Ale miałam dziś przygodę!
Wstałam raniutko (jak cudownie, że już poranne wstawanie tak nie boli jak zimą) i przygotowałam śniadanie. Reszta domowników jeszcze smacznie spała. Otworzyłam rolety i usiadłam na chwilkę w salonie na kanapie, by wsłuchać się w poranną ciszę.
Nagle BUM!
Coś lub ktoś mocno uderzył w okno tarasowe. Od razu znalazła się przy oknie Lunka całkowicie zahipnotyzowana. Podchodzę do okna, rozglądam się. Nic nie widzę. Lunka patrzy się i furka, podążam jej wzrokiem. Ojej! Malutki ptaszek! Leży biedaczek na ziemi i oddycha! Co zrobić??
Wychodzę w szlafroku na zewnątrz i ostrożnie podchodzę do oszołomionego ptaszka. Delikatnie go podnoszę, a on, wcale nie przestraszony, patrzy się na mnie malutkimi ślepkami. Oglądam skrzydełka, nie są połamane. Ptaszek siedzi mi na dłoni i nie chce odlecieć. Co ja teraz zrobię z takim nielatającym ptaszkiem? Idę w głąb ogrodu i spokojnym głosem namawiam ptaszka na pofrunięcie. A on siedzi i siedzi. Prześliczny, malutki, umaszczony w całą paletę zieleni. Po jakiejś dłuższej chwilce spojrzał się, odbił mocno od dłoni i pofrunął!
Byłam cała szczęśliwa! To był pierwszy dziki ptaszek w życiu, którego miałam zaszczyt dotknąć i pogłaskać. Ta chwila miała w sobie coś magicznego! Cieszę się, że nic się mu nie stało, był po prostu trochę oszołomiony.
Ale to nie koniec wiosennej przygody!
Tuż po śniadaniu, gdy Gapcia biegała w ogrodzie dostała dosłownie szału! Biegała, skakała na elewację, szczekała i koniecznie chciała nam coś pokazać. Dlaczego tak się zdenerwowała?
Podchodzimy bliżej a na ścianie naszego domku - wiewiórka! Do tej pory widywaliśmy ją na drzewach za oknami. Nigdy nie przypuszczałam, że aż tak będzie blisko. :) Gdyby było otwarte okno, mogłaby spokojnie wejść!
Pomyślałam od razu, że wiosna szybko nadejdzie i buchnie z ogromną siłą. Przyroda jest już gotowa! :)
Udało się zrobić kilka szybkich zdjęć!
Jest to dla mnie ogromne szczęście, że możemy mieszkać tak blisko natury. Zawsze w sercu będę miała nasze pierwsze mieszkanie w kamienicy (z którym nie musieliśmy się brutalnie rozstawać, bo w chwili obecnej mieszka tam mój brat). Jednak jestem zdecydowanie taką wiejską dziewczyną, która potrzebuje takich przygód jak dziś, zieleni i kawałka ziemi, o który można zadbać. :)
Do napisania kochani!
Nagle BUM!
Coś lub ktoś mocno uderzył w okno tarasowe. Od razu znalazła się przy oknie Lunka całkowicie zahipnotyzowana. Podchodzę do okna, rozglądam się. Nic nie widzę. Lunka patrzy się i furka, podążam jej wzrokiem. Ojej! Malutki ptaszek! Leży biedaczek na ziemi i oddycha! Co zrobić??
Wychodzę w szlafroku na zewnątrz i ostrożnie podchodzę do oszołomionego ptaszka. Delikatnie go podnoszę, a on, wcale nie przestraszony, patrzy się na mnie malutkimi ślepkami. Oglądam skrzydełka, nie są połamane. Ptaszek siedzi mi na dłoni i nie chce odlecieć. Co ja teraz zrobię z takim nielatającym ptaszkiem? Idę w głąb ogrodu i spokojnym głosem namawiam ptaszka na pofrunięcie. A on siedzi i siedzi. Prześliczny, malutki, umaszczony w całą paletę zieleni. Po jakiejś dłuższej chwilce spojrzał się, odbił mocno od dłoni i pofrunął!
Byłam cała szczęśliwa! To był pierwszy dziki ptaszek w życiu, którego miałam zaszczyt dotknąć i pogłaskać. Ta chwila miała w sobie coś magicznego! Cieszę się, że nic się mu nie stało, był po prostu trochę oszołomiony.
Ale to nie koniec wiosennej przygody!
Tuż po śniadaniu, gdy Gapcia biegała w ogrodzie dostała dosłownie szału! Biegała, skakała na elewację, szczekała i koniecznie chciała nam coś pokazać. Dlaczego tak się zdenerwowała?
Podchodzimy bliżej a na ścianie naszego domku - wiewiórka! Do tej pory widywaliśmy ją na drzewach za oknami. Nigdy nie przypuszczałam, że aż tak będzie blisko. :) Gdyby było otwarte okno, mogłaby spokojnie wejść!
Pomyślałam od razu, że wiosna szybko nadejdzie i buchnie z ogromną siłą. Przyroda jest już gotowa! :)
Udało się zrobić kilka szybkich zdjęć!
Jest to dla mnie ogromne szczęście, że możemy mieszkać tak blisko natury. Zawsze w sercu będę miała nasze pierwsze mieszkanie w kamienicy (z którym nie musieliśmy się brutalnie rozstawać, bo w chwili obecnej mieszka tam mój brat). Jednak jestem zdecydowanie taką wiejską dziewczyną, która potrzebuje takich przygód jak dziś, zieleni i kawałka ziemi, o który można zadbać. :)
Do napisania kochani!
Jaki śliczny rudzielec :)
OdpowiedzUsuńJa również uwielbiam takie momenty. Za moim domem rodzinnym jest łąka, taka dzika, na której zdarzało mi się zobaczyć z okna mojego pokoju całą plejadę gwiazd ;) Dziki, sarny, zające, lisy, bażanty, kaczki, sowy i nietoperze, to była prawie codzienność latem :)
Ale super :D
OdpowiedzUsuńPodzielam Twój entuzjazm ;) Sama mieszkam na obrzeżach miasta i przyrodę mam na wyciągnięcie ręki! Uwielbiam moment, gdy wracam zmęczona po zajęciach do domu, od razu ożywam!
OdpowiedzUsuńniesamowita ta wiewiorka !!
OdpowiedzUsuńWiewiórka bardzo odważna :)A historia z ptaszkiem cudowna- cieszę się, że odleciał o własnych siłach. I wiesz co? Ciekawa jestem ilu ludzi, we współczesnych czasach, wyszłoby tak do niego, jak Ty...
OdpowiedzUsuńZdrowe dzikie zwierzęta są nieufne w stosunku do ludzi. Jeżeli można je pogłaskać, wziąć na ręce, zbliżyć się do nich najprawdopodobniej niestety są chore.
OdpowiedzUsuńJaka piękna ta wiewiórka!
OdpowiedzUsuńWiewiórka fajnie wygląda na tej ścianie:) a ptaszków to już trochę w swoim życiu uratowałam, bardzo fajne uczucie..:)
OdpowiedzUsuńWiem co masz na myśli mówiąc, że doceniasz naturę blisko siebie.
OdpowiedzUsuńJa właśnie otworzyłam okno i słyszę kanonadę przeróżnych ptasich głosów, płynących z pobliskiego lasku.
Wiosna, wiosna ach to ty! :)
ale fajnie jest zobaczyć (chociaż na zdj zdjęciu)rudą wiewiórkę, w UK można spotkać tylko szare ;)
OdpowiedzUsuńPtaszek byl w szoku i dlatego grzecznie siedzial. Wiewiorka przesliczna. W szkocji bardzo rzadko spotykane, zostaly wyparte przez te szare. Jak ja bym chciala spotkac takiego slodkiego rudzielca :)
OdpowiedzUsuńAhhh te zwierzaki :) Ja mieszkam przy lesie i wiewiórki podkradają mi orzechy z ogrodu- będzie mi tego brakować w mieście :(
OdpowiedzUsuńJa już od lat wstaję rano zawsze przed pozostałymi domownikami ,aby posłuchać ciszy:)
OdpowiedzUsuńA przygody miałaś cudowne!:)
Agnieszka.
Ale rudzielec z tej wiewióry!:D
OdpowiedzUsuńŁo jeryyy! Jaka super wiewióra! :D szalona :)) A ptaszek kochany, bidulek. Dobrze, że trafił w Twoje a nie kocie "ręce" :) Też kiedyś ratowałam podobnego fruwaka, ale ze śmiercionośnych pazurów kocich. Potem był tydzień pielęgnowania pana piórkowego, aż w końcu sam wzbił się w niebo... Przeżycie stare, ale niezapomniane :)))
OdpowiedzUsuńGusiu, dziękuję Ci:) Twój Blog ma naprawdę magiczną moc:) Ja miałam dziś niestety bardzo ciężki dzień, przed chwilą usiadłam do komputera, zaglądam do Ciebie, czytam post o porannych przygodach... i łapię się na tym, że śmieję się w głos:) I za to właśnie Ci dziękuję.. Człowiekowi od razu lżej na duszy:) Do tego masz naprawdę dar pisania, czyta się Ciebie niesamowicie lekko, radośnie i.... z zapartym tchem! Pisz i Bądź nadal:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z wiosennego Świętokrzyskiego:)
Ola
Faktycznie magiczne momenty. Pamietam jak moj tata przynosil mi wrobelki, ktore zaklinowaly sie czasem na strychu :)
OdpowiedzUsuńOstatnio odwiedza mnie regularnie para slicznych rudzikow i parka kosow, a spiew ptakow, to najbardziej relaksujaca muzyka.
Biedny ptaszek, pewnie w oknie dobijalo sie slonce i w nie wpadl. W moim biurze w PL mielismy wielkie okna i bardzo czesto wpadaly w nie ptaszki a ja je pozniej zbieralam. Kazdy jednak, tak jak Twoj, po paru minutach dochodzil do siebie i radosnie odlatywal. Wieworka przesliczna ! Tesknie za polskimi, rudymi wiewiorkami. Sa takie delikatne. W USA sa grube i szare :)
OdpowiedzUsuńale wiewióreczka! :)
OdpowiedzUsuńo moja koleżanka :D :D :D - pozdrawiam- wierna czytelniczka również zwana wiewiórką :D
OdpowiedzUsuńZa to w moje okna tarasowe ostatnio uderzył mały czyżyk i niestety zginął... :( Straszne to było.
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia, wiewiórka wygląda przesympatycznie:)
OdpowiedzUsuń