Nasi przyjaciele - Ania z Łukaszem mawiają, że wokół Świąt Bożego Narodzenia grasuje Zły Duch Wigilijny, z którym codziennie musimy stoczyć walkę, by ostatecznie wygrała prawdziwa magia świąt i zapanował pokój i szczęście. Do tego czasu może się zdarzyć kilka niepowodzeń, wpadek, rodzinnych 'dramatów' czy tarapatów, ale w tym wszystkim chodzi o to, by się nie poddawać, bo dobro przecież zawsze zwycięża. :)
W dzisiejszy dzień również wkradał się Zły Duch Wigilijny, gdyż wszystko leciało mi z rąk, ciągle o czymś zapominałam, czułam wewnętrzny pośpiech i wypadło kilka nieplanowanych rzeczy do zrobienia. Ale wciąż myślałam o tym, by się nie zamartwiać, że jeszcze dzień, dwa i duch sobie pójdzie, bo my absolutnie nie mamy zamiaru się poddawać! :)
Początek dnia to nasza słodka krzątanina. O ile jest łatwiej, gdy podczas moich porannych rytuałów, Pan Poślubiony robi nam śniadanie i kawę i jakoś tak płynnie wymieniamy się obowiązkami. Co dwie pary rąk, to nie jedna. :)
Poranek upływa nam na porządkach i domowej krzątaninie. Święta tuż tuż.
Następnie udajemy się do serwisu, by naprawić mój telefon. Niestety dziś nawet się nie włączył... więc szanse są marne. :( Co będzie dalej dowiem się w poniedziałek.
Jadąc na miejsce zjadam gruszkę w czekoladzie, którą kupiliśmy wczoraj.
Korzystając z tego, że serwis znajduje się w galerii, robimy małą rundkę po wybranych sklepach w celu kupienia ostatnich prezentów.
I ukochany H&M Home. :)
Następnie wybraliśmy się na kawę i ciastko. Muszę Wam się przyznać, że kompletnie nie rozumiem fenomenu sieci Starbucks. To było moje kolejne podejście i chyba ostatnie. Smak kawy i ciast mocno przeciętny! Poza tym panuje tam jakiś taki hałas - i nie chodzi o klientów, ale o krzyki za ladą nawołujące osoby do odbioru, które obudziły Marysię. No tak nie może być! ;)
Wracamy do domu. Idziemy na chwilę do moich rodziców, a tam ścinam mojego brata. Wczoraj ścinałam Tatę - tak, jestem rodzinną fryzjerką. :)
Marysia i zwierzaki jedzą obiadek, Pan Poślubiony pojechał do paczkomatu, a ja ogarniam kuchnię, w której znów zapanował chaos. :)
Szykujemy się do wyjścia. Dziś wybieramy się z wizytą do siostry Pana Poślubionego i małego Tymka, który ma śliczny pokoik. :)
Marysia i Tymek sobą zachwyceni jak na cioteczne rodzeństwo przystało. :)
Czas znów zwolnił i zapanował spokój ducha. Tego było mi trzeba.
I taka spontaniczna sesja. :)
Między Marysią a Tymkiem jest 9 miesięcy różnicy.
Po powrocie do domu pakowanie ostatnich prezentów.
Zły Duch Wigilijny chyba odpuścił, bo było to niezwykle miłe popołudnie, a później spokojny, uroczy wieczór w zaciszu Magicznego Domku.
Wy też nie dawajcie się Złemu Duchowi! :)
Do napisania już jutro!
P.S Na szczęście mam swój aparat fotograficzny, więc cykl jak najbardziej będzie kontynuowany, chociaż widzę, że jakoś zdjęć jest gorsza! Oby szybko coś się wyjaśniło.
Buziaki!
Złe duchy precz, Maluchy świetne, a kawy z S tez nie lubię ;-) trzymam kciuki za telefon!
OdpowiedzUsuńGusiu, jesteś chyba pierwszą blogerką która otwarcie pisze że nie lubi Starbucksa :-)))
OdpowiedzUsuńMieszkając w UK mam do dyspozycji zwykle trzy sieci kawiarni - Costę, Nero i właśnie Starbucks. Najbardziej lubię kawę z Costy, ciasta z Nero, a do Starbucksa podchodziłam 5 razy. 5 różnych wizyt w różnych miastach i nigdy nie wyszłam stamtąd zadowolona.... Uff.. myślałam że tylko ze mną jest coś nie tak ha ha ha :-) Wszystkiego dobrego Gusiu na święta ! Pozdrawiam !
Uwielbiam Twój Świąteczny cykl :) Dobrze, że nie dałaś się Złemu duchowi ;) my też się nie poddajemy i atmosferę Świąt u mnie czuć coraz bardziej i bardziej i bardziej :)
OdpowiedzUsuńU nas Zły Duch Wigilijny coś od początku grudnia gości i nie możemy go coś wygonić - i to jeszcze chodzi za moją drugą połówką! Zaczęło się niewinnie - od leczenia kanałowego zęba u dentysty 1 grudnia, potem konieczna była druga wizyta jeszcze, co nas troszkę kosztowało. Ale w zeszłą niedzielę, jak wracał z pracy - miał stłuczkę, pewna pani wymusiła pierwszeństwo + jak już wrócił do domu to skruszył sobie ząb... Dobrze, że chociaż mamy samochód zastępczy, to chyba jakoś na święta do rodziny się doczłapiemy, jeśli naprawa potrwa dłużej. A wczoraj... Cóż, dostał dziwnego uczulenia na twarzy, a jeden bąbel miał z 2 cm na 2! Ocet szczęśliwie pomógł i maść na ukąszenia, więc obyło się bez lekarza, ale nie wiemy cóż to było i przez co - może coś go ugryzło w szopce u moich rodziców, jak pomagał teściowi, a może jest uczulony na odmianę świerka, który pomagał przenosić i igły go uczuliły? O innych drobiazgach nawet nie wspominam, ale ten grudzień to dziwności nad dziwnościami!
OdpowiedzUsuńGusiu! Uwielbiam ten cykl, ale też i inne posty na Twoim blogu.Od wczoraj nadrabiam archiwum Twojego bloga, pomimo że czytałam te posty wcześniej regularnie. Bije od Waszego Domku ciepło, radość i miłość. Buziaki :******** Ania
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten cykl z Tobą ;)
OdpowiedzUsuńTen wpis spadł mi z nieba bo właśnie mnie Zły Duch opanował i juz miałam stwierdzić, że nie dam rady, usiadłam na chwile a tu Twój post. Od razu mi lepiej, Dziękuję! :-)
OdpowiedzUsuńGusiu zdejmujcie Marysi kurtkę przed włożeniem do fotelika samochodowego. Naprawdę niebezpiecznie jest przewozić dziecko w puchówkach. Podczas wypadku kurtka się zgniata i zostaje między dzieckiem a pasami tyle miejsca, że dziecko wypada z fotelika... I porządnie dociągajcie pasy. To naprawdę bardzo ważne. Zresztą dorośli też absolutnie nie powinni jeździć w kurtkach. Zwłaszcza jak ma się małe i mało bezpieczne auto. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPierwsze na co zwróciłam uwagę to na cudowny papier pakunkowy, drugie to niechęć do Starbucksa (też nie rozumiem).
OdpowiedzUsuńMarysia z Tymkiem- cudowne dzieciaczki! :)
Dziś po raz pierwszy zajrzałam na Twojego bloga. Jest po prostu znakomity, uwielbiam czytać jak mija komuś dzień, co robi, cudne zdjęcia wszystko jest naprawdę super!!!!
OdpowiedzUsuńPS.
Denerwuje mnie tylko, że używasz tego zwrotu Pan Poślubiony cały czas ale jakoś to muszę znieść pewnie.
Pozdrawiam serdecznie!
Gusiu u nas zły duch od listopada...chorobsko goni chorobsko...dwójka dzieci ciągle chora z małymi kilkudniowymi przerwami. Dziś u młodszego wyklula się angina...a mieliśmy sprzątać i pierniczyc...czasem mam ochotę poddać, ale wierzę w ta magię, że może w końcu to się skończy. Masz cudowna rodzinę, dom. Codziennie czekam na nowego posta. Podziwiam i pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńOlu, ale jak trzymać dziecko w sweterku w samochodzie, które po wejściu ma tyle stopni co na zewnątrz? Pasy są mocno dociągnięte, że ledwo ją możemy zapiąć. Na dłuższe podróże owszem, ale my przemieszczamy się góra 20 min bo wszędzie mamy blisko. Nasz samochód nie zdąży się ogrzać.
OdpowiedzUsuńPomyślimy co z tym fantem, można niby zdjąć i przykryć kocem, ale takie rozwiązanie raczej gdy jedziemy oboje z mężem. Wokół fotelików jest teraz masa nagonki. Oczywiście jestem za bezpieczeństwem i wszystkim, ale nie ma idealnego sposobu przewożenia dzieci. My wychowaliśmy się bez fotelików i nikt nie może z góra zakładać, że będzie miał wypadek. Będziemy myśleć co zrobić.
Ja tez mam w nosie ta nowomode na Starbucksa. Mi najlepiej smakuje kawa z mojego ekspresu. Nie lubie wielkich kaw, ktore sie nigdy nie koncza. Wiola
OdpowiedzUsuńSa na YT filmiki, ze nie trzeba kurtki sciagac calkowicie tylko tak jakby wyjac rece i ramiona, obejrzyj sobie, moze sie przyda.
OdpowiedzUsuńPs. Komentarze typu: my wychowalismy sie bla bla sa troche...hmmm slabe, bo rownie dobrze mozna tak powiedziec o zmywarce, pralce, nawilzaczu, namiocie itp a jednak wszystkie te rzeczy kupilas!
Cieszę się że seria jest kontynuowana bo muszę przyznać, że z niecierpliwością czekam zawsze na posta. Moje życie jest jeszcze w stanie nieustalonym i zabieganym (studia) i bardzo miło jest popatrzeć na Was. A zdjęcia maluchów bardzo słodkie :) Buziaki
OdpowiedzUsuńCUDOWNE SŁODZIAKI
OdpowiedzUsuńKiedyś lubiłam Starbucksa, ale od pewnego czasu też mnie irytuje. Nie przepadam za takim bezpośrednim podejściem do klienta, dlatego czasami podaje im trudne zmyślone imiona...mój strajk przeciwko tej polityce.
OdpowiedzUsuńP.S inspirujesz mnie do bycia lepszą wersją samej siebie :)
Hej, gratuluję fajnej serii wpisów. W sprawie fotelików i kurtek polecam patent z sieci: wkładam dziecko do fotelika, rozpinam mu kurtkę, zapinam pasy fotelika, a następnie kurtkę dziecka. Wtedy mam pod pasami o jedną warstwę mniej, co chyba rozwiązuje sprawę. Niestety nie jest to możliwe przy kombinezonach.
OdpowiedzUsuńTa galeria to Sukcesja?
Magda
Magda - o dobry patent. W takim razie pozostaje wprowadzić go w życie i w taki sposób zapinać pasy! Tak tak to tam :)
OdpowiedzUsuńZ tym Panem Poślubionym to taka tradycja - zaczęło się od Pana Narzeczonego, gdy jeszcze jakoś naszych imion nie podawałam i tak zostało od lat. Mąż to takie oficjalne no! ;)
OdpowiedzUsuńOj, jak ja lubię te dni spędzone z Wami.Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńGosiu do napisania komentarza zbierałam się bardzo długo. Uwierz mi, że bardzo długo także zastanawiałam się jak ubrać w słowa to co czuję i najgorsze jest to, że teraz kiedy już zaczęłam, to nie wiem od czego zacząć :)
OdpowiedzUsuńChciałabym podziękować Tobie i całej Twojej rodzince za te wspaniałe wpisy! Uwielbiam Twojego bloga i czytam go z zapartym tchem. Nie wiem czy jesteś tego świadoma, ale jesteś dla mnie niesamowitą inspiracją! Z Waszego świata bije tyle ciepła i tyle mądrości, że działa to na mnie jak największy motywacyjny kopniak! Jakiś czas temu sama prowadziłam bloga, w którego wkładałam wiele serca, ale z powodu splotu bardzo trudnych dla mnie i smutnych zdarzeń jakoś nie mogłam się przełamać, by znowu zacząć pisać, choć bardzo mi tego brakowało i brakuje. Niestety do tej pory świadomość, że na bloga zaglądają też osoby, które wykorzystują przeciwko mnie wiadomości, które tam umieszczam blokowała mnie skutecznie, ale do czasu! Dzięki Tobie kochana i dzięki temu co pokazujesz światu mam pewność, że pisząc bloga można robić wiele dla innych i to wiele dobrego. Dzisiaj się przełamałam i napisałam posta...jeśli będziesz kiedyś miała ochotę to zapraszam do mnie i mojego świata. Jeszcze raz dziękuję i z wielką radością wyczekuję każdego kolejnego wpisu o Waszym świecie...
Cudownie, że cykl trwa mimo awarii telefonu :) Gusiu jaki macie fotelik samochodowy? O markę pytam ;)
OdpowiedzUsuńMarysia urocze rumieńce ma, szalała z Tymkiem i jego zabawkami pewnie:) A Tymek przystojniak i jaki juz duży chłopczyk. Ja również nie lubię kaw w sieciówkach, wole ze swojego ekspresu, wtedy nie smakują jak woda z cukrem i mlekiem. Świetny post Gusiu!
OdpowiedzUsuńNo to już wiem, czemu właśnie wczoraj pochlapałam sobie tłuszczem moją nowiutką sofę ;) Taka wisienka na torcie świątecznych przygotowań :D
OdpowiedzUsuńCo do Starbucks - nigdy nie piłam tam kawy i bardzo bym chciała spróbować, żeby się przekonać, czy słuszne są te pochlebne, czy niepochlebne opinie ;) Uwielbiam kawę, ale zawsze wybierałam takie najmniejsze kawiarenki. Mam jedną w Krakowie, w której "maszyna" do parzenia kawy wygląda jak mini kombajn :D A bita śmietana podana do espresso śni mi się po nocach :)
A kysz zly duchu.....jajosc zdjec jest dobra Gusiu tu nie chodzi o piksele tylko o Wasze kochane buzki skoro sa jest super ...buziaki Gosia M.
OdpowiedzUsuńOdnosnie bezpieczeństwa w czasie jazdy to zdjęcia w czasie prowadzenia samochodu nie są potrzebne. Wszystko inne miód malina:) ps.zazdroszczę wam że z P.P. tworzycie taki zgrany team.
OdpowiedzUsuńGusia, nie upadla na głowę, żeby robić zdjęcia jadąc samochodem, są postoje na światłach. Proste jak budowa cepa. Oburzona Sylwia
OdpowiedzUsuńFajne dzieciaki:) Niedługo tej różnicy nie będzie widać:) Mam nadzieję, że Twój telefon uda się naprawić. Do mnie wczoraj wkradł się zły duch świąt i dziś w sumie też jest tak sobie;(
OdpowiedzUsuń