01 sierpnia 2023

Migawki Lipca '23

Aż trudno uwierzyć, że połowa wakacji za nami. Lipiec upłynął nam na wyjeździe oraz regenerujących dniach po powrocie. Bardzo lubię w podróżach właśnie to świeże spojrzenie na dom kiedy już wracamy. Doceniam proste czynności, cieszę się każdym zakamarkiem w domu i w ogrodzie, a dodatkowo staram się wpleść trochę wakacyjnego luzu w naszą codzienność. Niby robimy to samo, ale jednak nasze nastawienie, gdy świadomie staramy się zwolnić, ma ogromny wpływ na poczucie szczęścia w naszej codzienności. 

I chociaż było parę przeciwności losu, to nie traciliśmy pogody ducha i elastycznie dostosowaliśmy się do panującej sytuacji. 

Zapraszam Was na migawki minionego miesiąca.

Na początku wakacji dzieciaki pojechały na weekend do dziadków. To dobra okazja na domową randkę. :)


Czasami niewiele potrzeba. Zapiekane warzywa, masełko czosnkowe, bagietka i deska serów.




Po powrocie kuchenne prace plastyczne. Miłoszek jest bardzo dokładny w kolorowaniu i mocno się skupia. :)


Cudownie jest spędzać czas w ogrodzie, gdy natura jest na wyciagnięcie ręki.


Kwiaty z chrzcin Miłoszka trzymały się bardzo długo i zdobiły salon.


Sielska, letnia sypialnia. Aż miło kłaść się wieczorem do łózka i po prostu poczytać książkę, gdy wiaterek wpada przez uchylone okno. Bukiecik polnych kwiatów podarowała mi Marysia.


Przed wyjazdem obowiązkowo fryzjer. Marysię ścinam sama, ale Gabrysia i Miłoszek od czasu felernego ścięcia chodzą do fryzjera.



Naciągnęli mnie na lody!


A potem pakowanie się na wyjazd. Za każdym razem idzie nam to sprawniej, ale nadal jest to nie lada przedsięwzięcie.


Migawki z wyprawy przyczepą kempingową pojawiły się w poprzednim poście, więc koniecznie tam zajrzyjcie.



Jak już słyszeliście, na wyjeździe dopadła Gabrysię ospa wietrzna, a ja miałam bardzo słabe samopoczucie pod koniec wyjazdu (okazało się, że mam dość mocną anemię), więc nie ukrywam, że naprawdę z ulgą wróciliśmy do domu.



Powroty to też porządki w przyczepie. Zawsze wietrze kołdry, piorę pościel i sprzątam przyczepę na błysk, tak by jak nowa czekała na następny wyjazd. :)


Bardzo tęskniliśmy za takim domowym letnim jedzeniem. Babcia przygotowywała nam cały weekend same pyszności. A to duszone pulpeciki z kapustką, crumble z truskawkami, zupę ogórkową czy młode ziemniaczki ze skwarkami i fasolką.





Przyszedł czas na włosy Marysi, które obcinam jej od urodzenia sama. 


Z Marysią jesteśmy w tej grupie, która chodzi do fryzjera po wyjazdach. Podcinamy suche końcówki i odświeżamy fryzurę po kąpielach w morzu i kąpielach słonecznych.
Bardzo dobrze się czuje w tym kolorze włosów, gdzie w moich naturalnych włosach są naprzemiennie wplecione jaśniejsze pasma. Odświeżenie robię raz w roku, a co 2-3 miesiące jak idę na podcięcie końcówek nakłada mi fryzjerka tylko szampon tonujący żółte refleksy.


Ogrodowe przyjemności. Jak miło się patrzy gdy coś się dobrze przyjęło.


Mój projekt się rozrasta. Chcę by część elewacji pokrył winobluszcz.


Korzystam z tego, że jestem częściej w domu (z racji, że dzieciaczki mają 2 miesiące wakacji) i robię sobie pomalutku porządki w zakamarkach. Zaczęłam od kuchni, gdzie szuflada po szufladzie robię czystki i organizuję na nowo przestrzeń.

PRZED. 
(Ostatnio zaniedbana szuflada, którą szybko pochłaniał bałagan. Stare pojemniki i wysypujące się torebki)


PO.


Zgrabne pojemniki kupiłam w Ikea. Teraz wszystko ma swoje miejsce i wygląda schudnie i estetycznie.


Wcześniej zrobiłam porządki w szufladzie z talerzami. Znacznie lepiej się je użytkuje, gdy stoją tak pionowo. Ograniczyłam również ilość domowych talerzy.
Wiem, że bardzo lubicie takie wpisy o porządkach, wiec mam nadzieję, że uda mi się w najbliższym czasie napisać posta o tej tematyce.


W tym miesiącu robiliśmy sobie małe wakacyjne wycieczki. Bardzo miło wspominam wizytę w planetarium.




Następnie poszliśmy na randkę z dziewczynkami do Sushi w Dłoń na ul. Trauguta.


Dawno nie jadłam czegoś tak dobrego na mieście.



 Spacer po Łodzi latem to wielka przyjemność ze względu na ładną pogodę i zmniejszoną ilość ludzi.




Chwila dla mnie, którą cenię niezależnie od pory roku.


W domowych strojach, w domowych pieleszach, domowe kino z domowym popcornem. :)


Często oglądam z nimi, ale czasami potrzebuje wieczornego wytchnienia dla siebie. Uzupełniam swój kalendarz, popijam zieloną herbatkę i czytam książkę przed snem.



Ospy wietrznej ciąg dalszy. Czyli równo 2 tygodnie po Gabrysi zachorował Miłoszek i Marysia. Ale dobrze, że lada moment będziemy mieli to już z głowy. Ogólnie nie jest to jakaś straszna choroba, na początku jest ogólne osłabienie i dzieci same chętnie chodzą wcześnie spać i na drzemki. Potem następuje wysyp krosteczek, które parę razy w ciągu dnia mocniej zaswędzą (wtedy sprawdza się taka specjalna pianka do smarowania, którą można kupić w aptece) - ale takich swędzących dni to może jest raptem ze 3-4 dni. Potem robią się strupki i wszystko wraca do normy. 



A Gabrysia ma fajnie, bo ma już ten etap za sobą! :)


Ale chorowitki przecież najlepiej dochodzą do siebie w łóżeczku Mamy. Miłoszek chętnie to wykorzystuje i od paru dni, co noc twierdzi, że jest chory i musi tu spać. :)

A ja...nie ukrywam, że wręcz uwielbiam, jak od czasu do czasu któreś z nich wymusi wspólne spanie i nie mam nic przeciwko.


Kulinarnie. 
Kolorowe śniadanka.


Kolorowe obiady. (Ryż z curry)


Kolorowe desery. (Crumble z morelami)


Chociaż może zabrzmieć to jak szaleństwo, ja pewne rzeczy lubię mieć za sobą znacznie wcześniej (wtedy nie muszę już o nich myśleć i mam spokojniejszą głowę). 
Zrobiłyśmy z Marysią listę i już w lipcu skompletowałyśmy całą wyprawkę do szkoły. Jest nowy plecach, komplet zeszytów oraz przybory plastyczne. Ostatnia pozycja to tenisówki do szkoły, które kupimy pod koniec sierpnia (wraz z jesienną garderobą). 


Porządki w kuchni oraz wolny weekend w domu natchnęły mnie na coś o czym marzyłam o dawna. Rozpoczęłam naukę pieczenia domowego chleba.


Zaczęłam od przepisu z drożdżami, ale jednocześnie rozpoczęłam produkcję własnego zakwasu. Mam nadzieję, że się uda, po póki co w mojej głowie jest to magiczny, tajemniczy (i póki co nieosiągalny) składnik. ;)


Aż nie mogłam uwierzyć, że chlebek pszenny z suszonymi pomidorami wyszedł taki sprężysty z idealnie chrupiącą skórką. Chyba odnalazłam swoją nową pasję!



Macierzyństwo i posiadanie dzieci może nie raz zaskoczyć, ale nie spodziewałam się, że moja 6 letnia córka pewnego dnia odnajdzie w naszym trawniku aż 10 (!) czterolistnych koniczynek! 
Następnego dnia, będąc pewna swojego szczęścia w poszukiwaniach, Gabrysia odnalazła... koniczynę pięciolistną! 

*dodam od razu, że pokazywała mi te miejsca i to były typowe siedliska koniczyny trzylistnej na naszym starym trawniku (a jest naprawdę wiekowy i tylko w jednej części był dosiewany w zeszłym roku). Wiec naprawdę nie mam pojęcia jak ona to zrobiła!


Lato w ogrodzie, czyli zbieramy roślinki do zielnika.


Idąc za ciosem, upiekłam też bułeczki z pełnoziarnistej mąki.


Prosta kolacja z chlebkiem domowej roboty. Pycha!


Mam jakąś kulinarną wenę, więc postanowiłam zrobić konfiturę z wiśni.


Co roku robiła ją Babi. Postanowiłam godnie kultywować tradycję i zabrałam się do pracy, wyobrażając sobie, że robimy ją razem. Bardzo za nią tęsknię.


Czasami zdumiewa mnie ile można zmieścić w jednym miesiącu. Lipiec był bardzo wyjazdowy i jednocześnie niezwykle... domowy! I bardzo mi się te kontrasty podobają. :)

I mam takie przemyślenia, że poczucie szczęścia jest obecne w Tobie zarówno, gdy patrzysz na magiczny zachód słońca nad morzem, jak i wtedy, gdy czujesz zapach domowego chleba w własnym domu. Szczęście nie musi chować się za wyjątkowymi przeżyciami czy dalekimi wyprawami. Ono jest w nas wtedy, gdy jesteśmy gotowi je dostrzec niezależnie od naszego otoczenia.

Trzymajcie się mocno i do napisania!
SHARE:
© Magiczny Domek. All rights reserved.
Blogger Templates by pipdig