WTOREK
Po miłym poranku trzeba na chwilę wrócić do 'szarej' rzeczywistości. Szykuje się do pracy. Oczywiście to nie jest tak, że nie lubię swojej pracy ogólnie, ale teraz gdy Marysia jest taka malutka, każde takie wyjście wiele mnie kosztuje.
Po drodze tankuję samochód.
Gdy wracam po ciężkim dniu i natłoku spraw, które nie poszły po mojej myśli. Kupuje pocieszacza - bardzo kaloryczną Ice Coffie.
Pędzę do mojej Marysi i wreszcie jest mi dobrze. Za oknem pada deszcz, a wieczorem odwiedza nas mój brat. :) Te najprostsze chwile są najcenniejsze.
Po uśpieniu Marysi, razem z Mamą jedziemy do Rossmanna. Wieczór jest już znacznie przyjemniejszy. Nie ma to jak w domu z najbliższymi - Panem Poślubionym i zwierzakami.
Taka rozkoszna pobudka. :)
Dziś znów muszę wyjść coś załatwić. :( Ale sprawa jest już zakończona, wiec od tej pory nareszcie spokój. :)
Piję popołudniową kawę i podziwiam widok przez okno. Ogród zielenieje z każdym dniem!
Po powrocie ogarniam domek, tzn, chodzę z Marysią po każdym pokoju i odkładam rzeczy na miejsce. To niesamowite jak szybko człowiek może nabałaganić w ciągu jednego, pospiesznego poranka, a ile czasu i energii potrzeba by przywrócić i utrzymać porządek. Jak tylko się z tym uporam, wraca z pracy Pan Poślubiony i jedziemy po zakupy jedzeniowe i pyszne mięsko na grilla na majówkę. :)
Po powrocie kąpiel i cała wieczorna procedura. :)
Łobuziak już smacznie śpi....
Nie ukrywam, że jestem PADNIĘTA! Ale dziś dzień biegania. Eh...na chociaż na troszeczkę, chociaż dwa kilometry. Mam z tyłu głowy Wasze motywujące komentarze i po części dzięki Wam idę! Już w trakcie jestem bardzo z tej decyzji zadowolona, schodzi ze mnie stress z minionych 2 dni...
Selfie w czasie biegu muszę jeszcze poćwiczyć heheh. ;)
A taką mam ładną drogę.
Potem kolacja, kąpiel i rozmowa przez telefon z Natalią.
Chwilę później, siedzę sobie tu i edytuje dla Was wpis na bloga...
Dobranoc i do jutra! :)