05 listopada 2024

Migawki Października '24

Nie chciałabym by migawki października, czyli suma tych wszystkich wspaniałych chwil, które chcemy zapamiętać, gdzieś umknęła. Chociaż był to trudny i bolesny miesiąc, było mnóstwo przebłysków słońca i uśmiechów najbliższych. Końcówkę pamiętam jak we mgle i pewnie niewiele robiłam zdjęć w tym okresie, ale odejście mojego Taty jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że człowiek jest niezwykle silny w obliczu trudnych sytuacji. Nie oznacza jednak, że wewnętrznie nie czuje się rozedrgany. Czuję spokój ale i niepokój za razem. Chcę odzyskać w sobie tą wewnętrzną harmonię oraz pozbyć się ataków paniki i w najbliższym czasie skupić się na twórczej pracy i snuć jesienny dom, który jest naszym schronieniem w coraz zimniejsze dni.

Zajrzyjmy jeszcze do ciepłych odcieni naszego października.

Vincencik zdecydowanie był pocieszycielem i promyczkiem każdego październikowego dnia!


Mamy też inne urocze dochodzące promyczki, z którymi lubimy przebywać.


Praca zdalna z psim towarzyszem. Wersja męska.


Wersja damska.


Kąpiel z jamniczkami. Nieee, nie mamy obsesji.


Przygotowania do urodzin. Malowanie toppera na tort.



Całą relację z 10 urodzin Marysi znajdziecie w poście tu.


Zaraz potem zachorowałam i nie mogę wyjść z choroby aż do tej pory. Przyznam jednak, że śniadania do łóżka były urocze.


I Believe I Can Fly. :)


Jamnik pies idealny - i kanapowiec i miłośnik spacerowania.



Dostałyśmy z Marysią zaproszenia na sztukę teatralną : "Wyspa Jadłonomia".


Źle się dzieje w mojej diecie. Mam ogromną ochotę na witaminy i zdrowe jedzenie (i jem) i jednocześnie na słodkie i niezdrowe (i jem). Ten miszmasz jakoś trzyma mnie przy zdrowiu, ale w rezultacie zdecydowanie jem za dużo. To już ostatni dzwonek by coś z tym zrobić!


Ogrodowe i domowe porządki dość mocno wypełniły tegoroczny październik.



W weekendy uwielbiam oddawać się przyjemności gotowania. A jesienne smaki uwielbiam.


Wieczorne czytanie. Tak mnie cieszy, że czyta sama.


Ja skończyłam w tym miesiącu klasykę Huxley'a i...nie zachwyciła mnie. Miłośników przepraszam, ale dla mnie dość szybko się przestarzała, brakowało mi szczegółów i rozwinięcia postaci.


Posiadanie psa jest cudownym pretekstem by CODZIENNIE spacerować.



Vincent jednak nas w tym miesiącu przestraszył, gdy po serii wymiotów dosłownie słabł w ramionach i szybko musieliśmy ruszyć do weterynarza. Dla takiego małego pieska odwodnienie to poważna sprawa, na szczęście kroplówka i probiotyk podziałał. 


Jak zwykle po szkole i przedszkolu spacer. Szkoda, że teraz tak szybko się robi ciemno.



Big Lebowscy. W październiku był dzień piżamy i szlafroka.


Socjalizacja szczeniaka. Gdy tylko widzimy beagla to zawsze wołamy Gapcia. ;(


Fajne we spacerach z psem jest to, że można zawsze porozmawiać z drugim psim właścicielem. W pędzącym świecie rozmowa z drugim człowiekiem jest na wagę złota.


Tym razem jesienny spacer po lesie. Ten zapach...


Ze skarbów jesieni można zrobić piękne prace artystyczne. Namówiłam całą rodzinę na domową plastykę.




Czyżby kolejny spacer? 


A w pracy jesiennie. Zmiana wystroju zawsze dodaje nowej energii do dalszego działania.


Potem nastąpił ciemny okres, trudny do opisania słowami. Szukałam pocieszenia po omacku szukając wskazówek. Nietypowych książek, niesztampowych filmów. Obejrzałam film "Perfect Days", który w jakiś sposób dał mi ukojenie i podsumował moje ostatnie myśli, które trudno było mi uporządkować w głowie.


Gdy nie muszę gotować a chcę, to mam wtedy najpiękniejszy stan przepływu, który również daje mi ukojenie.


Ponieważ coś nas brało, zrobiłam jesienny bulion wzmacniający z masą warzyw, a nawet pokrzywą z ogródka, kurkumą i imbirem.


Ale ten kurczak po prowansalsku przebił wszystko.



A na kolejny dzień tarta z porem i pieczarkami.



I znów mam takie dziwne słodko-gorzkie uczucie, że świat przecież się nie zatrzymał, dalej płynie, jesień dojrzewa, a na twarzach dzieci jest przecież ten kojący uśmiech każdego dnia. 



Barwy jesieni przez domem.


Te dni były bardzo trudne. 


Dziękuje Was ogromnie za taką ilość wpisów pod ostatnimi postem - każdy komentarz przytuliłam do serca, bo dawały mi wsparcie, którego teraz potrzebuję. :(

W tym miesiącu nie planuję więcej wpisów. Potrzebuję przestrzeni na skupienie i chwilkę samotności. Powrócę z migawkami listopada i może w grudniu będę pisać częściej. Postaram się jednak w tym czasie udzielać się więcej na moim Instagramie - może tam uda Wam się od czasu do czasu zajrzeć do Magicznego Domku.

Trzymajcie się w zdrowiu.
Wasza G.
SHARE:

02 listopada 2024

TATA

 Gdy bezpowrotnie odchodzi bliska nam osoba, wraz z jej śmiercią umiera też cząstka nas samych... 

Święto Zmarłych ma w tym roku zupełnie inny wymiar. W zeszłym tygodniu, po roku ciężkiej choroby, niecałe 3 tygodnie po swoich 65 urodzinach odszedł mój Tata. W domu, wśród najbliższych. W momencie odejścia byłam przy nim i patrzyłam mu głęboko w oczy...

Chociaż w jego chorobie było mnóstwo kryzysowych sytuacji, a widmo najgorszego unosiło się przez ostatnie miesiące, ten fakt nadal jest dla nas zaskoczeniem. Dlaczego teraz? Dlaczego tak młodo? Skąd taka choroba? 

Już drugi raz byłam tuż obok, w chwili odejścia bliskiej mi osoby. Czułam spokój i wdzięczność, że w tych chwilach nie byli sami. Czuję głęboki smutek i za razem ulgę, że Tata się już nie męczy. Był to dla nas potwornie trudny rok.

I chociaż dzisiejszy króciutki wpis piszę przez łzy, to przeżycia z ostatnich dni jeszcze mocniej utwierdziły mnie w przekonaniu, że każdy dany nam dzień jest błogosławieństwem, który musimy dobrze i mądrze wykorzystać. Nie lękajmy się śmierci, lecz póki nie przyjdzie na nas czas celebrujmy życie będąc najlepszą wersją siebie, w otoczeniu najdroższych nam osób. 

Mój Tata odegrał w moim życiu kluczową rolę i był jedną z najważniejszych osób, więc tym bardziej nie mogę uwierzyć, że już nigdy się nie spotkamy, nie przytulimy, nie porozmawiamy...

SHARE:

19 października 2024

Domowe Kadry

Ostatnie dni postawiłam na regenerację. Czułam się tak zablokowana wewnętrznie, że potrzebowałam oczyszczenia swojej przestrzeni wokół, bym mogła wreszcie skupić się na kreatywnej pracy. Jesienią tworzę najwięcej ilustracji i prac graficznych, a tu mija połowa października, a ja wciąż nie mogłam przymusić się do pracy. Przymusić - to kiepskie słowo, bo ta część pracy jest dla mnie najprzyjemniejsza, jednak wymaga spokoju ducha i pełnego skupienia. 
Trudno o takie warunki, gdy sterta prania czeka na prasowanie od tygodni, a w kotłowni ledwo można wejść do środka by wyregulować temperaturę powietrza w domu. Najgorsza myśl, która wtedy się pojawia jest taka, że są przecież sprawy znacznie ważniejsze do wykonania, a to może "spokojnie" poczekać. Tylko, że właśnie te błahostki blokują moją energię i kreatywność. Nie dałam się presji otaczającego świata i postanowiłam dokończyć te wszystkie większe i drobne sprawy, które z tyłu głowy były do zrobienia na mojej liście.

Odgruzowałam naszą kotłownię oraz pomieszczenia gospodarcze pozbywając się dosłownie 70% rzeczy, które były tam pochowane. Stare krzesła, sprzęt do robienia świecy (przeterminowane, bo przecież świece robiliśmy 13 lat temu!), ozdoby, stare zabawki oraz sprzęty sportowe. Przejrzałam i zredukowałam ozdoby świąteczne (Boże Narodzenie i Wielkanoc), do pojemników włożyłam akcesoria urodzinowe czy wszystkie materiały do pakowania prezentów. W kolejnych dział hobby - maszynę z materiałami i z akcesoriami do szycia oraz w kolejnych sprzęt i włóczki do do filcowania. Na kolejnej półce zrobiłam strefę ogrodową z poduszkami oraz z dodatkami do przyczepy kempingowej. Poukładałam skrzynie ze sprzętem do majsterkowania. Zrobiła się przestrzeń na swobodne rozstawienie 2 suszarek do prania i już nie będę musiała oglądać suszarki w przedpokoju (czego po prostu nie znoszę!). Wcześniej takie porządki zrobiłam również w garderobie z kurtkami i butami. Poczułam dosłownie ulgę.
Następne przeszłam do tych wszystkich błahostek "na później". Powyrzucałam stare paragony, zszyłam popruty kocyk Miłoszka w żyrafy, zrobiłam porządek w herbatach i kubkach, kolejny razu ułożyłam wszystko w szafie, przejrzałam ubrania dzieci redukujące te, z których wyrosły, uporządkowałam szafkę ze świecami, czy też w łazience z kosmetykami. Dokręciłam urwaną gałkę w komodzie dziewczynek, ułożyłam tematycznie zabawki w pokoju Miłoszka.
Robiłam to etapami, bez pośpiechu czy też konkretnego terminu końca oczyszczania przestrzeni. Nadal zostało mi kilka zakamarków, ale sukcesywne ogarnianie domu daje mi niezwykłe poczucie wewnętrznego oddechu i powrotu sił witalnych. 

Robiąc sukcesywne porządki doszłam do wniosku, że osiągniecie tego stanu jest możliwe tylko za sprawą naszych rąk. To my musimy przejść ten proces oczyszczania, podejmowania decyzji co nam służy a co nie. Z pewnością łatwiej byłoby mi mieć Panią do prasowania i nie miałabym wtedy takich zaległości, ale jednocześnie nie byłabym aż tak świadoma swojej szafy. Teraz mocno pilnuje się, by jej nie przeciążać, by nie mieć żadnych rzeczy, których nie noszę lub mi nie pasują, ale jednocześnie pozwala mi to na kontrolowanie ewentualnych zakupów. To samo dotyczy rzeczy i sprzętów w domu. Świadomie nie chce otaczać się nadmiarem i lubię ten stan, gdy wszystko ma swoje miejsce. O wiele łatwiej utrzymać takie miejsca w czystości.

Są też takie zakamarki Magicznego Domku, które tworzą pewną kompozycję nadającą wnętrzu klimatu, a niekoniecznie pełnią jakąś konkretną funkcję. Wówczas skupiam się na tym, czy te przedmioty (lub ich zbiór) mnie zachwyca, daje mi satysfakcję w sferze estetycznej. 

Ostatnio przechadzając się po domu zatrzymałam się przy kilku z nich.







To miks przedmiotów, które coś dla mnie znaczą i mają swoją historię. To martwa natura połączona z życiem roślin. 
Dbałość o porządek na zewnątrz musi iść w parze z tym co pochowane. Tak jak dbanie o wygląd zewnętrzny nie powinno nam przysłonić naszego zachowania i rozwoju wewnętrznego.


P.S Nie tylko oczyszczanie przestrzeni pozwala na odblokowanie wewnętrznej energii. Mocno polecam również regularny kontakt z naturą. My za sprawą Vincenta spędzamy ostatnio dużo czasu na dworze niezależnie od pogody. Codziennie zabieramy dzieciaki ze szkoły i przedszkola i calutką rodziną idziemy na ponad godzinny spacer nad stawami. A w weekendy ruszamy do lasu! 
Dzięki temu mam wrażenie, że balans miedzy aktywnością w domu i poza nim jest zdrowo zachowany.

Życzę Wam cudownego weekendu!
SHARE:
© Magiczny Domek. All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig