Kochane kobietki, drogie czytelniczki! Życzę Wam w Dniu Kobiet byście zawsze czuły się piękne we własnej skórze niezależnie od tego jaki rozmiar nosicie, ile wiosen za Wami i jaki macie typ urody. Promieniejcie na wiosnę! :*
Dziś zapraszam Was na moją wczesno-wiosenną pielęgnację, przede wszystkim opartą na naturalnych produktach, ale nie tylko. Uwielbiam sposób w jaki naturalne kosmetyki traktują i upiększają moją cerę, ale czasami sięgam po inne sprawdzone kosmetyki, które w równym stopniu jej służą.
Przyznam, że gdzieś umknęło mi parę kosmetycznych aktualizacji, bo od wakacji zdążyłam przetestować parę ciekawych polskich naturalnych marek. Manna, Resibo, Mokosh, Purite, Iossi, Alkemie, Ministerstwo Dobrego Mydła. Ogromnie się cieszę, że w Polsce panuje taki rozkwit naturalnej pielęgnacji. Gdyby nie ciekawość i miłość do testowania pozostałabym przy ulubionych produktach każdej marki, bo w każdej są niepowtarzalne perełki. Jednak moja cera zmienia się w zależności od pór roku i potrzeb danej chwili, dlatego idę za głosem...skóry. :)
Po zimie moja cera potrzebuje pobudzenia. Dobrze by było, gdyby ze względu na sen zimowy.. ale nie, w moim przypadku, snu miewam jak na lekarstwo, więc z jednej strony delektuje się macierzyństwem, a z drugiej dbam o to, bym wyglądała na wypoczętą. :)
Energia, pobudzenie, odżywienie i rozświetlenie - na tym zależy mi każdego poranka!
Na początku nakładam kapitalne serum marki Alkemie. Cudny naturalny skład z zawartością witaminy C i roślinnych olejów pobudza skórę do życia i ją regeneruje. Ja zauważyłam widoczne wygładzenie i poprawę kolorytu. A do tego ma cudowny zapach!
Długo szukałam idealnego kremu pod oczy. Albo były za ciężkie i długo się wchłaniały i robiły się opuchnięcia, albo odwrotnie, moja skóra wypijała je błyskawicznie. Zależy mi na mocnym nawilżeniu (w moim przypadku właśnie to powoduje, że mam mniej widoczne zmarszczki) oraz rozświetleniu podkrążonych oczu (bo umówmy się, że od 4 lat nie miałam ani jednej, w pełni przespanej nocy!). I znalazłam swój ideał. Energetyzująco-rozświetlający krem pod oczy GinZing marki Origins. Elekt rozświetlenia natychmiastowy! Do tego idealna konsystencja. Uwielbiam.
Po ciężkich, odżywczych kremach ochronnych na zimę, zapragnęłam czegoś lekkiego, ale silnie nawilżającego. Dość sceptycznie podchodziłam do tego żelu marki Sephora, bo nigdy nie miałam niczego z tej firmy do pielęgnacji cery, a do tego jest to nowość (nie mogłam sprawdzić opinii) jednak już w sklepie zakochałam się w jego konsystencji. Cudowny żel, który idealnie się wchłania i pozostawia ultra gładką cerę! Pięknie współgra z nakładanym wcześniej olejkiem i pomimo, iż nie jest to produkt naturalny to bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Pobudza zmęczoną skórę, pięknie nawilża, nie klei i nadaje się pod makijaż. Jest kilka wersji tych żelowych kremów, ale nie mogę ich naleźć na stronie. Jestem bardzo ciekawa czy któraś z Was używała. A jeśli znacie naturalny kosmetyk, który będzie miał konsystencję żelową to dajcie znać w komentarzach.* Mam takie wrażenie, że teraz takie konsystencje lepiej wnikają w moją cerę niż typowy zawiesisty krem.
* ale chodzi o krem, nie np. sam żel aloesowy
Wieczorem do demakijażu i przemywania twarzy używam pianki marki Alkemie. Idealnie zmywa cały makijaż i zanieczyszczenia. Po jego użyciu mam czysty wacik. Absolutnie nie szczypie w oczy. Konsystencja jest cudowna. Tak delikatniej pianki nie miałam nigdy (a lubię produkty do mycia przy użyciu wody o tej konsystencji). Używanie to sama przyjemność, by zwiększyć to wieczorne "doznanie" ;) nakładam na suchą skórę i dopiero zmywam. Polecam!
Na noc nakładam maskę - krem uspokajający tej samej firmy. Myślałam, że jest to taka typowa maseczka, jednak konsystencja i wchłanialność sugeruje, że jest to raczej typowy krem na noc. Bardzo ładnie wygładza i uspakaja, ale dla cery bardzo silnie odwodnionej może być niewystarczający. Ale to też dobra wiadomość dla osób ze skórą przetłuszczającą się lub normalną, ponieważ nie zapycha i łagodzi niedoskonałości. Przyjemnie pachnie.
Do przemywania twarzy najbardziej lubię używać hydrolatów z róży damasceńskiej. Miałam toniki różnych firm, a z tego jestem bardzo zadowolona. Przepięknie pachnie, cera jest nawilżona i ukojona.
Nowością w mojej kosmetyczce, jest serum rewitalizujące marki Miya, o której usłyszałam niedawno. Ma niesamowitą konsystencje kremowej wazeliny, która automatycznie zamienia się przy aplikacji w olejek. Zapach jest po prostu oszałamiający! Uzależnia. Serum wygładza i daje niesamowite rozświetlenie. Ma bardzo dobry skład, ale radę używać go w małych ilościach, ponieważ zbyt duża ilość może trochę zapychać, a cera się świecić. Czyli z jednej strony naprawdę ciekawy kosmetyk, ale z drugiej strony z tych, które się kocha lub nienawidzi. Nie wiem czy zużyję go do końca jako serum do twarzy (ostatnio miałam trochę niedoskonałości i badam czy to nie "zasługa" tego produktu). Jednak tak lubię ten produkt, że obecnie idealnie sprawdza się...jako świetny krem do rąk! ;)
Do złuszczania i dodatkowej pielęgnacji używam peelingu enzymatycznego marki Alkemie. Efekt wygładzenia natychmiastowy! Ma bardzo przyjemny zapach i konsystencję. Ostatnio nie używam mocnych peelingów dlatego też bardzo przypadł mi do gustu delikatny peeling z glinką marki Cattier Paris, który dodatkowo skórę pobudza i delikatnie ochładza. Bardzo lubię różne maseczki, o wielu (które już wszystkie zużyłam) pisałam Wam tu -
KLIK - ale obecnie nie mam za dużo czasu, by bawić się w mikstury, a maseczki z zielonej glinki mnie przesuszają. Bardzo przypadła mi do gustu gotowa maseczka z żółtej glinki Cattier.
Przejdźmy do pielęgnacji ciała i włosów.
Uwiebiam kąpiele w wannie, więc do kąpieli używam często jakiegoś naturalnego płynu i dolewam ulubiony olejek zapachowy Kneipp o zapachu paczuli i drzewa sandałowego. Po takiej kąpieli pachnie nim dosłownie cały dom! To już chyba moje 10 opakowanie. Czasami by mieć większą pianę podkradam płyn do kąpieli Marysi i Gabrysi, którego używają gdy razem kąpią się w wanie. Żelu Origins, który był dodatkiem do zestawu, używam pod prysznicem. Jest bardzo przyjemny.
Na wyjątkowe okazję wrzucam do kąpieli kule marki Lush. Są po prostu fenomenalne i nie ukrywam, że z racji, że w pewnym momencie się kończą, liczę na to, że dostanę kolejną porcję z jakiegoś wyjazdu Pana Poślubionego (sklepy Lush zawsze kojarzą mu się ze mną i są niemalże na całym świecie, tylko nie wiadomo czemu akurat u nas ich nie ma). Taka kąpiel jest niesamowicie aromatyczna i pielęgnacyjna. Po niej nie trzeba się smarować!
Peeling do ciała to taki dla mnie rarytas, kojarzący się z tą jedna wyjątkową kąpielą w tygodniu, gdy w ciszy pielęgnuje się od stóp do głów! :) Skończyłam peeling śliwkowy z Ministerstwa Dobrego Mydła (był świetny!) a teraz zaczynam peeling z rozmarynem marki Iossi. Pachnie cudownie i orzeźwiająco. Polecam naturalne peelingi, nie jakiego drogeryjne, bo różnica jest kolosalna!
Do smarowania ciała lubię aromatyczne, naturalne produkty. W tej chwili używam żurawinowego kremu Mokosh oraz Origins o przepięknej kompozycji zapachowej. Od jakiś 3 lat bardzo delikatnie się perfumuje i tylko na jakieś wyjątkowe okazje. Najbardziej lubię delikatnie pachnieć mydłem i balsamem. Oba balsamy idealnie nadają się na sezon wiosenno-letni bo mają lekką i szybko wchłanialną konsystencję.
Po 2 ciąży musiałam zainwestować w kosmetyki do zadań specjalnych marki Elancyl. Wiele testowałam i uważam, że właśnie te robią to co mają robić. W połączeniu z dobrym odżywianiem i delikatnymi ćwiczeniami, naprawdę dają świetne efekty. Polecam po ciąży, jak i w celu ujędrnienia skóry brzucha i piersi, gdy się np. szybko chudnie.
Jakiś czas temu zmieniłam kolor włosów. Wcześniej farbowałam włosy w domu farbą drogeryjną (zawsze jasny brąz) a wychodziły bardzo ciemne. Po wizycie u fryzjera i powrotu do odcienia zbliżonego do moich naturalnych włosów (ciemny blond) postanowiłam zainwestować w kosmetyki przeznaczone do włosów farbowanych, by przedłużyć intensywności koloru. Zazwyczaj używam naturalnych szamponów, ale bałam się, że będą przyspieszać wypłukiwanie. Szampon i odżywka do włosów farbowanych marki L'oreal Professional sprawdza się u mnie rewelacyjnie! Moje włosy je pokochały. I chociaż moja dusza wolałaby coś naturalnego, to cóż poradzić, że lepiej wyglądają i układają się moje włosy właśnie po tym duecie?
Dodatkowo uwielbiam używać octowo-malinową płukankę do włosów marki Yves Roche. Powróciłam do niej po latach. Pięknie nabłyszcza i wygładza włosy. To moje ulubione trio.
Antyperspirantów używam zazwyczaj naturalnych bez aluminium.
Ostatnio przrzuciłam się na naturalne pasty, ale bałam się, że będą niewystarczające jeśli chodzi o efekt wybielenia. Jestem bardzo zadowolona z past marki Neo Bio. Marysia ma również wersję dla dzieci. Naturalny skład i super cena (ok.10 zł).
Z obecnej pielęgnacji jestem bardzo zadowolona, bo spełnia oczekiwania w kontekście stanu mojej cery i świetnie sprawdza się o tej porze roku.
Pozdrawiam wiosenne!
Wasza G.