Witajcie po malutkiej przerwie. Po bardzo intensywnym grudniu i styczniu na blogu, potrzebowałam trochę oddechu. Nie wracam jednak z pustymi rękoma i mam dla Was małą niespodziankę.
Bardzo lubicie ten cykl, ale nie zawsze jest czas, a właściwie pokłady sił, by prowadzić reportaż z dnia codziennego i jeszcze regularnie aktualizować go na blogu. Dlatego pomyślałam, że czasami zrobię chociaż takie krótkie, weekendowe migawki.
Czasami nachodzi mnie myśl, że przecież nie robimy nic szczególnego, staramy się żyć prosto i wolniej (chociaż nie zawsze się da), więc raczej w migawkach nie pojawiają się zapierające dech w piersiach wydarzenia. Z drugiej strony, wiem, że są czytelnicy, którzy tej prostoty dnia codziennego potrzebują równie mocno jak my. Czerpią radość z tych małych, pozornie błahych zdarzeń. Bo można starać się żyć gdzieś pośrodku, nie wpadając ze skrajności w skrajność. Życie nie musi nam upłynąć na bezczynnym leżeniu na kanapie i snuciu się przez życie z obojętnością. Tak też nie musimy codziennie skakać ze spadochronem, by nadać naszemu życiu rumieńców. Ale najważniejsze jest to, by żyć w swoim tempie i w zgodzie ze samym sobą.
Zapraszam na nasze weekendowe migawki!
Niezależnie od tego czy jest wtorek czy sobota, lubię zaczynac dzien od naszych rutynowych czynności. Ścielenie łóżek to gwarancja dobrego dnia! ;) A jeszcze lepiej gdy to dzień, w którym przypada zmiana pościeli. :)
Sobotnie poranki to również dobry moment, by odarnąc domową przestrzeń i pochować wszystkie rzeczy na swoje miejsce, poprawić poduszki, poskaładć ręczniki, wywietrzyć pomieszczenia...
I nareszcie! Weekendowe, niespieszne śniadanie!
Czas na bananowe placuszki!
A póżniej kawa z głową Matyldy i rodzinne zabawy przed drzemką Marysi.
Balon! :)
Później pogaduchy z Babcią Jolą na facetime. :)
I czas na Marysiową drzemkę.
Niektórzy po ciężkim tygodniu oraz imprezie, na której byliśmy wczoraj, postanowili też trochę odpocząć. ;)
Ja mam swoje sposoby na regenerację. :)
Poranna (no dobra - okołopołudniowa ;) ) pielęgnacja.
Umyta i pachnąca zabieram się za ubieranie stołu, gdyż jutro spodziewamy się gości.
Potem zdaje sobie sprawę, że od rana nie widziałam Lunki, a w sypialni, co prawda zamkniętej, otworzyłam szeroko okna. Lunka jest kotem niewychodzącym, więc przestraszyłam się strasznie!
Wyglądam przez okno i widzę! Lunka! Za drzewami! Wołam ją, a ona reaguje i idzie w moją stronę!
Wybiegam po nią do ogrodu, a Pan Poślubiony krzyczy, że Lunka jest w domu. Wracam, widze ją, biorę na ręce, i idę do P.P zapytać gdzie była, bo przecież (ha! mam dowód na zdjęciu), że była na zewnątrz! P.P z kolei pyta mnie co to za kot, którego trzymam w ręku, bo Lunka spała w kotłowni i nie była na zewnątrz! Myśłał, że wziełam jakiegoś innego kota! Hehe. Przynacie, że to zakręcona sytuacja! ;)
Czas na delikatny makijaż.
Po przebudzeniu Marysi okazało się, że ma mocne zadrapanie pod oczkiem. Przed snem potknęła się o Gapcie i widocznie nadziała na szorstką łapę.
Marysia z Tatą ida podlać rośliny na zewnątrz.
A ja na chwileczkę kładę się na kanapie. Złote czasy minęły i teraz po imprezie, gdy wracamy zaledwie o 1 nocy, jesteśmy po prostu zmęczeni! ;P
Ale tuż później wychodzimy na zakupy spożywcze i coś zjeść. Marysiek ma nieźle podbite oko. Bidulek.
Czas zrobić zakupy na jutrzejsze spotkanie.
Po powrocie typowe zamieszanie w kuchni. Bajki, sprzątanie lodówki, chowanie zakupionych rzeczy i wstępne gotowanie.
Potem przychodzi odwiedzić Marysię sąsiadeczka, Babcia Ewa i oglądają wszyscy na kanapie filmiki z Marysią. :)
Przygotowania do snu i wietrzenie pokoju.
Czas na kąpiel!
Gdy Marysia już śpi, zabieram się za szykowanie deseru na jutro. :)
Wieczorna pielęgnacja.
A potem wspólny relaks na kanapie i film.
Z całą załogą oczywiście...
Do zobaczenia jutro! :)
Zapraszam na nasze weekendowe migawki!
Niezależnie od tego czy jest wtorek czy sobota, lubię zaczynac dzien od naszych rutynowych czynności. Ścielenie łóżek to gwarancja dobrego dnia! ;) A jeszcze lepiej gdy to dzień, w którym przypada zmiana pościeli. :)
Sobotnie poranki to również dobry moment, by odarnąc domową przestrzeń i pochować wszystkie rzeczy na swoje miejsce, poprawić poduszki, poskaładć ręczniki, wywietrzyć pomieszczenia...
I nareszcie! Weekendowe, niespieszne śniadanie!
Czas na bananowe placuszki!
A póżniej kawa z głową Matyldy i rodzinne zabawy przed drzemką Marysi.
Balon! :)
Później pogaduchy z Babcią Jolą na facetime. :)
I czas na Marysiową drzemkę.
Niektórzy po ciężkim tygodniu oraz imprezie, na której byliśmy wczoraj, postanowili też trochę odpocząć. ;)
Ja mam swoje sposoby na regenerację. :)
Poranna (no dobra - okołopołudniowa ;) ) pielęgnacja.
Umyta i pachnąca zabieram się za ubieranie stołu, gdyż jutro spodziewamy się gości.
Potem zdaje sobie sprawę, że od rana nie widziałam Lunki, a w sypialni, co prawda zamkniętej, otworzyłam szeroko okna. Lunka jest kotem niewychodzącym, więc przestraszyłam się strasznie!
Wyglądam przez okno i widzę! Lunka! Za drzewami! Wołam ją, a ona reaguje i idzie w moją stronę!
Wybiegam po nią do ogrodu, a Pan Poślubiony krzyczy, że Lunka jest w domu. Wracam, widze ją, biorę na ręce, i idę do P.P zapytać gdzie była, bo przecież (ha! mam dowód na zdjęciu), że była na zewnątrz! P.P z kolei pyta mnie co to za kot, którego trzymam w ręku, bo Lunka spała w kotłowni i nie była na zewnątrz! Myśłał, że wziełam jakiegoś innego kota! Hehe. Przynacie, że to zakręcona sytuacja! ;)
Czas na delikatny makijaż.
Po przebudzeniu Marysi okazało się, że ma mocne zadrapanie pod oczkiem. Przed snem potknęła się o Gapcie i widocznie nadziała na szorstką łapę.
Marysia z Tatą ida podlać rośliny na zewnątrz.
A ja na chwileczkę kładę się na kanapie. Złote czasy minęły i teraz po imprezie, gdy wracamy zaledwie o 1 nocy, jesteśmy po prostu zmęczeni! ;P
Ale tuż później wychodzimy na zakupy spożywcze i coś zjeść. Marysiek ma nieźle podbite oko. Bidulek.
Czas zrobić zakupy na jutrzejsze spotkanie.
Po powrocie typowe zamieszanie w kuchni. Bajki, sprzątanie lodówki, chowanie zakupionych rzeczy i wstępne gotowanie.
Czas na kąpiel!
Gdy Marysia już śpi, zabieram się za szykowanie deseru na jutro. :)
Wieczorna pielęgnacja.
A potem wspólny relaks na kanapie i film.
Z całą załogą oczywiście...
Do zobaczenia jutro! :)
Cały weekend w jednym poście, po mistrzowsku...
OdpowiedzUsuńLubię tu zagladać do Ciebie;)
Pozdrawiam Martita
hihi to tylko sobota! Jutro będą migawki z niedzieli! :*
UsuńCzekamy :)
Usuń:) Fajny weekend mieliście, ja niestety pracowałam, ale następny mam już wolny :D
OdpowiedzUsuńMój ulubiony blog,marzę że kiedys też będę miała takie miejsce na ziemi jak Wy :) pozdrawiam gorąco cała rodzinkę ;)
OdpowiedzUsuńBardzo lubimy ten cykl i Waszą cosziennosć! Macie drugą chmurkę w salonie? Nad babcią pojawił sie deszczyk 😁 Gusiu śliczny ten ręcznik w łazience czy to tkmaxx? Aha i polecam zmienić cukier wanilinowy na prawdziwy waniliowy który można kupić w sklepie ze zdrowa żywnością, poczytaj ze wanilina to nic dobrego!
OdpowiedzUsuńW zwykłych spożywczych też już można kupić cukier z prawdziwą wanilią, np. Kotanyi czy kamis:)
UsuńNajlepszy jest po prostu swój, który zrobisz w 5 minut. Ja używam 4 laski wanilii i wychodzi mi 0,5 kg cukru. Do pojemnika szklanego wsyp cukier dodaj wyrążone nasionka z wanilii wymieszaj. Na dno ukladam połamane laseczki i po tygodniu odechce ci się kupnego cukru, gwarantuje!
UsuńWonderful Pictures...like your Blog very much....
OdpowiedzUsuńPierwszy raz tutaj mam okazję być, ale podoba mi się Twoja weekendowa relacja. Lubię takie niespieszne soboty, sama kiedyś mam nadzieję będę mieć takie we własnym domu :)
OdpowiedzUsuńP.S. Pięknie urządzone wnętrza! :)
wspanialy relaksujacy cudowny blog:) ps serie dni z G. bardzo bardzo lubie:) pozdrawiam serdecznie Joanna
OdpowiedzUsuńOch, uwielbiam leniwe weekendowe śniadania <3 Mam nadzieję, że oczko Marysi szybciutko się zagoi!
OdpowiedzUsuńzazdroszczę wam, że potraficie czerpać tyle radości z życia codziennego :) ja ostatnio żyję w ciągłym biegu i bardzo brakuje mi takich dni, kiedy mogę coś bez pośpiechu ugotować, posprzątać, czy zwyczajnie poleżeć z czyściutkim i przytulnym miejscu :) Uwielbiam właśnie takie dni, kiedy mam dużo do zrobienia, ale mogę to robić we własnym tempie. Liczę, że jak już będę miała swoje małe miejsce na ziemi, to właśnie znajdę czas na takie "moje" dni :) Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na migawki z niedzieli!
OdpowiedzUsuńZdradź mi proszę sekret jak trzymać kota z daleka od stołu. Gdybym ja przygotowała stół dzień wcześniej to bym umarła ze wstydu gdyby moi goście znaleźli sierść w kieliszku lub na telarzu. Mój kot niby nie wskakuje na stół ale nigdy nie wiadomo co mu odbije ;))) słyszałam o olejkach czy trikach na odstraszanie czy nawet jakichs ziołach odstraszających... hmmm jak to jest u Ciebie? Może to tylko moja kocica taka szalona babka
OdpowiedzUsuńPozdrowienia
Ha, z kotami jak z ludźmi - każdy ma inny charakter. Ja mam 3, także niewychodzące, a do tego pies (swoją drogą, to moja sunia najlepiej doagaduje się z kotami...) Już się pogodziłam, że moja kocia banda chodzi wszędzie. Na szczęście ze stołu nic nie ściągają (no może poza kocurem, który ma nieposkromiony apetyt, ale z drugiej strony byle czego też nie weźmie ;)A "wycieczkę" kota także przeżyłam... Późna jesień, zimno, środek nocy, a jakby było mało, to kotka chorowita, mało odporna i ze dwa razy w roku łapie katar (jako kociak, znajdka, przeszła koci katar i prawdopodobnie jest alergiczką....) No i co; latarki w ręce i chodzimy po nocy, wołamy. A ona cichutko pod samochodem przed domem siedziała (chociaż tam zaglądaliśmy). I wychodzi sobie spod tego samochodu jakby nigdy nic, z ogonem do góry i miną "ale o co wam chodzi..." :D
UsuńAga
Rozumiem... ale jak to się ma do wchodzenia kota na stół?
UsuńO jedzenie to się nie martwię bo przecież będą goście przy stole to się moja kocica będzie zachowywała, ale jakbym miała zostawić stół nakryty dzień wcześniej to nie ręcze ze byłoby czysto, bez sierści.
Fakt, jakoś mało precyzyjnie się wyraziłam ;) Chodziło mi o to, że jedne koty wchodzą na stół, a inne nie i chyba nie ma to żadnej rady ;) U mnie np. był problem z tapetą, jedna kotka zawzięcie drapała - a dwa pozostałe koty w ogóle nie były zainteresowane - i też psikałam różnymi specyfikami żeby ją odstarszyć (np. soku z cytryny p o d o b n o koty nie lubią ...) i mówiłam kategorycznie "nie wolno!", aż sobie odpuściłam i jakieś pół roku później kotka strciłą zainteresowanie :) A nakryć stół dzień wcześniej, też bym się nie odważyła :))
UsuńAż mi smaka narobiłaś tym jedzonkiem! ;) A post świetny :)
OdpowiedzUsuńhttp://hogwart-nowa-era.blogspot.com/
Mało tutaj komentuję, ale zawsze czytam nowe posty, postaram się być bardziej aktywna :) Marysia jest kochana i aż się smutno robi jak się patrzy na jej podbite oczko :(
OdpowiedzUsuńKolejny cudowny dzień z Wami. Podziwiam Cię za to jak potrafisz dysponować czasem. Wszystko na spokojnie, bez pośpiechu i tylllle czasu na przyjemności.Kurcze, zazdroszczę CI:)Buziaczki dla Marysi:)
OdpowiedzUsuńTa prostota i codzienność są najpiękniejsze, dziękuję za ten post!
OdpowiedzUsuńJak zawsze tak niby zwyczajnie, a jak przyjemnie :-)
OdpowiedzUsuńJa mam pytanie techniczne... Na jednym z kuchennych zdjęć zauważyłam, że mamy tak samo położone płytki na ścianie nad kuchenką pod okapem i boki puste - nie brudzą Ci się one przy smażeniu lub może masz farbe, z której idzie zmyć takie plamki?? Proszę pomóż mi w tej kwestii bo mnie moja ściana do szału doprowadza ;) pozdrawiam serdecznie
Ale miło u Was:) Marysia ma świetne zdjęcia i na instagramie tez ogladam- dla mnie to odmiana bo mam dwóch synków łobuziaków słodziaków, ale Marysia widać uroczy urwis żeński:)
OdpowiedzUsuńBardzo lubie ten cykl z Tobą! Pozdrowienia Edyta
Ale Marysia urosła! Dawno tu nie zaglądałam, dlatego widzę różnicę. Bardzo ciekawe migawki, podziwiam Cię Gusiu, że ciągle musisz chodzić z aparatem i masz czas na tego bloga. Piękne wnętrza, mój ukochany porządek - Twe zdjęcia zachwycają! :-)
OdpowiedzUsuńO jak miło! Miło u Was i miło mi, że taki piękny post mogę poczytać i pooglądać po ciężkim dniu :)
OdpowiedzUsuńOo, mój ulubiony cykl :) Cudowna atmosfera w Magicznym Domku bardzo pozytywnie nastraja! Biedna Marysia, oby policzek szybko się zagoił :)
OdpowiedzUsuńHaha zawsze jak jestem w Porcie myślę sobie, że może tym razem uda mi się Ciebie spotkać, niestety jeszcze się nie udało ;)
Nie wiem jak to się stało, ale nie byłam u Ciebie odkąd mała się narodziła! Miło było wrócić :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać i podglądać tę Waszą codzienność:)
OdpowiedzUsuńŁadne pazurki, Gusiu! :)
OdpowiedzUsuńSuper �� uwielbiam Was podgladac, dzieki Wam wiem ze zycie mozna przezywac cudownie nawet w prosty sposob. Pozdrawiam i sle calusy
OdpowiedzUsuńGusiu Marysia pieknieje z dnia na dzien ...buziaki dla Was Gosia M
OdpowiedzUsuńMoja kotka też ma na imię Luna i też lubi spać w kotłowni. Niestety moja kotka nie zawsze przychodzi kiedy ją wołam (skuteczniejsze jest grzechotanie suchą karmą).
OdpowiedzUsuńZ kotem rzeczywiście śmieszna sytuacja :) a co do balansu w życiu codziennym, całkowicie się z Tobą zgadzam.
OdpowiedzUsuńGusiu mam pytanie co to za półka nad lozeczkiem w pokoiku Marysi?
OdpowiedzUsuńSuper! Uwielbiam te wasze relacje, zawsze pomagają mi dobrze zacząć dzień w pracy :)
OdpowiedzUsuńŚpiące zwierzaki - urocze!
Uwielbiam kklimat Waszego domku, mogłabym przeglądać zdjęcia bez końca jest tak przytulnie ;)
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością Was podpatruje ;)
OdpowiedzUsuńMarysina sukieneczka śliczna!