Dzień dobry kochani! :)
Kiedyś na blogu pojawiały się tego typu wpisy pod nazwą "Wszystko co lubię" oraz seria "Ładne i dobre" i teraz chciałabym powrócić z podobną koncepcją z moimi inspiracjami. Taki wpis może pomóc Wam w odnalezieniu jakiegoś punktu odniesienia, może inspiracji do prezentu dla bliskiej osoby lub samej siebie, ale ja chcę bardziej skupić się na tym, że przedstawionych przedmiotach kryje się jakieś głębsze dno, które dla mnie jest zapowiedzią czegoś większego. Moich postanowień, chęci rozwoju, jak również potrzebą otaczania się przedmiotami, które czuje, że mają na mnie dobroczynny wpływ i w jakimś stopniu kreują mój świat.
Lubię przedmioty dnia codziennego. I chociaż jestem zagorzałą antymaterialistką i nie lubię, gdy czyjeś życie ocenia się przez pryzmat rzeczy, które go otaczają (bardzo często są to pozory) to z drugiej strony naprawdę doceniam ich piękno. Podziwiam rękodzieło, design czy piękne wydane książki, bo czuć w nich artyzm i ogrom pracy, która za tym przedmiotami stoi.
Zdecydowanie mniej przywiązuje się do produktów masowej produkcji, chociaż oczywiście i tu mogą znaleźć się perełki o ile przedmioty pomagają nam w naszej codzienności. Ta pomoc może być wszelaka, począwszy od typowej funkcjonalności kończąc na tym, że dany przedmiot w niewytłumaczalny sposób poprawia nam nastrój lub przyczynia się do naszego rozwoju.
Lato w pełni, za nami piękne chwile, ale nie ukrywam, że ostatnie tygodnie nie były łatwe. Jestem osobą, która w zgiełku świata, zawirowań życiowych potrafi cieszyć się z małych rzeczy, więc mam nadzieję, że dzisiejszy, luźniejszy wpis pozwoli Wam trochę się zrelaksować.
Zapraszam Was na Inspiracje Lipca.
To jak bardzo podoba mi się urodzinowy gramofon przechodzi ludzkie pojęcie. :) Jestem cała poekscytowana tym, co jeszcze dzięki niemu odkryję, ponieważ przygodę zaczęłam od zaledwie kilkunastu płyt, które są moją bazą. Mam kilka płyt po rodzicach (byłoby więcej, ale moja Mama kiedyś pożyczyła pokaźną kolekcje koledze i niestety przepadła w bezdennej czeluści) oraz kilka klasyków (zwłaszcza muzykę klasyczną) po mojej Babi. Są tam prawdziwe perełki. Oprócz nowej płyty z soundtrack'iem z Bridgertonów nie dorobiłam się póki co niczego nowego (teraz już wiadomo co jest moim pewniakiem prezentowym, jeśli ktoś będzie miał ochotę) ;).
Mam oczywiście na liście kilka obowiązkowych płyt, które z racji, że uwielbiam w całości (a nie jakąś jedną piosenkę) będę sobie sukcesywnie kompletować. Jestem też umówiona z moim wujkiem, który wspaniałomyślnie zaprosił mnie do siebie, bym sobie wybrała kilka płyt, bo ma ich pokaźną kolekcję, a nie słucha od lat. Póki co delektuję się tym co mam i staram się nie być zachłanna w różnych dziedzinach swojego życia.
Gramofon jest jedną z tych rzeczy, która powoduje, że zwalniam, a płyty konsumuje z majestatycznym spowolnieniem.
Wiem, że świat idzie co przodu. Technologie rozwijają się w szalonym tempie. Sama jestem zafascynowana (i lekko przerażona) możliwościami AI, śledzę technologiczne nowinki i ku Waszemu zaskoczeniu wyznam że, ogromnie interesuje się podbojem kosmosu, astronomią, nowinkami z zakresu ostatnich odkryć i zdjęć wykonanych przed teleskopy kosmiczne. Mam tak skonfigurowane wiadomości w googlach, że prędzej dowiem się o odkryciu nowej planety czy też jakie postępy uczyniła sztuczna inteligencja, niekoniecznie będąc na bieżąco z każdą polityczną potyczką.
Lecz pomimo tych fascynacji, nie potrzebuje otaczać się technologią w codziennym życiu, powiedziałbym nawet, że lekko uciekam od wszelakich ułatwień. Oczywiście nie wyobrażam sobie życia bez pralki i zmywarki (czasami myślę sobie co by było gdybym miała iść nad rzekę prać na tarze ubrania pięcioosobowej rodzinie ;) ) i mamy oczywiście "podstawowe" sprzęty AGD, które stały się normalnością w dzisiejszych czasach, ale nadal uważam, że zaparzanie kawy w kawiarce daje chwilę ukojenia, a kawa smakuje lepiej pomimo, iż trzeba na nią chwile poczekać. Nadal do paproszka na podłodze nie wyjmuję sławionego Dyson'a, nie mamy też jeżdżących odkurzaczy, tylko sięgam po normalną miotełkę i jednym ruchem mam problem z głowy. I chociaż mam telefon, super słuchawki oraz Spotify i delektuję się w ten "nowoczesny" sposób muzyką zwłaszcza w trakcie pracy, to jednak cała ceremonia przerzucania płyt, odkrywania starych perełek ma w sobie tyle uroku i tajemniczości, że nie mam potrzeby upraszczać pewnych czynności na siłę. To, że poświęcam czas na zaparzenie kawy, a nie wciskam jeden przycisk by biec w pędzie życia dalej, daje mi pewnego rodzaju ukojenie i poczucie, że jestem tu i teraz.
I żeby była jasność, nie neguję absolutnie technologicznych nowinek czy idei inteligentnego domu. Mam w swoim otoczeniu wiele kobiet, które mają rozsuwane na pilota zasłony, najnowsze modele wielu przydatnych gadżetów i rozmawiamy na te tematy wielokrotnie a ja podziwiam ich otoczenie z wielkim WOW. Jednak wracając do domu lubię ten swój analogowy świat. Lubię zatrzymać się chwilę, zrobić coś ręcznie, namacalnie. Podlać kwiaty z emaliowanej karafki (nie korzystając z inteligentnych donic), posłuchać bulgotania kawy w kawiarce, ugniatać ręcznie ciasto, delektować się zapachem prania wysuszonym na wietrze, malować ręcznie akwarelami, chociaż łatwiej i szybciej byłoby robić to na tablecie. W dzisiejszych czasach zyskane minuty przez szybsze wykonywanie codziennych sprawunków paradoksalnie nie dają nam więcej czasu dla siebie i nie czynią nas szczęśliwszych.
Wracając do perełki miesiąca to płytą, którą słucham dosłownie do zdarcia jest Peter Green i polska edycja albumu ze składanką piosenek z pierwszych jego płyt począwszy od 1979 roku z cudownym gitarowym brzmieniem. Płyta płynie jak masełko, przenosząc mnie w wyobraźni do samochodu, który przemierza Amerykę - jest to rodzaj płyty do słuchania w trakcie drugich czynności, ale ze specyficznym vibe, który nakazuje naszemu ciału poruszać się w takt muzyki. Mogę jej słuchać cały czas.
A jeśli mamy jeszcze pozostać w sferze analogowych rozwiązań, to pomimo, iż właśnie piszę do Was ten wpis na komputerze, to jestem zdania, że nie warto zapominać jak wygląda nasz charakter pisma i nadal kultywuje ręczne pisanie we wszelakich notesach, kalendarzach i zeszytach. Ostatnio zakupiłam ten uroczy planner, w którym nie tylko spisuję swoją codzienność, ale również zadaje sobie pytania i daje przestrzeń na refleksję.
Już od dawna miałam zamiar napisać na blogu na temat mojej aktualnej pielęgnacji cery. Robiłam nawet piękne zdjęcia danych zestawów (bo od ostatniego wpisu stosowałam najróżniejsze specyfiki) ale nigdy nie znalazłam czasu na ich opisanie. No właśnie.. tych specyfików w pewnym momencie zrobiło się tak dużo, że aż trudno byłoby je opisać. Krem na dzień, na noc, sera, krem pod oczy, toniki, hydrolaty. Wszystkie kosmetyki oczywiście z naciskiem na dobre składy, często w 100% naturalne. Jednak w pewnym momencie poczułam potrzebę mocnego uproszczenia swojej pielęgnacji wręcz do minimum i od kilku tygodni używam właściwie tylko tych kosmetyków.
Woda termalna, której używam rano/wieczorem zamiast toniku i w ciągu dnia jako odświeżającą mgiełkę na lato.
Krem nawilżający do twarzy w żelowej konsystencji to moje odkrycie. Potrzebowałam czegoś lekkiego, ale mocno nawilżającego i kojącego. Zawsze lubiłam żelowe konsystencję i na lato postanowiłam do nich powrócić. Żel stosuję zarówno na dzień i na noc i nie mam potrzeby używania osobno kremu pod oczy. 3 w 1. :)
Krem z filtrem SPF 50 to moja podstawa i naprawdę mocno wierzę, że stosowanie go od lat codziennie pozwoliło mi zachować cerę w dobrej formie. Ten okazał się fantastyczny ponieważ jest niesamowicie kojący i odżywczy. Nie wiem jak sprawdziłby się przy cerach tłustych, ale dla mojej spragnionej nawilżenia cery daje niesamowity efekt. Jestem pewna, że świetnie sprawdzi się również w innych porach roku.
To w tej chwili praktycznie wszystkie moje kosmetyki do twarzy nie licząc oczywiście etapu oczyszczania czyli mam płyn micelarny (który używam, gdy nie kąpie się wieczorem a w ciągu dnia nosiłam makijaż) oraz masełko do demakijażu i piankę do mycia twarzy (i to 2 etapowe oczyszczanie stosuję najczęściej). Jedyną dodatkową pielęgnacją są wszelakie maseczki, które stosuję regularnie w domu.
Z tym uproszczeniem pielęgnacji czuję się fantastycznie, moja cera dosłownie odpoczywa od kuracji z witaminą C, mocniejszymi składnikami, które czasami potrafią ją przytłoczyć. Po kilku tygodniach stosowania tego prostego zestawu mam odbudowaną barierę hydrolipidową a moja skóra nie jest już podrażniona i wysuszona. I chociaż nie wiem co by się działo dbam o skórę regularnie, nie omijając pielęgnacji i ochrony rano i wieczorem. Systematyczność daje największe efekty.
Pozostając w sferze beauty :) - ostatnio zajrzałam do poczciwego Ives Roche i nie wiem jak pokolenie Z, ale ja mam do tego sklepu sentyment. Szukałam zapachowego balsamu do ciała, by latem nie obciążać się dodatkowo perfumami, ale nie chciałam niczego sztucznego. Najpierw myślałam o Organique ale przypomniałam sobie właśnie o balsamach z IR. Pamiętam lato w 1996 roku (tak to ten czas, gdy pokolenie Z dopiero zaczęło się rodzić :P ), gdy na obozie nowo poznana koleżanka miała kulkowy balsam o zapachu wanilii. Te balsamy są do dziś! I chociaż era słodkich zapachów (uwielbiam kiedyś właśnie wanilię i kokos) już za mną, to zdecydowałam się na zapach mango i jestem zachwycona (aromaterapią ale również tym jak wygląda skóra po użyciu).
Na stoliku nocnym lubię mieć do stóp i rąk coś mocniejszego w formie gęstego balsamu lub masełka, więc tym razem wybrałam z Ives Roche poniższy produkt, który idealnie działa na ekstremalnie suchą skórę. Wiem, że tradycyjne kremy do rąk są tak skonstruowane, by można je użyć i dalej działać, jednak ja potrzebuję głębszego nawilżenia i takie są dla mnie zbyt delikatne (nie różnią się niczym od balsamu do ciała). Dlatego lubię mocne natłuszczenie i stosuje je w łóżku, gdy już nie mam zamiaru się stamtąd ruszać i produkt może spokojnie wchłaniać się przez całą noc. :)
Odkąd zostałam Mamą jestem bardzo wrażliwa na perfumy. Nie przepadam za bardzo intensywnymi, ciężkimi zapachami. Perfumy muszą być świeże, z cytrusową nutą, delikatne ale trwałe (długo utrzymujące się na skórze). Moim ogromnych uproszczeniem życiowym było odnalezienie swoich ukochanych perfum, które używam od lat niezależnie czy jest lato czy zima, na wieczór czy na dzień. Niezmiernie cieszę się, że powiedzieliśmy sobie TAK na całe życie. Nic innego mnie nie korci i ta sferę życia mam załatwioną. :) A używam tych perfum od lat.
Możecie się śmiać i drwić z mojej ostatniej obsesji, ale tego lata dosłownie rozkochałam się w koszulach nocnych rodem dawnych czasów. Zwiewne, romantyczne, sielskie wręcz...babcine! :) Tak, zdałam sobie sprawę, że od zawsze uwielbiałam takie klimaty. Stare meble, porcelana, przycinanie roślin w ogrodzie, pieczenie ciast i zapach prawdziwych książek. Mam starą duszę i cóż poradzić, że w takich klimatach czuję się jak ryba w wodzie.
Ale czy wiecie, że hasztag #grandmacore robi teraz ogromną furorę? Okazuje się, że styl we wnętrzach, który nostalgicznie przenosi nas do przytulnych, ciepłych domów, które kojarzą się z bezpieczeństwem w ramionach babci są odpowiedzią na spore już znużenie minimalizmem i nowoczesnymi wnętrzami.
W dzisiejszych czasach często odczuwamy potrzebę ucieczki od zgiełku i chaosu, które niesie za sobą współczesne życie i tęsknimy za harmonią, przytulnością oraz poczuciem bezpieczeństwa.
I w tym wszystkim mam taką małą refleksję: rób swoje a przyjdzie czas, że to co robisz wpisze się w końcu w kanon tego co jest mocno na czasie. ;)
Mam 4 koszule nocne tego typu, które nosze naprzemiennie. Szałwiową z kremową koronką, w niebieskie kwiatuszki, białą na ramiączkach (prezent na urodziny) i z kwiecistą łączką. I chociaż typowo wpisują się w klimat "grandma" czuję się w nich mega zmysłowo, kobieco i po prostu uwielbiam ten vintage vibe.
Zainspirowana prezentami urodzinowymi, gdzie w dużej mierze była to biżuteria, uczę się ją nosić na co dzień a nie tylko na wielkie okazję. Codziennie noszę kolczyki, ale jeśli chodzi o naszyjniki i pierścionki to dopiero teraz zaczynam doceniać ich użyteczność również w codzienności. Otwierane cudeńko z Animalkindom świetnie pasuje zarówno do zwiewnej sukienki jak i do T-shirta latem.
(Moja kochana Babi naszyjniki i korale nosiła również po domu. Ostatnio zredukowałam domowe ubrania i od jakiego czasu staram się ubierać schludniej również w domu. Zauważyłam, że po prostu lepiej się ze sobą czuję.)
A na koniec trochę wirtualnych inspiracji, które czasami będą się tu pojawiać. Piękne, wartościowe profile na Instagramie to moje małe poszukiwania. Często robię porządki w obserwowanych i chociaż trochę staram się mieć wpływ na algorytm, który króluje na moim koncie (na ile to jest w ogóle możliwe) bo wiem, że to co czytamy, oglądamy, jakie filmy wybieramy, jakie wiadomości do siebie dopuszczamy, ma ogromny wpływ na nasze samopoczucie.
Pierwszym zagranicznym kontem, które chcę polecić, gdzie styl grandmacore jest ultra seksowny a cały świat, który tam widzimy z rodem najpiękniejszej francuskiej bajki to profil Chloé Crane-Leroux. Jest przepyszna!
Z rodzimego Instagrama ostatnio jestem zachwycona Natalią Klimas-Bober. Jej cudny mazurski dom, świetny styl ubierania, dystans do siebie - nawet nie umiem tego wytłumaczyć, bo jak na nią patrzę to po prostu się uśmiecham. Zupełnie nie obchodzi mnie czy jest aktorką, czy też niektóre posty są sponsorowane, ja po prostu czuję, że mogłabym się z nią zaprzyjaźnić. :)
Kobiecość to chyba mocna domena moich polecajek. :)
Mam nadzieję, że wpis jest dla Was miłą niespodzianką, a już niebawem widzimy się w migawkach lipca. Ściskam Was mocno!
Dzięki za ten super wpis, muszę wypróbować te kosmetyki Avene, mam tylko jedną łagodzącą maseczkę z tej firmy. A koszule nocne są cudne ! Najbardziej podoba mi się biała ☺️
OdpowiedzUsuńUwielbiam te Twoje wpisy Gusiu. Czytam Cię od lat. Też mam starą duszę i nie zamierzam tego zmieniać🌻 pozdrawiam ♥️
OdpowiedzUsuńMuszę ustawić sobie Google żeby nie zaśmiecać głowy. Tez uwielbiam Natalie. To jest jakiś szyk z dawnych lat. Nawet te reklamy są wspaniałe ale to aktorka wiadomo. Między reklamami potrafi mądrego powiedzieć , poopowiadać o.ks8azkach i dać rady młodym dziewczynom
OdpowiedzUsuńPrzepiękne polecajki, wszystko mi się podoba. A te koszule nocne są śliczne 😍 czy mogę zapytać gdzie kupione. Uwielbiam taki styl i też mam słabość do filiżanek 💙
OdpowiedzUsuńNatalia Klimas mnie również zaciekawiła w tym miesiącu. Mamy podobne wartości w życiu i podoba mi się jej ekspresyjny sposób mówienia. 🙂
OdpowiedzUsuńAutorka bezplanera ostatnio rozwaliła discorda
OdpowiedzUsuńDokładnie.
UsuńGusiu, a zrobiłabyś taki post o schludnych „ciuchach po domu”? Muszę zmotywować się i też korzystać z biżuterii na codzień, a w domu nie siedzieć w wyciągniętych dresach tylko 😅 świetny post!
OdpowiedzUsuńTak, tak, bardzo prosimy o taki wpis! W dobie 'home office' fajnie byłoby się zainspirować
UsuńPoproszę o wszystkie posty z obiecanymi przepisami: na tort oraz na sałatke.
UsuńOj gdybym tylko miała więcej czasu na pisanie. :)
UsuńNie każdy sobie zdaje sprawę z tego, że zrobienie zdjęć, przygotowanie ich, napisanie treści, edycja tekstu - to naprawdę kilka/naście godzin poświęconych na wpis. Oczywiście będę starać się zawierać tu Wasze propozycje - myślę, że przepis na tort ma szanse pojawić się na blogu, ale zrobię go oczywiście przy okazji najbliższych rodzinnych urodzin, bo nie planuje robić tortu pod wpis (jak pewnie zrobiłby jakiś komercyjny blogger, gdyby przy okazji miał zareklamować jakiś sprzęt).
Staram się kochani bywać tu naprawdę często od.. kilkunastu lat.
Jednak specyfika mojego świata jest dość skomplikowana - życie rodzinne, zawodowe i domowe to 99% mojego czasu. Ale i tak jestem mega dumna z 4 wpisów w lipcu, z trójką dzieci w domu, z pracą gdzieś pomiędzy, z codziennymi wizytami u Taty w szpitalu, z domowo-ogrodowymi obowiązkami, z pakowaniem i wypakowaniem, z całą rodzinną logistyką i walką o życiową energię na to wszystko. Proszę o wyrozumiałość. :)
Buziaki i do napisania!
To proszę w takim razie nie obiecywać ;) Bo już wiadomo, jak było z postem o porodach. Dużo obiecywania, a potem jakaś wymówka.
UsuńTAK, zdecydowanie nie będę już obiecywać (chociaż watpię by tu kiedykolwiek padło slowo "obiecuje" czy "przyrzekam" a raczej jakieś wstępne plany). Nic nie obiecuję, zwłaszcza po tych dopytywaniach o wpisie o porodach który deklarowałam prawie 5 lat temu 🤭 i wciąż muszę odpisywać dlaczego go nie ma i nie będzie. 🙃 Mam nadzieję, że to jest już jednak jasne i klarowne. 😉
UsuńGusiu skąd te piękne koszule?
OdpowiedzUsuńKupione w różnym czasie (ale w tym roku) w TKMaxxie
UsuńFiliżanka urocza! Też ostatnio lubię buszować po kontach na instagramie z przedmiotami z pchlich targów, można się wciągnąć :) Lubię też obserwować Anię Starmach, jak pokazuje sielskie życie w swoim domku na wsi lub teraz na wakacjach na Mazurach. A przy okazji dzieli się prostymi przepisami. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za inspiracje ☺️
UsuńOgromnie mi się podobają Twoje wpisy z inspiracjami. Wiadomo, nie biegnę kupować tego co rekomendujesz, ale samo patrzenie na dobrane ze smakiem przedmioty daje sporo przyjemności.
OdpowiedzUsuńTeż jestem fanka porcelany z drugiej ręki a ten Twój ulubiony kubeczek jest w 100% w moim stylu, uwielbiam delikatne wzory kwiatowe na porcelanie.
Rozumiem tez Twój sentyment do Yves Rocher, sama do niego wracam co jakiś czas, bo zakochałam się lata temu w ich balsamach. Poza tym prawie wszystkie kosmetyki Yves Rocher mają przyjemny, ale nie przytłaczający zapach. Uwielbiam :)
Naprawdę podziwiam Cię za świadomość samej siebie♥️ Chciałabym być na tym etapie🤗 Piękne inspiracje♥️♥️
OdpowiedzUsuń