rodzinne radości, smutki, niepowodzenia, cięższe chwile. Jak zwykle staramy się wyłapywać z codzienności to co najlepsze. Ten rok postawił mi wiele pytań i był bogaty w poszukiwania, ale jednocześnie na wiele z nich znalazłam odpowiedź. Teraz tą wiedzę chciałabym wprowadzić w swoje życie - a to chyba znacznie trudniejsza sprawa. :) Mam nadzieje, że to się uda. W następnym wpisie chciałabym opisać moje oczekiwania na rok 2022, ale póki co czas na migawki ostatniego miesiąca w roku, na które Was serdecznie zapraszam!
To miesiąc choinki, która ogrzewała nas przez cały czas.
Małe zmiany w kuchni, o których pisałam tu:
klik i mali pomocnicy.
Najkrótsze dni w roku oznaczają więcej światła w środku domu.
Bardzo brakowało mi spotkań z ludźmi, ten miesiąc okazał się być bardzo towarzyski. Śniadanie z Marcynią.
Miło pić poranną kawę w takich okolicznościach. :)
W Layette piękny świąteczny klimat przez cały miesiąc.
Na dodatek nasza Andzeliczka zawsze przyniesie coś pysznego (tak to jest jak mąż jest piekarzem :) ).
Od klientów dostajemy wszelakie zapytania - np. jaki zestaw stworzyć w kolorystyce granatowej z liskiem - i my wtedy szybciutko wysyłamy smsem podpowiedź. :) Bardzo lubię tą część swojej pracy.
Taki przecudny prezent dostaliśmy od partnerskiego sklepu Dobre Liski. Muszę przyznać, że ogromnym plusem naszej branży jest to, że spotykamy naprawdę cudownych i inspirujących ludzi. Właściwie na tym opieramy naszą działalność, bo ważny jest kontakt i atmosfera z każdym podwykonawcą. Mieliśmy w historii tylko 2 nieprzyjemne sytuacje i po prostu zrezygnowaliśmy ze współpracy (na etapie produkcyjnym) - staramy się nie dokładać sobie dodatkowych powodów do stresu i chcemy by wszystko co tworzymy miało dobrą energię. Nie na wszystko ma się wpływ, ale na otaczających ludzi tak!
Grudzień to też czas...smogu. U nas w Łodzi jest sporo lasów, więc nie zawsze są zanieczyszczenia jak w innych miastach, ale bywają takie bezwietrzne, mgliste dni i pewne zjawiska atmosferyczne, gdy te całe spalenizny z kominów powodują, że nie można oddychać! Zrobiłam zdjęcie, ale za chwile musiałam Miłoszka położyć spać do łóżka, bo sam pokazywał, że w powietrzu jest ble!
Tata zaszalał z ucztą sushi!
Wszystkie nasze dzieci uwielbiają. I pomyśleć, że ja zwoje pierwsze sushi jadłam dopiero w wieku 23 lat!
Na smuteczki... jednym z postanowień na nowy rok, jest przepracowanie w sobie, że jedzenie nie jest na pocieszenie lub w nagrodę.
No i lekcje zdalne - kolejna rzecz, która mnie przerażała, a jak zwykle rzeczywistość okazała się być przyjemniejsza. Marysi się bardzo podobało, czuła się taka dorosła. :) Oby tylko nie na długo, bo wszystko zależy od dobrych proporcji.
Śnieg w grudniu, a to ci dopiero! ;)
Przymierzamy się do świątecznych ciasteczek.
A tu nasza rocznica (nie ślubu). Jak miło pójść na randkę tylko we dwoje.
Dobrze mieć tajną bazę na prezenty. Coraz trudniej jest mi je chować gdzieś w domu.
Zaintrygowała mnie ta pozycja! Poecam!
Mi naprawdę wiele do szczęścia nie potrzeba. Cieszę się jak udaje się posprzątać kuchnie na błysk i delektuje się tym stanem późnym wieczorem. Bo od rana wiadomo, znów od nowa. :)
Grudniowe spotkanie z koleżankami jeszcze z podstawówki. Bardzo mi to było potrzebne!
Ach te bajki... Zazwyczaj dawkuje w małych ilościach, ale w tym miesiącu potrzebowałam tej chwilowej "hipnotyzującej niani" jak lekarstwa.
Taki piękny kalendarz adwentowy (Meri Meri) z szopką podarowała nam ciocia Ania, z którą również było miło się spotkać i poplotkować do późna wieczorem.
Lubię zmienność pór roku w naszym ogródku i części przed domkiem.
Jeszcze przez chwilę bawialnia. Mamy plany na zmiany w tym pomieszczeniu na wiosnę.
Już Wam pisałam, że zupełnie ominęła mnie przedświąteczna gonitwa za prezentami. Rzadko bywam teraz w galeriach, a jeśli to staram się nie robić tego w biegu, tylko łącze z chwila na kawę w samotności. :)
Już jakiś czas temu na targu staroci kupiłam ten ręcznie malowany talerzyk. To chyba najstarsza rzecz w Magicznym Domku, pochodzi z Portugalii z XVII wieku!
Niemalże cały rok w domu z nosem na kwintę, a tu w grudniu znów rodzinne wyjście! Na święta wróciła do nas z Warszawy Zuzia.
A potem wieczorny spacerek na ul. Piotrkowskiej, wzdłuż jarmarkowych szopek.
Karuzela w środku zimy ma swój retro urok!
Miłoszek też miał ochotę, ale z racji, że były minusowe temperatury wszystkie części, za które się łapał były przeraźliwie zimne (uparł się, że będzie bez rękawiczek). Wiec weszłam tam z nim i w trakcie tych obrotów zmieniałam cały czas stanowiska. Chciał na słoniki i w imbryczku, w karecie i w samochodzie. A ja ledwo utrzymując równowagę, cała zielona, ledwo się przeciskałam miedzy figurami. Zuzia nagrała to z boku - taki dokument o losie matek - czyli wyobrażenie vs rzeczywistość. :P
Ale najważniejsze to znaleźć w tym wszystkim balans - nie mam już nawet grama wyrzutów sumienia, gdy potrzebuje chwilki dla siebie w ciszy i spokoju (zresztą o tym napisze kiedyś osobnego posta).
A potem nadszedł ten magiczny czas w roku. O naszych świętach i dziecięcych prezentach pisałam tu -
klik.
Z takimi pomocnikami wszystko zapięte jest na ostatni guzik. :)
A pieski i kot zżyją jakby zupełnie w innej czasoprzestrzeni.
Nasi przyjaciele podrzucili nam przed świętami długo dojrzewający piernik. Jakie to miłe! A jakie przepyszne!
Cudowne dni odkrywania nowości i wspólny czas razem.
Pierwszy dzień świąt w przytulnym domku u dziadków.
Ostatnio Miłoszek wstaje najpóźniej - było parę okazji, gdzie dzieciaki chodziły spać później niż o 20 tej.
To był fajny dzień! W drugi dzień świąt nocowała u nas Zuzia, zjedliśmy śniadanko, potem tańczyliśmy, bawiliśmy się - a ja czułam jakbym miała jeszcze nastoletnią córkę. Chyba już rozumiem na czym polega łatwość wielodzietności w niektórych rodzinach, gdzie różnica między niektórym rodzeństwem to 10-15 lat. ;)
A wieczorem zupełnie spontanicznie, wpadła do nas ekipa w dresikach. :)
Po świętach są też urodzinki kuzyneczki Soni.
Cała ekipa zaskakiwała nas pomysłami na zabawy.
Nie inaczej było w Sylwestra. 3 rodziny i 8 dzieci bawiła się...głośno! :)
Nie wiem co robili, mieli mi zapozować do zjęcia. :P
A w Nowy Rok było trzeba naprawdę odespać! Pierwszy raz w życiu Miłoszek poszedł spać o 1 w nocy! Cały weekend odsypialiśmy i wracamy znów do normalnego, harmonijnego trybu rodzinnego życia.
To nie był najłatwiejszy rok, tym bardziej, że przecież nie wszystkie trudniejsze chwile jestem w stanie tu umieścić. Trzy końcowe miesiące były bardzo intensywne. Jednak jestem wdzięczna za wiele rzeczy, które w tym roku zobaczyłam, zrozumiałam, zmieniłam. Jestem pełna nadziei na kolejne miesiące. Jak dobrze znów zacząć od nowa! (Ja w to wierzę ;) )
Do napisania już niebawem!