Przepiękna majówka za nami, ale czas pożegnać miniony miesiąc, czyli bez większych wstępów, zapraszam Was na migawki kwietnia! :)
Początek kwietnia to kontynuacja sezonu targowego. To naprawdę dużo pracy i zaangażowanie wielu osób, by wszystko się udało. To też pracujące weekendy, które niewątpliwie odbiły się na dużym zmęczeniu. Jednak takie wyjazdy mają swoje pozytywne strony. To jest bardzo intensywny kontakt z klientami, obserwowanie reakcji na nowe kolekcje i miły czas dla ekipy Layette.
A tu już codzienność w siedzibie Layette.
Kwietniowe wieczory były na energetycznym minusie i razem z pozostałym towarzystwem delektowałam się chwilką ciszy przed snem.
Za oknem było dużo szaro-bure dni, a ja jak zwykle zaczynam dzień od ścielenia wszystkich łóżek. :)
Czy słońce czy deszcz - drzemka punkt 12-ta zawsze w wózeczku. (Tak było też całą zimę!)
Nadal świadome jedzenie i zbalansowana dieta. Chociaż niestety święta zaburzyły ten cykl i szło nam trochę gorzej niż w marcu.
Urodzinowe zaproszenia a to z przedszkola, a to ze szkoły.
Na wszystkie zaproszenia chodzimy, bo wiem jakie to ważne, by być obecnym w wydarzeniach dziecięcej społeczności. Chociaż nie ukrywam, że sama nie przepadam za takimi imprezami, to dzięki nim wiem co w trawie piszczy i co się dzieje w życiu towarzyskim dziewczynek. :)
Spędziłam sporo czasu na planowaniu ważnych rzeczy do zrobienia w najbliższych tygodniach i podzieliłam na 4 sfery - Dom (naprawy i remonty, sprzątanie), Ogród (projekty i rzeczy do zrobienia), Rodzina (dzieci, wydarzenia) i Praca (projekty, do zrobienia). Zawsze planuje i rozpisuje, ale teraz wyjątkowo było tego wszystkiego pełno, że kalendarz i jedna lista nie wystarczała.
No i zaczęliśmy od ogrodowych porządków.
Miałam naprawdę niewiele chwil dla samej siebie, ale tu udało mi się skoczyć na samotne zakupy po najpotrzebniejsze (niejedzeniowe) rzeczy i przekąsić (nie w biegu) lunch.
Pan Poślubiony był w na kilka dni z pracy w Paryżu i przywiózł mi francuskie makaroniki. Idealny wieczór dla mnie - kąpiel, herbatka i coś dobrego - tym bardziej, że praktycznie nie jadam już słodyczy tak na co dzień.
A potem nadeszły święta. Nie ma dnia bym nie myślała o Babi. Jeszcze rok temu robiła sama mazurki na Wielkanoc dla całej rodziny i trudno mi pogodzić się z myślą, że już jej nie ma.
Postanowiłyśmy z Mamą kontynuować tradycję pieczenia mazurków, jednak okazało się, że Babi nie zostawiła po sobie przepisu! Jest masa innych przepisów, ale ten gdzieś przepadł. Jedynie wiemy, że do tej najpyszniejszej masy czekoladowej dodawała też mleko w proszku i tak szukając różnych przepisów w Internecie postanowiłyśmy odtworzyć mazurek - mama swoim sposobem, ja moim i ogłosiłyśmy konkurs na mazurek najlepiej przypominający smak Babi.
Mamie wyszła lepiej polewa, a mnie lepiej kruche ciasto. Jednak oba mazurki były przepyszne. Może za rok uda się doścignąć babciny ideał...
Stół czeka na gości, a po więcej zapraszam do poprzedniego świątecznego wpisu.
Kumple łóżkowi - codziennie śpią po odpowiednich stronach łóżka.
Drugi dzień świąt i szukanie ogrodowych prezencików również u Babci Joli.
Spotkanie z bratnią duszyczką.
Piękny bukiecik od męża sprawił mi mnóstwo radości. :)
Wieczorynka dzieci (nie mamy telewizora ale jest Netflix), a ostatnio nas zachwyciła bajka o śmieciarce - pięknie ilustrowana, delikatne kolory i spokojne, przyjemne historie o chłopcu, który wygląda zupełnie jak Miłoszek!
Słucham dużo podcastów, czytam książki, ale też czasami skuszę się na jakieś webinarium.
A potem długo wyczekiwany, weekendowy wyjazd tylko we dwoje!
Jak zwykle Michał zaskoczył mnie cudownym miejscem, o którym nie miałam pojęcia.
To był cudowny czas, który spędziliśmy na spacerach po Wiśle, wysypianiu się i czytaniu książek. Skorzystałam z okazji i poszłam na dotleniający zabieg na twarz oraz wieczorny masaż ciała, zrobiliśmy sobie również wieczór filmowy i jedliśmy same pyszności na miejscu. I cały czas się dziwiliśmy jak to jest naprawdę nie musieć NIC robić. Człowiek już o tym trochę zapomina, bo jest w tej całej rodzinnej rzeczywistości. Ale gdy jesteś w pięknym miejscu gdzie nie musisz sprzątać, gotować i zajmować się innymi (a to aż niebywałe ile jest tych czynności z 3 dzieci) to okazuje się, że doba wcale nie jest krótka! Cudowny czas!
A miejsce to hotel Vislow Resort.
No i ta natura na wyciągnięcie ręki. Zawsze szukam w niej inspiracji.
Zamówiłam nowy serwis do domu i przyszedł w 2 dużych pudłach zabezpieczony gąbkami...do mycia naczyń.
Przez 3 dni mieli nieustanne pomysły do zabawy (kto ogląda Stories na Instagramie to wie!) a ja chyba do końca życia nie będę musiała kupić gąbek do mycia naczyń. ;)
Wiosna czyli kwitnące magnolie.
Ulubiona kawiarenka, gdy załatwiam coś w mieście.
Nowy serwis* zapoczątkował serie czystek i porządków w kredensach i kuchni. Jestem lżejsza o 1/2 zastawy i pozbyłam się wszystkiego czego nie używałam. Uwielbiam takie porządki. Do lata chce oczyścić wiele zakątków Magicznego Domku.
*A porcelana jest polskiej marki Lubiana - seria Maria z niebieskimi kwiatuszkami. Zastanawiałam się nawet nad Marią od Rosenthal'a, ale jednak po rozmowie z moją kochaną teściową (specjalistką od porcelany) dosłyszmy do wniosku, że do mnie pasuje trochę nowocześniejsza linia i taka, którą można myć w zmywarce. Dużym plusem jest też to, że różne elementy można w każdej chwili dokupić i z racji całkiem niezłej ceny nie będzie taki strach przed tym, że coś się potłucze. Póki co zdecydowałam się na komplet na 12 osób (talerze, miseczki i talerzyki deserowe oraz filiżanki do herbaty) jak również wazę, cukiernicę, imbryk i różne półmiski i salaterki.
Z końcem kwietnia rozpoczęliśmy gruntowne porządki wokół domu, myjąc miedzy innymi elewację i kostkę. Oj tej pracy było (i jest nadal) naprawdę dużo, ale myślę, że takie sprawy zasługują na osobny wpis pewnie już w czerwcu.
W maj wkroczyliśmy bardzo aktywnie, mam wiele planów na ten miesiąc, a zatem do następnych migawek! :)
Oczywiście jak się uda może napiszę Wam coś do tego czasu - może jakiś bardziej kobiecy wpis?
Trzymajcie się cieplutko. Buziaczki z Magicznego Domku!