Po ostatnich trudnych wydarzeniach oraz faktu, że naprawdę nie przepadam za listopadem, mogę Was zaskoczyć, że miniony miesiąc okazał się całkiem łaskawy dla Magicznego Domku. A może zaczynam doceniać zupełnie inne rzeczy niż małe niedogodności?
Im jestem starsza, tym jestem bardziej świadoma siebie i wsłuchuje się w swoje potrzeby. Co robię jesienią? Daje sobie czas, żyję w rytmie moich energetycznych możliwości, starając się nie zaniedbać naszej codzienności i stawiam tylko na najważniejsze sprawy. Już parę lat temu wyzbyłam się w zupełności lęku FOMO i strachu przed tym co nas omija. Nie da się być w 5 miejscach na raz, nie zawsze są siły żeby gdzieś wyjść i zrobić coś wyjątkowego. Dlatego w tej listopadowej rzeczywistości starałam się zwolnić na tyle ile się dało (a wiadomo, że rodzinne aktywności i tak nie pozwalają zupełnie się wyłączyć ze świata zewnętrznego). Jednak kiedy w jeden weekend mieliśmy gości, to następny staraliśmy się spędzić spokojnie w domu. Jeśli było w tygodniu mnóstwo pracy, to staraliśmy się minimalizować dodatkowe obowiązki. Czasami trzeba komuś odmówić, nie pojawić się na wszystkich proszonych spotkaniach, nie odebrać telefonu, gdy właśnie postanowiłaś zasiąść do książki czy zrobić sobie domowe SPA. Odłożyć telefon, nie czytać wszystkich wiadomości. Czasami bycie o krok do tyłu we współczesnym świecie jest największym błogosławieństwem. Nawet sam fakt, że nie było w ostatnich tygodniach kolorowo (przeszłam prawdopodobnie Covid ze szczekającym kaszlem i bólem mięśni, następnie zapalenie ucha, kończąc ostatnie dni listopada okropnie wykańczającą grypą jelitową, świadczy o tym, że ciało chce mi powiedzieć jedno - zwolnij i zadbaj o siebie. I dlatego postanowiłam siebie słuchać i świadomie zrezygnować ze wszystkich dodatkowych bodźców, które mogą być zredukowane.
Nadchodzi gorący miesiąc w roku, natomiast ja podchodzę do niego ze spokojem. Większość prezentów mam już z głowy, nie czuję potrzeby kupowania żadnych dodatkowych ozdób (we wrześniu kupiłam tylko na tą okazję materiałowe serwetki :) ), a jeśli chodzi o Wigilię i jedzeniowe sprawy, to pomimo sporej rodziny, nie chcemy szykować wielkich ilości. Moje ostatnie myśli na temat wielu aspektów życiowych sprowadzają się do stwierdzenia: Bez przesady. :)
I staram się właśnie tak żyć.
Nie zanudzając Was dłużej zapraszam do migawek minionego miesiąca.
Puro w Łodzi już zawsze będzie mi się kojarzyć z naszymi dziewczęcymi spotkaniami. Dbamy o to by spotykać się całą paczką chociaż raz na 2 miesiące, nawet jeśli część z ekipy przyjeżdża z Warszawy lub z Holandii lub wpadnie na spotkanie miedzy karmieniami swojego maluszka.
Ktoś kiedyś skomentował, że ja ciągle sprzątam i oczyszczam przestrzeń w domu oraz robię gruntowne porządki. I tak, to prawda.
Nie da się inaczej, gdy tak wiele kątów do uprzątnięcia, a po domu kreci się pięcioosobowa rodzina z psem (a pamiętajcie, że jeszcze jakiś czas temu były to 3 sierściuchy). Cały czas jest coś do zrobienia, bo z przedmiotów w domu się cały czas korzysta. Nie ma śladu po zeszłorocznych porządkach w szafkach w kuchni, bo jest cały czas używana i wiadomo, że trzeba co jakiś czas to powtórzyć (tym również zajęłam się w listopadzie). Mamy pomieszczenia gospodarcze (w których też jakiś czas temu robiłam porządki) gdzie wyrzuciłam chociaż by stos pudeł od wszelakich sprzętów, bo trzymałam je 2 lata na wypadek reklamacji. Po tym czasie mogłam je ze spokojną głową wyrzucić. Poprzednie 2 razy gdy sprzątałam pomieszczenia gospodarcze łudziłam się, że może jeszcze powrócimy do robienia świeczek w domu, a jednak tym razem poszłam po rozum do głowy, że to po 12 latach raczej nie nastąpi, a szkoda marnować miejsca na przechowywanie.
Rodzina i jej potrzeby się zmieniają. Na przestrzeni lat kupowałam coś co zupełnie się u nas nie sprawdziło, żal było wyrzucić, bo szkoda, bo nowe. Teraz robiąc porządki w różnych zakamarkach domu kieruję się zasadą, że i mniej tym lepiej i staram się trzymać w domu tylko to co potrzebne, a z racji wcześniejszych niewypałów też zdecydowanie mniej ogólnie kupuję. Z biegiem lat jestem coraz bardziej rygorystyczna w pozbywaniu się zbędnych przedmiotów oraz kontrolowania zakupów.
Zmieniają się też priorytety, potrzeby, zainteresowania, więc mam taką zasadę, że mam tyle ile jestem w stanie przechować. Regał na książeczki pomieści daną ilość książek, wiec i tu robię co jakiś czas segregację. Cały czas mam rękę na pulsie, wiem czym się bawią nasze dzieci a z czego wyrastają, kontroluje ich szafę, a w miejscach newralgicznych - na przykład w naszej garderobie na dole, gdzie obecnie chowamy wszystkie buty przed Vincentem mogłabym sprzątać codziennie.
Mam takie wewnętrzne poczucie obowiązku, że chcę by w domu panował ład i porządek. Nie oznacza to jednak, że u nas nigdy nie ma brudnych naczyń w zlewie, a wyschnięte pranie automatycznie jest składane, prasowane i pięknie ułożone w szafach. Jednak każdego dnia staram się robić coś. Nawet jak jestem chora, to chociaż ostatkiem sił wywietrzę sobie pokój, zaścielę łóżko i posprzątam zużyte chusteczki i idąc na dół wezmę kubeczki po herbatach i włożę je do zmywarki. Wtedy ledwo żywa wracam do sypialni, ale od razu milej mi wejść do "odświeżonego" łóżka.
Zawsze też przy zmianie pościeli u dzieci, robię dodatkowe małe porządeczki, zmieniam książeczki na półce, powyrzucam to co niepotrzebne. Mam na myśli takie głupotki, które w ciągu tygodnia się nawarstwiają. Zwłaszcza Miłoszek ma tendencje do zbierania różnych przydasi - a to kamyczek, kapsel, karteczka z przedszkola, pudełko po czymś, papierki, zabawka z kinder czekolady od Babci. Gdy już wiem, że te "bardzo potrzebne rzeczy" stają się już zbyteczne bo się nimi nie bawi, od razu robię gruntowne porządki.
Moje ukochane miejsce do wieczornego czytania jesienią i nie muszę chyba dodawać, że już oficjalnie ten typ śpi z nami w łóżku - to zawsze się tak kończy!
Specjalnie dla niego zrobiony jest schodek z pufy, by mógł sobie spokojnie na łózko wchodzić.
W tym roku mocno przemyśleliśmy kwestię zajęć dodatkowych dla naszych pociech. Nie chcieliśmy przesadzić. Gabrysia zaczęła 1 klasą a Marysia 4 tą, więc obie na swój sposób musiały dostosować się do wielu zmian. Wiem, że nie wszystkie pasję da się realizować w domu, ale mam wrażenie, że trochę przeceniamy aktywności pozalekcyjne. Oczywiście, gdy ktoś z pasją trenuje jakiś sport wymagający chociażby dobrego trenera, sprzętu czy warunków (sali gimnastycznej, stajni, kortu czy basenu) to jest to sprawa oczywista. Jest jednak wiele możliwości rozwoju również w domu. Teraz, gdy dziewczynki chodzą do szkoły a Miłoszek do przedszkola, chcę by w tym ich dzieciństwie nacieszyli się również czasem rodzinnym oraz mieli szansę odnaleźć swoje pasje. Obecnie Gabrysia chodzi na koszykówkę, a Marysia uczęszcza na zbiórki harcerskie, natomiast Miłoszek ma tyle zajęć w przedszkolu, że jak na 4,5 latka przystało, może spokojnie w końcu pobawić się w domu swoimi zabawkami. Cała ekipa wraz z Tatą chodzą w soboty na wspinaczkę.
Plusem nie uczęszczania na wszystkie możliwe zajęcia, jest też to, że dziewczyny kładąc się do łóżek o 20 tej, mają jeszcze siłę i ochotę poczytać książki.
Vincuś, wiadomo czasem coś spsoci. Tutaj ratuję nosek biednego misia.
Ostatnio cały czas coś ceruję a to przyszyje guzik, a to zaceruje spodnie. To naprawdę przydatna umiejętność, którą odziedziczyła również Marysia, której marzeniem jest szyć profesjonalnie (cokolwiek to znaczy) ;)
W tym miesiącu sporo malowałam i stworzyłam dwie przepiękne kolekcje na przyszły rok. Musiałam jednak zmienić fotel i dbając o moje plecy zdecydowałam się na obrotowy z wysokim oparciem i podłokietnikami (IKEA).
Vincent ma swoje honorowe miejsce obok mojego biurka. Lubi też polegiwać na pufie koło regału na książki. (Właśnie teraz leży w tym miejscu, gdy piszę dla Was ten wpis.) :)
Bardzo lubię to miejsce. Gdy pracuje nad kolekcjami częściej zaszywam się w domu podczas godzin pracy.
Nienormowany czas w pracy ma swoje plusy i minusy. Czasami nadrabiasz coś, gdy dzieci już śpią, a o wszelakich problemach i rozwiązaniach myślisz nawet budząc się w środku nocy, to jednak możesz tak ułożyć sobie plan tygodnia, że możesz załatwiając coś na mieście wpaść po drodze na dobrą kawę lub pójść z psem na spacer. A spacery przy pracy twórczej są ZBAWIENNE.
Romantyk z tego Vincenta.
Lubię małe domowe przemeblowania. Wcześniej przez 2 miesiące koło fotela stała wielka klatka dla psa (tam spał przez pierwsze tygodnie w nocy i był zamykany gdy gdzieś na chwilę wychodziliśmy). Teraz używana jest sporadycznie, wiec wylądowała pod schodami w przedpokoju a przesunięty kredens wrócił na swoje miejsce, a z kolei stoliczek na gramofon stanął z drugiej strony niż poprzednio.
Listopad to również ogrodowe porządki! Mam naprawdę dzielnych pomocników.
Taki ogród to naprawdę sporo liści.
Miło uprzątnąć taras i ścieżkę, bo jednak co nieco widać z domu.
Wieczorne wybieranie książek do czytania z naszego skromnego regału. :P
Mamo, ale co Ty będziesz tu właściwie robić jak my będziemy spać?
W tym miesiącu czułam ogromną potrzebę doładowania się witaminami. Staram się zdrowo jeść, ale niestety mam również ogromną ochotę na słodycze.
I pomimo moich prób jedzenia zdrowo (bo lubię) to zawszę mocno nadrabiam limit kalorii słodkościami, którym nie mogę się oprzeć. Na nic się nie zda ucięcie przekąsek w domu (nawet dzieci narzekają, że Mama wyjada wszystkie słodycze w domu!) czy powiedzenie wszystkim wokół, że nie chce jeść słodyczy. Wtedy zawsze jest jakieś spotkanie, czy jakieś pyszne ciasto u znajomej czy pospieszny dzień, gdzie na szybko najłatwiej kupisz słodką bułeczkę czy coś słodkiego na stacji. Koszmar.
Ostatnio bardzo źle się czuje w swoim ciele, ważąc chyba najwięcej w swoim życiu, dlatego małymi kroczkami zamierzam się wyrwać z tego uzależnienia już w grudniu a nie dopiero od Nowego Roku.
Pogaduszki siostry z bratem.
Czasami w nagrodę za dobre zachowanie zabiorę ich na Bubbletea!
Pomocnik w nagraniach i zdjęciach do pracy.
Poranna kawa. Moja kotwica. Gdy już wszyscy po całym zamieszaniu, ścieleniu łóżek, ubieraniu się, szukaniu czystych skarpetek, karmieniu psa, pakowaniu plecaków, szykowaniu śniadaniówek, ubieraniu się 4 osób w ciasnym przedpokoju w końcu opuszczą dom, mam dosłownie chwilę wytchnienia dla siebie.
Czy w Magicznym Domku jest idealnie? Tej dziury to chyba nawet nie ma co cerować.
Jaka Mama, taka córka, obie z Gabrysią miałyśmy zapalenie ucha.
Weekend i czas na przemiłe spotkanie w Magicznym Domku.
Taki piękny bukiet dostałam od gości. :)
Fajnie mieć takie dwie, prawie identyczne koleżanki. :)
No i mam znów swoją prywatną orbitę. Księżyc, który krąży wokół mnie i nie opuszcza nawet podczas kąpieli w wannie. :)
Pierwszy śnieg, czas nie zwolnił, ale nie ma dnia gdybym nie pomyślała o Tacie...
W listopadzie zaczęłam czytać Czarodziejską górę i chociaż nastawiałam się na bardzo wymagający klasyk, muszę przyznać, że czyta się bardzo przyjemnie.
Sklepy rządzą się swoimi prawami, więc w okolicach 20 go listopada zmieniła się aranżacja.
Jeśli któraś z Was jest z Łodzi i okolic to koniecznie zajrzycie do nas do sklepu stacjonarnego na ul. Wólczańskiej 265, gdzie aż do świąt obowiązuje rabat -10% dla klientów odwiedzających sklep.
Nie narzekamy zamówienia przez Internet ani współprace ze sklepami partnerskimi, ale byłoby miło, gdyby więcej osób odwiedzało to magiczne miejsce.
Coś z niczego. Ważne, że są warzywa w koszyczku. A bataty, ziemniaczki i kalafior z piekarnika to same pyszności!
Pelargonie w tym roku trzymają się aż do grudnia!
Kącik gotowy do zimowania.
Pierwsze pierniczkowe dekoracje.
I urządzony przez dziewczynki kącik.
Czytamy sobie rozdziałami, aż do świąt. Lubię zacząć wcześniej lub czytać po dwa rozdziały, bo znam już życie i zawsze coś może wypaść po drodze.
Spotkanie z moją inspirującą Agatką, która zawsze daje mi mnóstwo pozytywnej energii.
I żeby nie było, że ja cały czas siedzę w domu. Wybrałam się kochani na przecudowne spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki!
Pytacie o naszą poczciwą Matyldzię. Ma się dobrze i jako seniorka lepiej jej tuż obok u mojej Mamy niż w naszym głośnym domu. Myślę, że w obliczu ostatnich zdarzeń Matylda jest dobrym duszkiem dla naszej sąsiadeczki.
Szukając ostatnio prezentu dla mojego brata trafiłam na personifikowane pieczątki do książek. Drugą zamówiłam również dla siebie. Są po prostu przepiękne.
Nie kupuje sobie ostatnio zbyt wielu rzeczy, ale takie prezenty/drobiazgi dla samej siebie poprawiają mi nastrój. Zamówiłam sobie również piękny kalendarz na nowy rok.
Myślę, że niebawem napiszę takiego "papierniczego" posta na blogu i zdradzę więcej szczegółów.
No oczywiście muszą być jakieś nocowanki u Mamy (które są jeszcze fajniejsze odkąd w łóżeczku śpi też Vincent). Tym razem kolej Gabrysi.
Mieliśmy w niedzielę 1go grudnia, ale sobota była spokojniejsza, wiec zabraliśmy się za ubieranie naszej choineczki.
Czas zaplanować grudzień i kolejne miesiące.
Bo chociaż w życiu dzieje się milion nieprzewidywalnych rzeczy, to nadal nasze nastawienie, zaangażowanie, wybory oraz organizacja może mieć wielki wpływ na to jak przeżywamy naszą codzienność.
Dziękuję za wspólną chwilkę i do napisania już niebawem.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz